czwartek, 29 kwietnia 2010

weź ją na warsztat

W Leroy Merlin na regale czytelniczym zobaczyłam dziś książkę " Wszystko o sprzątaniu".
Lead na okładce kusi :`proste i sprawdzone metody, by dom lśnił czystością`.
W środku poetyka zakurzonej podłogi, lista niezbędnych ścierek, harmonogram prac domowych, spis rzeczy niepotrzebnych, wykresy bałaganu, praktyka odplamiania. Frustracje perfekcyjnej pani domu okiełznane.
Szczygieł ma rację : Pisanie ? To nie jest takie proste, ludziom czas zajmować.

Alibi

`Jeśli nie zrobię nic, co jest dla mnie naprawdę ważne, nie będę już miał żadnego alibi na moje życie.`
Powiedział nad kubkiem kawy. Blisko sześćdziesięcioletni, wciąż szukający, zadający pytania, biznesowo spełniony, życiowo syty, nadal głodny. Fascynujące.
Coraz lepiej mi idzie słuchanie.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Zapalam swoją latarnię

Namawiam MD na udział w Gdyńskich Letnich Warsztatach Teatralnych.

Jestem taka mała, mamo, marudzi MD, kto mnie przyjmie na warsztaty ? a jeśli nawet mnie przyjmą, znów zagram jakąś siostrę, która wchodzi w granatowej sukience i woła brata do ciekawszych spraw..

Trudno się nie zgodzić . W filmie, w którym MD zagra jako jedyna z gimnazjalistów, jej rola nie wymaga morderczych prób :

siostra : - Hej, Julek, wiesz co ?

brat : - Co ?

siostra : - przyszedł do ciebie liiiiist !

brat : - mogę panią prosić ?

siostra : - nie ! ( hihihi )

Dalej jest już tylko krócej. I gorzej, bo brat wychodzi. Do świata za oknem, do opozycji, do niebezpieczeństwa, zabawy, rzeczy naprawiania . Do fajnych spraw ten brat wychodzi, a ona zostaje na chacie i zapewne obiera ziemniaki na obiad :

[ do Julka przychodzi kolega ]

- Misia ! Wychodzę, mama powinna niedługo wrócić, pilnuj mieszkania, i..

- tak, tak, a gdzie idziesz ?

-----------------------------------------------

Nie mów tak - odpowiadam - przecież mali ludzie też mają prawo do odrobiny szczęścia.

Mają - mówi mi smutno MD - tylko dlaczego duzi ludzie o tym nie wiedzą?



No właśnie. Dlaczego ?

Jestem małym człowiekiem, który wchodzi w grzecznej sukience i przez szybę patrzy na ważne sprawy dużych ludzi. Duzi ludzie mają swoje duże sprawy, a mali mają swoje małe role.

Jestem odbitym światłem cudzych reflektorów, bo zbyt późno postanowiłam zapalić moją czerwoną latarnię. Jestem erratą, post scriptum, korektą, suchym indeksem.

Jestem próbami, może nie morderczymi, ale czasem trafionymi. Jestem snami, które próbuję wyśnić, chociaż widzę ich niedorzeczność. Jestem słowem, którego nie mogę znaleźć, jestem tępakiem na ostrym polu wyobraźni, jestem słoniem w składzie kruchości znaczeń.

Jestem nadzieją, próbą, chybieniem, niezręcznością.

Jestem tym wszystkim, ale kim byłabym gdybym nawet tego nie miała ?

Zlew

Wystarczyły trzy dni poza granicami codzienności, żeby już dziś owa codzienność wciągnęła mnie za włosy z powrotem. Telefon dzwoni jak szalony, jedno połączenie goni kolejne, maile wypełniły skrzynkę po menisk wypukły, notes czarny linijkami spotkań. Pusta lodówka. Nieodebrane dzwonki. Brudne kubki straszą brakiem kawy.
Już dziś poniedziałek jest mi piątkiem.
Moja obecność tu jest warunkiem funkcjonowania świata, który spokojnie mógłby się beze mnie obejść. Wewnętrzne zaprzeczenie czy fałszywa nadzieja, że ktoś weźmie to życie zamiast nas?
Gdy jestem tam, głowę mam pełną znaczeń, pomysłów, słów.
Gdy jestem tu staję się księgową, matką, siostrą i zlewem z brudnymi garami .
Gdy jestem tam, zapominam jak bardzo muszę być tu.
Najwyraźniej jeszcze nie czas się zbierać.

[ ..I pomyśleć, że rok temu chciałam sobie tylko poleżeć ]

niedziela, 25 kwietnia 2010

Zjazd trzeci

Trzy dni w SzkoleR to kilkadziesiąt godzin fascynującej, intelektualnej przygody.
Czytanie i słuchanie ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Rozmowy z życzliwymi , którzy nawet jeśli nie zawsze tej samej grupy krwi, to tych samych marzeń. Godziny spełnienia snów o słowach.
Wracam nocą z KL, i mijając światła domów, które dziesiątki razy mijałam na trasie zawodowo prowadzącej mnie z Warszawy, myślę o tym, jaką jestem szczęściarą.
Dziś narzekam na zimno w sali konferencyjnej Agory, lub na przydział tutorki, która zresztą okazała się tutorką znakomitą. Jeszcze wczoraj (wczoraj było pół roku temu ) , gdyby ktoś powiedział mi, że dostanę mail od Szczygła, pokłócę się z Tochmanem, przegadam temat z Surmiak, posłucham Kalickiego - powiedziałbym : bredzisz. Dziś cudze brednie są moją rzeczywistością.
Nie bójmy się o marzenia. One spełniając się stają się słowem.

Jestem tak zmęczona, jakbym znalazła temat, pokłóciła się z redaktorem, zrobiła dokumentację , spotkała się z bohaterem i .. spróbowała napisać tekst.
Wszystko to wkrótce się stanie. Na razie mam za sobą dwa pierwsze punkty.
Temat jest, i nawet redaktorzy się zgodzili. O dokumentacji gadaliśmy przez trzy dni.
Padam na szczęśliwy pysk.

środa, 21 kwietnia 2010

..stylem panowie, stylem !

Które zdanie wybierzecie? :

1. Poznali się w pracy.
2. Poznali się w fabryce.
3. Poznali się w wytwórni fortepianów, gdzie razem pracowali.
4. Poznali się przy polerowaniu klawiszy.

Dla zainteresowanych kondycją reportażu odsyłam do Mariusza Szczygła ..

wtorek, 20 kwietnia 2010

Zawstydzenie

, czyli dlaczego reportaż ?



Blog jest własnością ogółu.

Ogół jest z grubsza anonimowy, z mniejsza - znany. Z ogółem anonimowym, z powodów oczywistych - radzić sobie nie muszę. Gorzej z ogółem znanym.

Posty są zwykle komentowane w - że tak się wyrażę - świetle dnia. Wtedy, szczerze pisząc, zwykle czuję zawstydzenie. O ile post jest oświetlany niebieskawą łuną monitora, i - czasami- żarzącym się ognikiem papierosa, o tyle czytany jest najczęściej w świetle dnia. U kogoś, gdzieś,między poranną kawą a odebranym telefonem wyświetlają się moje myśli. Jasno się wyświetlają. Czarno na białym. Ta jasność nadaje im realny kształt. Te wszystkie literówki, te cholerne majaki nad ranem , te głupoty wcale nieśmieszne gdy przyobleczone w polskie znaki - one żyją sobie już u innych, nie u mnie , i tym innym dają do mnie klucz.

Otóż ja trochę słabo się z tym czuję. Zawstydzenie odczuwam. Zagadnięta o samopoczucie wyczytane rzekomo między wierszami poradzić sobie z odpowiedzią nie umiem, i kręcąc młynka palcami zbywam pytania głupawym uśmieszkiem.

Z jednej strony prowadząc bloga zgodziłam się na tę jawność. Moim słowom, moim literówkom, majakom , głupotom i egzaltacjom nadałam status jawności.

Z drugiej strony ( zawsze jest jakaś druga strona, czyż nie ? ) - nie jestem moim blogiem.

Mam oczy, ręce, serce i całą tę resztę. Mam lęki, plany, niepewności trafień.

Jestem sobą i to odbiera mojemu pisaniu obiektywizm. Nie umiem pisać o świecie, nie oddając temu , o czym piszę cząstki siebie. To jest po prostu niemożliwe.

Jeśli piszę, że coś mi się nie podoba, to nie dlatego, że marudzę, tylko mi się, kurwa, nie podoba. Jeśli jest zimno, to nie powiem, że letnio. Jeśli boli - obawiam się, że jednak nie swędzi. Hurraoptymizm nie jest moją formą optymizmu.

Ale to jednak będzie o mnie. O mnie nieznanej i czasem nudnej. Poznanej podobno przez bloga, a może wymyślonej, nierealnej ?



Inaczej rzecz ma się z reportażem. Jeśli napiszę reportaż, opowiem o pewnej kobiecie z miasta A., która pokochała gościa z miasta B., i z nim przeżyła dramat godny Kieślowskiego. Poznam ich uczucia, jeśli zechcą mi je dać, posłucham, zobaczę. Zapamiętam. Spotkam się z setką osób, każda z nich powie mi tysiąc słów, a ja z tego tysiąca wybiorę trzysta i te słowa zapiszę. I w tym jej dramacie gdzieś na pewno zostanie trochę mnie.

Ile? Jeszcze zobaczę.





"(...) cały sekret prawdziwego wartościowego reportażu polega na tym, że reporter nie jest dyktafonem. Reporter zbiera fakty, całym sobą chłonie kolory, wrażenia, smaki, zapachy, ale przede wszystkim emocje: ludzki lęk, niepokój, żal, wściekłość, obrzydzenie. I ludzkie wątpliwości. Tym wszystkim wypełnia tę pustą przestrzeń, którą ma w sobie właśnie dla sprawy, o której ma pisać.(...)



(...) Reportaż obiektywny nie istnieje. Obiektywna powinna być informacja, relacja. Reportaż jest wprawdzie zapisem faktów i one są święte, ale przede wszystkim to zapis wrażeń i emocji autora. To samo zdarzenie przez dwóch autorów zostanie zobaczone bardzo różnie. I różnie o tym napiszą. Bo jeden z nich zmarznie i napisze, że był paraliżujący mróz, a drugi – akurat cieplej ubrany – zwróci uwagę, że świeciło mocne słońce i było pogodnie.
Subiektywizm to wielka zaleta reportażu. (...) "



Wojciech Tochman w wywiadzie z Agnieszką Wójcińską, "Moje zawstydzenie"







poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Con amore

Czy wyobrażasz sobie swoje życie bez pisania ? - pytali.
Tak, wyobrażam sobie.
A bez projektowania ? O tak, bez projektowania też.
A popatrz, - mówili - jak tu ładnie, na tym filmie, czy wyobrażasz sobie, że mogłabyś tam teraz być? Tak, mogłabym, tylko nie bardzo to widzę.
Mogłaby to wszystko sobie wyobrazić, gdyby w ogóle wyobrażała sobie swoje życie.
Trochę to tak, jakby już całe przeżyła, i teraz każdy jej dzień był przyczynowo-skutkowym ciągiem następujących po sobie zdarzeń, z których każde ma przewidywalne zakończenie.
Nie jest to bynajmniej przewidywalność nudna.
Są przecież nienapisane teksty, całe stosy tekstów.
Są nie spotkani jeszcze bohaterowie, tych bohaterów setki.
Są uczucia, do których nie ma dostępu, i dopóki po ten dostęp nie zapuka, nie poprosi, nie wychodzi go, nie spróbuje oswoić - tych uczuć nie doświadczy.
Jest męka myślenia, jest samotność tworzenia, jest agonia pisania.
Jest nowy projekt, co napina wyobraźnię, zmusza do wysiłku, kończy się nieodkrytym.
Jest jeszcze wiele miejsc, które mogłaby odwiedzić, których nie ma na pożółkłych kartach pokładowych w bocznej kieszeni torby, na przedziurkowanych autobusowych, w nieodebranych kwitach z pralni, przeciętych na pół karnetach na jakieś dawno już umilkłe koncerty. Są jakieś plaże, alejki, śmietniki, brudne zaułki miasta, duszne ściany sal konferencyjnych. Jest jakieś światło, co miękko kładzie się na zakurzonych szybach starego domu. Jest gdzieś ten wysoki mężczyzna o kręconych włosach, co dziś rano w cukierni kupował kanapkę z szynką. Jest ta stara kobieta, której przytrzymała drzwi do windy. I ta dziewczyna, która od czterech lat śpi po nieudanej operacji.
To wszystko gdzieś tam jest, tylko ona nie bardzo to widzi. Trochę to tak, jakby brakło jej wyobraźni.
A może to tylko życie bez miłości niewarte jest wyobrażeń ?

*******
ten tekst zobaczył mi się dziś w nocy, gdy nie mogłam zasnąć, tak między 1.30 a 2.45.
Faktycznie najbardziej nieprawdopodobne rzeczy zdarzają się nad ranem.

Partykuła

- słuchaj, a jakie ty masz właściwie stopnie ? same dwójki ?
- nie, dobre..
- aha, czyli czwórki ?
- hmm, no muszę tylko poprawić z polskiego.
- Z polskiego ?! wykończysz mnie. A co masz poprawić ?
- z nieodmiennych części mowy
- a jakie są nieodmienne części mowy ?
- gdybym wiedziała, nie musiałabym poprawiać..

Nieodmienne to : przysłówek, zaimek przysłowny, przyimek, spójnik, wykrzyknik, partykuła.
Gdybym j a wiedziała, nie musiałabym sprawdzać.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Tutor

Dziś w nocy mail od MSzczygła. Przydzielili nam indywidualnych tutorów.
Ja dostałam Katarzynę Surmiak - Domańską. Martwię się trochę, ale chyba na zapas.
No bo nie, żebym jej pisania nie ceniła. Żebym jej samej nie lubiła. Żeby ostatni wykład był słaby. Żebym nie lubiła pracować z kobietami.. Żeby nie ciagneły mnie jej tematy reportaży, te wszystkie zwykłe w niezwykłym i niezwykłe w zwykłym... Nie, nie, po dwakroć, trzykroć - nie ! Wszystko ok, a ja się martwię .
Chyba po prostu lubię martwic się na zapas.
Wychodzi na to, że chyba wreszcie zaczniemy pracować z nimi nad tematami.
Wreszcie. Mam pół roku i mnóstwo pracy przed sobą.

sobota, 17 kwietnia 2010

Tyle wiemy o sobie, ile nas wyguglano

W ostatniej Polityce artykuł Piotra Stasiaka "Nowe cyfrowe j@".
Świetny raport o tym, co już nie jest nawet nieuchronne, ale co stało się od kilku lat naszą rzeczywistością : tyle jesteś wart, na ile wykreujesz swój wizerunek w necie. Nieważne - gdzie. Na Fejsie, N-K, Twitterze, Picasie, Sympatii, Blipie, GoldenLine czy wreszcie , o zgrozo! - na blogu. Tekst współbrzmi mi z własnymi niepokojami. Z tym, co i u mnie gra.
Kilkudniowa nieobecność na blogu to oczywisty spadek wejść. Atrofia "obserwujących". Nic dziwnego, przecież zawsze można sobie kliknąć w kogos innego, skoro znana strona świeci pustką i nie przynosi żadnych ekscytacji. Pytania znajomych w realu : co jest, nie piszesz ? Coś się stało ?
Nie, nie stało się nic, tylko częściej bywam w realu niż klikam myszką po kontach, profilach, awatarach, nickach, po wirtualnych twarzach ludzi, których - w większości - nigdy nie spotkam. Tak, piszę, tylko nie tu. Tak, spotykam, ale gdzie indziej.
Martwi mnie to jakoś, bo coraz mniej rozumiem świat wirtualnych społeczności, świat "feedowania na wall`u ", pisania na tablicy o ważnym, ważniejszym i błahym, jak w protoplaście Facebooka, którym była .. korkowa tablica przy wejściu na akademika, gdzie każdy student mógł przypiąć sobie kartkę z informacją. Nie rozumiem grup "tych, którzy nie lubią jak się mówi pieniążki ", "tych, co jedzą płatki z zimnym mlekiem", tych z grupy "na moim biurku jest milion kubków", tych z "zimo, wypierdalaj !" i pewnie z miliona innych. Nie rozumiem, i nie chcę rozumieć.
Martwi mnie, choć to banalne, i jakoś przestarzałe. Martwi mnie, choć pewnie zaraz dostanę za to "demota". Martwi mnie, że wartością jest posiadanie kilkuset znajomych w sieci, podczas gdy już z kilkoma w realu trudno jest umówić się na plotki. Jakoś tak niepewnie czuję się z myślą, że :
"(...) w przyszłości nasze dzieci będą inaczej rozumieć pojęcia znajomości i przyjaźni. Przyzwyczajone będą do rozproszonej i przypadkowej komunikacji oraz niewielkiego wysiłku, jaki wymaga nawiązanie i podtrzymanie kontaktu"(...).
A przecież jak bardzo trzeba się natrudzić, żeby ktoś chciał cię wysłuchać, jak ciężko zapracować na zaszczyt powierzenia nam zwierzeń ?

Wolę inaczej.
Dziś wstałam o ósmej. Budzik, nastawiony co dzień na 5.50 nie dzwoni w soboty. O 8.15 zbiegłyśmy z MD* na plażę. Świeciło wczesne słońce, wiosna jest nadal bardzo zimna w tym roku. Po plaży spacerowało kilku wczesnych z psami, zdyszane robiłyśmy skłony i łapałyśmy oddech przed ostra podbieżką z powrotem pod klif. Zdradzieckie fajki. Było tak miło. Potem czesałam MD* włosy i stroiłyśmy się jak na randkę. Śniadanie zjedliśmy we trójkę z MC w Spółdzielni Literackiej. Spotkałam KL, barmankę, koleżankę ze Szkoły. Jedziemy znów we czwartek, trochę martwimy się tematami, które w nas dojrzewają, i nie chcą - dojrzałe - spaść. Nowy numer "Korespondencji z Ojcem" wychodzi już w maju, a ja nadal nie mogę się zebrać, żeby wysłać im tekst. Trema przed debiutem.
Potem poszliśmy do PGS na wystawę plakatu, potem zakupy, przypadkowa kawa z Przyjaciółmi jak zawsze dobra. A potem obiad , film, sprzątanie, sobotnie życie. MC* ma wystawę we środę, jego pierwszy wernisaż.
Jutro niedziela, zbiegnę o 8.15 na plażę..

Po

Żałoba za nami.
Powoli weszły w nią swary. Polskie pieklo. Niedomówienia.
Szkoda słów, więc może dobrze, że ich tu nie było. Czwartkowy DF porównuje trzy historyczne płacze narodowe : ten po Gabrielu Narutowiczu, po Generale Sikorskim, zamach na Papieża. Ciekawa lektura. Czy czegoś się z naszych narodowych zakrętów uczymy ?
Może tego, że wszystko już umiemy. I płakać w żałobie i świętować zwycięstwo, i żreć się do upadłego w światłach polityki, na ulicy.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Sobota 10 kwietnia 2010


Nie ma słów. Polska w ciszy.

piątek, 9 kwietnia 2010

DNV update in Gdynia

Dziś po równo roku projektowania, radzenia, dobierania, dzwonienia i kopania opornych po tyłkach - otworzyliśmy
nowy biurowiec. Już za dzień, za tydzień , za chwilę - dwustu ludzi wejdzie tam i odpali swoje komputery, naleje poranną kawę do kubków, odpali pierwszego z rana Outlooka . Zaczną pracować, powiększać PKB, umniejszać światowy kryzys, zarabiać świeże euro.
Dobrze, że znów się udało.
Dziś na ceremonii otwarcia, zamiast zwyczajowego klapa_rąsia_buźka_goździk John powiedział :
`Nie będę wymieniał tych, którzy coś tu zrobili, bo na pewno o kimś zapomnę. Bo przecież chodzi o tych, których się zapomina, a nie o tych, których się pamięta.`
Wiele nauczyłam się od niego przez ten rok.

czwartek, 8 kwietnia 2010

nietekstowo

pracapracapracapracapracapraca
dupadupadupadupa
Nie pisze się nic, nie składa się nic, słowa wiszą nade mną, we mnie, jak młoty, już nie jak miecze legendarne nawet, które chciałbym wreszcie wpuścić w nowy tekst. Męka.

Po drugiej stronie stołu, przy którym wklepuję powyższe komunały MD* pisze `na polski` charakterystykę Tristana i Marka Winicjusza.
Co sądzisz ? , pyta - `Tristana i Marka cechuje odwaga , gdy chcą czegoś - potrafią tego bronic aż do upadłego. `
Może tak? odpowiadam : "Tristan i Marek Winicjusz to ludzie odważni. Potrafią bronić swoich przekonań. Do końca."
Proste korekty. Krótkie zdania. Wujek Staszek , mistrz ciętej riposty. Gdybym ja umiała tak sobie wyprostowac kazdy tekst, i każdą w głowie ścieżkę - jaka byłabym spokojna. Szczygieł mówił kiedyś : dlaczego piszą `latorośle` zamiast `dzieci ? , ` czworonogi` zamiast `koty i psy` .. ?"
I ja gwałcę tekst.