poniedziałek, 19 maja 2008

_Witam Panią_


"DZIEWCZYNA NA DACHU"
kryminał w odcinkach

odcinek II pt. : Witam Panią...

Leżąc na sofie w dusznej sypialni Marianna po raz kolejny przywoływała w pamięci fatalne wydarzenia poprzedniego wieczora, i kilku wcześniejszych, i wcześniejszych , i kolejnych .. Wczoraj przesadziła z winem : miała więc lekkiego kaca, była zła i zmęczona. Uporczywie , jakby robiąc samej sobie na złość, wracała myślami do dnia w którym pierwszy raz spotkała Edwarda na bankiecie w zatłoczonym foyer starego teatru..

Gdybym wtedy miała dość rozumu, żeby nie zaczynać tej pozornie błahej zabawy, dziś być może nie leżałabym na tej cholernej, rozpalonej patelni, jak kotka na blaszanym dachu i w nie planowała ucieczki z tego przeklętego miasta..
Dziś, wczoraj, jutro, kiedyś .. Idiotyczna śpiewka, lepiej myśl, myśl, kombinuj, zamiast biadolić,i roztrząsać , kobieto..

Edward był szpakowatym mężczyzną koło sześćdziesiątki. Wypadek samochodowy, któremu uległ kilka lat wcześniej sprawił, że - niegdyś wysoki i postawny - dziś był przygięty do ziemi i poruszał się z wyraźnym trudem.
Mimo widocznego kalectwa było w nim coś nieodmiennie pociągającego i kobiety – niezależnie od wieku, pozycji społecznej i urody – lubiły z nim rozmawiać.
Być może działo się tak za sprawą uważnych , szarych oczu w siateczce zmarszczek – Edward umiał kobiet słuchać, a przynajmniej znakomicie potrafił to udawać.
W młodości z zamiłowaniem grał na wyścigach - spędzał na sopockim Hipodromie i warszawskim Służewcu długie niedzielne przedpołudnia, zostawiając tam dziesiątki tysięcy ówczesnych bezwartościowych złotych. Z tego okresu pozostała w nim słabość do kobiet szczupłych, rasowych, o wąskich pęcinach , i szerokich biodrach, lekkich w konwersacji i bystrych w łóżku.

Nigdy nie pozwalał paniom płacić rachunków w barze, podawał im ogień wstając, odsuwał krzesło i nie dawał odczuć, że nudzi go ich szczebiotanie, nawet, gdy po raz ostatni zamykał za damą drzwi taksówki.
Kobiety od progu wyczuwały ten jego staroświecki charme, i bezwiednie wciągały brzuchy i napinały pośladki kiedy Edward wchodził do pokoju.
Nosił się z pewną nonszalancją, która dodawała mu uroku i odejmowała lat : zawsze lekko nieogolony , z półdługimi włosami zaczesanymi do tyłu, w artystycznym nieładzie, w jednorzędowych marynarkach o dobrym kroju i znakomitych tkaninach. Nie przywiązywał już co prawda wagi do stroju, tak jak czynił to w młodości , jednak nadal potrafił ubrać się z wdziękiem i fantazją.
Był jednym z mężczyzn, o jakich zwykło się mawiać, że są bywalcami salonów. W dzisiejszych czasach, gdy salon to miejsce z laboratoryjnie czystą, otwartą kuchnią i dużym płaskim telewizorem - mężczyźni tacy jak Edward bywają raczej w modnych klubach, na wernisażach nikomu niepotrzebnych obrazów,lub na wkopaniu kamienia węgielnego pod kolejne centrum handlowe.
Edward pracował kolacjami.

Marianna spotkała Edwarda na jednej z takich właśnie kolacji – proszony bankiet po premierze głośnej sztuki przyciągnął świat i światek Trójmiejskiej socjety ..
Zwróciła uwagę Edwarda trochę zbyt hałaśliwym zachowaniem jak na to miejsce i ten moment wieczoru – wynik zbyt wielu kieliszków Shiraz wychylonych pospiesznie na nudnym bankiecie, nerwowości dzisiejszego dnia i niechęci do następnego.
Gdy zobaczył ją po raz pierwszy - stała przy szerokim oknie , wyprostowana, swobodna, i lekko wstawiona , w towarzystwie kilku mężczyzn, chłonących jej słowa i zapach perfum z należytą uwagą.
Marianna nie była piękna. Miała w sobie jednak pewną perwersyjną nerwowość, jakąś kocią energię , skrywaną namiętność - coś jak schowany głęboko żar, o który mężczyźni tak lubią walczyć. Była bystra, zwykle wesoła i świetna w łóżku, i choć mężczyźni chętniej umawiali się na kolację z młodszymi i ładniejszymi od niej, jednak żadna nie należała do tej ligi co ona.

W rzeczywistości Marianna nie była wcale tajemnicza, była po prostu trochę znudzona i bardzo już zmęczona. Była bez pracy i bez widoków na nową, na lodówce piętrzyły się niezapłacone rachunki, a telefon z zamówieniami na kolejną partię biżuterii dzwonił zbyt rzadko…

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz