sobota, 31 maja 2008

_młodość przychodzi z wiekiem_ Na szczęście.

Płoną w nas zachodem wiecznym całe stada słońc.
Śpią ławice gwiazd wygasłych, ciężkie chmury wron.

Dotknij nieba myślą senną, ale każdym z tchnień,
Tęsknij za kolejnym dniem..(...)

Recital Andrzeja Poniedzielskiego
Galeria MALT , Sopot, piątkowy ciepły wieczór

Za kolejnym dniem chcę tęsknic, gdy w niewielkiej sali wypełnionej po brzegi niemłodymi ludźmi, "bliskimi sąsiadami numeru PESEL Andrzeja Poniedzielskiego" - słuchamy pięknych i prostych słów..
Za tymi słowami chcę tęsknic, gdy wokół nas nie prosto jest - a prostacko, nie pięknie a - wygodnie, komfortowo. Gdy tak syci, jesteśmy że aż zasypiamy, gdy obok dzieje sie coś mało wybuchowego. Na przykład - mało spektakularny, nieco rozczochrany , inteligentny mężczyzna mówi do nas przepiękne monologi.
Czasami wydaje się, że dobrze byłoby trochę zgłodnieć. Głód popycha nas do pragnień, wyostrza zmysły, sprawia , ze tęsknimy. Tęsknimy za kolejnym dniem..

Niektórzy byli tak zajęci sobą, że nie słyszeli słów do nich, dla nich skierowanych. Wydawało by się, że soba NAWZAJEM.
Toż to fajnie, miłośnie by było. O nie , niestety : SAMYM sobą.

Niektórzy spali. Widać , że - używając określenia Przybory : " ludzie z uczuć wyzuci" - po prostu się na tym wieczorze nudzili. Ale tez można się pocieszać, że ci którzy niedawno zeszli z drzew , wkrótce na nie powrócą.

Czy tęsknicie za kolejnym dniem ? Ja tak. Ciągle.

Czy za Andrzejem Poniedzielskim wystarczająco często pytamy się :

`jak można, jak trzeba, jak chciałoby się żyć ..?

a może :

Ruszaj sie Bruno, idziemy na piwo,
niechybnie brakuje tam nas.,
od stania w miejscu niejeden juz zginął,
niejeden zginął juz świat.

środa, 28 maja 2008

_w domach z betonu..

.. nie ma wolnej miłości...

A jaka jest w takich milutkich wnętrzach ( naszych zresztą.. ) ??

kilka słow o pisaniu


Dyscyplina w pisaniu jest rzeczą ważną , lecz – trochę przereklamowaną.. Ważniejszą chyba cechą jest – przebaczanie. Przebaczanie samemu sobie.

Musisz sobie wybaczać, ponieważ .. twoje pisanie zawsze cię rozczaruje.

Twoje lenistwo zawsze Cię rozczaruje.

Będziesz składać sobie przysięgi : „Od dziś będę pisać codziennie przez godzinę”. A potem – nie zrobisz tego. Nie dotrzymasz ich.

A wtedy pomyślisz `Jestem zerem, jestem nikim, i nie mam nic do powiedzenia`

Pisanie d a l e j po czymś takim wymaga nie tylko d y s c y p l i n y ; ale również - przebaczenia .

[…] .. i jeszcze jedno. Jeśli zawsze chciałeś pisać, a nigdy nie zacząłeś , i jesteś W Pewnym Wieku, i myślisz że jest za późno – proszę przemyśl to.. (..)
Pisanie to nie jest balet, ani jazda na łyżwach, ani nawet - spacerowanie w modnych ciuchach po wybiegu.. To nie jest jakaś dyscyplina sportu, lub cos innego, w czym nie możesz być dobry, jeśli nie zaczniesz przed 13tką..
Nigdy nie jest za późno. Twoje pisanie stanie się tylko lepsze, w miarę jak ty będziesz stawał się starszy, dojrzalszy i mądrzejszy. Jeśli napiszesz cos pięknego i ważnego, , a odpowiednia osoba na to trafi – zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce na pólkach z książkami tego świata.

W jakimkolwiek wieku. Kiedykolwiek. Przynajmniej spróbuj.

Liz Gilbert "Some thoughts on writing". tłum. alejadrzew

********

NO TO .. DO ROBOTY, LENIU !

poniedziałek, 26 maja 2008

Nigella ma zgryza ?



Każde jedzenie służy poprawie nastroju
Są w życiu chwile, kiedy potrzebujemy czegoś gorącego, albo słodkiego tylko po to, by poczuć że świat jest bezpiecznym miejscem. Każdy bywa zmęczony, zestresowany, smutny lub samotny , a oto potrawy, które ( wg mnie, nie wg Nigelli ) dają ukojenie:

  • C Z E K O L A D A .. ( może nawet być gorąca.. )
  • cytrynowa potrawka z kurczaka, z groszkiem.. i z ryżem
  • placki ziemniaczane - czasem..
  • grzane wino zimą
  • no i.. magiczne słówko
A wg was ? co daje wam ukojenie.. ?

sobota, 24 maja 2008

Rebecca




"Śniło mi się tej nocy, że znowu byłam w Manderley. Wydawało mi się, że stoję przed bramą z kutego żelaza prowadzącą do alei wjazdowej, nie mogę jednak wejść, gdyż brama jest zamknięta.[...]

