środa, 9 kwietnia 2008

...kaczki za wodą...

We wstecznym lusterku czerwona twarz kierowcy srebrnego Passata ; zmiął w ustach jakieś przekleństwo, kiedy po kilku próbach nie udało mu się wcisnąć na lewy pas. Wrzuciła migacz i puściła go przodem; miała na dziś dość tych wyścigów. W samochodzie było za ciepło, na podłodze po stronie pasażera poniewierały się resztki wczorajszego lunchu, szminka, puderniczka, sobotnia Wyborcza, kilka płyt.. Rozluźniła szalik, skręciła ogrzewanie, było jej niedobrze.

Zabiegi na szosie przypomniały jej dziecięcą zabawę z przedszkola.. Jest więcej dzieci niż krzeseł, gra muzyka, malcy chodzą wkoło .. Kiedy melodia się zatrzyma, wszyscy starają się usiąść na wolnych krzesłach.. jedno z dzieci zawsze odpada, krzeseł jest mniej niż uczestników. Przed oczami stanęły jej te wszystkie bale, papierowe kotyliony, spódniczki z krempliny, grube rajstopki, korony z karbowanej bibułki, słodki smak lemoniady, wysokie szklanki z cukrowym brzeżkiem, które przygotowywała dla gości mama. Mama.. Elegancka, cudowna, arystokratycznie piękna, mistrzyni przyjęć, maitre `di każdej sali, Królowa Śniegu..

Jak się nazywała ta zabawa ? Jak to było.. ? Nie znosiłam tego – przepychanki, wyścigi, kto pierwszy, kto silniejszy, kto dorwie to krzesło, kto wygra kolejną rundę ?.. Zupełnie jak tutaj, wyścigi między światłami .. Obrzydlistwo. Może i lepiej , że teraz na kinderbalach dzieciaki w wirtualnych strzelankach Counter-Strike zabierają sobie kolejne życia .? Dietetycznego chleba i elektronicznych igrzysk daj nam Panie.. Albo dietetycznej Coli..

W przedpołudniowym słońcu jezioro wyglądało jak zimna lawa srebra, zamknięta w prostokącie passepartout : brzeg – las - brzeg .. Chłodna szarość, kilka domów, , miejsce na mapie, kalka ze szkolnego atlasu. Nieruchoma prawie tafla wody wydawała się być namacalnie wręcz lodowata, mała grupka kaczek kołysała się na falach.. Było wreszcie cicho, pusto. Wokół zrobiło sie tak dużo powietrza..

Po co ciągle to sobie robię ? Wszystkie te złe myśli z dziś już mi uleciały, takie niepotrzebne, nieważne, chętnie bym je cofnęła, lub zapakowała ciasno i wrzuciła do zimnej wody..

Zaparkowała samochód na poboczu i zeszła do jeziora. W powietrzu czuć było dym z pobliskiego obejścia. Szczekał pies. Lodowatymi dłońmi wyszukała pierwszy płaski kamień , szary i brudny od piasku.

Pierwszy kamień miękko plusnął w lodowatą wodę, kręgi rozchodziły się powoli.. na gładkiej tafli jedna zmarszczka goniła następną.. Zimne kamienie śmigały w powietrzu - czwarty, szósty, siódmy.. Z każdym kolejnym przychodził spokój.
W kieszeni zapiszczała komórka. Pora wracać. Czekał na nią.

[Studzienice, 03.04.08.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz