środa, 1 lipca 2009

Eleanor Rigby



Przegląda,sprawdza, robi notatki.
Poprawia pliki, poprawia włosy. Cyk, cyk stuka końcem pióra po zabazgranej kartce. Na skroniach zbierają się kropelki potu - dziś tak duszno. Patrzy przez okno na tłoczną ulicę, gdzie kilku gości ryje chodnik. Ciszej, bo młot pneumatyczny pracuje.Zamyka komputer, przekręca kluczyki w stacyjce, odpala, jedzie. W drodze do domu wstępuje na małą czarną bez lodu i cytryny.
W knajpce jest parno, nad stolikiem unosi się atmosfera wakacji : stacje metra dudnią z punktu a do punktu z, schodami do nieba mody chodzą ludzie po mediolańskim deptaku, paryska konsjerżka prowadzi pudle na białej smyczy.
Czuje się niezręcznie i staro.
Zakłada na głowę błazeńską czapkę z papieru. Przez dziury w czapce patrzą zielone oczy. Twarz obrysowana niezdarnym szkicem.
Kogo to obchodzi ?
Wstępuje do marketu budowlanego i mierzy wanny do mieszkania, w którym niedługo zasiądzie przy oknie. Mierzenie wanny jest łatwe : zdejmuje buty i wchodzi do jednej z nich, kładzie głowę na akrylowym oparciu. Wanna jest sucha. Wysoko nad jej głową, na sklepieniu hali dyndają na łańcuchach zakurzone świetlówki z pleksiglasowym kloszem.
Inaczej wyobrażała sobie projekt swojego mieszkania.


"(... )picks up the rice in the church where a wedding has been
Lives in a dream
Waits at the window,
wearing the face that she keeps in a jar by the door
Who is it for? (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz