wtorek, 30 czerwca 2009

Brudas skodyfikowany

- Te szafy nie nadają się do odbioru. Poza tymi oczywistymi poprawkami, o których mówimy, proszę je po prostu umyć, doczyścić, przecież one są pomazane, poobklejane, brudne .. !
- My nie mamy w zakresie mycia szaf, proszę pani ..
- A macie w zakresie "szafy brudne " ?

****
Zastanawiam się, jak należałoby to zapisać , jak powinna brzmieć umowa o wykonanie brudnych szaf ? :
"Przedmiotem umowy jest wykonanie dwóch ( trzech, pięciu ..) b r u d n y c h szaf, w systemie drzwi przesuwnych x, okleina y, o wymiarach z, wg obmiaru indywidualnego u klienta.."

albo :

Firma X, zwana dalej Wykonawcą , wykona dla Y, zwanego dalej Zamawiającym trzy (4, 5) szafy, zwane dalej Przedmiotem Umowy, wg specyfikacji materiałowej z załącznika nr 1, będącego integralną częścią niniejszej umowy.
Przedmiot Umowy będzie dostarczony b r u d n y .
Strony zgodnie oświadczają, że czyszczenie Przedmiotu Umowy nie jest w standardzie. Wykonawca może dokonać czyszczenia Przedmiotu Umowy za dodatkowym wynagrodzeniem. Wartość wynagrodzenia każdorazowo strony ustalą indywidualnie.

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Endorfiny


6.00. Sen co mnie zmęczył już mi się nie wyśni, budzik wciskam pod poduszkę, jeszcze chwila już, już, spodnie, stanik sportowy, koszulka, buty, woda, czapka.

6.10.Wybiegam z głową ciężką od niedokończonych snów. Wybijam się z pierwszego stopnia schodków i skaczę; moje senne jeszcze stopy chrzęszczą w żwirze pod domem.

6.12. Pierwszy podbieg jest jak moment tuż przed wybudzeniem : on ciężki jak powieki, co nie chcą się otworzyć : raz, dwa, raz, dwa, w uszach dudni moje twardniejące tętno. Las rano jest świeży, śliczny. Liściaste są ciemne, trochę ponure w bukowych dolinkach, pełne tajemnic. W suchych liściach szeleszczą ptaki, spod nóg czasem któryś mi szmyrgnie jak szary pocisk, potrafi przestraszyć.

6.18. W moknącej pod czapką głowie ciągle mam wczoraj, mam dziś, mam jutro. Jeszcze tych kilka zaległych terminów, celnych ripost wypowiedzianych do nikogo, kilka słów do magazynu, niedokończonych zdań, pytań bez odpowiedzi, pustych trafień, czeków bez pokrycia. Stopami wybijam rytm wczorajszego rachunku sumienia : za wtedy, za nigdy, za jutro.
W piasku leśnych dróżek kreślę długie kolumny cyfr , winien-ma, sporządzam raporty, notuję, błądzę : kiedy go zapłacę, kiedy mi zapłacą, kiedy się przeprowadzę, dokąd mnie wyprowadzą ? Kredyt oddechu, debet sukcesów : kurs franka zwyżkuje z moim tętnem; spada, gdy skaczę z małej skarpy.

6.20. Drugi podbieg. Słyszę mój oddech : spocone staccato tętna po szutrowej ścieżce, raz, dwa, raz, dwa, raz... O czym ja myślałam ? I po co ? Spod nóg pryska mi wiewiórka. Zaczyna padać.

6.30. Cienka strużka potu na plecach, oczy szczypią pod daszkiem mokrej czapki, w uszach szum ciężkiego oddechu, raz, dwa, raz, dwa, raz.. to ja, czy to pies, co goni mnie szczekając ? Jego zaspany pan z papierosem patrzy na mnie drwiąco. Wracam.

6.36. Jeszcze jeden podbieg, szybszy, na dobicie - ostatni. Wbiegam na podjazd, obudzone buty chrzęszczą na żwirze mocno, zdecydowanie. Sześć pięter do góry, sto osiem stopni, ostatni wysiłek.

6.40. Zdejmuję czapkę, kopniakiem posyłam buty na balkon, kładę się na podłodze i oddycham głęboko. Niecierpliwe koty liżą mi palce: mokrą dłoń zaciskam na przypadkowym futrze, ciepłym jak słońce, które dziś zapomniało świecić.
Wdech _wydech_ wdech : rozkładam szeroko ręce, wybijam się i już bez pytań skaczę w ten dzień, do którego znów udało mi się wybiec.