Aleja wiła się teraz jak wstążka. Zniknął żwir, powierzchnię porosła trawa i mech. Po dawnej alei pozostało tylko wspomnienie. Gałęzie drzew zwisały nisko, utrudniając przejście. Pokręcone korzenie przypominały gigantyczne szpony. Tu i ówdzie wśród tej dżungli rozpoznawałam krzewy, które za naszych czasów stanowiły ozdobę parku – hortensje, piękne okazy sztuki ogrodniczej, słynące ze swych wspaniałych niebieskich kwiatów. Nie przycinane ręką ludzką zdziczały i wybujały do potwornej wysokości, bezkwietne, czarne i brzydkie jak rosnące obok nich nieznane intruzy."

Daphne du Maurier „REBECCA”

Jak o Manderley śnię dziś neogotycki zamek – pusty, ciemny, jakby ruina.. Skrzypią niezamknięte okiennice, jest brudno, ja wiem, ze zaraz zaczyna się tu remont ... W moim śnie idę przez ciemne korytarze do wielkiej sali balowej, przez bezzębne okna świeci słońce, czuję zapach kurzu i pajęczyn. Już za chwile moje Manderley ożyje – widzę plany, rysunki jakieś niezdarne, widzę że nie nasze jednak, obce .. Widzę, czuję, że za chwilę w sali balowej coś się rozpocznie, przyjdą ludzie zabrzmi muzyka, zatańczą pary – widzę kolory, tkaniny i światło świec, czuję zapach perfum i jedzenia.. Śnię M. i F., odkrywam nagle, że to przecież oni mają ten zamek, to ich ruiny za chwilę zaludnią się gośćmi. Dlaczego oni ..? Skąd nagle ich, dawno nie widzianych - w moim śnie obecność ?

I w śnie tym nagle rozpaczliwie płaczę: wylewam z siebie cały żal który noszę, te wszystkie moje bezkresne żale : to nie ja w tym Manderley, ja nic nie mogę zrobić, coś mnie uwiera, nie mogę iść dalej. Jak wplątana w kryminalna intrygę filmowa Rebecca walczę z nieśmiałością i smutkiem, próbuję coś wyjaśniać, krzyczę , muszę znów pokonać własny strach, zapomnieć o przeszłości.. Nie mogę.. Stoję jak wmurowana na środku sali balowej, gdzie zaczyna się wieczór..

Wokół mnie zaludnia się - widzę te wszystkie postaci, których dawno nie widziałam - wszyscy poubierani tak jakoś dziwacznie : ni to bal, ni chłopskie jest wesele.. Przede mna przewija sie tylu ludzi, których spotkałam, których znałam, których kochałam i nienawidziłam, słysze rozmowy, które juz odbyłam i których nie odbędę. Jestem niewidzialna.

Widzę światło świec w wysokich kandelabrach, migoczą na stołach, neogotycki sufit tonie w mroku, kelnerzy wnoszą dania, ktoś wznosi toast. Za co ? Jest ciepło, duszno nawet - czy to od świateł, czy od moich emocji ?
Jestem sama.
Budzę się na mokrej od łez poduszce Jest czwarta. Świta. Za oknem las.

Wstaję nieprzytomna i na pocieszenie robie sobie ciepłe mleko i kanapkę z miodem.
Miasto śpi.

W drzewach, w zielonych okien ramie
przez widma miast - srebrzysty gotyk.
Wirują ptaki płowozłote

jak lutnie, co uciekły z rąk.

K.K. Baczyński "Sur le pont d`Avignon"

czwartek, 22 maja 2008

_dziewczyna bez perły_


Dziewczyna na dachu
powieść kryminalna w odcinkach
odcinek III pt : Dziewczyna Bez Perły

Na bankiet po premierze przyszły razem z Aishą. Właściwie sama Aisha była pomysłodawczynią tego wypadu - liczyła po trosze na nowych klientów, po trosze zaś to wyjście było ostatnim aktem sztuki ogarniającego ją powoli szaleństwa.

ADHD to było najłagodniejsze z szaleństw, które Aisha miała.
Roześmiana i nerwowa, sypiąca wokół popiołem nigdy chyba nie gasnącego papierosa, niska i krągła, krótko ostrzyżona brunetka, o palcach wiecznie umazanych farbą Aisha wylewała z siebie potoki słów. Zwykle nie były to słowa ważne – Aisha po prostu mówiła : zachłannie opisywała rzeczywistość, połykała sylaby , bezładnie lepiła historie, przeskakując lekko z tematu na temat, robiąc liczne dygresje i wycieczki i zadając dziesiątki pytań, na które przecież nie oczekiwała odpowiedzi…

Była bardzo zdolna. Jej obrazy właściwie wszystkie opowiadały o tym samym – pokazywały smukłe i smutne, wielkookie kobiety , malowane jakby od niechcenia nerwowymi, gęstymi pociągnięciami pędzla, zbudowane z głębokich faktur, zastygłe i śpiące w nienaturalnych pozach. Sama Aisha nie była smukła i nigdy nie zastygała w żadnych pozach. Można by nawet zaryzykować tezę, że Aisha nigdy nie zasypiała..

Z Marianną poznały się na Akademii – nie studiowały najpierw razem, ale koleje rzeczy doprowadziły je wreszcie na ostatni rok szkoły, której żadna z nich nie ukończyła. Każda z innych powodów.

Marianna zawsze wspominała trwające nawet kilka dni imprezy w zagraconym pokoju Aishy na czwartym piętrze akademika. Schodziły się tam zwykle tłumy amatorów darmowych drinków i łatwego seksu, a na korytarzu długo po wyjściu ostatniego gościa unosił się zapach indyjskich kadzidełek, trawki i przetrawionego piwa. Z tych lat Marianna zachowała obraz Franka, synka Aishy z pierwszego , studenckiego małżeństwa , który jeździł po pustych w nocy korytarzach akademika na trójkołowym rowerku. Franek.. ciemnowłose, zamknięte w sobie, spokojne na granicy autyzmu dziecko , zabierane co noc z wyliniałych korytarzy przez jakąś litościwą koleżankę z sąsiedniego pokoju – na mleko i chwile snu, w czasie gdy jego matka przezywała kolejne najważniejsze wydarzenie swojego życia w objęciach długowłosego kolegi z roku..

Aisha kochała Franka, to pewne, jednak jej prawdziwa dusza szalała gdzieś na granicy ledwie napoczętego płótna, niepomna na to, że Franek istnieje.. Pomna jednak na sztukę, na zabawę, na ułudę, obłęd i groteskę.

Malowała dużo, jednak tylko wtedy, gdy pozwalał jej na to trawiący ją ogień.

W tych okresach Wielkiej Smuty, jak sama je nazywała – nie jadła, i nie piła ( paliła jednak zawsze .. ) – produkowała po kilka płócien przez kilka dni.. Jej małe mieszkanie – już po studiach, w zakazanej dzielnicy nad morzem – na co dzień wyglądało jak z programu interwencyjnego , nadawanego po 22-giej, gdzie bohaterowie mają zwykle zasłonięte, trudne do identyfikacji twarze i zmienione przez dźwiękowca głosy.. Jej mieszkanie było sceną dramatu.

Zwykle od progu widać już było wszystkie niezbędne didaskalia : skłębiona w sypialni szara pościel, pourywane głowy lalek w pokoju dzieci ( w tym czasie Aisha miała już Antosię z kolejnego związku.. ), popielniczki z talerzyków od ślubnego serwisu, podobrazia i napoczęte płótna, szkice na serwetkach, butelki od piwa, poniewierające się wszędzie tubki z farbami..

Wychodząc z Aisha na bankiet Marianna przypomniała sobie ten grudniowy wieczór, kiedy pojechała do Aishy kupić ( zamówić ? ) obraz na prezent gwiazdkowy dla brata.

Drzwi otworzył mi pierwszy mąż Aishy. Jego n o w a żona i on siedzieli nad herbata w kuchni.. pamiętam, pomyślałam wtedy : jakie to dziwne, oni tu razem, w tym burdelu, co oni tu robią ? Dzieci bawiły sie u ich stóp piaskiem ( piaskiem , kurwa, piaskiem ! ) znad morza - lepiły babki na podłodze kuchni, pod stołem.. Aisha nawet chyba nie wiedziała że Krzysztof tam jest i pije te cholerna herbatę w j e j kuchni.. Wariatka. TA kompletna wariatka.. Nowy mąż, jak on miał na imię ? , ten młodszy od niej o kilka lat – próbował zaprowadzić jakiś ład w `salonie –pracowni` , gdzie Aisha wylewała potoki łez nad nieskończonym obrazem.. Palił jak opetany, jak ona, pamietam - częstował mnie jakimis okropnymi fajkami, tez szalony, długowłosy, spokojny jednak i .. taki w niej zakochany. Taki jej giermek, jej paź oddany ... Mimo jego tez jakiegos szaleństwa - zazdrościłam jej jak cholera - ona szalona, on zakochany.. Wenezuelska nowela.. Pamiętam ten moment małego cudu, jak na mój widok ta wariatka rozpromieniła się i zaczęła wyciągać zza szaf obrazy, pytlując jak postrzelona, planując wakacje na Seszelach i opisując mi jakiś zegarek za sześć stów , który widziała w Klifie..Taa, ona musiała go mieć, jasne że musiała.. Ciekawe, czy go kupiła, za tę kasę za obraz która jej dałam ? Przy tym całym ADHD z Aishy była zawsze niezła przekupa..

Taa, pięknie, pięknie, obrazy, mióśc, szaleństwo - po co jednak dałam jej się wyciągnąć na ten, kurwa, bankiet.. Po co ? Ciekawe, kto tu jest większą wariatką ? Mogłam przecież się spodziewać , co wyjdzie z wskrzeszenia tej `przyjaźni`, i gdzie demony Aishy mnie zawiodą..

Marianna lubiła Aishę i podziwiała ten jej cudowny dar – te obrazy miały w sobie żar i namiętność, szaleństwo nigdy nie gasnące.. Sama nigdy nie mogła - i nie chciała szukac w sobie tego szaleństwa.. W tym okresie, jakiejś stagnacji zawodowej i wchodzenia w schemat potrzebowała jej, jak alkoholik potrzebuje kolejnego drinka, a palacz nastepnego sztacha. Marianna potrzebowała Aishy, by obudzić znów swoje emocje…

I Aisha je obudziła. Tak, na pewno obudziła..

cdn




wtorek, 20 maja 2008

_aleja krzewów_




`(...)Słowo to zimny powiew
nagłego wiatru w przestworze;
może orzeźwi cię, ale
donikąd dojść nie pomoże.
Zwieść cię może ciągnący ulicami tłum,
wódka w parku wypita albo zachód słońca,
lecz pamiętaj: naprawdę nie dzieje się nic
i nie stanie się nic - aż do końca.`

-----------------------------------------

`gdzie ten czas, co miał się sprawdzić,
przegadane noce w bieli..
Gdyby nam się to dziś udało -
cztery dni byśmy trzeźwieli..`

poniedziałek, 19 maja 2008

_Witam Panią_


"DZIEWCZYNA NA DACHU"
kryminał w odcinkach

odcinek II pt. : Witam Panią...

Leżąc na sofie w dusznej sypialni Marianna po raz kolejny przywoływała w pamięci fatalne wydarzenia poprzedniego wieczora, i kilku wcześniejszych, i wcześniejszych , i kolejnych .. Wczoraj przesadziła z winem : miała więc lekkiego kaca, była zła i zmęczona. Uporczywie , jakby robiąc samej sobie na złość, wracała myślami do dnia w którym pierwszy raz spotkała Edwarda na bankiecie w zatłoczonym foyer starego teatru..

Gdybym wtedy miała dość rozumu, żeby nie zaczynać tej pozornie błahej zabawy, dziś być może nie leżałabym na tej cholernej, rozpalonej patelni, jak kotka na blaszanym dachu i w nie planowała ucieczki z tego przeklętego miasta..
Dziś, wczoraj, jutro, kiedyś .. Idiotyczna śpiewka, lepiej myśl, myśl, kombinuj, zamiast biadolić,i roztrząsać , kobieto..

Edward był szpakowatym mężczyzną koło sześćdziesiątki. Wypadek samochodowy, któremu uległ kilka lat wcześniej sprawił, że - niegdyś wysoki i postawny - dziś był przygięty do ziemi i poruszał się z wyraźnym trudem.
Mimo widocznego kalectwa było w nim coś nieodmiennie pociągającego i kobiety – niezależnie od wieku, pozycji społecznej i urody – lubiły z nim rozmawiać.
Być może działo się tak za sprawą uważnych , szarych oczu w siateczce zmarszczek – Edward umiał kobiet słuchać, a przynajmniej znakomicie potrafił to udawać.
W młodości z zamiłowaniem grał na wyścigach - spędzał na sopockim Hipodromie i warszawskim Służewcu długie niedzielne przedpołudnia, zostawiając tam dziesiątki tysięcy ówczesnych bezwartościowych złotych. Z tego okresu pozostała w nim słabość do kobiet szczupłych, rasowych, o wąskich pęcinach , i szerokich biodrach, lekkich w konwersacji i bystrych w łóżku.

Nigdy nie pozwalał paniom płacić rachunków w barze, podawał im ogień wstając, odsuwał krzesło i nie dawał odczuć, że nudzi go ich szczebiotanie, nawet, gdy po raz ostatni zamykał za damą drzwi taksówki.
Kobiety od progu wyczuwały ten jego staroświecki charme, i bezwiednie wciągały brzuchy i napinały pośladki kiedy Edward wchodził do pokoju.
Nosił się z pewną nonszalancją, która dodawała mu uroku i odejmowała lat : zawsze lekko nieogolony , z półdługimi włosami zaczesanymi do tyłu, w artystycznym nieładzie, w jednorzędowych marynarkach o dobrym kroju i znakomitych tkaninach. Nie przywiązywał już co prawda wagi do stroju, tak jak czynił to w młodości , jednak nadal potrafił ubrać się z wdziękiem i fantazją.
Był jednym z mężczyzn, o jakich zwykło się mawiać, że są bywalcami salonów. W dzisiejszych czasach, gdy salon to miejsce z laboratoryjnie czystą, otwartą kuchnią i dużym płaskim telewizorem - mężczyźni tacy jak Edward bywają raczej w modnych klubach, na wernisażach nikomu niepotrzebnych obrazów,lub na wkopaniu kamienia węgielnego pod kolejne centrum handlowe.
Edward pracował kolacjami.

Marianna spotkała Edwarda na jednej z takich właśnie kolacji – proszony bankiet po premierze głośnej sztuki przyciągnął świat i światek Trójmiejskiej socjety ..
Zwróciła uwagę Edwarda trochę zbyt hałaśliwym zachowaniem jak na to miejsce i ten moment wieczoru – wynik zbyt wielu kieliszków Shiraz wychylonych pospiesznie na nudnym bankiecie, nerwowości dzisiejszego dnia i niechęci do następnego.
Gdy zobaczył ją po raz pierwszy - stała przy szerokim oknie , wyprostowana, swobodna, i lekko wstawiona , w towarzystwie kilku mężczyzn, chłonących jej słowa i zapach perfum z należytą uwagą.
Marianna nie była piękna. Miała w sobie jednak pewną perwersyjną nerwowość, jakąś kocią energię , skrywaną namiętność - coś jak schowany głęboko żar, o który mężczyźni tak lubią walczyć. Była bystra, zwykle wesoła i świetna w łóżku, i choć mężczyźni chętniej umawiali się na kolację z młodszymi i ładniejszymi od niej, jednak żadna nie należała do tej ligi co ona.

W rzeczywistości Marianna nie była wcale tajemnicza, była po prostu trochę znudzona i bardzo już zmęczona. Była bez pracy i bez widoków na nową, na lodówce piętrzyły się niezapłacone rachunki, a telefon z zamówieniami na kolejną partię biżuterii dzwonił zbyt rzadko…

cdn.

piątek, 16 maja 2008

Zuzia Promenna Buzia

„ (… ) i wyobraziłam sobie, jaka to ja teraz będę cicha. Będę tak milczeć, że stanę się z tego powodu sławna. Pomyślałam sobie, że zaczną o mnie mówić `to ciche dziewczę`(…). Obcowanie z innymi ograniczy się do błogiego uśmiechu z głębi mojego zamkniętego świata ciszy.. Ludzie będą o mnie rozmawiać , pytać : ` Kim jest to ciche dziewczę z tyłu świątyni..? Nigdy się nie odzywa. Jest taka oddalona.Tyle w niej mistycyzmu.Nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, jak mógłby brzmieć jej głos. Nie słychać, kiedy idzie za nami ścieżką w ogrodzie.. porusza się lekko jak wietrzyk. To najcichsza dziewczyna, jaką w życiu widzieliśmy`.

*************

`Wszystkie te zmiany byłyby zmianami na lepsze.. Niemniej, nawet z pewnymi modyfikacjami moich konwersacyjnych obyczajów, nigdy nie będę znana jako ` to ciche dziewczę`. Nieważne, jak piękny byłby to obrazek i jak bardzo bym się starała.`

a wtedy ....
` Mamy specjalny przydomek dla osoby na tym stanowisku. Nazywamy ja : ZUZIA PROMIENNA BUZIA, bo musi być towarzyska, pełna życia i cały czas uśmiechnięta(..)”

no cóż; co miałam powiedzieć ?
do usług… Drodzy Państwo !

Wasza Z u z i a


Liz Gilbert ` Jedz, módl się, kochaj`

środa, 14 maja 2008

_gołąb zawsze puka dwa razy_


`DZIEWCZYNA NA DACHU`*
kryminał w odcinkach


odcinek I pt.
"Gołąb zawsze puka dwa razy.."

Sypialnia na poddaszu była mała i duszna. Sprawiała tez wrażenie dawno nie sprzątanej - przy sofie poniewierały sie jakieś gazety, otwarta książka, na podłodze stała opróżniona do połowy szklanka z wodą. Z fotela zwisał smętnie kolorowy sweterek i para jedwabnych pończoch.
Lekki wiatr rozdymał brudną firankę w uchylonym oknie : wyglądała jak mały żagielek oglądanej przez lornetkę łódki..

Zakurzone szyby na tle jasnego nieba przecinały pojedyncze cienie latających gołębi. Marianna leżała z otwartymi oczami i wsłuchiwała się w życie miasta za oknem.

Ze studni ulicy poniżej dobiegały ją irytujące odgłosy remontu : stukanie, głosy robotników, miarowy odgłos przesuwania jakiejś ciężkiej konstrukcji po kamiennych płytach podwórka. Próbowała zasnąć, ale właśnie te dźwięki wybiły ją z płytkiej drzemki i nieznośnie przypominały o zbliżającej się przeprowadzce.
Przeprowadzce ? ! W tych okolicznościach chyba lepiej byłoby to nazwać u c i e c z k ą..

Para gołębi postanowiła urządzić sobie na brzegu dachu schadzkę. Ze swojego miejsca na sofie Marianna widziała, jak ptaki tupią po krawędzi rynny czerwonymi łapkami , nadymają się, stroszą i wydają te swoje okropne, gulgoczące odgłosy.

Pamiętam te cholerne gołębie jeszcze na Kasztanowej. Ledwie zaczynało świtać a słyszałam ich gruchanie w gałęziach drzew. Wtedy od razu wiedziałam , że jest kiepsko : za oknem świta, gołębie w akcji, a ja daleko w polu z robotą.. I zawsze maj. Zawsze to było w maju.. Zielone , ciężkie od kwiatów korony kasztanów , w radiu Krystyna Janda śpiewa` .. bo ja jestem, proszepana na zakręcie..` Ciekawe, gdzie j a jestem ? W ciemnej dupie, proszepana... Nigdy bym się nie spodziewała, że wpakuję się w taki pasztet..


cdn.

*tytuł roboczy. alejadrzew zastrzega sobie prawo do zmiany tytułu w zależności od horyzontu,
humoru i honorarium.

poranek

SCENKA RODZAJOWA pt. Wsparcie rodzinne, odcinek II


Poranek w mieszkaniu. Godzina 6.50
MC* snuje się po mieszkaniu w boksach. Włosy zmierzwione, wzrok zamglony.
Ja
co robisz ? Dlaczego nie idziesz pod prysznic ? Za 20 minut wychodzimy.
MC
Zmieniłem schemat. Do tej pory najpierw się kąpałem, potem jadłem. Na jedzenie zawsze brakowało czasu. Teraz zmiana : najpierw płatki, potem prysznic.
Zdążę zjeść i się wykąpać.

Ja
A gdzie w tym schemacie mieści się snucie po mieszkaniu w boksach ? Przed prysznicem czy przed płatkami ?
MC nie odpowiada. Z miską płatów ( w boksach ) siada do komputera. Bezmyślnie wpatruje się w ekran. Miele łyżką w mleku. Ściąga pocztę i drukuje coś.

- Nie jest tak źle – myślę - MC drukuje coś, nad czym pracował w nocy. Na szczęście ma jeszcze resztki przyzwoitości i pilnuje tego, co ma zrobić. Uff, a myślałam że już zupełnie sobie odpuścił. Jednak jestem niesprawiedliwa. Źle go oceniam.

MC kończy drukowanie i idzie po prysznic. Wychodzi z łazienki. Pełen dezaprobaty wskazuje na wyczuwalne dowody funkcjonowania kociego przewodu pokarmowego.

MC
Ale śmierdzi.
Ja
Co znowu ?
MC
Te koty. śmierdzą.
Ja
To posprzątaj im !
MC
I te kłaki wszędzie. Na m o i m swetrze ! Jezu !!! Ogolę je do łysej skóry.

Winda. Godzina 7.21.
Ja:
Idziesz wreszcie, czy nie ? Spóźnimy się znowu !
MC
A jakie to ma znaczenie ?

.....

garaż podziemny godzina 7.26.

MC
Tu masz dwa maile. wydrukowałem dzisiaj.
jeden to bilety na koncert. Zapłać zaraz.
Drugi – bilety na samolot do Barcelony. Przelej dzisiaj. Czekają.

-------------------------------------

*MC = MłODY CZłOWIEK

wtorek, 13 maja 2008

matka Dzieci Holocaustu





"Dzieci podtrzymują świat" - przeczytaj artykuł z "Tygodnika Powszechnego" napisany na 97. urodziny Ireny Sendlerowej

zasłyszane nocą


`moja i twoja nadzieja
uczyni realnym krok w chmurach
moja i twoja nadzieja
pozwoli uwierzyć dziś w cuda...'

******

`Spotkania z mądrymi ludźmi nie należą do łatwych. Nie tylko dlatego, że mądrzy są uważniejsi, ale także dlatego, że mądrzy są smutniejsi. Przede wszystkim jednak dlatego, że mądrość (...), jest procesem, który dzieje się na naszych oczach. I nieraz tylko z trudem potrafimy nadążać za tym.`

W.Łukaszewski CHARAKTERY


niedziela, 11 maja 2008

rodzinnie_oby nie_

scenka rodzajowa : pt. " Wsparcie rodzinne";odcinek I

"JEWISH MOTHER "

wersja swojska, w wolnym tłumaczeniu alejadrzew :

Telefon dzwoni. Matka podnosi słuchawkę.

Matka :
Halo?
Córka :
Cześć, Mamo. Czy mogę dziś podrzucić dzieciaki na noc ?
Matka :
wychodzisz ?
Córka:
Tak .
Matka:
Z kim ?
Córka:
Z przyjacielem.
Matka:
Nie wiem, dlaczego odeszłaś od męża. To taki dobry człowiek.
Córka:
Mamo, nie odeszłam od niego . On odszedł ode mnie !
Matka:
To Ty pozwoliłaś mu odejść, a teraz wychodzisz sobie z każdym i z nikim.
Córka:
Nie wychodzę z n i k i m. Czy mogę podrzucic dzieciaki ?
Matka:
J A nigdy nie zostawiłam cię z nikim, oprócz Twojego ojca..
Córka:
Jest mnóstwo rzeczy, których ty nie robiłaś, a ja robię, Mamo..
Matka :
Do czego zmierzasz ?
Córka:
Do niczego. Po prostu chcę wiedzieć, czy mogę podrzucić dzieciaki na noc ?
Matka :
Masz zamiar spędzić z nim noc ? A co powie twój mąz, jak się o tym dowie ??
Córka :
Mój B Y Ł Y mąż, Mamo. Nie sądzę , żeby go to obeszło. Od czasu, kiedy odszedł, prawdopodobnie nie przespał ani jednej nocy samotnie.
Matka:
A więc masz zamiar s p a ć u tego nieudacznika ?
Córka:
On nie jest nieudacznikiem, Mamo.
Matka:
Mężczyzna , który umawia się z rozwódką z dziećmi, jest nieudacznikiem i pasożytem.
Córka:
Mamo, proszę . Nie chcę się kłócić. Mogę przywieźć dzieci, czy nie ?
Matka:
Biedne dzieci.. Z t a k ą matką..
Córka :
Z jaką ??!
Matka:
Bez żadnej stabilizacji. Nic dziwnego, ze Twój mąż odszedł..
Córka :
D O S Y Ć !!!
Matka:
Nie krzycz na mnie ! Pewnie krzyczysz tez na tego swojego nieudacznika..
Córka :
Ach, wiec teraz martwisz się o `nieudacznika` ..?
Matka :
Czyli przyznajesz, że to nieudacznik.. ? Od razu go wyczułam..
Córka:
DOBRANOC, Mamo.
Matka:
Chwileczkę, dlaczego się wyłączasz ?! Kiedy podrzucisz mi dzieci ?
Córka:
Nie podrzucam ich. Nie wychodzę nigdzie, mamo.
Matka:
Jeśli nigdy nigdzie nie wychodzisz, jak zamierzasz kogokolwiek poznać ?

_jutro zaczyna się tu sezon _


Lubie niezaplanowane zaplanować, wziąć Najmilszych i gdzieś pojechać. Daleko nie musi być.
Wystarczy, aby niezaplanowane
zaczęło się po prostu d z i a ć , aby po drodze minąć kilka domów rzadko mijanych, przeciąć kilka skrzyżowań, co na nich nie tak gęsto jak w mieście, zatankować nie na tej stacji, gdzie codziennej porannej kawy do baku dolewam.
Dziś - nad Morze.
Droga z rzepaku, rzepakiem, w rzepaku, przez rzepak, wzdłuż rzepaku : żółtością skąpana, pusta przecudnie, rozsłoneczniona pierwszymi taktami lata.
Zabieramy ze soba tylko siebie, portfele i dokumenty; obywa się bez celebry przygotowań . Nie ma jajek na twardo, prowiantu, dmuchanych materacy , kąpielówek, ręczników i parawanów od wiatru. Danke, mein Gott..
Po drodze mijamy drogowskazy po polsku i po kaszubsku. Marketingowy chwyt zdolnych radnych dla warszawskich surferów , co tłumnie tu zawitają już za chwil kilka czy wyraz silnej mniejszości na ostatniej sesji rady gminy..?

`To je krótczi, to je dłudżi, to kaszëbskô stolëca
Tu są basë, tu są skrzëpczi, to òznaczô Kaszëba~(…)

Morze stoi jak stało – dziś niesamowicie niebieskie, szmaragdowa linia horyzontu zlewa się niepostrzeżenie z błękitnym niebem.
Plaża pusta prawie, choć widać już pierwsze okopy letnich fortec. Oto zwycięsko już łopoczą na blankach sztandary ręczników za parawanem `NiVEA 4U`, parka przytulona do siebie na kocu smaży plecy i kradnie pocałunki, mokry pies przynosi z morza aportowane patyki, a jego blady pan wystawia na gorące promienie białe łydki. Tłuste i wesołe starsze panie poprawiają kapelusze upierścienionymi dłońmi.
Jutro zaczyna się tu sezon, dziewczyny nowe kiecki mierzą. Zapach olejku miesza się ze słonym zapachem wody.
Za morzem już nic nie ma : tylko wielki błękit, i podobno ziemia jest okrągła.. Podobno 10 maja 1503 , czyli - 505 lat temu ( i jeden dzień ) Krzysztof Kolumb odkrył Kajmany. I on wierzył ,że tam cos jest , i w końcu to znalazł.. Czyż więc jest coś bardziej oczywistego niż jajko Kolumba ? Czy możemy wierzyć w niemożliwe, i wtedy staje się ono możliwym ?

Jestem trochę zatopiona w myślach z poprzedniego wieczoru, trochę nieobecna , trochę smutna, i … trochę nie chcę już mówić.
Knebel na ustach jest smutkiem duszy, bo nie o to chodzi by m ó w i ć , tylko o to by p o w i e d z i e ć.
I aby s ł u c h a ć.
Lecz o czym słuchać, gdy nikt nie chce mówić ?

Słuchanie jest dobre,; ma się wtedy uczucie , że oceany Kolumba otwierają się przede tobą : ktoś ufa i mówi, ty ufasz, i słuchasz..
I zatapiasz się w tę opowieść, i ona grzeje cię od środka jak dzisiejszy gorący piasek i rozświetla twoje dni jak dzisiejsze słońce.
I mówisz, bo ufasz.
I ufasz, więc mówisz.

No to może lepiej napiszę. I wracam. I piszę.

piątek, 9 maja 2008

_le-śmiałam_


(...)`W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.(...)`
B.LEśMIAN





Czy na polach rzepaku, przed ciekawych wzrokiem..
- możemy ukryć się na długie godziny .. ?
Lecz jakim palce nasze będą skrwawione sokiem,
jeśli rzepak jest żółty, a
my - wciąż niewinni ?


trasa z Rulewa, piątek 09.05.08


tyle słonca w całym Mieście



środa.do TRAFIKA trafić

Długo odkładane spotkanie z J. w Mieście.
Rozmawiamy o wszystkim. Wszystkim najważniejszym, i wszystkim błahym.
I jest d o b r z e .

Wychylamy kolejne płyny , smakujemy niesmaczne potrawy i jesteśmy razem.
Za oknem, wielkim i czystym – prześwietlone słońcem popołudnie Miasta : spieszą się ludzie, gnają z wiatrem majowym, spacerują za rękę i osobno, zabiegani i spokojni, zakochani i obcy sobie, bezmyślni i pełni refleksji..

Dzwoni moja komórka : raz, drugi,kolejny..

I nagle czuję, jakbym rozciągnęła gdzieś wielką sprężynę, i z każdym kolejnym jej skrętem - przybywają do mnie Moi Najmilsi.

Tak jakbym wyciągnęła do Nich nad dachami Miasta rękę, mówiąc : przyjedźcie, przybywajcie, będzie nam tu razem dziś dobrze.. Wyciągam rękę i przybywają..

Przy stoliku naszym pojawiają się kolejno Najmilsi i każdy mówi coś , zamawia, je, pije, opowiadamy sobie historie tego dnia : błahe, nieważne, śmieszne, ciekawe..
I jest d o b r z e .
I przekrzykujemy się wszyscy, rozgadani, roześmiani, świadomi tego, jak dobrze nam razem, zmywający tym gadaniem trudy tego dnia, i wszystkich poprzednich, i – zapewne - kilku kolejnych..
Dzwoni komórka J .: to G. zza Morza, też chciałby być tu z nami. Niech szybko wraca - czekamy..
Wyciągam rękę przez Morza , mówiąc : przyjeżdżaj, przybywaj, będzie nam tu z Tobą dobrze..

Patrzę na Nich , i..

I czuję głęboką radość, i ulgę, i spokój, i wdzięczność za to, że tego wieczoru jestem wolna od smutku, który wyżarł takie dziury w mojej duszy, że nie byłam w stanie cieszyć się nawet podobnie wspaniałymi wieczorami..

I jest d o b r z e .

środa, 7 maja 2008

kruchość rzeczy




`A więc, moja Amelio, nie ma pani szklanych kości, może się pani boksować z życiem. Jeśli pani przepuści tę okazję, z biegiem lat twoje serce stanie się kruche i suche jak moje kości.. (..)`
no niee.. nie przepuszczajmy tej okazji, Amelio..

poniedziałek, 5 maja 2008

_May B _4 ever_


Świat widziany zza kierownicy jest zielony.

Po drodze zbieramy całą tęczę : pola żółtego rzepaku, soczystość buków, szarość mokrej po deszczu szosy, białe i niebieskie wstążki na przydrożnych, Maryjnych kapliczkach .

`Chwalcie cieniste gaiki,
źródła i kręte strumyki.`

Brzydota architektury na zboczu pola : jaskrawożółte pudełko domu, blaszany dach z bocianami, przy domu chudy koń orze pole. To nie scenka z Chełmońskiego, lecz dwa oddzielne światy , nieudolnie razem polepione. Kolorowy fotoplastykon: ruszę głową i obraz mi się zmieni.. Szkoda.

-------------------------------------------------------------------------------

Świat widziany zza kierownicy jest pełen trudu kierowcy ( ...czy: kierowniczki może.. ? ).
Zadanie na dziś brzmi : nie rozmawiaj, nie myśl, nie czuj, nie komentuj dalej, dalej, dalej.. A we mnie tak wiele ..
Próbuję, jak co roku, zatrzymać kolejny maj w sobie.
Mógłby się każdy mój maj składać z sześćdziesięciu, albo nawet dziewięćdziesięciu dni : każda chwila mi za krótka, i dzień za szybko się wypełnia, abym wszystkie majowe odcienie mogła w sobie pomieścić.
Bezgłośnie proszę : pozwólcie mi poczuć – ta droga jednako daleka, zdążę, dowiozę was na miejsce.
Zmieniam biegi bezmyślnie, przyspieszam, hamuję, wyprzedzam, majowa litania kolejnych zakrętów na pustoszejącej szosie .

`Domie złoty
Arko przymierza

Bramo Niebieska,

Gwiazdo zaranna

Sukienko w groszki ... módl się za nami`

Olbrzymie Ptaki_Wiatraki mielą nasz czas do celu. Na tle zmierzchającego nieba bieleją im skrzydła. Zaraz Szczecin.

z trasy. 01.05.08

niedziela, 4 maja 2008

_przez głowę do serca_

„ Miejscem odpoczynku dla umysłu jest serce. Przez cały dzień umysł słyszy bicie dzwonów i hałas i kłótnie i w końcu pragnie tylko spokoju. A jedynym miejscem, gdzie umysł może znaleźć spokój, jest cisza panująca w sercu. Tam właśnie musisz się udać.” L.G.

no to spadam..
do serca.
głową w dół.

Wielka Ma Jufka


Praha, Praha..i mój kochany dzienniczku - poczekajmy na słów kilka. Tylko trzeba mi poleżeć chwilę , na dowolnie wybranym boku,kołami do góry, bo daleko byłam.

Właśnie nową zaczęłam podroż, by ją skończyć.. w mojej głowie,
a com przeżyła, i widziała - blog ten wszystko wam opowie..

a więc : verte _koperte _i _słow _sterte.. - po urlopie