czwartek, 31 lipca 2008

_prawie kłamstwo_

przeczytane {offblog}
Właściwie - znaczy prawie kłamstwo.
Właściwie nic mi nie jest.

To znaczy - jest mi wszystko.

środa, 30 lipca 2008

`my zdjes` emigranty ?`


`Serdecznie witam panie dziennikarzu
Zanim opowiem panu o swych planach,
Na imię mam Gladys del Carmen
La Torullo Gladys Semiramis.

Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires..`




A może pojechać wystarczy bliżej ? Brugge ?

Z Antwerpii próbujemy wyjechać od rana. spakowane walizki, poziom adrenaliny odpowiednio wysoki, jak się okazuje – para w gwizdek.

Z hotelowego parkingu zabieram hondę i jadę po nasze bagaże. Zbyt długa chwila na pakowanie pod hotelem i.. akumulator, drzemiący w bezruchu od dwóch dni odmawia współpracy. Bezgłośnie szepcę do siebie : Curva, curva, niezły pasztet i .. jak wróżka uprzedzam w myślach słowa, które natychmiast padają pod moim adresem we wnętrzu rozgrzanego samochodu : ` co zrobiłaś, ze nie zapalił ?`

Poker face, tu potrzeba plastra. A raczej trochę mocy dla mojego autka. I morza cierpliwości dla mnie samej.

Skośnooka, profesjonalnie uprzejma recepcjonistka w hotelu kręci bezradnie głowa i proponuje wygodne, bezinwazyjne rozwiązanie : 120 euro za pomoc drogową.

Uchem łowię fragmenty rozmowy obok i .. mam ofiarę. Niepozorny Holender na wakacjach, z zoną i dzieckiem tez ma samochód i to na chodzie ! A w nim sprawny akumulator, który tętnicami kabli rozruchowych wtłoczy życie w krwiobieg mojego trupka.

Kłopot pojawia się na samej ulicy : honda parkuje swoim zwalistym ryjem tuż za lśniącym lexusem, ulica jest jednokierunkowa i tłoczna, a sąsiadujący pas dla rowerów jest szeroki jak pas startowy i pełen pomykających jednośladów. Curva, curva, tu potrzeba plastra.

Uprzejmy Holender manewruje na wąskiej ulicy, podpychamy wóz najdalej na chodnik, na możliwie bliską odległość kabli. Samochody kulturalnie nie trabią, to nie war-szaffka lecz Antwerpia, rowerzyści próbują ominąć auta tarasujące im przejazd bez cienia skargi, z nerwów ciśnienie wali mi w skronie bólem głowy i bardzo chcę już jechać do Brugge.

Jeszcze kilka manewrów po chodniku i udaje nam się połączyć arterią prądu moją hondę z holenderską mazdą. Dzięki ( protestanckiemu ? ) Bogu za opieszałą belgijską policję !
Oczami wyobraźni widzę już wstępniaka w antwerpskiej popołudniówce :

24 lipca 2008, czwartek.
Paraliż komunikacyjny na Quinten Matsijslei
w Antwerpii !

Przed czterogwiazdkowym, znanym z wymagającej klienteli Hotelem Carlton dwójka bezrobotnych Polaków na zarobkowych `wakacjach` w naszym mieście zablokowała na kilka godzin ruch kołowy i pieszy. Wiekowa honda `turystów` z Europy Wschodniej, 41-letniej Magdaleny S. i 44-letniego Dariusza R., odmówiła współpracy i tym samym całkowicie sparaliżowała na kilka godzin trafik na skrzyżowaniu Quinte Matislei i Lange Kievitstraat .

Polacy - znani w naszym kraju głownie z nielegalnej pracy na budowach - próbowali poradzić sobie z trudna sytuacją w sposób całkowicie nieprofesjonalny i obcy mieszkańcom Belgii : oszczędzając zarobione ( bez podatków ! ) pieniądze nie wezwali pomocy drogowej lecz perswazjami i groźbą zmusili obywatela Holandii do udzielenia im pomocy w uruchomieniu pojazdu.

Dzisiejszy incydent wywołał ponownie falę dyskusji o sytuacji emigrantów ze strefy Schengen w naszym kraju i ich umiejętności radzenia sobie w kłopotliwych sytuacjach w obcych im realiach.
„Emigranci z Europy Wschodniej
– mówi Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Królestwa Belgii Antoine Duquesne – stają się palącym problemem krajów Unii Europejskiej. Jako członkom Unii , bezsprzecznie winniśmy nowo przyjętym krajom partnerska współpracę i wsparcie na wielu polach, zarówno gospodarczych jak i socjalnych, jednak należy zadać sobie pytanie : jak dalece nasze społeczeństwo jest na to przygotowane i czy rzeczywiście nadszedł już czas, by tak bezrefleksyjnie rozszczelnić nasze granice ?”

Uff, gdzie jeszcze mnie zaprowadzi moja wyobraźnia ?

Serdecznie witam panie dziennikarzu,
chcę jeszcze pojechać do..

Ruszamy : kierunek BRUGGE.

wtorek, 29 lipca 2008

_w poszukiwaniu straconego..._



Dzwoni komórka ( w zasięgu roamingu sieci orange gsm )
Córka odbiera
Tato ? Co słychać, wszystko ok. ?
Ojciec:
Dzieciątko, zła wiadomość : nie ma go.
Córka :
Kogo nie ma, tato?
Ojciec:
Kota, dzieciątko, kota nie ma.
Córka:
Jak to : nie ma ? A gdzie się podział ?
Ojciec:
No nie ma i już . Szukam od czwartku.
Córka :
Ale którego kota, tato ?
Ojciec:
Twojego.
Córka :
Dobrze , ale którego `mojego` ? Czarnego ?
Ojciec:
No ten Czarny jest.
Córka :
Ok. A ten Mały w Łatki ?
Ojciec:
No ten też jest.
Córka :
A stary Kudłaty ?
Ojciec:
Kudłaty zawsze tu jest . O, tak, to jest dobry, grzeczny kot – takie to mile, grzeczne zwierzątko. No ja nigdy nie myślałem, że to może być taki miły kotek.. a jaki inteligentny..I tak ładnie leży i tak patrzy tu na mnie, no chodź no tu do mnie, on wszystko słyszy i rozumie.On sie na mnie wczoraj tak pogniewał..
Córka :
Tatoo !
Ojciec:
No dobrze, już dobrze dzieciątko, ale kota nie ma.
Córka :
Ale którego, tato ?
Ojciec:
No nie ma i już ! Ten Czarny jest. Ten Mały w Łatki tez jest. Wczoraj chyba na oknie siedział , ale jak mnie zobaczył, jak skoczył ! To jest diabeł, nie kot ! A Kudłaty zawsze tu leży, co to za miły, grzeczny kotek..A jaki delikatny, grzeczniutki, inteligentny..
Córka :
Tatoo ! To SĄ WSZYSTKIE ! Moje dwa : Czarny i Mały w Łatki i Kudłaty Twój.
Ojciec :
Sądzisz ? No dobrze, to ja jeszcze poszukam.
A tak poza tym - jak się bawisz ?

poniedziałek, 28 lipca 2008

_podróz do innego świata_



Antwerpia wita nas kolorami światła.

Od rana świeci słonce, miła odmiana po niemieckiej mgle i strumieniach deszczu w górach Harzu. Czujemy ekscytację kolejnego etapu podroży : zaraz rzucimy walizki i pognamy na Starówke, nad Kanały i na mule, serwowane tu na każdym rogu. Jak fajnie jest podróżowac : poodróżowac jest boosko !

Upps - zarezerwowany hotel okazuje się nie być s k u t e c z n i e zarezerwowany..

Choć robie dzielną minę ( chyba przed samą sobą.. ), cierpnie mi skóra, kiedy od profesjonalnej, szczupłej recepcjonistki słyszę ; sorry, we`re overbooked, but..

No i na szczęście jest jakieś but, jakieś małe ale : mają dla nas hotel tuz za rogiem, w tej samej dzielnicy, podobno nawet więcej gwiazdek. Podobno, podobno – zakurzone wykładziny, pokoje o wystroju z lat 90tych i duszne korytarze za lśniącą fasadą z czterema dumnymi gwiazdkami w neonie : CARLTON HOTEL. Nic to. Mamy miejscówkę.

Belgowie są mili. Są przyjacielscy. Komunikatywni.

L'union fait la force ● Eendracht maakt macht ● Einigkeit macht stark

W jedności siła - to motto narodowe Belgii.

Jeden kraj, trzy języki. Jeden malutki kraj i tyle różnych podziałów: jest część flamandzka ( północ, ten koń pociągowy belgijskiego biznesu..) część walońska , i część niemiecka . Bez kłopotu dogadujemy się wszędzie, po angielsku, po niemiecku, ktoś czasem nam powie : merci madame, sil`vous plait monsieur , nie rozpoznając w nas od razu nacji.. To miłe, tak jest łatwiej, czujemy się chciani, jak chciane są tu nasze pieniądze – jednak bez nachalności i przedziwnej, pokręconej, demonstrowanej na każdym kroku wyższości nad turystami ( ? !), której doświadczaliśmy na przykład w.. czeskiej Pradze.

W jedności siła... w Belgii wydaję się, że ludziom jednak zależy na tym, abyśmy żyli na tej planecie razem. A przynajmniej – obok siebie.

Mieszkamy w dzielnicy żydowskiej, tuz przy dworcu, wspaniałym, neobarokowym Centraal Station. Zapiera mi dech w piersiach ta niezwykła, zdumiewająco jak na dworzec wysoka budowla: kokieteryjna mieszanina wież , balkonów, złoceń, szklanych kopuł i klasycznych kolumn.

W okolicach Dworca – dzielnica diamentów i .. ich właścicieli, szlifierzy, handlarzy, ich zon, córek i niezmiernie licznego potomstwa : Antwerpia to największy w Europie pozostały żydowski sztetl , najliczniejsza ortodoksyjna , 20-tysieczna gmina żydowska.

Na każdym rogu koszerna restauracja, koszerna ubojnia, sklepy z kapeluszami i tradycyjnymi nakryciami głowy. Na ulicy mija nas rozpędzona grupa wyrostków na rowerach : mimo wakacji chyba skończyli własnie zajęcia w chederze ; roześmiani i rozgadani, na małych główkach czarne jarmułki przypięte spinkami, na wietrze powiewaja pejsy, ubrani w dlugie chałaty gnaja beztrosko na swoich jednośladach jak wszyscy jedenastolatkowie tego świata.

D. pokazuje mi twarz malutkiego chłopca : przycisniety do szyby sklepu z cukierami , ma smutne, jakby nieobecne oczy, na glowie obowiązkowa czarna jarmułka, bladą twarzyczkę okalaja rude pejsy, jest oddalony, prawie mistyczny, nawet – szalony. I ma najwyraźniej katar. Pod powiekami nadal pamiętam tę twarz – jak obraz Boznańskiej, czy światło obrazów Goi, nie wiem, nie wiem, nie pomnę, taki inny jest ten świat.

Młode kobiety w perukach lub w ciemnych, skromnych nakryciach glowy ciągną za soba wianuszki dzieci. Każda nawet dwudziestolatka ma ich już co najmniej trójkę : jeden w wózku,jedno na ręku, dwójka toczy piłkę przed wózkiem : jakby świat się zatrzymał, jakbyśmy nagle znaleźli się w 1932 na ulicach Lublina czy Kocka , jakby nie było Zagłady..

Mimo że, z powodu braku pracy, co roku 1–2 tys. Żydów opuszcza Antwerpię, Gmina się nie zmniejsza : dzieje się tak tylko dlatego, że większość rodzin ma więcej niż siedmioro dzieci ! W sklepach, sklepikach, koszernych restauracjach pejsaci sprzedawcy w jarmułkach czy ich żony,siostry, córki w perukach, chustkach nie dają chwili do namysłu. Wiszą na wargach klienta. Flamandzki, francuski, angielski, hebrajski i oczywiście jidysz, który nadal jest językiem licytacji na giełdzie diamentów. Podobno – wypieranym już przez hindi.

-Nie ma czegoś?
- Zaraz będzie, jutro, no, za tydzień! Pan poczeka, pani przyjdzie jutro. Może coś innego, będzie tanio, prawie za darmo! Nie ma pan tyle? Akceptujemy karty kredytowe.
In a mazldike szo!
„W szczęśliwą godzinę!”

Po całodziennej wędrówce po mieście jesteśmy głodni i zmęczeni i bardzo chcemy zjeść w jednej z koszernych, popularnych take-away w okolicach naszego hotelu.

Za szyba pysznią się tradycyjne żydowskie potrawy : czulent, latkes, bubele, nadziewana papryka, gęsie pipki, mefarka, pasztet. Stajemy w drzwiach : stary, siwy Żyd w jarmułce obsługuje podobnych do siebie , młodszych, ubranych na czarno mężczyzn.

Przy stolikach tylko mężczyźni, rozprawiaja, gestykulują – jestem tu jedyną kobieta w barwnej bluzce, z odkrytą głową, nie ciągnę ze sobą moich małych dzieci Czujemy się nieswojo, nie wiemy, czy powinniśmy wejść - – nie jesteśmy tu u siebie.
My goje, nawet nie szabes goje. My turyści.
Wracamy. Nie umiemy wejść do tego świata.

