niedziela, 31 października 2010

smacznego

Zmęczona jestem tym co boli zamiast karmić.
A ja wciąż nienauczona, nienauczona swoimi doświadczeniami - zaczynam od nowa.
I żal tylko za światem, który mógłby być suto zastawionym stołem, a jest postnym rytuałem, przymusową dietą, życiową głodówką. Przymieramy głodem, niepomni na to, że czas wreszcie sie najeść; nieumiejętnie radzący sobie ze sztućcami, gdzie przystawka, gdzie danie główne, czy czas już na deser ? Z serwetą pod brodą i pełnym talerzem- wciąż rozglądamy się za kolejnym daniem.
Czy wszyscy wkoło tacy nakarmieni ? Podano do stołu.

wtorek, 26 października 2010

siła

Kopniakami zbieram się do lepszego jutra.
Niech będzie.

środa, 20 października 2010

Nieagresywni strzelają z karabinu* miłości

`(...) Daj mi to netto nie brutto,
daj mi to bez podatku dodatkowych spraw
Daj mi to netto nie brutto,
daj mi to jakim jest.`

vavamuffin`mo better rootz`
--------------------------------------------------------
* tytułowy karabin pożyczony od MariuszaSzczy z jego ostatniej książki ( znakomitej i zabawnej zresztą ) o Czechach, pt.: "Zrób sobie raj. "
Na stronie 46 MSz pisze : " (...) agresja podlega niezmiennemu prawu hydrauliki. Musi gdzieś wybić otwór i wypłynąć. "
Ot co. Nawet jeśli kocham ludzi, małe koty, buki w jesiennej szacie i błękitne niebo nad zaśnieżonymi szczytami w Szwajcarii - kiedyś musi pieprznąć. Za dużo ufam ludziom, a oni co rusz zdejmują te swoje ładne maski, żeby pokazać światu prawdziwą twarz. Niekoniecznie złą . Wystarczy, że obojętną. Ot co.

niedziela, 17 października 2010

Zjednoczenie Czytelnicze nr 4

Tu można nas zobaczyć jak siedzimy i czytamy w Galerii Bałtyckiej.
Ludzie, ruszcie się i czytajcie ! Niedziela nie musi być do zakupów.

wtorek, 12 października 2010

Hanna

Dlaczego dałaś mi to imię ? zapytała, a ja wróciłam do upalnego lata dwadzieścia pięć lat temu i małego miasta pod Poznaniem. Pamięć ludzka jest niesamowita. Wybiórcza, spychająca głęboko, przechowująca w najróżniejszych szufladach i zakamarkach wydarzenia, które dawno straciły już swoją ostrość.
Na ten obóz pojechała nas trzydziestka. Piętnastu było silnych, młodych,sprawnych. Piętnastu kolejnych nie umiało podnieść ręki, nasypać cukru do herbaty, zrobić kroku, usiąść prosto. Jeden do jednego. Spaliśmy w wielkich salach ( czy to była szkoła ? ), schludnych i przewiewnych, na polowych, prostych łóżkach. Wszystko robiło się podwójnie.
Pamiętam moment wstawania. Wstawanie jest łatwe. Codziennie wstaję rano. Odrzucam kołdrę, ściągam nogi z łóżka, myję zęby, sikam, robię sobie kawę, biorę prysznic. Zaczynam. W Zaniemyślu pod Poznaniem dzień zaczynał się od rzeczy cudzych. Cudzej kołdry, zębów,ręcznika, sikania do basenu, mycia w miednicy.
Śniadanie jest prostą czynnością. Ludzie jedzą śniadania, skarcił mnie ostatnio syn, kiedy na czczo zapalałam papierosa, kręcąc nosem na kanapki. Tego lata dwadzieścia pięć lat temu nauczyłam się, że śniadanie jest proste dla tych, którzy mogą je sobie sami zrobić. Piętnaście par młodych nóg i trzydzieści kółek od wózków inwalidzkich przy wielkim stole w jadalni. Nie słódź herbaty, zanim nie posłodzisz sąsiadowi. Nie sięgaj po kanapkę, bo ten obok ciebie ma jeszcze pusty talerz. Mleko jest za ciepłe, ale czy ta z lewej umie je ostudzić ? Kawa stygnie sama w kubku, jesli nie wsadzisz pogryzionej rurki do ust wykrzywionych porażeniem mózgowym temu z prawej.
Dbanie o siebie to błahostka. Codziennie myję głowę i precyzyjnie układam niesforne loki w gładkie pasma. Suszarka, szczotka, prostownica, lakier i już mogę ruszać na podbój dnia.
Ewa z Zaniemyśla była upośledzona umysłowo i fizycznie i miała piękne gęste włosy spadające w niechlujnych strąkach na ładną twarz. Ostrzygłam ją na pazia, a ona prosiła o lusterko i śmiała się radośnie do swojego odbicia. Kiedy ją odwoziliśmy po obozie do mieszkania, na trzecim piętrze zaniedbanej poznańskiej kamienicy nikt nie zauważył jej twarzowej fryzury. Niechętnie zauważyli jednak jej obecność, niechciany powrót po dwóch tygodniach odpoczynku od choroby, co wraz z chorym trawi codziennie rodzinę.
Bawiliśmy się świetnie. Na ulicach rozpalonego latem miasteczka wyczynialiśmy wszystkie głupstwa jakie mogą wyczyniać młodzi sprawni na wakacjach. Pamiętam jak ścigaliśmy się rydwanami wózków w dół ciasnych uliczek, a siedzący przed nami sekundowali nam i sobie nawzajem. Mieszkańcy oglądali się za nami; to nie był jeszcze czas wygodnej fikcji "miasto bez barier".
W Zaniemyślu nauczyłam się uważności. Zabrałam ją potem ze sobą i próbowałam zachować przez te wszystkie lata, kiedy przy suto zastawionym stole musiałam nakładać już tylko swoją porcję.
Kiedy pojawiłaś się na świecie dałam ci to imię jak stygmat tej uwagi. Tak jakbym dawała ci trzecie, widzące oko. Imię Hanny, energicznej, surowej trzydziestolatki, która dawno temu na letnim obozie pod Poznaniem pokazała mi, że warto się rozejrzeć.

Świtanie

Dlaczego tak trudno jest spać ? O co chodzi z tym nieustającym czuwaniem, kiedy sen przychodzi tylko na kilka godzin a zmieciony z powiek długo przed budzikiem nie przynosi ulgi i wypoczynku ? Dziś o 4.10. Pora ciepłego odwracania się na poduszce jest mi porą wstrętną, chłodną. Porą trzeźwości. Snuję sie po domu niepewna czy w ogóle mam ochote zaczynać dzień, a za oknem on się staje bez mojego udziału. Pozostaje mi tylko jak niemy świadek codzienności stać o świcie na balkonie i patrzeć jak jesienne niesłońce rozjaśnia chmury. Od spodu, podskórnie, nieubłaganie - stają się sprzety, kształty , kolory w październikowym świetle świtu. I te myśli męczące, natrętne z wizgiem latają mi po głowie, tupią, ciągną włosy od wewnątrz, szczypią pod powiekami i słono w gardle.
Gdybym mogła mniej myśleć a więcej spać.

poniedziałek, 11 października 2010

Profil

Czy myślisz, że tak trudno jest zabić ? Zostać mordercą, zaciukać, unicestwić, rozwalić, zajebać, życie odebrać - zabić ? Nie, nie - to jest bardzo łatwe. Nawet nie wiesz jak bardzo. Kiedy byłem tam - spotkałem różnych. Ty nie pytasz nigdy, ty wiesz, i ja ci wiele nie mogę powiedzieć.
Ale. Ale oni rozmawiali ze mną, normalnie, jak ja tu z tobą dzisiaj. No ok, ok, może nie przy kawie, nie tak przy stoliku elegancko, ale się rozmawiało. O wszystkim. O kobietach, o życiu, o dzieciakach, o tym, dlaczego jest się tutaj, a nie z babą w domu. Tobie się wydaje, że to jest jak w filmie. Jak w jakimś kryminale, że człowiek ma powód, zasadza się na innego i wali na oślep. Albo inaczej. Że to jest element najgorszy, jacyś zwyrodnialcy tylko, margines. Nie. Nic bardziej mylnego. To są tacy ludzie jak ja i ty, ty tylko siedzisz tu sobie, słuchasz, wydaje ci się, że jesteś ponad to, że ty nigdy, że niemożliwe. Że nigdy byś tego nie zrobiła, nie umiała. A co by było, gdyby ktoś doprowadził cię do takiego stanu, że chciałabyś tylko tego ? Że chciałabyś tylko,żeby ten, co przed tobą stoi przestał szczerzyć na ciebie kły, przestał patrzeć, oddychać, brać to samo powietrze, widzieć to samo niebo, nawijać, pieprzyć, gadać.. ?
Ja byłem przez chwilę na takim oddziale dla specjalnych skazanych. Tych, co tylko czapka, albo dożywocie. Był tam taki facet. Normalny gość, miał tu firmę. Pracował, fajna żona, z firmą mu się nie powiodło, pojechał do Stanów. Jak osioł tyrał w tych Stanach, a żonie maile pisał. I ona mu pisała. Wysyłała mu zdjęcia ich domu, i powtarzała jak bardzo go kocha. On trzymał te maile jak najcenniejszy skarb, drukował,czytał, składał, i znów czytał, a w tych mailach było napisane jak ona ich wspólny dom urządza. Zatrudniała ludzi, układała parkiet, kupowała pralkę i zmywarkę. Tyrał, zasuwał, zapierdalał i każdego szeleszczącego dolara wysyłał do żony na ich wspólną przyszłość w domu pod Poznaniem, co podobny miał być do dworku. Któregoś dnia poczuł że maile już nie wystarczą, że on chce tej swojej kobiety