czwartek, 30 lipca 2009

O tempora, gdzie przyjaźń ?

Po odejściu T. przyszedł do nas list. Do siostry i do mnie.
List pisany na maszynie, czyjąś zapewne sprawną, młodą wystukany ręką, podpisany zaś chwiejnym pismem :
Hans B, Schleswig, 3.7.09.


To list od wiernego przyjaciela T., Niemca, lat 77, który w przepięknie prostych, najszczerszych słowach wspomina cud przyjaźni z T.
Przyjaźni, co przetrwała czas zagłady :
" (... ) Later on, it was by Jerzy`s merit, that our friendship was lasting so long, because whenever he din`t hear of me, Jerzy initiated a meeting, or he sent a letter to renew the correspondence. Astonishing enough, the different nationality did not separate us from one another , at no time. In this point, both of us had to be proud of our fathers who did not, even during the War , take part in enmity or hatred against persons or families of different nation, religion, etc., though everybody did so in that time (...)"

Czytam ten list, między ciepłymi słowami mieszkają emocje, które przetrwały ponad pół wieku, żal za czasem, który już nie wróci, za wiernym przyjacielem, którego już nie ma. Trudna przyjaźn pomiędzy H. i J., między Niemcem a Polakiem, przyjaźń w czasach nienawiści, złych wyborów i niepewnych przekonań.
Czytam ten list i myślę, dlaczego w tak łatwych, sytych czasach na tak miałkie i płytkie stać nas uczucia? Co sprawia , że brak nam wierności w przyjaźni, w miłości także mamy deficyty, a wysiłek spotkania przyjaciela jest wysiłkiem wybrania numeru do korporacji taksówkowej ?
W powszedniej politycznej poprawności naszej obce są nam wybory "to take part in enmity and hatred (...) against different nation, religion.." .
Jedynym słusznym wyborem dziś jest, czy sieć orange lub plus ma dla mnie jeszcze kilkadziesiąt darmowych minut, i czy chcę oszczędzić mojemu kciukowi atrofii od banalnego wstukiwania "emotikonów" w emocji krótkiej jak sms.

List jest myślą obleczoną w słowa, emocją przepiętą przez znaki przestankowe, chwilą zawahania nad czystą kartką, zanim wybrzmi coś, co trudno będzie wymazać.
List jest wysiłkem większym niz post w blogu, jest skupioną energią nad czystą kartką , jest czasem darowanym jednej tylko i jedynej osobie.
Piszmy listy.
Nawet elektroniczne. Nadal zachęcam.

Pawiem i papugą

Spotykam ich dziś, dawno nie widzianych, i opowiadamy sobie wzajem kilka naszych kamieni milowych z ostatnich miesięcy. Oni mają swoje dobre historie, które właśnie im się przydarzyły, marzeń, które się spełniają, i cudów, które za kilka miesięcy przydarzać im się będą.
Ja mam torebkę swoich bajek, czasem trudnych, czasem śmiesznych, zwyczajowo normalnych. Garść suchych faktów, tym bardziej faktograficznie przedstawianych, aby łzawymi się nie okazały.
Opowiadamy sobie wzajem, a na ich twarzach moje historie, te najpoważniejsze, te gdzieś ze środka mnie, wywołują uśmiech, śmiech nawet wywołują. Chciałabym to wymazać, zmienić, a nie umiem. Oni nie umieją już widzieć mnie inaczej.
Co powiem - jest zabawne, inteligentne takie i szalenie dowcipne jest.
Co mnie spotyka, niech stanie mi sie nauczką na przyszłe czasy, moralitetem błędów, lekcją pokory.
Czego zaniechałam - myślę smutno - gdzie na fałszywą grałam nutę, że zakłada mi się tę błazeńską czapkę ? Jak to się mogło stać, że w chybionych próbach przetrwania odebrałam sobie prawo do błędów, do smutku, do żalu ?
Rozpaczliwie krzyczę gdzieś ze środka, duszę się łzami : posłuchaj mnie, wysłuchaj..

Ona jest taka zabawna, prawdziwa dusza towarzystwa - myślą- i miło uśmiechają się do mnie.

środa, 29 lipca 2009

no ile ?

O świcie obudził mnie budzik i pytanie, gdzieś u progu świadomości : czy dziś jest niedziela ? czy mogę odpocząć ? A wtedy na powierzchnię myśli wypłynęły szybko : przeprowadzka, środa, trzy spotkania, rozżaleni klienci, pensje, płatności, brak internetu w firmie, bałagan, kartony i samochód, pełen nierozpakowanych rzeczy. Przebierając się w strój do joggingu włączyłam laptop, żeby sprawdzić kalendarz.
A on padł.
Laptop, nie kalendarz. W ciagu dwóch miesięcy - trzeci raz. Z czarnego ekranu zakrzyczały krzaczki uszkodzonego znów dysku.
Rozpłakałam się.
Buty do biegania spojrzały na mnie smutno z balkonu : czy pani nie wychodzi dzis z nami do lasu ?
Nie , pani nie wychodzi. Pani na starym, zdezelowanym fujitsu_siemens wystukuje słowa :
ile jeszcze ? No ile ?

wtorek, 28 lipca 2009

złe przyzwyczajenia

O szóstej rano obudziło mnie słońce i dzwony w pobliskim kościele.
Jestem szczęśliwa , pomyślałam. A potem szybko mi przeszło.
Właściwie dlaczego ?

poniedziałek, 27 lipca 2009

Eight days a week

"(..) Główny jednak oręż piratów stanowiła ich umiejętność zaskakiwania innych . Nikt nie mógł uwierzyć, że można być aż tak zachłannym i bezlitosnym, a potem było o wiele za późno."
Kurt Vonnegut "Śniadanie Mistrzów"

Przeprowadzka , co zdarza się raz na kilka lat, internet wisi, telefony głuche, projekty w kartonach, upał i bałagan, a oni.. atakują. Uprzedzeni, przeproszeni i dopieszczeni. Proszeni o dwa dni cierpliwości, o małą kroplę w morzu ich nieustannych oczekiwań.
- Co jest, k..
- mówi mi dziś jeden - mam dość, , już w zeszłym tygodniu prosiłem o zestawienie x do miejsca y..
- Nie w zeszłym tygodniu, tylko w piątek - odpowiadam grzecznie - dziś jest poniedziałek, a wiesz, że właśnie przeprowadzam biuro ! Czy nie możemy wstrzymac się z tym do jutra ?
Powiedziałam do j u t r a , nie do świętynigdy, powiedziałam wstrzymać, nie odwołać, powiedziałam..

Wszystko musi byc zaraz, natychmiast, już.
Jak rozkapryszone, niebezpieczne dziecko sięgają do naszej prywatności, żądając ciagle nowych atrakcji, łakoci, prezentów, i najcenniejszego - czasu. Zawsze czasu. O dwudziestej drugiej w niedzielę i przez osiem dni w tygodniu.
Wpuszczamy ich na pokład, na abordaż, jak nieszczęsny Inka Atalhuapa pozwalamy im gościć się w naszych umysłowych progach.
Gościnnie gościmy, lubimy te robotę, po prostu. A jednak - w zamian za inkaską komnatę projektów dostajemy żale, które ważą tyle co nasze próbki na regałach : "co jest, czekam już za długo !"
Trudno uwierzyć, że można być tak zachłannym i bezlitosnym.
A potem jest już za późno.

********88
ps. przeczytane na temat u Mariusza Szczygła :
Powinienem powtórzyć za Ireną Dziedzic: „Dziennikarze wykonują zawód „służebny”, ale wbrew podobieństwu tych słów nie „usługowy”.
I o to chodzi, i o to chodzi.. Architekci takoż.

niedziela, 26 lipca 2009

Bąbelkowo


Przeprowadzam firmę. Jest kilka cennych rzeczy, które należałoby przyzwoicie opakować, więc udaje się do OBI, gdzie drogą kupna chciałabym nabyć folię do owinięcia tychże.
Zamiar to ambitny i wielce depresjogenny, gdyż na wysokiej pozycji moich wyobrażeń o piekle jest hipermarket budowlany w lipcowe, niedzielne popołudnie.
Trudno : czas wojny, Bóg wybaczy. Zaczynam .
Na dziale budowlanym spotykam Pana nr 1 :
- Dzieńdobry, gdzie dostane folię bąbelkową ?
- Oo, to chyba na materiałach dekoracyjnych, tu nie ma ..
Mimo wieloletniego doświadczenia jako projektant dekorator trudno mi sobie wyobrazić,
co
miałabym udekorować folią bąbelkową, no, chyba że szykowałabym obciachowy wystrój sali szkolnej na studniówkę pt. Odyseja Kosmiczna 2009.
Dział dekoracyjny więc r a c z e j odpada.
Złapany w przelocie pomiędzy lampami a przedłużaczami Pan nr 2 robi długą minę, i już czekam, jak wyśle mnie na dział wanien z hydromasażem. ( W końcu pytałam o b ą b e l k o w ą, nie ?) .
- Oo, nie prosze pani, TU nie, ale TU ma pani folie malarskie, o, w paczkach !
Lipa w paczkach to nie ja, mam dziś koturny, i lekko mnie już bolą nogi, ale dzielnie podążam do kolejnego działu.
Pan nr 3 na dziale budowlanym jest pomocny, ale folii nie ma w paczkach, tylko w rolce, i nie ma nożyczek, poza tym udziela fachowej porady małżeństwu, w sprawie doboru farb do salonu.
- Myśli pan, że to wystarczy, mamy takie szafki, segment taki i rogówkie, i chcielibyśmy oblecieć tylko w koło.. Aha, a trzeba to jakoś zagruntować, bo my teraz taki raczej jasny mamy.. ?
Bliska już jestem, żeby się wtrącić i poradzić małżeństwu, żeby najpierw kupili mydło techniczne i umyli ściany przed malowaniem ( może Pan nr 3 znajdzie w tym czasie nożyczki.. ), ale najwyraźniej moc nie jest ze mną, poza tym jestem tu incognito, więc ruszam do części Ogród, gdzie Pan nr 3 wysyła mnie niedbałym machnięciem nadgarstka..
Wiedza `d o c z e g o` , swoją drogą, ludzie używają folii bąbelkowej ` w o g r o d z i e` już nie jest na moją inteligencję i wykształcenie, ale idę. Wlokę się.
W końcu musisz jutro zapakować te kilka komputerów i obrazy, pamiętaj !
W dziale Ogród spotykam Pana nr 4 i Pana nr 5, rozprawiajacych o seksie przy wężach i nawozie ( w paczkach, na szczęście ! ) :
- Słuchaj, co to jest za dupa, wczoraj ze spatifu wysłałem jej esemesa.. Folia bąbelkowa ? Jak pani nie znajdzie na tymtam , to nie mamy !
- A gdzie jest tymtam ? , pytam , bardzo juz zdesperowana, żeby jednak kupić.
- A tam, na bębnie, jakby co, to kolega pani utnie !
( Zaraz ja ci, kurwa, utnę - gryzę się w język, bo jednak lubię moje komputery i obrazy, i naprawdę muszę je zapakować. Poza tym jest niedziela. Pokój między chrześcijany. Pax vobiscum.)
- O, to dziękuję, wrócę na dział budowlany.
I wracam. Pomocny Pan nr 3 najwyraźniej sprzedał już małżeństwu farbę do salonu, bo jest cały mój.
Nie mija osiem minut, które spędzam, oglądajac ludzi wybierających nakładkę na deske sedesową ( ... jak myslisz, różowa, czy niebieska .. ? ) jak Pan nr 3 triumfalnie znajduje nożyczki, które do złudzenia przypominają nożyczki do paznokci. Tylko do złudzenia. Na pewno tną. Na pewno.
Większy kłopot z miarą , która trzeba odmierzyć moje pożądane dziesięć metrów bieżących, bo miara nie pozostawia już złudzeń. To kawałek sfatygowanej metalowej listwy, który nawet nie leżał przy słynnym wzorcu metra z Sevre.
Pomagam pomocnemu Panu nr 3, odmierzamy co moje, utyskując nad prymitywnym oprzyrządowaniem profesjonalnego marketu, przy czym Pan nawet zdradza mi swoje polityczne animozje :
- ... miała tu być wielka Unia Europejska, proszszpani, a tu co ? Musimy chyba jeszcze w Polsce kilka lat poczekać..
Taa, i oto mamy eurosceptyka, a już myślałam, , że ten polityczny trend za nami. O naiwności inteligenta !
Zmierzam do kasy, nogi mnie bolą, z rachunkiem i zwitkiem folii bąbelkowej pod pachą, a Pani w Kasie pyta :
- Dwadziściatrzyośmdziesiąt, proszsz.. Zapakować ?
( Nie, kurwa, proszę mnie tym owinąć na miejscu ! Tylko niech pani nie zapomni zadzwonić do TVN24, może trafię do wydania wieczornego ! )
- Dziękuję. Super. Gotówka. Faktury nie trzeba.

Jutro moje komputery i obrazy będą bezpiecznie, miękko, bąbelkowo owinięte.
Jak dobrze.

Podróż za jeden francuski uśmiech

Jeden mały krok człowieka , wielki krok ludzkości : to MC zwleka się z łóżka, w stronę prysznica co rano. Wśród chaosu mokrych ręczników i wczorajszych bokserek jego stopy znaczą czystą podłogę stygmatami poranka.
Potem kawa, celebrowana z najmożliwszą z powolnych powolnością : nie wyłączony ekspres na awaryjnych migocze do mnie z kuchni.
Czy sądzisz, że powinienem tam zadzwonić.. ? Pojechać .. ? a może nie podniosą słuchawki .. ? - pyta z nadzieją, jakbym miała odroczyć mu wyrok obowiązku. I wkraczam ja, pełna matczynej uwagi i krzepiącego entuzjazmu , dziś nie ma zawiasów, sąd oddalił apelację w ostatniej instancji : do roboty, no już !
- Nie chcieli mnie, nie ma tej pracy, już sam nie wiem, po co mi te całe wakacje... : to popołudnie w oparach smutku, w pościeli, w szarości.
- Jak znajdziesz łózko, to mi je pokaż, nie widziałam go od kilku tygodni,
robię błyskotliwą uwagę do bałaganu w pokoju, zmęczona jestem pociąganiem za włosy, które ledwo sterczą ze skłębionej pościeli.
Wieczorem kilka esemesów, słowa i obrazy biegną po elektronicznych ścieżkach Skypea, a nadzieja ma kształt trójkolorowej, francuskiej kokardy :
- Czy mogę jechać jutro stopem do
Paryża, Mom ?

I już przed nim tylko jeden wieczór przygotowań, śpiwór, szczoteczka, kilka euro od wszelkiego złego, ten co wlecze się pod prysznic w porze lunchu dziś z szybkością szybkostrzelnego kałacha sprawdza połączenia i noclegi : o świcie elektryczny do Słupska, potem pospieszny do Szczecina, potem już tylko kilka kroków do granicy : dlaczego we mnie nie wierzysz ? popatrz, opracowałem już jedną czwarta trasy .!
Tę łatwiejszą jedną czwartą, myślę, a za oknem deszcz przelewa się przez parapety i oczami wyobraźni widzę go, jak stoi w tych strumieniach wody gdzieś miedzy Monachium a Verdun., i macha do świateł tirów, które nie biorą w podroż za jeden uśmiech..

Na stole rano czytam list : "Trzymaj za mnie kciuki, żebym szybko ( i przyjemnie) dojechał.., całuję, J, i współczesny Don Kichot rusza do swojej Dulcynei , a pudełko z makaronową pastą jest mu w tej podróży jedynym Sancho Pansą.

Już za Hanowerem _stop_ sami mili ludzie_stop_w nocy będę w Dunkierce_ stop_naprawdę dobrze _ stop_ za 30 km Holandia_stop_19 godzin w podróży i jest pięknie_stop_ już od godziny jestem w Paryżu_stop_strasznie głodny_stop_okropnie śpiący_stop_ ale warto było jechać !
Zjedz coś i żyj ! odstukuję i patrzę na podłogę, gdzie dawno wysechł już ślad mokrej stopy mojego syna.
Jeden mały krok człowieka, wielki krok ludzkości.
Krok w stronę miłości o barwie francuskiej kokardy.

środa, 22 lipca 2009

Imię róży


Spotkali się starsi o dziewiętnaście lat.
Tych lat, których nie mogli dodawać, odejmować, mnożyć ani dzielić. Fascynujące równanie życia.
Oboje mieli swoje wspomnienia, co jak drogocenny haft, czasem z postrzepioną nitką, złotogłowiem malują obraz minionych dni. Wieloletni, zblakły arras zapomnianych dawno zdarzeń, słów, których już nie słychać i ludzi, którzy odeszli.

Mieli razem dobry czas. Pili wino ze smukłych kieliszków, w drogich restauracjach jedli palcami wykwintne potrawy, włóczyli sie po dziwnie pustych o tej porze roku plażach, patrzyli w to samo morze, co na dwóch brzegach obmywa inne kamienie. Dym z jego papierosów poszarzył zatarty napis na pochylonej płycie nagrobnej w Pucku.
Nie był inny od mężczyzn, którzy mieli zostać na zawsze, a zatrzymali się na kilka lipcowych nocy.
"I`m already disillusioned" - powiedziała.
"Thank you for your hospitality"- powiedział.
I tylko spóźniony zegar na protestanckim kosciele w Sztokholmie wybił godzinę pąsowej róży.

poniedziałek, 20 lipca 2009

wspomnienia

"Azul es el color del rojo cielo
volvera, volvera a mi esta noche
Azul es el color que siente a dentro
Matador no puedo esconder mi temor"

Niebo nad Warszawą w czwartkowy wieczór było błękitne za smugami czerwieni.
Poniżej nieba - meksykański upał.
Spotkanie po dziewiętnastu latach jest jak czas, którego nie było.
Wspomnienia. I cuda, które zdarzają się wcale.
Dobrze jest być na chwilę na wakacjach.


wtorek, 14 lipca 2009

epistolografia

`jeśli to, co usłyszałem i zrozumiałem w środę nie jest tym, o czym myślicie państwo w poniedziałek, to proszę o uwagi - we wtorek albo środę - do naszych rysunków, które zostaną rozesłane za kilkadziesiąt minut. `



Sztuka pisania maili wielką sztuką jest, i ona mnie zachwyca.







sobota, 11 lipca 2009

missa pagana

Ranne wstają zorze. Nad morzem.
Naciągam czas jak za krótką kołdrę, a gdzieś spod jej wydartego krańca wystają rzeczy niezałatwione. Kawa, prysznic i moją mantrą, moją modlitwą codzienną znów jest : co zrobiłam,co zrobię, czego zaniechałam ? Dzielę czas na małe kawałeczki, przystępuję do komunii pracy : Panie, nie jestem godna, abyś przyszedł do mnie, bo takam zajęta..
Od rana autostrada, znów podnieśli ceny na bramkach.
`Tak_już_będzie` oświadcza pani - Budda w okienku, jakby obwieszczała mi soborową prawdę, a ja pryskam dalej, za tirami, za ciężarówkami, za czasem. Zerkam na stos papierów na siedzeniu obok i układam to, co powinnam była w nich wczoraj wyczytać, zamiast zasnąć, zmożona dniem poprzednim.
Rachunek sumienia. Żal za grzechy.
Pokuta rozwlekłych godzin narad w huku budowy, która rośnie i krzepnie na naszych oczach. Warkot maszyn budowlanych pod samym oknem wciska się w moją bolącą głowę. Gdy zamkniemy, jest duszno nie do zniesienia, trudno myśli zebrać. Gdy otworzymy- huk zza okien nie pozwala myśli słyszeć.
Czy startujemy, czy dopiero kołujemy ?
- wysilam się na błyskotliwy żart, gdy zapisane kartki drżą jak airbus na pasie startowym wraz ze stołem, z nami.
Jestem głodna,bardzo głodna, zalewam kawę kawą, herbatą, wodą, już tak bardzo chcę do domu.
Domie złoty, który czekasz na mnie niewywieszonym praniem, gdzie do nóg łasza się głodne koty, gdzie bardzo chciałabym już być.
`Sukienko w groszki, módl się za nami..` Jeszcze kilka godzin , wytrzymam.
Na anioł pański biją dzwony mojego telefonu . Jak weksle bez pokrycia wystawiam rozmówcom obietnice, których nie umiem dopełnić : a już miało być inaczej, lżej być miało, łatwiej.
Wracam.
Wszystkie moje dzienne sprawy nieważnieją z każdym kilometrem puszczonego wstecz filmu porannej trasy. Dojeżdżam, parkuję, windą do nieba szóstego piętra, kładę laptopa, karmię koty, opowiadam mój dzień.
Zaprawdę godne to, sprawiedliwe, słuszne i zbawienne jest móc wreszcie odpocząć.

zmysłowe

`Idę na rynek zobaczyć co słychać`

*****

I think the subtle fact (....) makes her look feel more open and easy.

"Makes her look feel," that's a funny phrase. A lot of times we decide how much we like a "look" based on how it must "feel" to wear it.

`The sartorialist` On the street..summer black. Paris.

czwartek, 9 lipca 2009

wszystko jest zaprojektowane


Znowu przyszły. Gdynia Design Days .
Święto niedostrzegalnej sztuki życia.

Warto zobaczyć jak warto być, mieszkać, mieć.
Dopiero rok minął jak pisałam prawie to samo.
Tylko rok.
Dziwny, trudny, smutny, bywał wspaniały.
Aż rok. Trudno uwierzyć jak perfekcyjnie go NIE -zaprojektowałam.

Master of a pick-up



Pcham wózek do kasy i widzę, że przygląda mi się jakiś dość przystojny facet, na oko bliski sąsiad mojego numeru pesel. Wciągam brzuch na miejsce, wypinam mężne serce w kształtnej piersi i z wystudiowaną nonszalancją zaczynam wykładać zawartość wózka na ladę.
- Duże zakupy ?, zagaja on, ni to pytanie, ni rzucony w przestrzeń mały haczyk, taki haczyczek malutki, taka błystka, a ja przesuwam na prominentne miejsce chrupkie pieczywo light oraz brokuły, niech sobie nie myśli, że u mnie w jadłospisie tylko alk, czekolada i bułki, w końcu nowoczesna kobieta ze mnie, co to dba o formę i za żadne skarby nie dopuści do siebie wolnych rodników. Gość układa swoje piwo i bagietkę ( małe zakupy, samotny pewnie, pampersów nie widzę, dzieci duże albo zgoła brak..) i uśmiecha się przemiło.
- My się skądś znamy, tylko nie wiem skąd ? - rzucam głupawo, i ups, to nie moja kwestia w tej scenie, pomyliłaś , cholera scenariusz.
- Znamy się ? nie wiem , może.. ? - traci na chwilę rezonans przystojniak. Ale tylko na krótką chwilę.
- Nnoo, na pewno, na pewno się znamy, mam pamięć do twarzy - brnę z cudzym scenariuszem w dłoni, dzielnie daję mu do zrozumienia, że demencja starcza jest mi znana jedynie z rubryki porad w kolorowych czasopismach oraz reklam BurlecithinVita, nie z autopsji , o nie, tu mnie nie zagniesz, chłopie...
- Ze szkoły.. ? - brnie on, a pani w kasie patrzy drwiąco : cztrdzisscidwaosiemdziesiątproszę..
- A jaka szkoła ? Bo ja trójka w Gdyni. - to ja znowu, triumfalnie z lekka, no jest się czym pochwalić, dobra szkółka, stajnia, rzekłabym, talentów, fakt, że świeciłam tam jak kapsel na śmietniku wśród tych kujonów nie wydaje mi się tematem do omawiania nad kefirem i workami na śmieci, w końcu nie porównujemy świadectw z paskiem , zresztą nie pamiętam żadnego.. Przynajmniej u siebie.
- Ooo.. - rzednie mu mina - nie bardzo.. ja.. jedynka., ale, ale może .. z Sopotu ..? Kartą płatność, poproszę.
- Ma pani kartę konesera ? - wchodzi ze swoją kwestią pani zza lady - Za wino płacone było na monopolowym ? Paragon poproszsz.. - pogrąża mnie dalej, co to ja alkoholiczka !? Do lustra topię co wieczór swoje frustracje, czy jak ?! Jakie wino, jakie wino ? Woda niegazowana i isostar, ale może wypadnie mi z portfela karnet na jogę ? Zaraz, o proszę, nowiutki, bardzo proszę, nieużywany prawie ! Karta konesera.. ?
- Z Sopotu, tak, z Sopotu ! - triumf woli nad pamięcią - on.
- na pewno z Sopotu, wiedziałam - ja. Tylko skąd, z ulicy, z podwórka, z plaży , z nart na Łysej, z kółka oazowego ( nie należałam, psiakrew ! ) z jabłek kradzionych na dachach garażów, a może z biblioteki, gdzie siadywałam zagłębiona w lekturze Dostojewskiego i Wojaczka, taka małomówna romantyczka, ta cicha kobieta z tyłu świątyni sztuki to ja, no to ja jestem !
- M., to ty ? ! - i samotny, wysoki, przystojny gość, rzuca mi się na szyję, a mnie owiewa nowy zapach Hugo Boss Elements . - Niesamowite, super, to ty miałaś brata bliźniaka, w tej samej klasie ?!

sraczka myśli

"...w tej kwestii totalnie nie jestem w stanie zapanować nad sraczką myśli", mówi dziś Klient - Przyjaciel , rozważając o kolorach.
On zostawił mnie dziś z kolorami swojego mieszkania.
Z tym poradzę sobie śpiewająco. Gorzej z deficytami życia. : tam czasami fałszuję.

Ten dzień był tak niezwykły, jak niezwykły jest każdy dzień, spędzany po prostu w biegu.
Tylko w biegu . Aż w życiu.
A życie zasługuje na coś więcej niż lakoniczny post w Magazynie.

stay tuned

poniedziałek, 6 lipca 2009

opcjonalnie ty

Przyjaciel mówi : Wtedy nie mogłem już ciebie czytać, zbyt osobiste to było. Zbyt smutne.
Tak.
Gdy historie staną się zbyt osobiste zawsze można kliknąć sobie w kogoś innego.

niedziela, 5 lipca 2009

Mania Grandiosa


Wbiegłam wprost na nie. Zadyszana zatrzymałam się, zastygłam w lękliwym oczekiwaniu. Bukowy las stał jak niemy widz, ciemny i nieprzychylny, wokół duszny zapach gnijących liści i mojego potu, mojego strachu.
Stały w nierównym rzędzie, dwa z przodu, dwa lekko na zawietrznej.
Żaden nie był ubrany w pasiastą piżamkę : wszystkie cztery były brunatne, mokre, futrzaste. W uszach dudnił mi mój ciężki oddech i głos Krystyny Czubówny zza kadru : `Po opuszczeniu legowiska , zwanego barłogiem, młode ruszają za matką i rozpoczynają samodzielne żerowanie... Osobniki dojrzałe dożywają w naturze 40 lat "..
Ok, to prawie tak jak ja.. Super. Z rówieśnikami zawsze znajdę wspólny język, w końcu skąd popularność portalu nasza_klasa.peel. ?
Patrzyły na mnie spokojnie , lekko zezując ciemnymi, blisko osadzonymi oczkami, przestępowały z racicy na racicę, jakby im się gdzieś spieszyło. Do mnie ? Zaraz, po co ? A co we mnie jest ciekawego ?!
Kątem oka dojrzałam skalp lisa na mokrej ściółce. Leżał tam jak jakaś pomarańczowa makatka. W myślach przeleciało mi kilka najważniejszych wydarzeń z mojego życia ( bierzmowanie, dwója z fizy, ze trzy satysfakcjonujące orgazmy, wygrany duży kontrakt, rozwód.. ).
Wyobraźnia podsunęła mi kilka obrazów z Hannibala Lectera : rozwłóczone szczątki, krew, kawałki kończyn w błocie wśród chrumkania i prychania, długie języki, ostre zęby. Ok. O K .
W myślach przebiegłam wstępniaki w gazetach:

Wyborcza _trójmiasto : Młoda (... jasne ! ) kobieta uprawiająca jogging dziś rano została zaatakowana przez agresywne stado dzików. Locha z młodymi brutalnie rozprawiła się z joggerką, zanim - zaalarmowana krzykami konającej - nadbiegła pomoc z pobliskiego osiedla.. "

Brać Łowiecka : Pogłowie dzika ( Sus Scrofa ) w tym roku wzrosło. Długotrwałe opady i brak naturalnych wrogów gatunku spowodowały niekontrolowany wzrost stada tych dzikich ssaków i ich od lat nie notowana agresję.. Dziś rano, o godz 8.30 czasu środkowoeuropejskiego kobieta uprawiająca jogging w trójmiejskim lesie została zaatakowana przez rozjuszone stado. Pogrążona w żałobie rodzina zmarłej prosi o nie składanie kondolencji. "

Dziennik Bałtycki : " GDZIE DZIŚ JEST TWOJE DZIECKO ? "
Wojewódzki Lekarz Weterynarii alarmuje : Osoby planujące spacery w otulinie trójmiejskiego Parku Krajobrazowego winny zachować szczególną ostrożność. Stada agresywnych dzików atakują ludzi zażywających sportu na łonie natury. Przypadek tragicznie zmarłej dziś Magdaleny Sz. powinien zwrócic baczniejszą uwagę nierozważnych rodziców na "..


Spodobały mi się zwłaszcza notki w czasopismach branżowych :
"Pogrążony w żałobie zespół wspomina : ` To była niezwykła szefowa . W czasach, gdy wokół brak autorytetów, chyba już nigdy nie będzie nam dane spotkać na swojej drodze mistrza, który wniósłby tak wiele do naszego postrzegania współczesnej architektury wnętrz."

Maile do SARP- u od klientów :
" Dziś żałuję, że nie miałem szansy powiedzieć jej jak bardzo ją cenię. Ona jedna nauczyła mnie korzystać z mojego bidetu. Zaległe należności za projekt postanowiliśmy z żoną przekazać na Oliwskie ZOO.. "
.

Jeszcze rodzina : " Była taka zamknięta w sobie, nieuchwytna. Prawdziwa artystka. Zbyt późno o tym mówić, ale żałujemy, że nie zawsze mieliśmy ochotę zapraszać ją na niedzielny obiad.."

Popatrzyły na mnie, na siebie, w niebo.
Jeden podrapał kopytkiem w błocie. Dwóch pierdnęło. Czwarty chrumknął. Odwróciły się jak na komendę i z godnością potruchtały w las.
Otarłam pot z górnej wargi i świńskim truchtem oddaliłam się w stronę osiedla. Na ścieżce sukno pomarańczowej parasolki bez konstrukcji nadal udawało skalp lisa.

Nie mówcie mi Magda.
Jestem Mania.
Mania Grandiosa.

festival

Spokój wydaje mi się być jedyna rzeczą wartą kupienia biletu.
Lista nieobecności.

sobota, 4 lipca 2009

Kolory ciemności

Świeci słońce. Miasto jest pełne kolorów.
Kolorowi ludzie idą, stoją, tłoczą się, popychają.
Ludzie niosą czerwone plecaki, czarne walizki, niebieskie torby, białe koła, tęczowe piłki, złote frytki, cytrynowe lody.
Samochody suną sznurem w rozedrganym upałem powietrzu. Parkują wszędzie : jak martwe granatowe żuki powciskane między zielone drzewa, na czerwono - białych znakach zakazu, na szarych krawężnikach, na brudnych poboczach, na spłowiałych żółtych trawnikach.
Ulicą idzie niewidoma dziewczyna.
Wokół niewidomej dziewczyny jest cisza.
W ciemnej ciszy dziewczyna stuka przed sobą białą laską, pochyla się do przodu, chwyta za klamkę drzwi zamkniętego sklepu. Na schodkach sklepu odpoczywa dwóch chłopaków, jeden ma niebieską koszulkę, drugi czerwoną.
Piją piwo, palą, ich nieuważnie rzucony plecak jest jak czarna przeszkoda w sztafecie białej laski. Laska o centymetry mija zieloną butelkę heinekena u stóp siedzących ; chłopak łapie piwo bez słowa i patrzy za odchodzącą.
Znany chodnik dziś jest nieznanym labiryntem, groteskową ciuciubabką, rozpoznawalne od zawsze kształty dziś w tym tłumie są obce. Dziewczyna szuka drogi w korytarzu ciał ,aut, wózków.
Na pustym od zawsze chodniku panoszy się samochód. Samochód jest czarny. Czarna przeszkoda. Dziewczyna chwieje się, maca ręką rozgrzaną maskę, smukłe palce dotykają brudnych reflektorów.
Czy mogę coś dla ciebie zrobić, czy mam cię gdzieś zaprowadzić ? - pytam. Czy chciałabyś się stąd zabrać, zagaduję. Czy mogę ci jakoś pomóc, dokąd idziesz, czy w tym tłumie , czy tu, czy ty .. ? czy tak... ?
Pytam dalej, w niezręczności swojej pytam, w skrępowaniu pytam, pytam, ciągle pytam.
Pytam w dźwiękoszczelnej ciszy mojego samochodu. Pytam i wtedy, gdy niepewna postać z białą laską mija mnie, szukające palce ścierają brud z mojej maski, a ja patrzę za nią, pełna wstydu patrzę, przekręcam kluczyk w stacyjce i odjeżdżam, wprost w sznur samochodów sunący w rozedrganym upałem powietrzu.

Gdynia, ul. Mściwoja.
4 lipca, sobota, godz 15.30

**********

(...) Ale wielka jest uprzejmość niewidomych,
wielka wyrozumiałość i wspaniałomyślność.

Słuchają, uśmiechają się i klaszczą.

Ktoś nawet podchodzi
z książką otwartą na opak
prosząc o niewidzialny dla siebie autograf.

Wisława Szymborska "Uprzejmość niewidomych "

Deficyty

Spotykamy się w ładnym, chłodnym miejscu. Wieje wiatr i przynosi ulgę w upalny dzień. Uprzejmy kelner podaje wodę i kawę.
Ściskają mnie serdecznie, a ja czuję przyspawany do mnie od wczoraj ucisk w gardle.
Od wczoraj, kiedy umawialiśmy dzisiejsze spotkanie.
Ten ucisk, że będę musiała się rozstawać, że nie dałam rady, że nie wyszło, że wspinam się mocno na palce, wybijam z pozycji i trafiam w mur. Ten mur, usypany ze starań, z prób, z pracy, z mojego zmęczenia, z kilometrów za kółkiem, z braku komunikacji, z mojej nieudolności wreszcie.
- Chciałabym te tematy pootwierać. mówi ona.
- Każdy ma swoje deficyty. mówi on.
- Czy mam wam to ułatwić ? pytam ja.
- Ale zaraz, czy ty sądzisz , że chcieliśmy dziś w białych rękawiczkach rozstać się z tobą ? - pytają oni - Dlaczego w ogóle przyszło ci to do głowy ?

No właśnie : dlaczego ?

piątek, 3 lipca 2009

Urodzinowe

They said you were getting older ( but I didn`t buy it )
They said you were slowing down ( but I didn`t buy it )
They said you wanted a gift ( but I didn`t buy it )

Jedyna osoba, która absolutnie nie da mi zapomnieć o m o i c h urodzinach to mój brat.
Bliźniak.
Przecież nie wypadałoby, żebym j a zapomniała o j e g o urodzinach.
To był bardzo przyjemny dzień.

twarzą

Minęło pół roku. Tego roku. Tego trudnego, dziwnego roku, w którym spotkało mnie już tak wiele, że - jak w grze komputerowej - mogłabym obdarować nim kilka żyć.
Zaczyna się robić lepiej, lżej, mniej ciasno. Świeci słońce.
Trochę jakby otwierała mi się w głowie jakaś mała klapka, przez którą powolutku, kuchennymi prawie drzwiami wkrada się nadzieja.
Dziś odbiór nowego lokalu, za chwilę przeprowadzka. Za nią następna stoi w kolejce. Zmieniam, porządkuję, próbuję zrozumieć. Niestrudzenie sprzątam wokół siebie, żeby zrobić miejsce na nowe.

Czasem wygrażam , wołam w niebo, krzyczę przez łzy : dlaczego? dlaczego mnie nie wysłuchasz ? ile jeszcze ?
A potem przychodzi refleksja : a może klęczałam odwrócona plecami ?

środa, 1 lipca 2009

Eleanor Rigby



Przegląda,sprawdza, robi notatki.
Poprawia pliki, poprawia włosy. Cyk, cyk stuka końcem pióra po zabazgranej kartce. Na skroniach zbierają się kropelki potu - dziś tak duszno. Patrzy przez okno na tłoczną ulicę, gdzie kilku gości ryje chodnik. Ciszej, bo młot pneumatyczny pracuje.Zamyka komputer, przekręca kluczyki w stacyjce, odpala, jedzie. W drodze do domu wstępuje na małą czarną bez lodu i cytryny.
W knajpce jest parno, nad stolikiem unosi się atmosfera wakacji : stacje metra dudnią z punktu a do punktu z, schodami do nieba mody chodzą ludzie po mediolańskim deptaku, paryska konsjerżka prowadzi pudle na białej smyczy.
Czuje się niezręcznie i staro.
Zakłada na głowę błazeńską czapkę z papieru. Przez dziury w czapce patrzą zielone oczy. Twarz obrysowana niezdarnym szkicem.
Kogo to obchodzi ?
Wstępuje do marketu budowlanego i mierzy wanny do mieszkania, w którym niedługo zasiądzie przy oknie. Mierzenie wanny jest łatwe : zdejmuje buty i wchodzi do jednej z nich, kładzie głowę na akrylowym oparciu. Wanna jest sucha. Wysoko nad jej głową, na sklepieniu hali dyndają na łańcuchach zakurzone świetlówki z pleksiglasowym kloszem.
Inaczej wyobrażała sobie projekt swojego mieszkania.


"(... )picks up the rice in the church where a wedding has been
Lives in a dream
Waits at the window,
wearing the face that she keeps in a jar by the door
Who is it for? (...)