środa, 31 marca 2010

Coś dziś dla pań

Podobno staniki są bardzo przydatne na morzu. Długo się palą i można z nich zrobić sygnalizację świetlną. Powiedziała A.
In - te -re - su - ją - ce.

wtorek, 30 marca 2010

Rzeczy mają swoją miarę

Kiedyś byłam wyższa.
Potem dorosłam i każdy zakończony związek coś mi ucinał. Ciach - ciach i centymetr. Ciach - osiem. Cyk-cyk, następne dwa.
Rosnę czasem, ale na krótko. Rosnę, gdy uda mi się wspiąć na palce.
Z każdym kolejnym człowiekiem, z którym przychodzi mi się pożegnać - tracę coś , kurczę się, maleję. Ale jak właściwie miałoby być ? Przecież nie jestem dyktafonem.

poniedziałek, 29 marca 2010

Barka

Dzieńdobry, dobrywieczór, ładna pani, wózek może odprowadzić ? Nie teraz ? A jak pani wróci, to coś jakby mi pani do jedzenia kupiła, co ? jak będzie pani tu wracać, tak ? O, ładna pani, to pani już z powrotem i ciastka ? o,dobrze, ciastka, niech panią Bóg i święty Krzysio, a ja się za panią w kościele pomodlę. Tak, pomodlę się. Wózek, a jakby wózek tak, można ? To ja pani za panią tutaj pójdę, i wtedy wózek wezne.I niech panią święty Krzysio powiedzie.
Ma pani nadzieję, że powiedzie ?Nadzieja, ech, ja też miałem nadzieję, a teraz ? A mnie ? Co mnie ? Mnie też ? On mnie już powiódł, pani. Gdzie, gdzie?, pani pyta ? A nie widać ? No na manowce, na manowce.. Znałem go, znałem. Kogo, pani pyta ? No świętego Krzysia znałem, on był z Wadowic, i tak do mnie śpiewał : Pan, który stanął nad brzegiem.. szukał ludzi, gotowych pójść za nim... I ja poszłem. I na manowce doszłem. A gdyby pani jeszcze chociaż grosik miała, ja do świętego Krzysia za panią. A będzie pani tu jeszcze, do świąt ?

Gdynia, Centrum Handlowe ALMA.
Wielki Tydzień , poniedziałek.

sobota, 27 marca 2010

Proszę o kontakt.

MC ma przyjaciela. Przyjaciel ma ojca, który jest prawnikiem.
Ojciec ma w telefonie szablon : `Proszę o kontakt. Mecenas Z`. Szablon ten wysyła do najoporniejszych klientów.
Kiedy Przyjaciel MC coś przeskrobie, zapomni o czymś ważnym, wróci późno, pod wpływem , albo zgoła wcale - ojciec wysyła mu złowrogi szablon. Gdy wołanie Mecenasa o kontakt wyświetli się na ekranie jego komórki , Przyjaciel MC wie od razu, że przysłowiowy miecz Damoklesa buja się już na najcieńszym z włosków i wte pędy leci do domu, w nadziei na amnestię.
Przedwczoraj MC wrócił do domu pod wpływem i tak późno, iż miałam obawy, że nie wróci wcale,a zapomniał o tylu rzeczach, że sama nie pamiętałam już o jakich, zwłaszcza że miałam przypominać je sobie wyrwana z fazy REM, o 4.30. Rano, wkurzona i niewyspana przemyśliwałam okrutną zemstę. Pojechałam do pracy, i około południa wysłałam MC esemesa:.
`Proszę o kontakt. Mecenas Z.`
Jak na mój gust, MC za bardzo się śmiał, kiedy w te pędy do mnie oddzwonił.
Podobno zemsta to potrawa, która smakuje na zimno. Jak dla mnie zawsze jest strawna.

Słabość doświadczeń

I jak, podoba ci się w tej twojej szkole ?
Im więcej wiem, tym mniej, odpowiedziała.Kiedyś jak miałam zrobić trening z komunikacji, siadałam i robiłam. Dziś myślę : c o ja narobiłam ?!

Mam to samo. Im więcej czytam, i poznaję warsztat ( zwłaszcza cudzy ), tym mniej piszę.
Kiedyś jak miałam napisać tekst - siadałam i pisałam. O silnych emocjach i letnich uczuciach, o spotkanych po drodze, o dziurze w chodniku. Tak po prostu ze mnie wychodził tekst, i bywało, że go nawet lubiłam.
Dziś duszę, się, krztuszę, dławię, bazgrzę, skreślam, kasuję, poprawiam, redaguję, koryguję, skracam, wyrzucam, męczę.
Siła niewiedzy.Żarliwośc neofity. Słabość poznania.
Kurwa, trzeba coś z tym wreszcie zrobić.

czwartek, 25 marca 2010

Koszty osobiste

`To jest bardzo trudny i wyczerpujący zawód. Zamieniamy własna opowieść w coś wspólnego, coś ogólnie dostępnego, i z tego nie wychodzi się cało`. Powiedział Andrzej Stasiuk o zawodzie ( ? ) pisarza.
Myślę, że to jest prawda o kazdej twórczości, którą dzieli się z innymi. Publikowanie, projektowanie, wyrażanie siebie w formie potem poddawanej ocenie, weryfikacji, jakieś wyrażanie, a wreszcie - obnażanie siebie -bywa bolesne. Koszty osobiste w próbach dogadywania się ze światem są ogromne.

Czytam reportaże podróżnicze, literackie non-fiction z dalekich stron. Echa zamieszek, gdy kamery dawno pojechały już na inna wojnę. Kolor wyschniętej krwi i ziemi suchej od słońca. Eksploracja społeczeństw, gdzie język jest obcy, zapachy inne, smak potraw nowy. Bałkany, Kambodża, Rosja, Ruanda, Wietnam, Laos, Brazylia, Indochiny.
Oni coś widzieli, gdzies byli, eksplorowali nieznane, badali gołą stopą nieznany ląd. Zazdroszczę im tematów, choć mnie jakoś takie nie ciągną. Martwi mnie to czasem : czy będę umiała codziennośc podnosić do rangi sztuki ?
Zaraz `sztuki`.
Czytelności zaledwie. A raczej `czytalności` ?
Daleko jest od Czerwonych Khmerów do sklepu meblowego w Słupsku.

środa, 24 marca 2010

dialog

Wizyta z klientem u dystrybutora krzeseł i stołow do restauracji. Biuro mieści się starym, portowym składzie, wsród innych biur, pamiętających czasy świetnosci wymiany handlowej Gdyni z dalekim światem . Duszne korytarze, z upstrzoną od much lamperią, rząd pomalowanych olejnicą drzwi, na drzwiach wizytówki firm. Trudno tu trafić. Wspinamy sie po schodach z szarego lastriko, w powietrzu unosi się zapach papierosów i zakurzonych kartonów.
Biuro kontrahenta jest czyste i jasne. Dwa niewielkie pokoiki. Na stoliku ciastka i cukierki, stos katalogów, na wieszakach próbki. Nasz rozmówca jest wysoki, ciemnowłosy, brodaty, rozmowny. Wesołe oczy za szklami w metalowych oprawkach.
Na ścianie jego pokoju małe zdjęcie, starannie oprawione : grupowy portret pejsatych Żydów w jarmułkach, wśród nich mały chłopiec w okularach, ubrany na czarno, uśmiechnięty. Chcę go zapytać o to zdjęcie, ale rozmowa jest służbowa, konkretna , mieliśmy tu załatwić temat, a nie żeglować po wspomnieniach. Wracamy po schodach, lastrikowych, szarych, w mdłym świetle żarówki, i pytam zamyślona :
- Czy widział pan to zdjęcie ? Jakby pamiątka z bar micwa ? Muszę zapytać..
- Mnie to nie przeszkadza, odpowiada Klient.
Jemu to nie przeszkadza. A gdyby to był grupowy portret rodzinny z dnia Pierwszej Komunii Świętej, a wśród tej rodziny stałby chłopiec, w ciemnym garniturku,w okularach, uśmiechnięty ?
Czy ja bym zapytała ? Czy jemu by to przeszkadzało ?
Dziś w Tygodniku Powszechnym , dyskusja o dialogu chrześcijańsko - żydowskim.

Ta ostatnia niedziela

Dziś znów do Rulewa. Rulewo kojarzę wyłącznie z zimą i butami brudnymi od błota, a teraz czeka mnie tam wiosna.
Praca . Praca, którą lubię, a która jednak coraz bardziej jest mi środkiem do życia, a nie życiem właśnie. Ale może to dobrze : poświęciłam jej kilkanaście lat, chyba wystarczy .
Coś mnie gna, dręczy, niepokoi. Nie mogę na miejscu usiedzieć. Skrobię kopytem w ledwo rozmarzniętej ziemi, ciekawe dokąd pognam w nadchodzącym roku ?
Nasza grupa studentów IR dzięki treningowi zbliżyła się, taki był, wśród innych, cel ćwiczenia.
Po niedzieli piszemy do siebie, umówiłam się z M. 13 kwietnia na śniadanie w Trójmieście, napisałam do A. w sprawie dyktafonu, z K. mam nadzieję zobaczyć się wkrótce w Spółdzielni. , Brakuje mi tego twórczego fermentu, rozmów o granicach słowa, o książkach, poznawania innych.
Jestem szczęśliwa i pełna tęsknot.

wtorek, 23 marca 2010

23.03.2010. _nowy Nowak

(...)I czego nie usłyszę
W znajomym takcie serca
Tym bardziej wole milczeć,
Im głębiej w serce zerkam.

W nozdrzach aromat kawy,
Dym papierosa w ustach
W obrazkach z autostrady
Wierne odbicie z lustra. (...)

Dziś wieczorem koncert Adama Nowaka i 1_2_3 z nową płytą. Zrobiło mi się lepiej, jak w ciemnej sali, dusznej z lekka, zatłoczonej mogłam posłuchać wreszcie czegoś innego niż znajomy takt serca. Tuk, tuk, serce mi wali, stuka, martwię się jakoś. Może niepotrzebnie. Może to tylko chwila zmęczenia, wiosennego otumanienia że słowa mnie opuściły ? Chandra.
Śniło mi się, że stoję na parapecie i patrzę w dół. Spokojnie, z namysłem. Tak tylko patrzę. Proroczy ?
***

poniedziałek, 22 marca 2010

22.03.2010

Słowo na dziś : zmęczenie.
Zasnuwa mi oczy i plącze myśli. Spać.
Jutro pomyślę o tekście.

sobota, 20 marca 2010

20.03.2010.Trening dzień trzeci.

Słowa na dziś :
poufność / dyskrecja
szanujemy różnice
mówimy `do` nie `o...`

Nieoczekiwanie przybył do nas Godot.
Nie musieliśmy długo czekać, choć każda minuta wydawała się wiecznością. Jutro do domu.

czwartek, 18 marca 2010

18.03.2010. Trening dzień pierwszy.

Słowa na dziś :
zagrożenie
obawa
niedziela

Siedzieliśmy przez kilka godzin kołem do siebie, w milczeniu.
Milczenie próbowaliśmy przepłoszyć nerwowym śmiechem i rozmowami o pogodzie.
Gadka się nie klei, powiedziałam. Trochę puściło pod wieczór.
Oby do niedzieli.

środa, 17 marca 2010

17.03.2010. Za oknem Mazowsze.

Spakowana walizka, laptop, miejsce przy oknie i darmowy wafelek z Intercity.
Wolność na chwilę,na dni kilka.
Od telefonu, co nigdy nie przestaje, zimnego papierosa na parkingu, kurczaka w curry, kuwety do wymiany, kurzu na parapecie, zwiędłych kwiatów w wazonie, zbyt wczesnej godziny na pobudkę, terminu u dentysty i prania kolorowego z białym. Wolność od chleba mojego powszedniego. Już.

`Zgodnie z planem zgodnie z planem więc
będzie znane co skrywane jest
będzie znane co zaznało krzywd
zapomniane w ustach znajdzie krzyk
Zgodnie z planem zgodnie z planem tym
przyznawane będą ból i łzy
naznaczonym zapisany strach
sny pozrywa i powróci w snach [...]`
ADAM NOWAK

17.03.2010.

"Kiedyś (... ) pojęcia "forma" i "prawda" wymawiano jednym tchem. Nie ma prawdy bez adekwatnej formy. Bez formy są tylko bezkształtne plamy zamiast obrazów, bełkot zamiast literatury, YouTube zamiast kina, zapis z dyktafonu zamiast reportażu. Roland Barthes obśmiewał kiedyś pewien mit nowoczesności: źle piszę, więc dobrze myślę. Czasami mam wrażenie, że ten mit jest ciągle żywy i obecny w zarzutach krytyków reportażu. Tak jakby o tym, że autor nie kłamie, najlepiej świadczył brak talentu kompensowany poczuciem wyższości i wiarą w wyłączny dostęp do prawdy.

Oczywiście z formą trzeba bardzo ostrożnie. Istnieje pokusa, by pod jakimś formalnym pióropuszem ukryć niedozbierany materiał, lenistwo, tchórzostwo w zadawaniu bohaterom trudnych pytań, ignorancję. Żeby prawdę podkolorować. Ale wtedy nawet forma zaczyna krzyczeć: kłamię!"

Paweł Goźliński "Życie na bombie", 08.03.2010
Debata o książce "Kapuściński non-fiction".

wtorek, 16 marca 2010

16.03.2010.

Codziennie czytam, coś szkicuję, wyrzucam, kreślę i znów. Pomiędzy delete i kartką zapisaną nazwiskami ludzi, których chce odwiedzić, dni mijają mi szybko, niepostrzeżenie. Rano wstaję i wokół mojego namiotu świeci słońce. Wiosna.
Zbieram materiały, na razie w internecie, nie licząc kilku spotkań, paru rozmów , które znów mnie do internetu ciągną . Pilch w DF : " Internet, z którym obcuję jeszcze rzadziej niz z bulwarowymi pismami jest niczym innym jak wielką rzeką gówna".
Unurzanie sie w tej rzece jest czasem niezbędne, a mój temat do bulwarówek wciągnie mnie na pewno. Na spotkanie z bohaterem mam jeszcze czas. Dorastam do niego.
--------------------------------------------
Czasem boję się, że słowa mnie opuściły, że zniknęły, że są mi solą w oku, kulą u nogi, kością w gardle. Piaskiem pod powiekami. Toksymią.
Dręczą mnie lęki, że usiądę przed pustym monitorem i wyrzygam. A miałam napisać, nie rzygać, nie.
Nocą, chwilę przed zaśnięciem wydaje mi się, że je mam. Moje słowa. Chcę wstać, napisać je szybko, uchwycić, zamrozić w zdania. Nie wstaję, nie piszę, nie chwytam, nie zamrażam. Rankiem roztopione moczą moją twardą poduszkę.
-------------------------------------------
Jutro znów SzkołaR. Kupiłam bilet, robię pranie, pakuję torbę.
Tym razem w Szkole trening interpersonalny : cztery dni otwierania nas, maglowania, oglądania się w oczach innych jak w lustrze. Nasi mądrzy tak to wymyślili, że bez otwarcia nie ma dobrego reportażu. Przyjaciele, którzy przez takowy przeszli potwierdzają, że to dobry pomysł.
`Dobrego pomysłu` i tak się boimy : dostaję maile i esemesy ze szkoły, od pobratymców z ławki.
Mimo naturalnego lęku przed nieznanym we mnie, cieszę się na to jak na rychłą wiosnę.
Pora zobaczyć się tak, jak widzą mnie inni.
Pora odwagi.

poniedziałek, 15 marca 2010

15.03.2010.

Mariusz Sz. wydał właśnie nową książkę, zbiór publikowanych już i nie publikowanych jeszcze damskich historii. "Kaprysik".
We posłowiu ( wstępie ? ) do niej pisze :
Największą prawdę o naturze człowieka usłyszałem od mojej przyjaciółki , aktorki Zofii Czerwińskiej. Nikt lepiej nie opisał ludzkiego nienasycenia, niespełnienia i zachłanności, niż Zosia w jednym zdaniu. Brzmi ono :
"Najlepsze miejsce na namiot jest zawsze trochę dalej".