Jutro inna Antwerpia - ta prostsza, łatwa, zrozumiała.

piątek, 25 lipca 2008

przerwa konserwacyjna



wyyyjechałam i.. wrócę.
A com przeżył, i co widział, blog ten wszystko wam opowie.. Chyba. ?

niedziela, 20 lipca 2008

_podziwiam_

Odwiedziłam dziś w lesie MD*. Las gęsty, zielony , dawno w takim nie byłam.
MD już nie jest mała : jest dzielna, mądra, wysoka i szczupła, zbija sama prycze,maszeruje w deszczu 25 kilometrów, myje sie w jeziorze, i w ciemnym lesie stoi w nocy, bez latarki.
`Tęskniłam za tobą`-powiedziała MD.
A ja za tobą, ja za tobą..
Zawsze wierzę w MD - przejechała przecież kiedyś sama pól świata, była wśród obcych - a dała radę.
Kiedyś, kiedy nie chciałam zostawić jej Daleko, powiedziała : : " Nie martw sie o mnie, nie będę uciekała przed rzeczami, których nawet nie znam."
Wstyd mi jak słabo ja daje czasem radę - będąc na miejscu, i wśród bliskich.
Chyba i ja powinnam pojechać do lasu na dłużej :

(…)

kiedy człowiek zagubi się w takim gąszczu , czasami zajmuje mu dłuższą chwilę, nim uświadomi sobie, że się zgubił. Bardzo długo jesteśmy przekonani, że zboczyliśmy ze ścieżki tylko odrobinę, że już lada moment znajdziemy się z powrotem na szlaku. a potem przychodzi jedna noc za druga i nadal nie mamy pojęcia, gdzie się znajdujemy, i wreszcie musimy przyznać, że tak daleko odeszliśmy od ścieżki, że już nawet nie wiemy, po której stronie wschodzi słońce.

Liz Gilbert "Jedz, módl się, kochaj"s.76

*MD - Mała Dziewczynka

sobota, 19 lipca 2008

nasturcje na deszczu mokną


Ciągle pada. Dziwna pogoda - pada codziennie. Niby ciepło, a zaczynamy zbliżać się do jesieni, zanim nastało lato.

A fuj. Słonce poproszę i upałów dni kilka.

Ciągle pada.Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej, żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie.
A ja? A ja chodzę.

Wcale nie - bo jeżdżę. A nawet więcej - zaraz w y j e ż d ż a m.


strach się bać

"(...) Manipulacja to czerpanie zysków z czyjejś nieświadomości, naiwności, niewiedzy.To prowadzenie człowieka do celu, do którego wcale nie chce dojść.To postawienie kogoś w sytuacji, w której nie powinien sie znaleźć.Manipulacja to żerowanie na drugim człowieku.(...)
`- Oni teraz tak robią .Chodzą na te kursy, dostępują tajemnicy i eksperymentują na kobietach. (...)Wchodzą w podświadomość. Coraz więcej takich amatorów.Kiedyś byli uwodziciele. Ludzie z darem.A teraz każdy bubek -z darem czy bez daru - naczyta sie książek, wie, jak złożyć ręce, nogi, jak mówić, jak powtarzać tembr głosu kobiety, jak wciągać ją w swoją aurę.. Wieża Babel. Ohyda. Oni gwałcą, proszę pani, tylko nie ma śladów. A jak nie ma śladów, to nie ma kary`.
(...) To wszystko. Sprawę kursów manipulacji zostawiam otwartą i do przemyślenia."
Joanna Szczepkowska, Felieton "Gwałt Doskonały", Wysokie obcasy/ 19.07.08

* * * * * * *
Manipulacja (łac. manipulatio - manewr, fortel, podstęp) - w psychologii oraz socjologii to celowo inspirowana interakcja społeczna mająca na celu oszukanie osoby lub grupy ludzi, aby skłonić je do działania sprzecznego z ich dobrem/interesem. Zazwyczaj osoba lub grupa ludzi poddana manipulacji nie jest świadoma środków, przy użyciu których wywierany jest wpływ. Autor manipulacji dąży zwykle do osiągnięcia korzyści osobistych, ekonomicznych lub politycznych kosztem poddawanych niej osób.
WIKIPEDIA

MissMess czyli Bridget Jones w pogoni za wakacjami


Wyjechali na wakacje wszyscy moi podopieczni..
Wakacje mam od życia. Od codzienności.

Jaki luksus ! Śpię chwilkę dłużej i o tonę spokojniej. Z premedytacją rozrzucam po całym domu widoczne oznaki mojej niezależności – w przedpokoju od wejścia ze trzy pary szpilek, tu torebka, tam książka, ówdzie szklanka, ( powiedzmy szczerze : kieliszek !), wczorajsza Wyborcza, na brzegu fotela bujają się pończochy i sukienka wczora z wieczora nie powieszona do szafy.. Nie , nie, nie - j e d n a sukienka : już po kilku dniach wszystkie wystające części mebli przykrywają atrybuty zaplanowanej kobiecości : przegląd pogody mijającego tygodnia, modowy ranking moich wyjść i powrotów.

Wolność, wolność. Okazuje się więc, że swoboda bałaganienia, leżenia z książką w łóżku do południa i bardzo_wieczornych powrotów jest towarem deficytowym, nawet jeśli sama ją sobie przydzieliłam ?

Telefon milczy po godzinach urzędowania, honda może zawieźć mnie gdzie chcę, dzwoni mi w uszach cisza, słucham swojej muzyki, i czytając w wannie tracę wzrok.. Budzikom śmierć i gotowaniu śmierć – w lodówce przeciąg,wysycha skórka od cytryny i chłodzi się wino, mogę jeść jakieś paskudztwa albo zgoła nic nie jeść - n o i c o ?
Przez cały rok jestem taka pilna i skrupulatna, az obrzydzenie bierze : pracuję, wstaję skoro świt, piszę, dotrzymuję terminów, dbam o zwierzęta domowe, nie zaniedbuje bliskich mi osób, ani swoich dziąseł i kredytów, pamiętam numery PIN, wywieszam pranie, odbieram awizo z poczty, liczę kalorie i jednostki alkoholu w spożywanych przeze mnie potrawach ( jak Bridget, jak Bridget.. ). Czyż nie można czasem znaleźć się, choć na krótko, w bramce wylotów, nie przylotów ?

Ręka do góry, kto o tym nie marzy ?

Strach pomyśleć co będzie na emeryturze ( na emeryturze od życia, rzecz jasna.. ) ?
Już widzę tę zdziwaczałą, ekscentryczną staruszkę, w wielkim, wysiedzianym fotelu wśród książek, która planuje samotną wyprawę samochodem do Ustrzyków Dolnych, trzyma kota na oparciu wersalki, stół przykrywa chustą w wielkie oka.. i o północy je czekoladę popijając winem i mlekiem..
Ot co.


(..)Jeszcze kilka dni i nocy, i wszystko wróci do normy

Będziemy zorganizowani i poważni, uczesani i przezorni
Jednak jeszcze dzisiaj i jutro, pojutrze i popojutrze
Pozwól nocy kochanie, życiu nosa utrzeć.(...)

piątek, 18 lipca 2008

madonny obraz poronny ?




Oglądam dziś "Parę osób, mały czas".Na ucztę literacko - filmowo -poetycką przygotowana.
Rzecz o Mironie Białoszewskim i niewidomej Jadwidze Stańczakowej.
Andrzej Hudziak, jako Miron B., wypisz-wymaluj przypomina mi Jerzego P, nawet fizycznie. To samo zatopienie w sobie, , poza linią wszelkich frontów, zawsze zaś na froncie zwrócony sam do siebie, w siebie zapatrzony, sobą tylko zainteresowany. Twórczy egoista, smutny prześmiewca. J. , nie Miron. A może Miron ?

Zaś Krystyna Janda, skądinąd znakomita aktorka, a tu tak nienaturalna, widząco napięta, że nawet chyba współgrającym aktorom trudno uwierzyć w jej ślepotę. Wcale je nie pomagają. Ona sama na planie o tym zapomina, a ja z nią. I w Jandę - Stańczakową niewidomą ani krzty nie wierzę. Al Pacino w "Zapachu Kobiety" to nie jest, uuuhaa..
Szymborska wypowiedziała się kiedyś już o `fotogeniczności` poezji :

`(...)Najgorzej z poetami. Ich praca jest beznadziejnie niefotogeniczna. Człowiek siedzi przy stole albo leży na kanapie, wpatruje się nieruchomym wzrokiem w ścianę albo w sufit , od czasu do czasu napisze siedem wersów, z czego jeden po kwadransie skreśli, i znów upływa godzina, w której nic się nie dzieje... Jaki widz wytrzymałby oglądanie czegoś takiego?`

No cóż, ja nie wytrzymałam..
----------------------------------------------------------------
Z filmu cytaty ze dwie :
"- Podobno obie jesteśmy depresyjnymi duszami..

- Taak ? A jak to się u pani przejawia ?
- Źle."

- "Dzień tylko czasem daje mi znak przejaśnieniem na oknach"

Jak i mnie, jak i mnie. Tylko że u mnie to noc daje mi znać pociemnieniem na oknach. Dni mi pędzą.

środa, 16 lipca 2008

mniej niz zero

Ujemny bilans kilku ostatnich dni :
Złamane ulubione okulary, prezentowe , co gorsza.
Stłuczone szkiełko komórki rzuconej byle jak byle gdzie ręką nieuważną moją, od niechcenia: śliski brzeg fotela nad kamienną przepaścią podłogi.
I laptop, Mój Przyjaciel Laptop - zalany filiżanką kawy; oj, tu nawet bez komentarza..

Pozbawiłam się więc atrybutów codziennej wygody i miłych moich przyzwyczajeń przez własną nieuwagę, ba! głupotę wręcz !
Jaki wniosek? Nie oglądaj sie za dupami, bo stracisz głowę.
Nawet jeśli te dupy to myśli nieuczesane i przedziwne wyobraźni rojenia.
A prościej ?
Zwolnij kobieto, wyluzuj, czasem pomyśl trochę.. Tako rzecze Zaratustra, czyli D.



niedziela, 13 lipca 2008

no reply

Trudno powiedzieć, czego się nie umie pokazać.
I trudno opisać, czego się nie umie powiedzieć.
I trudno żyć, żeby się udało.
Żeby nie skrewić.
Dalibóg, łatwe to nie jest..
Moje serce przypomina czasem wielki worek. I nie jest to jakaś nędzna , plastikowa torba z supermarketu - nie, to solidny, płócienny worek, mocny i wytrzymały. Jest tak mocny, że mógłby pomieścić cały sklep, z wielką ilością towaru - a tymczasem : nic w nim nie ma..
Dalibóg, łatwe to nie jest.

_PROJEKTUJ RZECZY (- wistość)_


Najprostsze elementy codzienności : krzesło, kubek, obieraczka do warzyw, odzież czy książka - nareszcie zasłużyły na godną oprawę.

Wzrusza mnie, cieszy - o dziwo dla mnie samej, kiedy widzę, że Moje Miasto wystawiło kontenery z pomysłami, pro publico bono, że doczekałam chwili, kiedy i tutaj, jak w Helsinkach,Oslo, Sztokholmie, czy Berlinie - oglądamy rzeczy 3 x P : Proste, Piękne, Projektowane.

Otwarcie piątkowe w Muzeum : wzruszający _i_wcale_nie_nudny bankiet, Wystawa ` Ikony Designu`, gdzie aż chce się dotknąć, pomacać, usiąść spróbować , Design Party w klimatycznych loftach na nabrzeżu portowym : kreatywność rządzi.
Oglądam, chłonę,czytam, patrzę, dotykam, i dzielę sie swoja radością z Najmilszymi.
Święto Rzeczy Prostych -
www.gdyniadesigndays.eu .
Łatwo sie przekonać jak z zalewu towarów na półkach wybiera się ten jeden : po prostu Dobrze Zaprojektowany.
Nic dodać, nic ująć, tylko - używać !

czwartek, 10 lipca 2008

_`femmes fashionables` w sercowych opałach_


Proszę, proszę - przez ponad dwie godziny w ciemnej sali kinowej.. najbardziej niewiarygodne z niewiarygodnych kiecek towarzyszą bardzo wiarygodnym uczuciom : kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba.. i można by jeszcze dorzucić kilka : zazdrości, kłamie, cieszy sie, tyje, chudnie,.. itepe, itede..
Miło się słucha, fajnie się patrzy jak odlotowe szpilki od Manolo Blahnika i torebka od Louis Vuittona - grają wcale nie_drugoplanowa rolę w rozwiązywaniu sercowych problemów, łagodzeniu obyczajów i odsłanianiu ludzkiej twarzy mody na wybiegu Manhattanu.
No i sprowadza sie wszystko do prostego zdania :`
I to wszystko psu na budę, bez miłości `, jak pisał Jan Twardowski.
A cytata z filmu ? ` Najlepsza Metka to.. Miłość. [ ..the best Label is Love ]

Gorąco polecam: " Sex w wielkim mieście", i dla Panów, i dla Pań.. :))

poniedziałek, 7 lipca 2008

wczesna godzina

O bezsenności śnię dziś na jawie. Wspominam.Wypieram. Zaprzeczam.
Elizabeth Gilbert w `Jedz, módl sie, kochaj` napisała :
(...) poczułam, jak do mojego mrocznego umysłu przedostaje się odrobina światła. Przestała mnie dręczyć bezsenność. A to był prawdziwy dar, bo kiedy nie możesz spać, nie wyrwiesz się z dołka.. nie ma na to najmniejszej szansy" (...)

A znów Wisława Sz. przynosiła mi pocieszenie we wczesnej godzinie przedświtu:

Wczesna godzina:
Śpię jeszcze,
a tymczasem następują fakty.
Bieleje okno,
szarzeją ciemności,
wydobywa się pokój z niejasnej przestrzeni,
szukają w nim oparcia chwiejne, blade smugi.
(...)Świtają odległości między przedmiotami,
ćwierkają pierwsze błyski
na szklance, na klamce.
Już się nie tylko zdaje, ale całkiem jest
to, co zostało wczoraj przesunięte,
co spadło na podłogę,
co mieści się w ramach.
Jeszcze tylko szczegóły
nie weszły w pole widzenia. (...)

Dzięki więc za Łapacza Snów. Zwłaszcza jeśli ma imię.:))

_ ja cię kocham, a ty śpisz_



Łapacz Snów ( za Wikipedią)

Łapacz snów (ang. dream catcher, dreamcatcher) - niegdyś amulet niektórych plemion Indian z Ameryki Północnej, obecnie także popularna nie tylko w Ameryce ozdoba o charakterze etnicznym.

Składa się z sieci wplecionej w okrąg wykonany ze sprężystego drewnianego pręta (np. wierzby). Spotykane są też łapacze w kształcie kropli wody i łapacze trójwymiarowe. Wewnątrz ramy wpleciona jest schodząca się spiralnie ku środkowi sieć ze ścięgna, włosia lub rzemienia. Amulet przyozdobiony jest zwykle piórami, paciorkami i innymi ozdobami, którym Indianie przypisywali określone właściwości magiczne. Łapacze snów zwykle wieszane były nad posłaniem lub przy wejściu do domostwa indiańskiego. Według wierzeń niektórych plemion, sny nawiedzające śpiących w domu musiały przejść przez amulet. Gęsta sieć miała przepuszczać jedynie dobre sny, a zatrzymywać nocne mary, które ginęły wraz z pierwszymi promieniami słońca.

Dziś, po prawie bezsennej nocy , przypominam sobie ten wieczór, prawie dwa lata temu, kiedy dostałam Łapacz Snów od MC* i MD*.
`Śpij dobrze` - powiedzieli - `
Śnij słodko. Odpocznij. To pomaga. Zobaczysz. `
I zobaczyłam.
Łapacz Snów zawisł na zagłówku mojego łózka.
Na poduszce, jak zwykle, drzemały obojętne koty.
I wspominam ten ówczas poranek, kiedy pierwszy raz od wielu zbyt długich, bezsennych nocy i zbyt wczesnych świtów - obudziłam sie lekka, wolna od złych myśli, wypoczęta, rześka , świeża. A Łapacz Snów wisiał na zagłówku mojego łózka

Dziś w nocy obudził mnie zły sen : MC* stał gdzieś i patrzył na mnie z oddali, z rozbitym, zakrwawionym nosem, w opresji jakiejś nieznanej. Przez otwarte w duszną noc okno słyszałam echa dalekiego koncertu. Muzyka niosła się zniekształconą frazą po trajektorii kilku kilometrów od lotniska w Babich Dołach.
Dziś w nocy bałam się o MC*.
I przytuliłam zapłakaną twarz do BP*.
I usłyszałam słowa pocieszenia.
Pomogło.
N
a zagłówku łóżka wisiał Łapacz Snów.
Na poduszce, jak zwykle , drzemały obojętne koty.

* MC - Młody Człowiek
*MD - Mała Dziewczynka
*BP - Bezpieczne Plecy

_rób reggae_ czyli _ander_kontrol

(...)Bo dziś nieważne czy spoko nawijasz, jeśli dobre masz teledyski -
Dziś nieważne czy potrafisz śpiewać, tylko czy duże masz cycki.
Zyski, brudne wytwórni pyski
Cała para w gwizdek i sprzedajemy piski..
Maszyna pseudo promocji popycha wagony badziewia,
Nie ma żadnej emocji nikt się niczego nie spodziewa,
Ale nie, nie, nie, są jeszcze miejsca poza obiegiem papki (...)
VAVAMUFFIN Supamolly

Czy naprawdę są jeszcze takie miejsca ? Poza obiegiem papki ? Chodźmy ich poszukać.
Dziś, mimo poniedziałku i deszczu przez ulice, góra_dół, niewielkiego (bądź co bądź.. ) Miasta przelewa sie fala ludzi przedziwna.. Jak tu w ogóle mysleć o czymkolwiek ?
Z jednej strony tłumy na Babich Dołach, z drugiej Polański z Szafą, z innej : `maszyna_pseudopromocji_popycha_wagony_badziewia` na TOP_TRĘDY_OWęDY..
Dziś siedząc na kawie przy Ulicy widzę chyba same Anie z Silikonowych Wzgórz, spieczone na brąz jak zakopiański baca i rozebrane tak, że jedyne, czego jeszcze u nich nie widzieliśmy to małoobrazkowe zdjęcia płuc ..
I dobrze, że pozostały mi jeszcze ciągle takie puste, niezabazgrane miejsca , tabula rasa obrazu niewymyślonych jeszcze dni, terra incognita na mapie niezaplanowanych ( na szczęście) poczynań.
Niech już będzie jutro. Najlepiej : jutro po sezonie.

niedziela, 6 lipca 2008

_haj sizon_

Jadę z rana na Ołowiankę, po drodze wszędzie przepięknie pusto. Na razie.
Trójmiasto śpi do wczesnego popołudnia.
Targowisko Próżności odpoczywa przed kolejną hulaszczą nocą. Opustoszałe z rana ulice dopiero we wczesnych godzinach popołudniowych powoli zapełnią sie zmotoryzowanym tłumem .
Wszędzie stoją samochody : na znakach zakazu i nakazu, na wyliniałych podwórkach z babcią w oknie i kotem w śmietniku, na ulicach, chodnikach, w parkach i na skwerach.
Chcę już z powrotem Moje Miasto.Chciałabym, żeby wróciły kameralne, krzywo wybrukowane uliczki bez obcych rejestracji, dostojne kasztanowce w pożółkłych liściach, drobne staruszki w kapeluszach z woalką, wszechogarniająca nuda Prowincji po Sezonie.
Dopiero w tym Posezonowym Mieście co i rusz zdarzają mi sie cuda , na klawiaturze wymyślone słowa tworzą nowe historie, pod palcami na projektach kwitną obrazy. To w Posezonowym Mieście umiałam spotkać, poznać i pokochać..
Wracajmy po sezonie.. Urlop z dala stąd poproszę. Z b a r d z o dala. Ciasno mi w tym tłumie.

sobota, 5 lipca 2008

_now and zen_


..."le tems revient" - `czas sie odradza`, czytam dziś w albumie wybierając Zefiry Botticellego na ścianę jednego z Pięknych Domów..
Trudno mi w to uwierzyć, gdy do Miasta zjechało w ten weekend ponoć ćwierć miliona ludzi.
Czas sie tu jakoś nie odradza, on zawiesił sie w mgiełce upału nad morzem, trwa nieruchomo i każe czekać na wszystko.. Powietrze stoi, a czas .. stoi z nim. Na wszystko się czeka : na jedzenie, na kawę, na przejazd przez ulice, na przez ulice przejście, na siebie nawzajem, na spokój, na koncert, na telefon.. Tak jakby te tłumy ludzi, które tu zjechały - rozerwały czas na kawałeczki, każdy wziął sobie trochę i .. dlatego tak go mało..
Na przekór tej tłumnej traumie znajduję dziś i pokazuję małą kawiarnię w tak b a r d z o bocznej uliczce, że zaczynamy sie zastanawiać, czy nadal jest ona w naszym Mieście.
Pod cienistym schronieniem starych drzew kilka zdezelowanych stolików - parterowy, stuletni domek, w nim kawa, ciasto, można czytać stare Zeszyty Literackie, na słońcu wygrzewają sie koty..

A może jednak
`le tems revient`, tylko my tak łatwopalni ?
-------------------------------------------
I znów, nieustająco_gorąco i ciągle na nowo - uwielbiam Adama Nowaka.Pomaga przeżyć. Czasem.

wtorek, 1 lipca 2008

sposobem



Nie rzucała mu się na szyję, tylko w oczy; prosto w oczy się mu rzuciła - bo nie trzeba się na szyję rzucać, tylko w oczy..[ fosfor}
Szkoda, że na krótko.
Bo to krótkowidz był..