niedziela, 28 grudnia 2008

rekonwalescencja

Codziennie budzę się z głową pełną snów z mojego poprzedniego życia.

Z kawałeczków wspomnień układają mi się całkiem nowe etiudy, opowiadania, nowele, szkice, historyjki, anegdoty, prawie dramaty, z bohaterami, wątkami, z początkiem, rozwinięciem, często...bez zakończenia.

Na szczęście - bez zakończenia.

Nie przypuszczałam nawet, jak bardzo jestem zmęczona, jakbym w tym moim poprzednim zyciu nawet w nocy z wysiłkiem podejmowała próby bycia sobą.

Lub oszustwa, że oto sobą właśnie jestem.



******



Zamilkłam, brakuje mi moich słów. Liz Gilbert napisała kiedyś :



"(...) skąd mi się bierze miejsce w mózgu na magazynowanie tych słówek ?


Mam nadzieję, ze mój umysł postanowił wyrzucić trochę starych, negatywnych mysli i smutnych wspomnień, i wypełnić miejsce po nich nowymi, lśniącymi słowami.."



Ja nie jestem jeszcze w tym miejscu.

Wydaje mi się raczej, że pokaleczyłam mój umysł, i on nie umie jeszcze gromadzić nowych, lśniących słow.

Teraz jestem jakby na leczeniu słów, w sanatorium słów, nawet nie na słów odwyku, bo po co byłoby mi odwykać od tego, co naprawdę kocham ?

Kojąca moc snu wyrzuca ze mnie negatywne myśli i złe wspomnienia, jednak czuję, że słowa przesuwają się tylko w mojej głowie jak twardy, hokejowy krążek na zimnej tafli lodowiska.

Zimny, nieprzyjazny lód, ograniczony bandami moich wspomnień, od nich odbija się kilka nieporadnych słów, ciemnych i niezdarnych na tle białej, zmrożonej powierzchni.



środa, 17 grudnia 2008

Palcie ryż każdego dnia

"(...)i zawsze , wszędzie znajdą się ludzie, którym przeszkadzać będzie widok człowieka, który idzie, nie prosząc o nic.(...)
Marek Hłasko "Palcie ryż każdego dnia"

I się znaleźli. A ja - zamiast pisać - zamilkłam.
Zesmutniałam. Zmieniłam.

Teraz czekam na samą siebie.
I sama od siebie nie wiem , czy się doczekam.

Czy po wszystkich rozczarowaniach tymi, którym przeszkadzał widok człowieka, który idzie, nie prosząc o nic.. - będę umiała jeszcze widzieć, myśleć, pisać, słowa na lepsze czasy układać w magazynie .

I dokąd takie czekanie mnie zaprowadzi ? Nie wiem. Poczekam.
A xmaseve, MagWoyTass, gapminded, filhalandilas, Bielasom, Karolinie, Marcinowi..i wszystkim, którzy zechcą czekać na mnie ze mną - dziękuję.
Naprawdę: d z i ę k u j ę.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

...co dalej ?

Nie o grzechy mnie pytaj,

co zostało we mnie ?

Ile szczerości tego, co już było dawno,

ile uśmiechów wcześniejszych od myśli,

niewinności jak długowłosego jamnika,

albumu z wierszem:"kto bibułę buchnie, niech mu łapa spadnie",

snu od bólu głowy

liścia wiązu co drapie

serca widzącego bez okularów

barwy, której uczyłem się jak muzyki


kamienia wystrzelonego z procy, który nie doleciał jeszcze do ziemi

modlitwy szumiącej jak ogień

siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka,

pokazującej mi język po drugiej stronie lampy

słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy

sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę



i tego niewiadomego - co dalej ?



Jan Twardowski

sobota, 13 grudnia 2008

jak pies z kotem...

czyli idealny plan na Święta - pogódźmy się ! Wszyscy.

sny kolorowe

Słyszę głośne: koniec,koniec, muszę jeszcze mieć siły na tyle rzeczy, mam tak daleko, i jestem głodna. Na plecach nieprzyjemnie czuję strużki potu. O świcie zmęczona potykam się przez długi, ciemny korytarz. Jak trofeum zdobyte w walce przyciskam do boku złamaną rękę. Lewą ręką podnoszę niezgrabnie czajnik elektryczny, nalewam wodę, wsypuję do kubka kawę.
Boli mnie oko, chyba dostałam, nie widzę wyraźnie, okulary?, gdzieś się zapodziały, nie ma ich. Cały czas jest ciemno, wysiadły chyba wszystkie światła, przypominam sobie nagle, że byłam na wczoraj umówiona z elektrykiem, który się nie pojawił.
Zamiast swojej brudnej od dymu twarzy widzę w wysokim lustrze rozczochraną postać w piżamie, która klęczy na podłodze, i lewą ręką trzyma kubek, a prawą, nienaturalnie podgiętą przyciska do boku.
Jest piąta rano. Za oknem ciemno.
I dlaczego ja wszystko robię lewą ręką ?
Kuleję, wracając do łóżka. Strzały ucichły.

czwartek, 11 grudnia 2008

Cebula




















We czwartki jestem cebulą.
Wożę ją w bagażniku.

Każdego czwartkowego poranka wkładam wysokie buty lub kalosze z wkładką, których nawet już nie czyszczę z błota, bluzę z kapturem, sweter, dżinsy,kurtkę. Zza czapki końca nosa nie widać, w ręce zimno, że trudno utrzymać ulubiony różowy kubek z kawą.
Budowa rośnie.
Budowa jest piękna.
Budowa pięknie rośnie.
Kalosze oblepia błoto, ręce pierzchną, z każdym tygodniem z tego wszechogarniającego zimna wyłaniają się nowe kształty.
Ciekawe, kiedy napiszę - otwieramy , zapraszamy ?
Wczesnym popołudniem zamglona autostrada niesie mnie do kolejnego wcielenia.
Podeszwa kaloszy trzyma mnie twardo przy ziemi.
Pora roku jest bez znaczenia - znaczenie ma wysokość obcasów.

Do drugiego wcielenia wchodzę na obcasach.
Kurtka ląduje na tylnym siedzeniu, z bagażnika wyjmuję płaszcz, dżinsy oddalone od ziemi wysokością obcasa nabierają nagle nowego fasonu i kształtu. Spod bluzy z kapturem wyłania się całkiem optymistyczna bluzka, która odsłania to i owo. Owo zasłaniam szalem.
Jeszcze kolczyki, jeszcze ciepły żakiet - w toalecie na stacji wchodzę w nową skórę.
Kilka spotkań, jedna narada później - bliska jestem trzeciego wcielenia.

W trzecie wcielenie wbiegam na szpilkach.
Żakiet na tylne siedzenie, krótkie kolczyki na dłuższe, dżinsy na pończochy i spódniczkę, blada szminka na czerwoną, jeszcze szybki ratunek makijażu w toalecie ( znów !), jeszcze pożegnanie z szalem, bluzka optymistycznie odsłania owo.

Kolacja, kilka lampek wina i kilkaset zdań nad stolikiem w ciepłym świetle knajpki później - zmierzam do wcielenia czwartego.
W przedpokoju zostawiam ubłocone buty, kurtkę, płaszcz, czapkę, rękawiczki.
Z parującym kubkiem herbaty w ręku znaczę w drodze do łazienki ślad swojego dnia.
Jak nić Ariadny wlokę za sobą kolejno : bluzę z kapturem, dżinsy, żakiet, optymistyczną bluzkę, szal, spódniczkę, pończochy,kolczyki.

Wychodzę z wanny, owijam się ręcznikiem.
W czwarte wcielenie wchodzę nago i boso.