niedziela, 28 czerwca 2009

My, Hunowie

Hodujemy brzydotę. Przez prawie pół wieku jak grzybem zarośliśmy brzydkimi meblami, ściankami, pawlaczami , kiepską boazerią, tandetą, pokracznością. Komunizm ze swoim obrzydliwym prostactwem wlazł pod strzechy naszych mieszkań i nadal tam siedzi. w meblach, w bibelotach, w brzydocie. Pod strzechy przecież, nie pod sztukaterią zdobione sufity kamienic, choć my nie z roli, ale z woli...
A jednak woli, odwagi, umiejętności zabrakło, by w tych siermiężno-plastikowych, biednych czasach zachować to, jak nas wychowano. Próbowano wychować.
Historyczny podział wnętrza już od lat nieczytelny pod chaosem pawlaczy i nadbudówek. Piękne drzwi zamalowane, lub - co gorsza - ogołocone z farby. Parkiety zmatowiały pod sztucznym dywanem z Domu Towarowego. Drzwiczki zielonego pieca rozpycha elektryczna grzałka. Lampa chwieje się na haku wbitym jak cierń w zdobienia sufitu. Boazeria lśni politurą jak łańcuch wołu u karety. Homo barbarus.
Bezkarnie , bezrefleksyjnie zbieramy śmieci. Zakurzone pamiątki z dawno zapomnianych wakacji, koperty z życzeniami od ludzi, których nie tylko twarz już nam obca, zapłacone rachunki, kulawe półki które już nigdzie nie zawisną, skancerowane talerzyki bez miejsca przy stole. Wszystko ważne, wszystko nam potrzebne, na wszystkim z buta, brutalnie odciskamy swój ślad.
Po co ? Dlaczego ? Dla kogo ? Co potem z górą śmiecia, kiedy jedna nam za mało i postanowimy usypać następną ? Czy plastiki zasilą oceany , drewno wróci do lasów, stłuczona żarówka zaświeci nad stołem , makulatura zamieni się w pachnącą żywicą sosnę ?
Oto dumny człowiek zbieracz. Homo collectus.

*******

Wygarnęliśmy juz dziewięć ton. Dziewięć ton do przemiału. Dziewięć ton ciężaru na wysypisku osobiście dołożyłam na ten przeładowany już wóz Ziemi.
Po całym dniu ściągam brudne rękawiczki, rzucam je do kosza, staję w pustych pokojach i słucham jak dom oddycha. Sprzątanie sprawia mu wreszcie ulgę.

środa, 24 czerwca 2009

Drobna uprzejmość

Wciskam auto na chodnik za jakąś furgonetkę, na przestrzeni przeczącej prawom fizyki . Przede mną dwóch panów grzebie w jej tyle. Furgonetki, nie przestrzeni. Mój tył wystaje, cokolwiek to oznacza, na tej pełnej samochodów głównej arterii miasta, na pseudo parkingu przed sklepem do którego przyjechałam.
Przepraszam, czy mógłby pan podjechać trochę do przodu, zmieściłabym się ? -
moje pytanie zawisa jak linka holownicza na zderzaku jego brudnego wozu.
Nie może pani tu stać - mówi stanowczo jeden, wąsaty, sam właśnie stojąc i patrzy na mnie z odrazą, jakbym zawłaszczyła mu jakąś prywatną, intymną przestrzeń trotuaru, do której mają dostęp tylko koledzy z klubu. Z klubu, gdzie roczne członkostwo opłacane jest codzienną dozą chamstwa.
Tam ! - rzuca młodszy - tam !- macha niedbale ręką w stronę rozjeżdżonego spłachetka trawnika za posesją, pokrytego gruzem.
ale ja.. próbuję uśmiechnąć się nie wiem po co, z przyzwyczajenia do tych gestów, które podobno mają umilać życie, i sprawiać , że świat będzie łatwiejszy. - ... ja jestem klientem firmy, przed którą panowie stoją - głupkowato zaczynam, pewna przegranej jak tego, że lato się spóźnia w tym roku.
.. jak pani tu zaparkuje - mówi groźnie pierwszy wąsaty kowboj - to zaraz przyjedzie tu straż miejska i panią spiszą ! Tam !
Widziałeś ? - Rechocze młodszy - Chciała zaparkować !
Prosiłam tylko o przesunięcie samochodu o pół metra. Posadzenie dupy na siedzeniu, przekręcenie kluczykow w stacyjcie , wrzucenie jedynki, , ręczny i już. Koniec. Żadne wyczyny. Żadne "Mam Talent". Nie było mowy o skakaniu ze spadochronem, ratowaniu niemowląt z płonącego strychu, spławianiu drewna rzeką czy polowaniu na dzika.
Rzecz była o zwykłą, banalną , drobną uprzejmość.

wtorek, 23 czerwca 2009

liczba pojedyncza ?

(...)Twój przyjaciel jest odpowiedzią na twoje potrzeby.
Jest polem które obsiewasz z miłością i z którego zbierasz z dziękczynieniem.
jest twoim stołem i ogniskiem domowym.
Albowiem do niego przychodzisz będąc głodnym i u niego szukasz spokoju.
Kiedy twój przyjaciel odsłania przed tobą swą duszę, nie boisz się rzec słowa nie we własnej duszy, ani nie powstrzymujesz słowa "tak",
a kiedy on milczy, twoje serce w dalszym ciągu słucha jego serca .
Albowiem w przyjaźni wszystkie myśli, wszystkie pragnienia i wszystkie oczekiwania powstają bez słów i sa wspólnie dzielone w nieujawnionej radości.
Kiedy rozstajesz się ze swoim przyjacielem nie smucisz się ;
Albowiem co w nim kochasz, może stac się wyraźniejsze podczas jego nieobecności,
tak jak góra oglądana z równiny wydaje się ostrzej zarysowana dla wspinającego się (...)
Khail Gibran "The Prophet"

****
..rzecz jest dziś o opuszczeniu, o opuszczaniu jest rzecz.
Niedobrze mi z tym. Serce boli.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Jednooka