Otóż zdarza mi się też tak myśleć. Zdarza się być malkontentką, tak jak zdarza mi się być zachłanną, nienasycona, niespełnioną i złą. Ale ostatnio wiem, że mój namiot stoi we właściwym miejscu. Nie wiem, jak długo tu postoi, bo tego nigdy wiedzieć nie można, ale teraz tak właśnie jest.
I ja was do tego namiotu zapraszam. Na krótko nawet, na chwilę, na sen pszczoły i efekt motyla. Na kliknięcie myszką. Tylko po to, żebyście zobaczyli, że stąd widać wasze namioty . I one też stoją w dobrych miejscach.

sobota, 13 marca 2010

13.03.2010

Dom Zły.
Koleżanka ze SzkołyR poprosiła mnie w mailu o kilka zdań o "Dwóch Domach". To jest taki temat który podrzuciłam na giełdę tematów, którego nie chcę robić. Myślę, że mógłby wyjść z tego dobry tekst ( przynajmniej "drukowalny", jak mówią w Szkole ), ale nie jest on mój.
Poza tym j a znam bohaterów, jestem z nimi na ty, piłam z nimi wódkę i jadłam kiełbasę, i ta wódka trochę mi dziś uniemożliwia naprawdę dobry reportaż.
Koleżance chętnie temat oddam, bo coś mi mówi, że oni są warci opisania. Prosiła mnie o wskazówki na temat dojazdu, i o kilka zdań, jakiś mały szkic tej historii.


Trudno tam dojechać. Pociąg to Skórcza,lub Starogardu, potem pekaes, co kursuje dwa razy dziennie, i tylko do szosy. Od szosy jeszcze dwa kilometry, piaszczystym duktem, wśród iglastych papierówek.
Wieś jest nieduża. To właściwie przysiółek, nie wieś. Leży w gminie Osiek, kilka kilometrów od Śliwic. Okolice to miejsca magiczne, trochę jak z „Pastwisk Niebieskich” Johna Steinbecka : sielsko – anielskie, cudowna przyroda, malownicze krajobrazy, środek Borów Tucholskich. Gdzieś pod tym wszystkim, wśród tych pól malowanych zbożem rozmaitem rozgrywają się małe i duże dramaty.
Ludzie tam, jak w „ Pastwiskach ..", są jak ludzie wszędzie : trochę dobrzy, trochę źli, pełni zalet i nieuleczalnych nałogów, bezrobotni, chciwi, szczodrzy, zwykli. Utrzymują się z „kulitury” – czyli pracy w lesie przy nasadzeniach młodego lasu na wyrębach, przy zbieraniu runa leśnego, i z rent, niechętnie wypłacanych przez ZUS.
Wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, piją.
P. mieszkają po jednej stronie drogi, K. po drugiej. I to już wszystko. Cała wieś. Poza nimi tylko letnicy, co dadzą pokosić trawę, wykopać szambo, kupią wyszabrowane z nadleśnictwa drewka i postawią piwo. Kiedyś Krystyna P. pokłóciła się z Ireną K. o jakiś drobiazg. Poszło o szmatę wywieszoną na płocie przy niedzieli, kolor dachu czy rodzaj kwiatów na przydomowej rabacie. Nie rozmawiali siedem lat, choć są jedynymi ludźmi , których mogą spotkać na co dzień, spędzają razem Sylwestra i pożyczają sobie sól. Po siedmiu latach minęło im. Znów rozmawiają.

P. mają trzy dorosłe córki, które już gdzieś w świecie oddalonym o kilkanaście kilometrów mają swoje życia, i syna Damiana, dziś dziewiętnastolatka. Damian jest fizycznie sprawnym i umysłowo ociężałym chłopakiem. Gdy chodził do szkoły podstawowej powtarzał po dwa lata jedną klasę.
Do szkoły miał daleko. Dwa kilometry na rowerze, rower u gospodarzy, potem autobusem do edukacji. Edukacja nie nauczyła go pisać ani liczyć. Nie znał tabliczki mnożenia, i pory roku rozpoznawał po kolorze liści za oknem, ale program nauczania wymagał zakupu książek. Do muzyki, do historii, do języków. Matka z cienkiej renty kupowała mu podręczniki do niemieckiego i angielskiego, bo „pani wymagała”, a on nie potrafił nawet odczytać godziny na zegarku.
W klasie Damiana było wiele takich dzieci. Na tych terenach od nadużywania alkoholu i swoistego „chowu wsobnego” ludzi w wieku rozrodczym – wszyscy tam są ze sobą bliżej lub dalej spokrewnieni - jest wiele takich dzieci , dzieci starych rodziców, poczętych po wpływem alkoholu, opóźnionych w rozwoju.
K., ten po drugiej stronie drogi , miał brata. Brata wołali Marych. Marych był alkoholikiem, co to żadnej pracy nie utrzymał, imał się robót sezonowych.
Przez lata mieszkał w szopie zbudowanej przy domu brata, bez prądu i wody. Rzadko się zapraszali, bywało że i Wigilię Marych spędzał sam, po ciemku. Prąd do szopy doprowadził dopiero kilka lat temu , kiedy razem z bratem sprzedali miastowym ziemię po ojcu. Ale nawet światło w żarówce nad stołem nie uratowało Marycha. Dwa lata temu znaleziono go martwego na drodze z lasu. Umarł z przepicia, zresztą, kto go tam wie. I kogo to obchodzi ?
Ta wieś jest bardzo daleko. Tylko sto dwadzieścia kilometrów od Gdańska.

wprawki


czwartek, 11 marca 2010

11.03.2010.

Brak internetu zabija mi pisanie. Ciekawe dlaczego ? Czy jesteśmy już tak uzależnieni od elektronicznego suflera, że kartka w linię i cienkopis obezwładniają pustką ?

Dziś spotkanie z Doktorem J. Ze zdenerwowania boli mnie brzuch : czy będzie chciał ze mna rozmawiać ? W Szkole nie nauczyli nas jeszcze tej trudnej sztuki. Jak mieli to zrobić, skoro te kilka pierwszych dni składało się głównie z wzajemnego poznawania ? I czy w ogóle można kogoś nauczyć rozmawiać , pytać bez wścibstwa , słuchać z pamięcią, żegnać się bez bólu ?
Oglądam Kieślowskiego"Trzy kolory. Czerwony". Myślę coraz częściej, że nic nie dzieje się przypadkiem, a każde zdanie pisane jest tylko w połowie.
I nie ma w tym żadnej magii.

poniedziałek, 8 marca 2010

DZIEŃ KOBIET

Tadeusz Różewicz "Opowiadanie o starych kobietach "

Lubię stare kobiety
brzydkie kobiety
złe kobiety

są solą ziemi

nie brzydzą się
ludzkimi odpadkami

znają odwrotną stronę
medalu
miłości
wiary (... )

(... )
umiera bóg
stare kobiety wstaja jak co dzień
o świcie kupują chleb wino rybę
umiera cywilizacja
stare kobiety wstają o świcie
otwierają okna
usuwają nieczystości
umiera człowiek
stare kobiety
myją zwłoki
grzebią umarłych
sadzą kwiaty
na grobach(...)

Z okazji Dnia Kobiet wszystkim tu czytającym Paniom, z miłością.
Magda

8.03.2010.

Z pisaniem ciągle dupa, bo gdzie mam pisac, jak w robocie robota, a w domu dom: nadal brak połączenia ze światem. A może tylko się usprawiedliwiam, sama przed sobą ..?

Temat dojrzewa we mnie. Ciągle nie mam pomysłu na formę. Ona przyjdzie, wiem to.
Na razie zbieram małe nitki, źdźbła, nic konkretnego, suche fakty. Nie mam jeszcze odwagi rozmawiać z tymi, z którymi powinnam.
Dziś zadzwoniłam do Doktora J.
Szperając w źródłach trafiłam przypadkowo na jego nazwisko. Niespodzianka : to mój kolega z roku, z lat prawie zapomnianych ( Hanna Krall powiada, że nie ma przypadków, wszystko jest po coś, tylko nie wiemy po co ).
- Dzień dobry doktorze, mówi Magda S, dawniej Magda K , czy mnie pan pamięta ?
- Jeśli jesteś ta samą Magdą K., która zaczęła ze mną studia, a potem je porzuciła - to pamiętam..
Zgodził się na rozmowę. Oby chciał naprawdę rozmawiać. Czekam czwartku.
Pamięć karmi się emocjami. Pamiętam, że Doktor J. pięknie rysował. Zazdrościłam mu wtedy kreski, rzucając z lękiem medycynę dla architektury. Po latach okazało się, że on został i zazdrościł mi odwagi. Dziś jest znakomitym chirurgiem plastycznym.
Dziś dzwonię do niego, i pytam : doktorze, czy możesz ze mną porozmawiać ..?
I czy możesz - dodaję w myślach - podprowadzić mnie bliżej do mojego bohatera ?
Choć trochę bliżej.. ? Troszeczkę ?

sobota, 6 marca 2010

05.03.2010

Zuzanna D. - mieszkanka Sopotu, i od pół roku Zjednoczonego Królestwa,studentka, niewysoka, szczupła, wolna, ładna ,wesoła, z dużym biustem pod sukienką w kwiatki. Kiedy mówi, w oczach zapalają jej się żywe iskierki. Kiedy słucha, mruży te oczy z iskierkami i przekrzywia na bok głowę. Uśmiecha się często. Zadaje pytania i notuje odpowiedzi w gęsto zapisanym brulionie o ekologicznych kartkach. Ma okrągły, trochę dziecinny charakter pisma. Okrągłymi literami zapisuje odpowiedzi na pytania : Czy na podstawie swojej pracy uważa Pan / Pani, że jesteśmy narodem nostalgicznym ? Czy darzymy przedmioty nostalgią ? jakie materiały są najchętniej wybierane ? Czy Polacy często zmieniają wystrój swoich wnętrz ? Salon, sypialnia, łazienka, kuchnia .. ? a przedpokój, co z przedpokojem.. ?
Żegna się mocnym uściskiem dłoni. Ma pomysł na kolejne studia. I na kilka kolejnych lat.

Tomasz J. : wysoki, szczupły, dobrze ubrany, żonaty, ojciec - jedno dziecko. Ma czterdzieści kilka lat, zmęczoną twarz, poznaczoną bliznami ( po ospie ?), ciemne oczy, rzednące , ciemne włosy, mocno siwieje. Pochodzi z niewielkiego miasta na Pomorzu, skąd wyjechał dziesięć lat temu i już nigdy nie chciałby tam wracać. Kiedy przyjeżdża do rodziców wydaje mu się, że wszystko w tym mieście go osacza. Wszyscy patrzą, podpatrują, mówi, to miasto mnie dusi, wraca, napada wspomnieniami. Złymi wspomnieniami go to miasto napada.
Mieszka w Gdyni, pracuje wszędzie, gdzie może zarobić.Jest pozbawiony złudzeń, marzenia też gdzieś po drodze zostawił. Opowiada chętnie, ma dobrą pamięć do szczegółów. Zagłębia się w opowieść, przywołuje wiele wątków, odbiega od tematu, Wspomina ludzi, którzy na niego patrzą, podpatrują, osaczają, duszą .. Opowiadając wpada tak głęboko w historię, że zapomina o kawie, ktora stugnie pzred nim na stoliku. Jest spokojny, opanowany, ale wspomnienia wilgotnieją mu kropelkami potu na wysokim czole.
Ludzie chcą opowiadać o sobie, bo chcą być zapamiętani. Pamięć jest niezbędna do życia : bez pamięci człowiek choruje, nie tylko psychicznie , ale też fizycznie.
Miała taka małą bliznę nad górna wargą, ugryzł ją pies. Oglądała ją ciągle w lustrze, pokazywała ją, dotykała, popatrz, jak wstrętna blizna , prawda że wstrętna ? Mnie się podoba, mówiłem, piękna jest ta twoja blizna, pięknie z nią wyglądasz. A gdyby ona tak nie bawiła się z tym psem, gdyby go nie głaskała.. ?
Jak miał na imię pies !? A jakie to ma znaczenie - jak miał na imię pies ..?

wprawki

czwartek, 4 marca 2010

4.03.2010.

Kłopot z pisaniem projektu blogowego, bo znów nie mam internetu.
Czytając w wannie tracę wzrok i książki. Wczoraj utopiłam "Serce narodu kolo przystanku" Włodzimierza Nowaka. Suszę ja na grzejniku, dotykam pomiętych kartek i myślę o moim bohaterze.
Ciągną mnie tematy zwykłe, mniej społeczne, bardziej emocjonalne. Zadanie czytane na wspak : napisz ( dobry )reportaż o emocjach w Polsce 2010.
Wojciech T. powiedział, że reportaż powinien być wyzwaniem emocjonalnym i intelektualnym.
To pierwsze mam, wiem, że tam jest. Uśpione, zagrzebane - ale jest.
Jak znaleźć to drugie w małym, sennym, mieście na Pomorzu ?

Po spotkaniu z J., we wtorek przejaśniło mi się w głowie. Chyba wiem, gdzie mam iść, do jakich drzwi zapukać. Dobry początek.
Na razie zresztą jeszcze "nie piszemy". Na razie : zbieranie informacji, praca na źródłach, sztuka rozmowy.
Mam czas. Nie marnuję go. Mieszkam w tym czasie ze sobą, i coraz mi tu lepiej.
Obcięłam włosy.

poniedziałek, 1 marca 2010

1.03.2010.

czyli życie jak tekst



Obietnica bez pokrycia ten mój projekt blogowy. Nie pisałam od kilku dni.

Po powrocie z Warszawy byłam tak zmęczona , że.. czytałam. Nie mogłam spać, jeść, pic, rozmowy - te tam i te tu - mieszały mi się z myślami.

Uwiodły mnie słowa Wojciecha T na pierwszym seminarium, o uwodzeniu przez temat. O opętaniu przez temat, bohatera. Wojciech T. powiedział, że kiedy ma temat, żyje z nim tak głęboko, że nic innego nie może robić. Nie je, nie śpi, nie chodzi do kina, nie spotyka się, nie płaci rachunków, gdyby mógł - nawet by sie nie mył. Kiedy rachunki sa zapłacone a repertuar kin znany - ten temat nie jest jego. Wierzę. Sama pamiętam ten szczególny moment zasłuchania, zapatrzenia, potem opętania, wreszcie manii - kiedy miałam projekt, który mnie niósł. Nie jadłam, nie spałam, nie płaciłam, nie chodziłam do.. Kiedy to było ? Dawno.

Chciałabym, aby teraz też tak było. I będzie. Czuję, jak się skrada.



*****

Szkoła ?

Na stołach w sali nr 911 na IX piętrze Pałacu Kultury i Nauki czekało na nas 20 teczek. Na teczkach biały napis : "Wszyscy o wszystkim mało wiemy".

Gdy wieczorem wróciłam po pierwszych zajęciach T. zapytała mnie o parytet. Parytetu nie ma : czterech facetów i szesnaście babek. Wszystkich jestem ciekawa. O wszystkich chciałabym wszystko wiedzieć.

Ja jestem najstarsza. I jedyna nie z branży. I jedyna, która nic nigdy nie miała do czynienia z pisaniem, oprócz grafomańskiej pisaniny na blogu. I jedyna która.. To mnie przeraża, i tym lękiem karmię dziś moją ambicję. Lek na lęk.

Czy może moje uczestnictwo t a m jest znakiem odwagi ?

A potem był Wojciech T i opowiadał o wyborze bohatera. A po nim był Mariusz S. O ryzyku nudy. A po Mariuszu S. - Katarzyna S - D., o niezwykłym w zwykłych. I Hanna K. opowiedziała nam jak nie może pisać o "kolejnym chłopcu uratowanym z getta", jeśli go nie u s ł y s z y. Współbrzmienie, powiedziała Hanna K.

To wszystko jest trudne, myślałam, i byłam bardzo szczęśliwa.



Dostałam w ciągu ostatnich dni dwa miłe listy.

13- letnia Hanna S. pisze do mnie z Vancouver :

(...) napisz mi proszę maila, jak tam pierwszy dzień, bo umieram z ciekawości. Całuję Cię i wierzę w Ciebie całym moim niedużym ( napisała : nie dużym ) sercem. Twoja MD".

Drugi list przyszedł z ... :

(...)traktuj tekst jak życie, a życie jak tekst. Słowa umierają niezależnie od naszej woli. Powołuj je do istnienia ostrożnie, bo ich już nie odwołasz".

Za oba dziękuję.



Mam bohatera. Mam temat. Powołuję ich do życia. Obwąchuję.

Zabieram się z nimi w drogę w nieznane.