środa, 10 grudnia 2008

krótki dystans

--> --> -->
(…)wsadzam palec w tarczę telefonu
kręcę nosem i wybieram
zgodnie z nim
odpowiada mi po drugiej stronie
głos w słuchawce odpowiada mi(…)
[Adam Nowak]


Nic nie odpowiada ten głos. Chodzi o to, że nie odpowiada n i c.
Po niewidzialnych nitkach pełzną banały. Wędrują truizmy. Rozwija się po drucie sieć bezpiecznych kłamstw. Smutek.
Czy kłamiesz bezpiecznie dlatego, że nie można cię na niczym złapać ?
Że nie masz sobie nic do zarzucenia? i dla kogo to jest bezpieczne?
Czy coś się stało ?
Tak.Stało się. Jestem rozczarowana.

wtorek, 9 grudnia 2008

"Langusta żywi się owocami morza, lecz gdyby mogła - jadłaby dżem"


To był ten dzień paskudny, który zaczyna się od rana, kiedy wieje, leje, i jeszcze na granicy snu myślisz, że to sobota, z tych seksualno-rozrywkowych sobót, z tych barowych, z tych przytulnych, kiedy zostaniesz w domu, pod kocykiem, i och, i ach.. Jednak budzisz się( a jednak się budzisz !), wstajesz zniechęcona i zła, i od razu ruszasz na wstecznym do wszystkich tych niechcianych zadań, które zgotował ci zły los, twoimi zresztą własnymi, zziębniętymi rękami.
To był ten paskudny dzień, i kiedy zaczął już biec, rozwijał się jak wrzeciono złej wróżki : MC* się spóźnił, bo budzik dzwonił godzinę, a ja nie wstałam, żeby mu przykopać, bo śniło mi się, że to sobota, z tych seksualno-rozrywkowych.., MD* wstała chora, i choć ulżyła sobie zwolnieniem z basenu, pomyliła godziny i pojechała o godzinę za wcześnie.
Pończochy zamiast znaleźć swoja parę puszczały do mnie oczka, spódniczki już wygniecione opuszczały szafę, bluzki podkreślały poranną bladość mojej twarzy, cień do powiek rysował mi cienie pod oczami, szminka lądowała na palcach zamiast na wargach, tusz do rzęs nie tuszował wczorajszego smutku, portfel ział pustką ostatniego kwartału w czasach recesji, a torebka nie potrafiła mi nic powiedzieć, bo sama miała naderwane ucho.
Kiedy zaczęłam podobno pracę - spotkania ( jeśli się już odbyły) toczyły sie monotonnie jak obładowany wóz na wyboistej drodze, gotowy do wywrotki, nadzory były pyskówką, a w miejscach pełnego zasięgu sieci mój telefon pozostawał głuchy.
Może i dobrze. I tak nie miałam nic nikomu o niczym do powiedzenia.
I nagle, kiedy wybiła godzina zero - mój paskudny dzień przewrócił się na plecy i pokazał mi swój miękki brzuszek.
Od tej chwili telefony zaczęły swoje staccato, i wszystkie przynosiły juz tylko dobre wiadomości. Klienci przemówili ludzkim głosem, jakby juz była co najmniej Wigilia, poznane dotychczas hiszpańskie zwroty znalazły nagle swoje miejsca w mojej głowie i w odpowiednim czasie wyskakiwały ze swoich przegródek jakbym była kujonem i pieszczoszkiem naszej pani, , zaś po zajęciach MC czekał na nas z pierwszą nagrodą za swoją fotę z pleneru i szczegółowo opowiedział nam, jak wybrano metodę głosowania w tym konkursie ( przez podnoszenie rąk).
Wracałam po 13 godzinach tego paskudnego dnia do domu, obładowana siatkami i książkami, , mądrzejsza o tryb rozkazujący czasownika, biedniejsza o kilka stów po świątecznych zakupach. Po drodze rozmawialiśmy z MD i MC o studiach, planach, szansach, przepisach, filmach, zdjęciach, zajęciach, Rejsie, prowincji, architekturze, kasie, jedzeniu, i domu starców.
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się: w sklepie, na ulicy, w aucie, w windzie, na schodach i jeszcze długo w kuchni, nastawiłam bigos, namoczyłam śledzie, ogarnęłam dom i spytałam się :
czy t o był ten paskudny dzień ?
Jeśli tak, to proszę tak częściej.

poniedziałek, 8 grudnia 2008

przeciąg trzaska złudzeniami

Za radą filhalandilas i ja podaję link , bo youtube figle płata i trzaska złudzeniami..

niedziela, 7 grudnia 2008

Wróżka

Siedział tu już trzecią godzinę. Zapach dworców zawsze był taki sam : niemytych ciał podróżnych, tanich papierosów, moczu, brudnej podłogi, wydawanych biletów, nudy. Zapach spóźnienia. Zapach czekania.

Radio w jedynym czynnym okienku, obok drzemiącej bileterki smętnie skrzypiało jazzem, gubiąc co chwila stację. Taka pora zawsze w czasie antenowym jest porą jazzu. To trochę tak jakby jazz dawali wtedy za karę, jak dają zimną mleczną zupę wszystkim tym maruderom, którzy spóźnili się na śniadanie w przedszkolu. Niechciane Rytmy. Przyszło mu do głowy, że tak mogłaby się nazywać taka audycja.

Witam państwa, dziś w naszej audycji Niechciane Rytmy usłyszycie wirtuoza trąbki..

Nie lubił jazzu, nigdy go nie rozumiał, jazz go drażnił , nawet w dobrych akustycznie salach koncertowych, cała ta kaskada dźwięków brzmiała dla niego jak hałas.

Wiadomości zero, już newsowy fajrant, nie ten czas, nie ta godzina, wszystko co najważniejsze dawno zdążyło się już wydarzyć : bomby zostały zdetonowane, pociągi wykolejone, huragany przeszły, ustawy nabierają mocy urzędowej w opasłych tekach. W takiej małej godzinie stacje radiowe mają wychodne od newsów , bo cóż można wtedy usłyszeć.. ? Ta półkula i tak przewraca się na drugi boczek, gdy druga wstaje. Rozbiegówka dnia następnego : wybuchy poczekają do rana, mordercy zasnęli snem niewinnych, wysocy urzędnicy zeszli z mównic, a mali podatnicy i tak nigdy nie zajmują czasu antenowego.. Wszystko już było, dzisiejsze gazety wyścielą jutrzejsze kubły, nic do gadania, nic do dodania, dziś już tylko do słuchania.

Gdy wrócił od zepsutego dystrybutora z kawą – on już siedział na ławce.

Był w wieku, o którym zwykło się mówić : nieokreślony. Nie był ani młody, ani stary, ani brzydki , ani przystojny. Ubranie tez miał nijakie, ani nowe, ani zużyte : żadne. Po prostu ubranie.

Siedział i swoją obecnością wypełniał cale wnętrze pustej poczekalni, zajmował nagle każdy centymetr ławki. Jego ławki.

A może to tylko wrażenie niechcianej obecności drugiego człowieka w tym pełnym milczenia wnętrzu, wypełnionym drażniącą muzyką, mdłym światłem i jałowymi monologami, których nie umiał sam skończyć ?

Ogarnęło go zniechęcenie i nieuzasadniona złość na obcego, nie miał ochoty na towarzystwo, już wolał to skrzypienie, już odwracał się, by wyjść na papierosa , gdy nieznajomy odezwał się :

- Jestem twoją wróżką.

Och , kurwa, co za świr..

- Wróżką ? Wróżki są młode, mają niebieskie sukienki i złote włosy, a w ręku trzymają srebrne różdżki..

Palant. A ja drugi.

- To nie ma znaczenia, odrzekł. Ja jestem twoją wróżką, czy ci się to podoba czy nie. Zresztą - każdy ma taka wróżkę , na jaką sobie zasłużył – dodał.

Palant filozof.

- Dobrze – odparł . nie będę się kłócić ze świrem, zresztą.. - jestem zmęczony, uciekł mi pociąg., nudzę się, możemy porozmawiać,

- Masz walizkę. - odezwał się po chwili milczenia nieznajomy. - Wyjeżdżasz gdzieś ?

Spostrzegawczy palant.

I nie czekając na odpowiedź dodał:

- Wyjeżdżasz daleko i na zawsze. Dlaczego ?

- Taa. Wyjeżdżam. Daleko i na zawsze.

Nagle poczuł, że ma ochotę przeczytać temu obcemu wszystkie te swoje bezskuteczne monologi, które prowadził sam ze sobą od tylu dni, opisać te białe noce, te poranki bez sensu i celu, te wszystkie kace, te jałowe gadki do świtu z prawie obcymi ludźmi, te niesmaczne dania w ciągle tych samych knajpach, te służalcze biznesowe rozgrywki , ten ból dupy na niekończących się naradach, te nieodebrane telefony, nieprzeczytane maile, nieudane randki, to całe gówno, ten syf, ten chaos.

Mówił i mówił, jąkał się i zacinał, opowiadał, twierdził, rozwlekał, streszczał, jak jazzowe frazy zaczynał zdania, żeby nie skończyć poprzednich, skakał z myśli na myśl, z żalu w żal, z historii w historię, skakał, nie biorąc oddechu przed następnym wybiciem, słowa wylewały się z niego, tropił wspomnienia, na nowo odnajdywał zapiekłe urazy i złość , roztkliwiał się, wzruszał, rozczulał, jak zepsute radio gubił stacje swoich myśli.. Już wyjeżdżał, już skasował bilet, spakował walizkę, już pożegnał swoje dotychczasowe, już jak Kubuś Fatalista był w tej podróży, a tu ten korek, ten taksówkarz, i w pracy go zatrzymali, i ten pociąg jebany, co odjechał bez niego..

Gdzieś za nimi przyjeżdżały i odjeżdżały pociągi. Radio trzeszczało. Skończyła się kawa. Wreszcie zamilkł. Był wyczerpany. Rozejrzał się, zapiął kurtkę, chwycił walizkę i z pustego miejsca obok siebie usłyszał :

- Widzisz, jestem twoja wróżką, więc powiem ci coś.

Cały ten kłopot z wyjeżdżaniem jest taki, że chcemy znaleźć sobie miejsce na spokój gdzieś poza nami. Numer polega na tym, żeby znaleźć go w sobie. I jeśli dotychczas nie znalazłeś w sobie miejsca na ciszę, to dlaczego sądzisz, że znajdziesz ją w tym brudnym pociągu ?

Ten pociąg nigdzie nie jedzie, wybij to sobie z głowy. Zapomnij .

Cisza zaczyna się w nas. Żeby coś zmienić, nie trzeba koniecznie p o d r ó ż o w a ć. Wystarczy się r u s z y ć.

sobota, 6 grudnia 2008

a pojutrze już po futrze..

Zamiast złożyć kilka myśli o bardzo intensywnym i niesobotnio naznaczonym pośpiechem dzisiejszym dniu, znów wpakowałam się w oglądanie kampanii reklamowych, tym razem .. szanujprzyrode.pl.
Ale -wiadomo nie od dziś, że myślenie o innych ( może byc nawet o innych zwierzętach..) odwraca naszą uwagę od samych siebie, i o to chodzi, i o to chodzi..
A o dniu zdążę - w końcu otworzyliśmy dziś dwa nowe lokale..

***

No i pewnie byłam grzeczna, bo prezent dostałam.
Prezent ładny, ale zrobiło mi się smutno.
Jak ci się wiedzie, co u ciebie, jak się czujesz ?
W powietrzu mieszkały niezadane mi pytania. Dźwięczały nie wypowiedziane przeze mnie odpowiedzi.
Widocznie nie byłam wystarczająco grzeczna jednak.

Jedźmy, nikt nie woła.







Samotność długodystansowca

Kłopot z odpoczywaniem.
Przez cały tydzień wstaje o szóstej z przysięga na ustach, że jak będzie sobota.. to jak ja sobie pośpię, oj.
Tymczasem - przez pół nocy na twardej poduszce w łączkę ścigam się samochodami, sprzatam w szafach na wino,nadzoruję budowy na środku ruchliwych skrzyżowań, odrabiam lekcje w oślej ławce, prowadzę nieskończone dysputy z rzeczywistością oglądaną przez szeroko zamknięte oczy.
Nadchodzi sobota , a ja już od piątej patrzę jak szarzeje las za oknem.
Lubię te weekendowe świty, kiedy wstać nie muszę, ale czuwam, a myśli mi się dobrze przędą. Przytomny świt inspiruje mnie na cały dzień.
W "Samotności długodystansowca" Alan Sillitoe ładnie to opisał.
Cytatu z pamięci już nie odtworzę ale szło to jakoś tak, że kiedy wstajesz rankiem, a wokół w sali chłopaki jeszcze śpią, tulą nabite łupieżem głowy do poduszek, ty czujesz się, jakbyś był ostatnim człowiekiem na ziemi : oni wszyscy odwalili w nocy kitę, leżą tu pokotem, a ty zostałeś sam.
A znowu, kiedy wybiegasz o świcie do lasu -czujesz się jakbyś był pierwszym człowiekiem na ziemi : biegniesz spokojnie, sam, świat wygląda jak tuz po stworzeniu, tak cicho, pusto, żywej duszy dookoła..

Dziś Mikołaj. Trzeba było być grzecznym.

piątek, 5 grudnia 2008

Wyzwolenie do zabawy

Przyzwolenie do myślenia : Kampania społeczna ..
Chce się myśleć. Dobrze, że jest jeszcze świat poza koncem naszego nosa.
Nosa Pinokio.

Pracuj bezpiecznie, czyli mówienie nie boli :


Uruchomienie na wpół pustej pralki niszczy planetę:

Pozytywne rozdarcie, czyli : zmień skórę..:

Zestaw składników gwarantujących koszmarne przeżycia :

Get unhooked, czyli zerwij się z haczyka, rzuć palenie:
Polecam, do poczytania, do pomyslenia. Aż boli oglądać.

walka zakończona

Walkę z szablonem zakończyłam, choć pewnie działania wojenne wznowię.
Szablon próbowałam zmienić, żeby wszystko chodziło tak, jakbym sobie zyczyła - ale co zrobic , kiedy ma się już tę upierdliwość i czepialskość dotyczącą estetyki.
Chciałabym najprostszy szablon, najczytelniejszy - a takie z kolei mają jakieś wady od razu : a to za proste, a to kolory nie wchodzą..
Jeeeeziuu, jak mawia MD !
Przyzwyczajonych przepraszam, to tylko szata, choć wiadomo JAK bardzo szata zdobi.
Zwłaszcza jak król nagi pod szatą ( pardon, k r ó l o w a ..)
A kto nie wie , ten hipokryta.

walka z szablonem trwa.

buuu, nie moge ustawić mojego bloga !
Boże, daj mi cierpliwość, ale pospiesz się, proszę !

czwartek, 4 grudnia 2008

corazon espinado


-->
Serce człowieka dorosłego waży niespełna pół kilograma i w warunkach prawidłowych w spoczynku wykonuje od 60 do 90 (średnio 72) uderzeń na minutę. W ciągu przeciętnego życia serce uderza 2,5 miliarda razy. W czasie jednego cyklu sercowego człowieka przez serce przetłaczana jest całkowita objętość krwi w krwiobiegu.





Pół kilograma ? A co tam tyle waży ?
Jak można zważyć to wszystko ?
Za bardzo boli wchodzenie na wagę.
Pytałam onegdaj - ile waży dusza zmęczona ? Czy 21 g ?
A czy mniej niż pół kilograma waży złamane serce?
Jeśli tak, to o ile mniej, o 50 % ? I skąd wiadomo, że jeśli się łamie to na pół ?
Zwykliśmy mysleć, że serce łamie nam nieszczęśliwa miłość. Nic podobnego. Cokolwiek.

Siedzi i patrzy tak na mnie, tymi swoimi błyszczącymi oczami, otwiera usta i wypuszcza z nich słowa. Słowa. Jak bańki mydlane przez chwile wiszą między nami i rozpryskują sie w mroźnym powietrzu. Co gorsza, nawet nie są kolorowe.
Niby bańki, okrągłe i miłe, a tak naprawdę to cieniutkie groty, które utkwiły w moim sercu.
Pustym jak ta reklamówka z supermarketu, co nic nie reklamuje.
Tak zwana reklamówka jest prawie przezroczysta, przez cienką folię widać paczkę kawy, marchewkę, seler, masło, papier toaletowy, mydło, ser, flaszkę , słoik dżemu. Reklamówka reklamuje siebie .
Reklama bezpośrednia, nic do ukrycia. Moje serce kryje wszystko - jest przecież ze skóry, nie z półprzezroczystej folii.

Zostańcie ze mną, wracam po reklamie.

środa, 3 grudnia 2008

Brunetka wieczorową porą

Zimno dziś, coraz zimniej, wieczorny mróz ściął resztki jesieni.
Bieleją nocnym szronem wyschnięte trawniki, martwe liście nie poruszają się w mroźnym powietrzu. Zimne powietrze jest gęste, ma konsystencję filmu w zwolnionym tempie, pauza, powtórka, stop, akcja.
Zegar na pobliskim kościele wybija jedenastą. Jeszcze kilkaset metrów i będę w domu.
Dobrze jest iść szybko, macham wesoło torbą .
W ciemności posągowo stoją bloki, w studni ich ścian głuchym echem odbija się stukot moich obcasów : raz, dwa, trzy, raz dwa, raz..
Obok cicho przejeżdża pusta taksówka, gdy zrównuje się ze mną - zwalnia na garbie i w ciemności widzę, błyszczące znad kierownicy w czarno-białego tygryska, oczy kierowcy. Taksuje mnie uważnie, przez moment liczy chyba na to, że skinę na niego urękawicznioną dłonią i dosiądę się i dalej pojedziemy już razem, donikąd zapewne, do kasy za ten kurs zapewne.. ?
Ciekawe - jaki jest ? Czy to jeden z tych gadatliwych wesołków, którzy zabawiają cię rozmową, jak tylko rzucisz `do sopotuprosze`, czy inaczej - ma doła , boli go brzuch, miał mało dziś klientów, a zamiast jeździć - stał w korkach przez pól dnia.
Ma kręcone, ciemne włosy, jest nieogolony, na głowie czapka. Wyobrażam sobie , jak duszno musi byc w ciemności jego wozu : na przedniej szybie kołysze się sosenka wunderbaum, z radia zapewne bębnią złote szlagiery, co kilka minut głos dyspozytorki rzężeniem rozrywa nudę.
Raz , dwa, trzy, raz, dwa, raz..
Nocą powietrze pachnie tymi wszystkimi dawnymi zimami, kiedy miałam czas spacerować, kiedy nie umiałam jeździć, a jeśli nawet bym umiała - to dokąd miałabym pojechać, skoro świat był blisko tuż, na wyciągnięcie ręki ?
Dobijam do bramy, wyjmuję klucz, przekręcam go zamku, głębokim wdechem biorę w siebie ostatni łyk mroźnego powietrza, odbijam się od trampoliny, rozkładam szeroko ręce i skaczę - wprost w następny, trudny, pracowity dzień..

wtorek, 2 grudnia 2008

Manu Chao - Me gustas tu..

jak się nie ma co się lubi.. To się wszystko nienawidzi.

(...) boję się, że wyrośniesz na typa, co to w wieku trzydziestu lat, siedząc w barze, patrzy z nienawiścią na każdego wchodzącego faceta, który - na oko sądząc - mógł grywać w college`u w nogę. Albo zdobędziesz tyle wykształcenia, że będziesz miał w pogardzie wszystkich, którzy mówią `poszłem` zamiast `poszedłem`. Albo wylądujesz w jakims biurze i będziesz zrzucał spinaczami w najbliżej siedzącą sekretarkę."

J.D.Salinger "Buszujący w zbożu" s.268


*****

Me gustan los aviones, me gustas tu.
Me gusta viajar, me gustas tu.
Me gusta la mañana, me gustas tu.
Me gusta el viento, me gustas tu.
Me gusta soñar, me gustas tu.
Me gusta la mar, me gustas tu.
Que voy a hacer ?
Manu Chao `Me gustas tu`

... i tak dalej i dalej i dalej :
lubię samoloty, lubię ciebie, lubię podróżować, lubię ciebie, lubię poranek, lubię ciebie , i wiatr lubię , i marzyć lubię, i morze, i sąsiadkę, i marihuanę, i kawę,i motor, i bieganie, i flirtowanie, i góry, i noc jeszcze lubie i , ...
Tyle moja znajomość hiszpańskiego, co jak na razie nie poszła w las.

Co to jednak za kłopot: napisać - co się lubi ?

Przecież prawie wszyscy lubimy wakacje, truskawki ze śmietaną, letnie wieczory,śmieszne filmy, wzruszające książki, mądrych ludzi, małe kotki w koszyku i grzeczne dzieci. Łatwizna.

Jednak ja ułożyłabym całkiem inną mantrę. I choc nie buszuję już od dawna w zbożu, mogłabym z łatwością napisać tak :
nienawidzę zimy
nienawidzę marznąć i jak pierzchną mi dłonie, a deszcz ze śniegiem rujnuje mi fryzurę na pięć minut przed randką
nienawidzę jak spadają mi w błoto kluczyki a ja kolanem trzymam laptopa, torebkę, szminkę, papiery, litr mleka, perfumy, karmę dla kota i listy ze skrzynki i szukam ich po omacku ( kluczyków, nie : laptopa, torebki, szminki... )
nienawidzę ludzi, którzy zabijają foki, i przecinają drogą bagna Rospudy, i kłusują na goryle we mgle
nienawidzę się spóźniać
nienawidzę jak leci mi oczko w pończochach i wspinając się po mojej nodze wygląda jak smuga kondensacyjna za odrzutowcem na niebie
nienawidzę jak nie moge sie dogadac z MC i on mną manipuluje, a ja udaje że tego nie widzę, bo jestem tchórzem
nienawidzę wywiadówek
i być za wszystko, kurwa, odpowiedzialna
nienawidzę smaku i zapachu anyżu
nienawidzę jak leci brudna woda z kranu
nienawidzę foliowych torebek wszędzie
nienawidzę tłustych potraw
nienawidzę dźwięku odkurzacza
nienawidzę niektórych ludzi. Chyba. No, niektórych to na pewno. Prawie.
nienawidzę dzwonka telefonu komórkowego
nienawidzę nie móc zasnąć, gdy za oknem juz dnieje, a ja musze wstać o 6.10.
muzyki techno też nienawidzę
budzika, kiedy nie spałam pół nocy
bólu gardła i kataru
nienawidzę tych wszystkich : no joł, no łoł, siema, ściema, heja, narka i innych dobrych w ten deseń
dźwięku swojego głosu w nagraniu
zapachu second-handów i ludzkiego potu w kościele
łupieżu na kołnierzyku czyjegoś garnituru
nienawidzę bezmyślności
i wyrachowania, jak cholera tego, kurwa, nienawidzę
aha - nienawidzę przeklinać
nienawidzę być rano w pełnym makijażu. W pełnym z poprzedniego dnia.
trasy,kiedy mam do domu jeszcze 345 km a jest 23.24..
i jeszcze kilku rzeczy.
No i jeszcze ze dwóch.

No i - kto pierwszy rzuci kamieniem ? Czyż nie jest dobrze tak czasem ?
Jaka to różnica , jak brzmi nasza mantra ?
Kocham - nienawidzę..
Przecież i tak naprawdę:
Me gustan los aviones, me gustas tu, me gusta viajar, me gustas tu.
Me gusta la mañana, me gustas tu........

poniedziałek, 1 grudnia 2008

never say never, `cause it`s fuckin` long...