Nie ma rzeczy naprawdę cennych bez dzielenia się nimi.
Kiedy widzę, spotykam, czytam, doświadczam czegoś wyjątkowego - od razu chcę o tym opowiedzieć najmilszym.
Trochę to tak, jakby patrzeć na świat jednym okiem, drugie mając zakryte, jak dziecko, któremu okulista koryguje wzrok zaklejając przylepcem jedno szkło śmiesznych, dziecinnych okularków. Gdy jestem daleko,odwiedzam jakieś miejsca, od których dech zapiera, lub które tylko warte są uwagi - zaraz wyciągam notes, komórkę, laptop, w poszukiwaniu mediów, które pomogą mi podzielić te emocje z nimi. Wracam i szukam w sieci tych dopiero widzianych miejsc, niosę je jak świadectwo mojej tęsknoty za wspólną dalekowzrocznością, przywołuje zdjęcia , mówię :
- o tam, tam na tych schodach, wczoraj, dziś, w zeszłym tygodniu, tam było takie piękne światło, tam jadłam, słuchałam, tu zimno chłodziło mi dłonie, tam, tam cierpki smak wina rozpuszczał mi się na języku, i wtedy, wtedy spadł taki ciepły deszcz, a po tych schodach chodziła angielska królowa, wiesz, jestem tu, i tu jest taka wielka.. słuchaj, nie wyobrażasz sobie jak.., jak tylko ci opowiem co tu.., czy możesz pomyśleć, że ..? ja właśnie widziałam..
Jest taka.. czy widziałeś, widziałaś ?

Obrazy, miejsca, ludzie, smaki, zapachy, kolory, kształty , słowa - nic nie są warte, jeśli nie możesz dzielić ich z kimś, kto gdzieś głęboko, w sercu trzyma na wieczne nieoddanie drugie twoje oko.

sobota, 20 czerwca 2009

Rowerem w las

W jej poprzednim życiu obowiązywał przymus wyczynowego sportu.
Ponieważ nie był jej bliski duch sportowej rywalizacji oraz zasadniczo brak jej było woli, krzepy, i cierpliwości do spływającego od potu tuszu do rzęs - ta część wieloletniego związku była uwierającą.
Jako dobrze ułożona żona, stawiająca sobie za cel towarzyszenie swemu panu na dobre i na złe,
( nawet na złe wyniki sportowe ) - podążała wraz z nim na rozległe boiska, tartanowe bieżnie, zalodzone stoki i wyboiste dukty , ukradkiem ocierając łezkę i w ustach mieląc słowa powszechnie uznane za nieparlamentarne. Dla upamiętnienia jej wieloletniej sportowej traumy powstał onegdaj nawet zgrabny limeryk:

Pewna kobieta z Gdyni
lubiła lato i mini,
jej mąż zaś uwielbiał biegi,
zwłaszcza gdy spadły sniegi.
Co małżeństwo ich dość
trudnym czyni.

Pewnego lipcowego dnia przelała się jednak przysłowiowa czara goryczy, do tej pory posłusznie napełniana płynami izotonicznymi. Owego dnia w malowniczych Borach Tucholskich panował nieznośny upał. Lasy te znane są z suchego podłoża, na którym wspaniale rosną iglaste, ale słabo się jeździ rowerem. Pedałowała dzielnie, świńskim truchtem, ledwo doganiając peleton, a koła jej czerwonego roweru po osie grzęzły w suchym piasku . Kiedy sto pięćdziesiąty raz spadła na podjeździe, boleśnie łamiąc sobie paznokieć o starannym french manicure, ogarnęła ją złość, o której chyba tylko w bajkach piszą:
Dajcie wy mi wszyscy święty spokój z tym głupim pedałowaniem ! Mowy nie ma, żebym jeszcze raz wsiadła w tym upale na to cholerstwo ! - wrzasnęła, aż echo poniosło po soczyście zielonym lesie. Nie namyślając się wiele podniosła rower oburącz wysoko nad głowę i rzuciła nim z rozmachem w las.
Słowa dotrzymała. Ani w słocie, ani w upale nie wsiadła już na to cholerstwo.
I jest z tego dumna.

czwartek, 18 czerwca 2009

kilka sztuczek

Dziś zasłyszane od M.
Na szkoleniu w dużej firmie, przy wypełnianiu kwestionariuszy :

"A teraz pani Magda nauczy wszystkich panów, jak stawiać ptaszki. "

W kraju Wikingów


... po ulicach chodzą przystojni faceci o łupieżczych zamiarach.
Witamy w Oslo.

Sztuka udawania

Zwierciadłem twojego życia jest twoja praca.
Czy zwierciadłem twojej pracy jest twoje życie ?
Wchodzę do pokoju, witam się , wyciągam rękę i wiem , że ta jedna wymiana dłoni uścisków już za chwile ułoży nam dalszą współpracę. Siadam, rozkładam papiery, zaczynamy rozmowę.
Gdy jest dobrze, z życiem w ogólności dobrze - w głowie otwiera się jakaś mała przestrzeń, i ta przestrzeń ma szanse za chwilę stać się wrotami porozumienia. Rozmowa toczy się wartko, a ja więcej słucham, niż mówię, bo nie muszę zagadywać pustki, bo po dwóch stronach stołu kiełkuje już coś, co za chwilę wyrośnie.
Gdy jest inaczej, gdy coś boli, uwiera , a ja wiem, że słabo stąpam - nie otwiera się nic, wszystkie wrota zamknięte są na głucho, zatrzasnęłam je na moją wrażliwość. Czuję jak rozmazują mi się kontury, jak bardzo chciałabym - powinnam - już wyjść.
Rozmowa się nie klei i gdzieś z tyłu głowy dźwięczy wahanie : dam rade ? pociągnę ?
W obu przypadkach słyszę często po fakcie , że było dobrze, że zaufali, że wyrazistością zagarnęłam ich uwagę, że oni ze mną dadzą rade, że dam radę z nimi ja.
W obu przypadkach sztuka.
W jednym sztuka udawania.

wtorek, 16 czerwca 2009

Psy naganki


(...)czwarta ranna godzina

jeszcze broczy, ale już ją dopadają
psy naganki
mnie niedługo pierwsze ptaki wygwiżdżą,
ciebie nie ma jak nie ma
i widzę lepiej było
na nockę
do portu tony nosić (..)

Edward S. "Przystępuję do ciebie "


O 3.30 patrzę w blady o świcie prostokąt okna. Na poduszce tuli się senny kot i patrzy na mnie z wyrzutem : dlaczego, no dlaczego tak wcześnie ?
Wyczekuję dźwięku budzika, który i tak nie jest mi już potrzebny. Opuszczam stopy nad podłogę i mówię : ok, no, ok, już czas.
Rozkładam ręce, biorę głęboki wdech i skaczę.
Prosto w ten dzień.

Przez kolejne trzysta kilometrów bezmyślnie zmieniam biegi, mielę słowa, które muszę wypowiedzieć, aby usłyszeć siebie. Lubię dać sobie czas na gniew, na żal, na decyzje.
Mam przed sobą całą zalaną deszczem A1 i kilkadziesiąt tirów do wyprzedzenia, aby nabrać dystansu do spraw, które mną zawładnęły. Myśli kłębią się we mnie jak psy naganki.
Na miejscu nieskończenie długie 8 godzin prezentacji, dwie krótkie przerwy na obchód budowy, i znów do papierów.
Skupienie, rysunki, słowa, jestem już taka zmęczona, że zalewam je kawą - może zmiękną ? Rzygam nimi. Rzygam tą kawą.
I powrót, i przez te same trzysta kilometrów układam sobie, porządkuję, daję sobie czas, na spacer wyprowadzam niesforne psy moich lęków.
Mam przecież przed sobą zalaną słońcem A1, i tiry nie zjechały jeszcze na nockę.

Taki dzień. Jeden z wielu, kiedy przywołuję na pomoc pokłady siły, których resztki trzymam w bagażniku razem z apteczką , trójkątem i kołem zapasowym. Tak na wszelki wypadek.
Będzie lepiej. Kiedyś.Może.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Po stłuczonym szkle, po lodzie kruchym

" (...) zawracaj koniczka, krew płynie z trzewiczka
Trzewiczek za mały, a prawdziwa narzeczona w domu zostawiona !"
`Kopciuszek`, J.W.Grimm

Czujesz, jak coś niedobrego czai ci się gdzieś za plecami. Obcy, zimny oddech gdzieś na karku. Trochę to tak, jakby bawić się po spód za pożyczone.
Za chwile ktoś zapuka, wystawi weksel, wyciągnie rękę i powie : oddawaj, dosyć tego dobrego, dość już, dość. Zgasną światła rampy, zapalą się na widowni i szatniarz zażąda numerka za zostawiony płaszcz z gronostajów. Kopciuszek gubi pantofelek, gdy wybije północ..
Kiedy przyjdzie D`day ?- myślisz - Kiedy ta bańka wreszcie pęknie, obnażając swoje śmierdzące wnętrzności ? - pytasz.

Myślę dziś o dniach, które dopiero przede mną. Boję się, co przyniosą.
Rzucę sobie koło ratunkowe : trzeba mieć miejsce, gdzie oprzesz plecy.
Tego miejsca dziś szukam. Dla pleców oparcia.
Nie tylko o północy.

choroba towarzyska

- Nie mogę dziś do pani przyjechać, bo dostałem gości.

niedziela, 14 czerwca 2009

Patrz mi na usta

Ona, ona i on.
Siedzą razem w pokoju, trzeba złożyć podpis, ona wyciąga już rękę, już kropelka atramentu zastyga na stalówce kosztownego pióra.
- Ok, tu podpisać, tak ?
- A może jednak j a podpiszę. Wiesz, jak ona wyjedzie gdzieś na pół roku, to po co nam takie pełnomocnictwo, co ?
- To ja wyjeżdżam gdzieś na pół roku ?
- Ty to zaraz taka nerwowa jesteś , martwię się o ciebie, wiesz ? Czy ty nie za dużo pracujesz ?
- Ale ja jestem bardzo zadowolona, tylko trochę mam na głowie, poza tym trochę się zdziwiłam, bo właśnie..
- Wyjeżdżasz ? A dokąd ? No właściwie to masz ułożone życie, ułożone jest to życie bardzo dobrze, co ?
- Ona daje sobie radę jak rzadko kto, ale jednak..
- .. bo właśnie ja w tym roku nie planuję wakacji. W ogóle. Mam to mieszkanie na głowie, i..
- Tak, ona zdecydowanie powinna gdzieś wyjechać, zaznać innego powietrza, zmiana otoczenia, może inne towarzystwo ? Zdecydowanie. Inne towarzystwo.
-A co byś powiedziała na Saloniki ?
- Chwileczkę. W tym tygodniu mam wyjazd służbowy do Norwegii, na dwa dni. Oslo.
- Jak to do Oslo ? Teraz, w czwartek ? Nic nie mówiłaś !
- A co tam fajnego jest w Oslo ? No wiesz, a ja chciałam ci właśnie zaproponować Helsinki.
- Poza tym zmieniam lokal, na mniejszy, i postanowiłam trochę inaczej wszystko poukładać, planuję kilka poważnych ruchów w firmie...
- Oo , mniejszy, a właściwie dlaczego ?
- Chciałabym coś zmienić, mniej pracować, inaczej..
- Hmm, poważna decyzja, to super, super. Nareszcie, mniej. A jesteś tego pewna ? A co z pieniędzmi, myślałaś o tym ?

Kurwa, ja pierdolę, myśli ona, zapisując na mankiecie szkolnego mundurka kilka słów do Magazynu.

sobota, 13 czerwca 2009

Lśnienie

Z kredensów wyciągam pęknięte talerzyki, wyszczerbione kubki, samotne filiżanki bez pary spodeczka, kalekie wazy z jednym uchem, zaśniedziałe srebra, które nie zadźwięczą już na żadnym talerzu. W witrynach mętnym szkłem próbują kusić mnie kieliszki, dawno nie obleczone w rubinową suknię wina. Z przepastnych szaf skaczą na mnie przeżarte molami balowe suknie, na głowę spada toczek z karakułów, którego krój nonszalancko dodaje lat. Komuż byłoby do twarzy w półwieczu ? Zapadnięty fotel kusi trzema nogami : chodź, usiądź wygodnie na moich wytartych kolanach, na szelest pożółkłych kartek niech padnie smuga światła z czterdziestowatowej żarówki. Zimna łazienka więzi kilkanaście szczoteczek, które pamiętają czasy plomb z amalgamatów. Rdzawa wanna skrzypi o kilka kropel wody.
Mogłabym się tu kompletnie urządzić, myślę.
Przecież dno kieliszków nadal przechowuje smak czerwonego wina, wieczorowe suknie i rękawiczki prawie pasują na mnie, a stare kołdry zakryłyby mnie po zęby, które miałabym czym umyć. Na nudę trudno byłoby narzekać : samotność rozproszyłyby czarne płyty z Mireille Mathieu, dźwięk francuskiej piosenki dobrze by zabrzmiał po dębowym parkiecie , cóż że parkiet z rysami po pianinie ? I czy pierwsze wydanie encyklopedii Gutenberga nie jest wciągającą lekturą ? Nie byłabym sama : polatujące mole i szelest wody w rurach byłyby mi ruchliwym, wiernym towarzystwem.
Zawinięta w kilka dziurawych kocy, z baldachimem plażowego parasola nad głową byłabym jak powstaniec, co rozpaczliwie broni odcinka , który dawno już poddany.
Porządkuję Dom.
Zostało mi jeszcze kilka cudzych wspomnień do utylizacji.

piątek, 12 czerwca 2009

O tej, która podnosi codzienność do rangi sztuki

Hanna K. , reporterka.

O przypadku : " Ja w przypadek nie wierzę. wszystko jest po coś. Tylko my nie wiemy po co."
O warsztacie pisarskim: " Między mną a rozmówcą nie ma żadnego narzędzia, jak dyktafon, mikrofon. Wystarczy, kiedy stoi między nami filiżanka kawy, czasem jakiś kieliszek"
O słowach : " Ludzie używają zwykle wielu słów, wielu zdań. To są słowa pierwsze lepsze, takie rozdeptane. Nie znajduję na to lepszego określenia. Nie trzeba byc więźniem tych słów, trzeba się uwolnić o pewnej dosłowności przekazu. Znaleźć inne słowa"
O szczegółach : "Świat, dociera do nas przez szczegóły. Historie ludzi, ich los są tak ułożone, że lepiej jest nam je zrozumieć przez szczegóły, które je opisują"
O prawdzie : " Jest miedzy mną a czytelnikiem prosta umowa. Ja opisuję prawdziwe historie, a czytelnik je czyta, w nie wierzy. Nie oszukuję go. To byłoby złamaniem umowy."

Dziś w Gdyni Literaturomanie . Spotkanie z Hanną Krall. Jest taka jak jej książki : nawet mówiąc - słucha.

moja nadzieja

(...)ludzie są jacy są, ludziom niewiele się marzy,
mało chcą, grzecznie śpią,
przegrani, trwożni, szarzy.
A mnie gna, goni mnie
myśl, że coś w końcu się zdarzy
że lśni w noc okno gdzie jest Dulcynea, moja nadzieja
moja nadzieja, moja nadzieja...
W.Młynarski

czwartek, 11 czerwca 2009

sympatiapeel

Przy stoliku w małej knajpce. Ona po czterdziestce, on do pięćdziesiątki. Ona elegancko ubrana, gładko i odświętnie : białe dżinsy, bluzka ze złotymi sztrasami , na kostce złoty łańcuszek. Usta równo obwiodła karminową szminką, zza okularów lśnią podkreślone kredką brązowe oczy. Jest jakoś sympatyczna, ma w sobie pewne rozedrganie pierwszej randki, to mocne staranie, żeby dobrze wypaść, rumieni sie lekko biorac do ust kieliszek, przekrzywia zalotnie głowę słuchając jego słów. Księgowa ? Nauczycielka ? Widzę ją, jak pulchną dłonią o równo umalowanych paznokciach kreśli rzędy cyfr, przekrzywia głowę wypełniając PITa, stawia ostatni zamaszysty podpis pod rocznym bilansem : potwierdzam saldo : dziś wyjdziemy stąd razem, on winien, ona ma.
On szpakowaty, pewny siebie : marynarka z podwiniętymi rękawami, dżinsy, swobodnie rozpięta na piersi koszula odsłania tors wilka morskiego, co to zawinął już do wielu portów. On ma w sobie znajomość wielu randek, lekko zblazowaną świadomość nietrafnych wyborów, jest jak pilot zagranicznej wycieczki, która być może skończy się lądowaniem u niej w łóżku. Wyruszają razem w podróż po krainie egzotycznych potraw, głośna to podróż,wyrazista przy sąsiednim stoliku, może się zabiorę, na talerzu na prawo widzimy tradycyjną grecką przystawkę dolmadiaka, na lewo melitzanes tyganites i tzatziki, zaraz po skosztowaniu tej wykwintnej przekąski nie mogą państwo opuścić mussaka i suflaki kotopulo, boskiego przysmaku mieszkańców Olimpu..
Z kuchni przenoszą się na szlak przygody.
- Myślałam o Bieszczadach
, myślałam rzucić to wszystko, mówi nieśmiało nasza Dulcynea, chce dzielić dziś z nim swoje najskrytsze plany. Ta zmiana mu się podoba ;
- Nie możesz tylko siedzieć, mówić, nic nie zrobić, rzuć i jedź , odważnie podaje jej rękawicę rady Don Kichot, nie z La Manchy, z Gdyni, nie ma z nimi Sancho Pansy, lecz może nim wieczór nadejdzie piękna Dulcynea pozwoli ..
Nie ma w nich wspólnej przeszłości, nie ma wspomnień, albumów ze zdjęciami na ławce, w parku, na imieninach u szwagra, pierwszych uniesień młodości, testów ciążowych, ząbkowania , gorących sobót na dyskotece i niedzielnych poranków z bólem głowy. Jest nowość pierwszego lub jednego z pierwszych spotkań. Jest u niej gorączkowe staranie, jest u niego niepewność sztucznie udrapowana w pozę besserwisera. Jest przed nimi może spotkanie drugie, może trzecie, może jest droga z której zejdą zanim na nią weszli.

******

Nowe życie

Ta zmęczona pobladła twarz w lustrze
Należy do mnie
Gdy zbyt długo wpatruję się w tą maskę
To podobnie jak wówczas, gdy patrzę na ciebie
Nie wiem
Nie potrafię sobie przypomnieć
Kim jesteś? Kim jestem?
Dlaczego jesteśmy tutaj razem?
Po wszystkich tych latach
Narosło we mnie zwątpienie i zniechęcenie.
I na nic więcej nie ma już miejsca.
A ty wciąż żywisz tą makabryczną ufność
W lepsze życie, którego dopiero zaznasz
Nie rozumiem skąd to pragnienie
Albo ta determinacja
Bym podzielał twą wiarę
Nie rozumiem tego
I nie chcę

Nie wspominaj o mnie, proszę
W swoich modlitwach.

Piotr Maur

środa, 10 czerwca 2009

autostradą

Nieznośna w tym roku czerwcowa pogoda podzieliła dziś A1 na pół. Po jednej stronie tęcza, po drugiej groźne błyskawice. Czytając symbolicznie : z prawej mniejszości seksualne, z lewej gniew boży. Środkiem sunęła brudnozłota honda.

wtorek, 9 czerwca 2009

Ryjek

- Dobry wieczór, proszę pana, musi mi pan pomóc !
- O tej porze !? Serwis już zamykamy, a co się stało ?
- Bo, widzi pan u mnie się pali taka ikonka w kształcie ryjka na desce rozdzielczej, i , widzi pan, ja się bardzo martwię, bo jutro..
- R y j k a ? ! Jakiego ryjka ? No wie pani, już różne rzeczy słyszałem, ale to .. ? Aż sam jestem ciekaw, a jak to wygląda ?
- O, proszę spojrzeć , tak :
- To ? To jest ryjek ? To kontrolka silnika, proszę pani ! A spadek napięcia był ? Niech pani poczeka, wjadą zaraz , a ja otworzę zlecenie.
- Oo, super, bardzo pan miły, bo już się martwiłam, a jutro mam..
- Dobrze, proszę tu poczekać, kawa, herbata, zajmiemy się.
[ 15 minut mija jak sen brudnozłoty w kolorze mojej hondy , kawa, herbata, zdążyłam przeczytać dwa maile i napisać jednego na laptopie, aż tu nagle .. ]
- Proszę pani, w tej chwili sytuacja wygląda nam na jednorazową, ale może to być sonda lambda..
- O rany, to nie brzmi za dobrze, co ? Tak złowieszczo. Jak jakaś choroba , albo jakiś pasożyt przewodu pokarmowego...
S o n d a l a m b d a , i w dodatku z ryjkiem ! Słyszałam o takiej, mój kolega to miał kiedyś w toyocie, i pamiętam że ..
- Tak ? W toyocie ? A którą miał uszkodzoną ?
- To są dwie ? A jak pan myśli, mogę jutro z tym jechać ?

****
Nie przyznałam się temu miłemu panu w serwisie , że dziś po powrocie ze spotkania zostawiłam kluczyki w stacyjce ( przekręcone ! ), zaś sama udałam się na półgodzinną rozmowę do pracowni. Zorientowałam się dopiero, kiedy nie mogłam znaleźć kluczyków w torebce. Jedno szczęście, że znalazłam w torebce szminkę. Dopiero by mój ryjek słabo wyglądał nieuszminkowany.

rano przed lustrem

"(...)A może to normalne,że się inaczej marzy,
inaczej się przezywa i pije się po pół
I żeby to zrozumieć, potrzeba się zestarzeć
Lub rzucić się ze schodów - najlepiej głową w dół."

KOWALSKI, Marian K.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Kolczaste serce



Na wikipedii piszą, że gdy wiosną świeci mocniej słońce , serce jeża, uśpione przez zimę - zaczyna bić żywiej.
Podoba mi sie ten opis. Wyobrażam sobie od razu, jak zwinięte w kolczastą kulkę serce jeża odwija się wraz z pierwszym, wiosennymi powiewem, wystawia kolce i - nadal pozornie ostre - mięknie ku słońcu.
Dziś uratowałyśmy z K. jedno takie serce. Całkiem spory jeż szedł spokojnie środkiem uliczki w Sopocie, ku słońcu zapewne. Na grzbiecie nie niósł jabłka, więc był to jeż prawdziwy, nie bajkowy. O jego realności świadczył również ciche posapywanie oraz liczna rzesza lokatorów i pasażerów polatująca nad jego grzbietem . Jako dzielna obywatelka Doliny Rospudy zatrzymałam samochód na poboczu, gotowa przenieść jeża na z góry upatrzony skrawek trawnika. Owe bohaterskie przedsięwzięcie okazało się niełatwym zadaniem . Jeż zwinął się w jakieś sto dwadzieścia widelców i nawet łapek nie dał sobie odgiąć, tak jakbyśmy co najmniej chciały przenosić go za łapki ! . Zza kolców wystawał mu tylko czarny , wilgotny ryjek. Za ryjek zresztą też nie chciałyśmy go przenosić. Stanęło na papierowej torbie, w która udało się jeża zgrabnie przechwycić i uratować, cokolwiek wbrew jego woli. Pozostaje mieć nadzieję, że podczas tych samarytańskich poczynań uratowany nie dostał zawału.

niedziela, 7 czerwca 2009

I że cię nie ..

I tak związał ich święty węzeł małżeński.
Dla niej zaiste święty. Dla niego zaiste węzeł.

Wczoraj rocznica rozwiązania. Dostałam kwiaty.

Sztuka odpakowywania

.. czyli pukajcie, a otworzą wam.

" Czy zauważył Pan, że dzisiaj w ogóle nie patrzy się na człowieka - interesanta, tylko w ekrany komputerów ? (...) Należy doskonalić tę sztukę - odłączania człowieka od komputera.."

Hanna K. do Mariusza Sz. z Ameryki.
"Różowe strusie pióra"

Patrzę, zagaduję, żartuję, pytam - to czasem pomaga. Za uszy wyciągam do rozmowy, nawet kiedy widzę, jak bardzo rozmówca jest oporny. Dobrze jest słuchać, nie mówić za wiele. Dobrze jest patrzeć,można wiele zobaczyć. Czasem otwiera się coś między nami, i wtedy jak sukno z posągu owiniętego w magazynie - spływa z rozmówcy ta udrapowana poza. Ta nagość warta jest każdego trudu. Słowa, które mogę usłyszeć i uśmiech jaki kwitnie na twarzy są mi zapłatą za cierpliwość, z którą staję u szczelnie zamkniętych wrót do drugiego człowieka, w oczekiwaniu, że choć na chwilę je uchyli.

Ciekawostki

W drodze do urny mijamy z MD szkolną gazetkę korytarzową .
"Niepełnosprawni są wśród nas" głosi tytuł gazetki. Pod spodem kilka zdjęć, wklejki, politycznie poprawny tekst szkolnego aktywisty, co chciał zasłużyć na plusik u swojej pani od polskiego, a może etyki. Intencja zacna. Wśród kilku obrazków krzyczy tłustym drukiem hasło na dole planszy : CIEKAWOSTKI.
"Ciekawostki" są o dzieciach autystycznych. To jak o jakiejś rzadkiej małpie, wścieka się nagle MD, widziałaś to ?! ...Samiec konika morskiego rodzi potomstwo, przedrzeźnia MD z gniewem głos jak zza kadru Animal Planet. C i e k a w o s t k i , też coś, czy to o jakichś dziwadłach, czy o ludziach ?! Wracamy łukiem pod gazetkę i czytamy ze Albert Einstein był autystyczny, że autystyczny chłopczyk ładnie maluje, że jakaś dziewczynka, autystyczna, to ciekawe...
Dziś w tej szkole urny wyborcze. W urnach kandydaci do Brukseli. Oddaję głos i myślę, czy oni tam, w Europarlamencie, aby na pewno wiedzą, że inność to niekoniecznie - ciekawostka ?

sobota, 6 czerwca 2009

techno_kratka

Ten dzień co przyszedł dziś jest jak oczekiwanie dni, które dopiero nadejdą z MC* : lepsze, gorsze, inne.
MC* świętuje dziś 18 lat. Za chwilę je przekroczy. Rodzinne spotkanie pełne ciepłych słów i wzruszeń, co budzą pod powiekami gorąco-słone szczypanie.
Wzruszenia, zdarzenia, gesty.. A ja ? A ja zamiast pisać, wypełniona jestem zniecierpliwieniem na zepsuty mój laptop.
Na cudzym myśli mi się inaczej przędą: źle po prostu , źle się przędą. Czyżby słowa były tylko znaną sekwencją QWERTY, kolorem monitora, czułością dotyku czarnych klawiszy ? Czy słowa zapisane w czerwonym moleskine inną mają siłę,inną moc, o innych zgoła opowiadają zdarzeniach ?
Wstyd, ruja i poróbstwo, ot co.
Pozbawiona narzędzia jestem jak miedź dźwięcząca i cymbał grzmiący. Niczym jestem.
Nie jestem ludźmi których spotkałam, o nie.
Jestem komputerami na których mogłam się zapisać.

piątek, 5 czerwca 2009

Szkoło niewesoło


Na sali gimnastycznej tłoczno i duszno. Tłum czarnobiałych pociech popychanych przez mocno spięte nauczycielki. Wkoło wystrojone matki i znudzeni ojcowie, obie płcie na miejscu, widać w pędzie po pracy, z pracy, do pracy : oderwani od biurek, monitorów i kierownic czekają na rozdanie nagród po dwóch semestrach zasuwania z dzieciakami w szkolnym kieracie. Siadam na ławce gimnastycznej, co to je pod ścianą ustawili, ławki z boku, a jednak jak te pierwsze w kościele, na których nikt siadać nie chce, bo ksiądz przyuważy. Od razu zaliczam kilka syknięć i karcących uwag : tu proszę nie, tu zaraz będzie siedział zespół. Jak zespół przyjdzie, to się zejdzie, myślę, umęczona już tym całorocznym wstawaniem o szóstej, licznymi wywiadówkami, wycieczkami, wożeniem na baseny, angielski, hiszpański, tańce, zbiórki, i do koleżanki na nockę, wypisywaniem usprawiedliwień na paluszek i główkę, szkolną wymówkę. Siadam więc w tej oślej gimnastycznej i patrze sobie, jak tłum sie zagęszcza. Oglądam małe miss w plisowanych spódniczkach i małych dżentelmenów pod muchą i przypominam sobie, ze MD* wystąpi dziś w białej bluzce i czarnych dżinsach z dziura na kolanie, bo rajstop do galowej spódniczki zapomniała.
Ci ludzie są jakoś smutni, ta szkoła jest smutna, a i dzieci nie wyglądają jakby się świetnie bawiły. Czy to komunizm wycisnął na nas to nieścieralne piętno, ten weltschmerz ? Przecież tylko nieliczni z nauczycieli i rodzicieli tenże pamiętają ? Wczoraj świętowaliśmy dwadzieścia lat wolności słowa i myśli w tym kraju, uśmiechnij się jesteś w Gdyni, obwieszcza na bilbordach slogan z magistratu, a tu ? Najwyraźniej powaga i namaszczenie są synonimem szkolnego sukcesu w Polsce. Wymieniane ciurkiem zasługi młodych naukowców są nudną litania, przerywaną smętną recytacją i wręczaniem albumów z dedylkacja i stemplem. Klapa, buźka, książka, wiersz,klapa, buźka, książka, piosenka, klapa, buźka..
Brak mi radości w tych małych buźkach. Brak spontaniczności, luzu, uśmiechu.
Śmiech jest dla duszy tym, czym tlen dla płuc - mawiał Luis de Funes.
Duszno tu w tej sali.

czwartek, 4 czerwca 2009

Futrzana instytucja

Kotek to miła instytucja. Miękka, mrucząca i ciepła. Otwierasz rano oko : siedzi i patrzy. Przekrzywia głowę , strzyże uszami i czeka aż wstaniesz. Tuz przed twoją stopą do kuchni w te pędy jakby w misce czekała jakaś niezwykła niespodzianka. Niespodzianka czeka co prawda w kuwecie, ale ponieważ jest już bardzo znana, trudno ją tak nazwać. Wychodzisz - stoi w progu i tęsknie patrzy za tobą. Przychodzisz - pierwszy przy drzwiach wartownik klucza w zamku. I znów przed stopą do kuchni, do miski, w podskokach, z wyprostowanym ogonem, po niespodziankę.. Wieczorem wpycha nos pod ramię i grzeje smutki w brzuchu albo na sercu. Miła, miękka, łaciata instytucja.
Bezinteresownie pachnie miłością.

wtorek, 2 czerwca 2009

kto komu światełkiem ?



Wczoraj Dzień Dziecka.
Mówi się, że gdy odchodzi jedno z rodziców to tak, jakby przy twoim łóżku gasła lampka dzieciństwa. Przy moim łóżku nie pali się więc już żadna lampka.
Teraz to ja tę lampkę trzymam zapaloną.Przy jednym, przy drugim.
Na dobre, póki co.
Na zawsze, póki jest zawsze.