" W kamienicy mieszkałem od tygodnia, kiedy na skrzynce należącej do mieszkania nr 2 zobaczyłem dziwną wizytówkę. Widniało na niej nazwisko wydrukowane elegancką kursywą : Panna Holly Golightly , a pod spodem napis : w podróży.
Całość prześladowała mnie niczym natrętna melodyjka : Panna Holly Golightly, w podróży."
Truman Capote, Śniadanie u Tiffany`ego.
Całość prześladuje mnie od wczoraj niczym natrętna melodyjka. W podróży.
Jak bardzo chciałbym i ja mieć taką wizytówkę. Wreszcie, ileż to roboty ? Nigdzie nie mieszkać na dłużej, na stałe, na dobre, na zasiedzenie, na wywieszenie prania i kubek ze zmywarki, co lubię go najbardziej. Od nikogo nic nie chcieć, do nikogo nie
należeć. Nie przywiązywać się, nie przynależeć, nie marzyć, nie oczekiwać, nie tęsknić.
Ale czyż nie tak już właśnie mam ? Przecież to nie tylko kawałek
tekturki o standardowych wymiarach, tak, aby zmieściły się do typowego
wizytownika mnie określają. Jesli jednak nie on - to co innego ? Czy jest to zaledwie pełna garderoba, pusta lodówka, zapomniana wywiadówka, budowa daleko, klient marudny, frankowy kredyt ?
Przypadkowo poznany ( .. no i po co aż takie duże słowa ? ) wczoraj mężczyzna zareagował na moje nazwisko standardowo : ` czy jest pani rodziną tego znanego urologa..? `
A więc dobrze, bardzo dobrze, znakomicie wręcz. Jestem na dobrej drodze. Nie kojarzy mnie z moją robotą ( raczej - mylnie - z robotą urologa) , z moim tak zwanym biznesem, interesem, interesikiem lepiej byłoby rzec. Nie kojarzy mnie z moją rodziną, bo ta już nie istnieje. Nie kojarzy mnie z moim pisaniem, bo i jego nie ma. Jestem na najlepszej drodze do znikania.
alejadrzew, w podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz