piątek, 31 grudnia 2010

Ciepłego nie tylko lata

Biorę z półki książkę - "Farba znaczy krew" Zenona Kruczyńskiego.
Doskonale pamiętam moment, kiedy ją kupiłam. Był luty , a ja wybierałam się na pierwszy zjazd PSR i rozpaczliwie szukałam tematów na reportaż o Polsce 2010. Wśród kilku kandydatów ( kandydatek ? ) były żony myśliwych.
Patrzę na okładkę, na białym śniegu plamy krwi, wącham niezaczytane strony.
Przyjaciele pocieszali : przecież to takie fantastyczne, jedziesz po nowe, sukces, sama chciałaś, uśmiechnij się wreszcie. Ja po cichu odprawiałam swoje modły nad otwartą walizką i panika podchodziła mi do gardła mokrą szmatą. Czy dam radę, nie zbłaźnię się, wytrzymam, pociągnę ?
No i minął ten rok - pisania ( lub raczej - pisania mało ), słuchania, poznawania. Wątpliwości, słabości, zniechęcenia, niemocy. Starań, doznań, chybień i trafień.
Przy składaniu życzeń przyjaciel powiedział mi ostatnio : "od lutego byłaś prawie monotematyczna, ale warto było."
Spędziłam ten rok samotnie i spokojnie, a bliscy wytrzymali moją jednowymiarowość. Coś się zmieniło, bezpowrotnie, nieodwołalnie, na dobre. Wygaszam firmę, chodzę po nowych śladach, szukam. Już nic nie będzie takie samo.
2010 był dla mnie Rokiem Nowego.

Jako wróżbę otwieram więc dziś Kruczyńskiego na stronie 20 - linijka 11 ( magia liczb ) i czytam:
" ciepłe lato".
I tyle. Dwa słowa.
Więc takie mam życzenia dla Was i dla siebie - ciepłego 2011.

czwartek, 30 grudnia 2010

Wdowi grosz

Na środku białego korytarza wykopanego w hałdach śniegu klęczy bezdomny.
Właściwie klęczy na chodniku, ale wśród tej miejskiej białości z nieba trudno znaleźć granicę między chodnikiem, jezdnią, krawężnikiem, psim kiblem. Trudno klęczeć zimą. Przechodzący popychają go, szturchają, w ekwilibrystce śliskiej nawierzchni próbują zgrabnie ominąć zakutany w szmaty kształt.
Do klęczenia wybrał najdziwniejsze z możliwych miejsc - przed barem mlecznym. Bo czy nie łatwiej jest żebrać przed centrum handlowym, jubilerem, kantorem, delikatesami, sklepem narciarskim, biurem podróży ? Dlaczego w proszącym geście wyciąga brudny kartonik właśnie tu, gdzie większość stołujących przychodzi jak na ledwie płatną wigilię Caritasu ?
Więc może bieda przyciąga biedę ? Bieda biedzie pomaga, wspiera, za uszy ciągnie, biedą obdarza ? Może łatwiej dzielić się jak nie mamy nic ? Również do stracenia.
Kartonik w zmarzniętej dłoni jest pusty.

środa, 29 grudnia 2010

zimowy brewiarz

Polukrowane lodem gałęzie dębu za moim oknem wydają dziwny dźwięk. Dzyń - dzyń, pocierają się wzajem, trzeszczą, dzwonią. Przyszła odwilż. Tylko patrzeć, jak śnieg zamieni się w wartkie strumyki, które bezlitośnie moczą buty, by nad ranem znów zastygnąć w lodowe potoki.
Dzyń - dzyń. Zima. Dziwna tego roku. Przypomina mi dzieciństwo, kiedy z przyjaciółką biegałyśmy po zamarzniętym sopockim parku do utraty tchu, po kolana w białych igiełkach. W śpiących od sezonu kasach na molo podawałyśmy sobie nieistniejące bilety, a mróz nieruchomił nasze palce sztywną klamrą.
Dziwna zima. Nieustępliwa, skuta, w lodowej sukience brnąca, trudniejsza. Od takiej zdążyliśmy się już odzwyczaić. A jednak wolę ją od bezpłciowych, wilgotnych wieczorów, mglistych poranków, brudnej pluchy grudnia, czarnego stycznia, niewyraźnego lutego.
Wolisz konkret ? - zapytałeś dziś.
O tak, wolę jasne sytuacje. Stan oczekiwania nie jest mi stanem łatwym. Wahania, niepewność, przepowiedziane lęki - mam je na co dzień, znane powinny mi być jak księdzu brewiarz, jednak - czemu ciągle tak mi trudno z nimi żyć ?
Zima niech będzie zimą : minus dziesięć, lód, śnieg, ciemność. Amen.
Czy `amen` oznacza : `niech się stanie` ?

niedziela, 26 grudnia 2010

Nocą w scrabble



Jestem jak elfka z gry komputerowej - co noc dostaję dwa życia. Zresztą - czy elfy w ogóle maja jakieś życia ? O grach wiem nic - zawsze mierził nie ten onanizm umysłowy przed ekranem monitora, to klikanie, strzelanie, podglądanie, ten pożeracz czasu i myśli. Mentalne uzależnienie od życia, które nie jest ani własnym, ani cudzym.
Kiedyś potrafiłam jedynie uzależnić się od scrabble. Po wieczornej partyjce z dziećmi całe noce w półśnie układałam na zielonej planszy literki , tworzyłam nowe słowa, szukałam najlepszych kombinacji.
Męczący alfabet o północy, abecadło pogubionych znaczeń, słowna Akademia Pana Kleksa.
O moim śnie też wiem nic. Budzę się co godzina, równo, sharp : 1.00, 2.00, 3.00.., ... 6.00, pora wstawania. Co godzina przeżywam dzień na nowo, żeby za chwilę znów zasnąć i wrócić do tego, co minął. W mdłym świetle latarni za oknem patrzę na zegarek, przeklinam wskazówki zatrzymane na pełnej, biorę łyk wody ze szklanki na stoliku, spotykam ludzi, których dziś dotknęłam i posłuchałam. Zamieniam z nimi kilka słów, by.. znów zasnąć. Na sześćdziesiąt najkrótszych w całej dobie minut.
Czy mam dwa życia - to z jawy i te zjawy ? Które jest prawdziwe ?
Proszę, niech ktoś wreszcie nauczy mnie spać.
Insomnia.

sobota, 25 grudnia 2010

sztuka odnowa


Od Grażyny Rigall, znakomitej malarki i ilustratorki, mojej koleżanki - dostałam kartkę na Święta. Na pewno byłoby jej miło, że dzielę się z Wami jej talentem.

wtorek, 21 grudnia 2010

tęsknię za kolejnym dniem

Claude Hooper Bukovski wylądował w Central Parku, NY wprost z rodzimego - bodaj - Teksasu.
I tak oto on, chłopak nieśmiały, w dżinsach w kant wycięty, lepkiego patriotyzmu pełny, w sztywnym kołnierzyku, kowbojskim kapeluszu, wśród ujaranych dzieci- kwiatów, zanucił krishna, krishna, hare, hare.. Odkrył świat , którego istnienia do tej pory nie miał nawet szansy podejrzewać. Zamienił siodło na kolorową opaskę, chomąto na oddech, kondom na ciążę.
To ja jestem Claude Hooper Bukovski. Poleciałam z ziemi konkretu pod niebo słów.
`Co ci dała ta Szkoła ?` pytają. `Czy nauczyłaś się pytać ? Słuchać ? Pisać ? Czy zdanie łatwiej ci wychodzi spod palców, znajdujesz lepsze słowa dla nastroju, który zaledwie przeczuwasz ? Rozpoznajesz rytmy, wstawiasz akapity, porzucasz imiesłowy, oszczędnie dawkujesz przymiotniki ? Czy umiesz już znaleźć formę, lead z tekstu wyłowić, śródtytuł wstawić ? W mocnym tytule zamkniesz treść ?
Czy dziś wróciłabyś do tego, co zaledwie przed rokiem ?
Jeszcze nie umiem. Nie, nie wróciłabym.
To ja jestem Claude Hooper Bukovski, Anno 2010.
Doświadczyłam nieznanego, stopą o nienagannym pedicure dotknęłam grząskiej terra incognita . Mój Central Park zaludniają ludzie, których jestem ciekawa. Świadoma własnych ograniczeń zanurkowałam i chociaż nie zobaczyłam tylko czystego dna, chociaż mój Central Park okazał się być miejscami zachwaszczony, alejki kręte, a staw bagienny - cieszę się, że w ogóle mogę tam pływać.
Było mi dane spotkać i posłuchać ludzi, o których istnieniu mówił mi do tej pory jedynie biogram na okładce. Wzięłam udział w czymś, o czym nie osmieliłabym się kiedys marzyć.
Czy to za mało, by nadal tęsknić za kolejnym dniem ?
Lubię mój brak krytycyzmu. Daje nadzieję.

niedziela, 19 grudnia 2010

Kwiatuszek


Po dziesięciu miesiącach Szkoły, siedmiu miesiącach zbierania materiałów, kilkunastu godzinach rozmów, kilkudziesięciu stronach przepisanych wywiadów, niepoliczonych tysiącach znaków.
Po dniach pełnych strachu przed nieznanym, nocach nieprzespanych od wątpliwości, porankach z kacem ciężkich myśli. Po telefonach które wykonałam z lękiem, rozmowach, które przeprowadziłam bez planu, i tych, których przeprowadzić nie mogłam, nie zdołałam, zaniechałam, nie potrafiłam.
Z nadzieją, dumą, niepewnością - prezentuję Wam wreszcie mój debiutancki reportaż "Kwiatuszek"
Wszystkim wspierającym - dziękuję.