dotknąć, przejść się po tym dworku jak pan, w tej pralce sobie wyprać, zjeść normalny obiad. Wrócił. Otworzył drzwi i w domu nic nie było. Nawet parkiet był zdjęty. Goły beton. I on popatrzył na tę swoją żonę, co jej listy czytał i składał,na jej twarz - już pustą i obcą. I słuchał tych słów : nie udało się, nie było cię, złożyłam podanie o rozwód, dom zatrzymaj, a zmywarkę, pralkę i parkiet zabrałam w rozliczeniu. Uderzył mocno, i został mu już tylko spacer po małym spłachetku ogrodzonym siatką i ze mną rozmowa przy popołudniowym papierosie.
Inny był najemnikiem. Wiesz - najemnym mordercą. Kazali - zabijał. Miał na koncie wielu, zanim go przymknęli, ale ja nie o tym. I on mi kiedyś powiedział, jaki był jego pierwszy raz. Odzyskiwał długi, chodził po domach i frajerów namawiał, żeby nie zwlekali z zapłatą. Poszedł raz do jednego i gość nie miał. Po prostu. Otworzył mu drzwi, zapyziały, rozchełstany, w dresie i przepoconej koszulce, grubas taki , spojrzał na niego i powiedział : nie mam. I taka złość go wzięła, taki żal jakiś okrutny na tę bezczelność niewymowną od brudnego grubasa, że chwycił pałkę i rozwalił mu głowę. A potem tylko patrzył jak z tej głowy na podłogę wypływa mu mózg. A w tym mózgu pływały kawałki kości. I wiesz co ? Wrócił do domu, wziął prysznic, zjadł coś i walnął się spać. Rano wstał, spojrzał w lustro i nic nie poczuł. I wtedy przyszła mu do głowy taka myśl : skoro nic nie czuję, skoro ten mózgi te kawałki czaszki to nic dla mnie, to dlaczego: nie ? Po grubasie był kolejny, po nim jeszcze jeden, i drugi, i znów. A potem tylko ten spacerniak ogrodzony siatką i ten papieros w zmarzniętej dłoni i ta historia, co ją ci dzisiaj sprzedaję. Takich jest wielu. Każdy z nich miał swoją historię, miał swój pokręcony powód. Lepszy czy gorszy, jakiś tam miał.
I tylko tobie się wydaje, jak tu siedzisz przede mną, pachnąca i elegancka, że nigdy nie umiałabyś uderzyć tak, żeby zabić ?

czwartek, 7 października 2010

Łowca głów

- O której masz dziś to spotkanie ?
- Nie wiem, bo nie potwierdzili. Tak naprawdę nie chciałabym się już nikim spotykać. Powinnam chyba pracować w kostnicy.
- Obawiam się, że tam spotykałabyś wielu.
- Ale przynajmniej nie musiałabym z nimi tyle gadać. I nie byłoby tylu malkontentów.

środa, 6 października 2010

kwestia wieku

`W życiu trzeba być trochę egoistą. Ty tego zupełnie nie potrafisz, ale to jednocześnie czyni cię dobrym człowiekiem`
Ot tyle z rozmów z synem. I ja się pytam : kto tu jest starszy ?

niedziela, 3 października 2010

Okno z widokiem

Okna w moim salonie i kuchni wychodzą na korony drzew. Mam je na wyciągnięcie dłoni, mogę z balkonu zerwać kilka żołędzi lub kolorowe liście. Czasem wśród konarów buszuje sójka albo wróble. Nocą czarne gałęzie oświetlone światłami latarni falują w kwadracie okna jak dobre duchy. Kiedy kupowałam to mieszkanie, była tu tylko dziura w ziemi, a ja wodząc palcem po makiecie w biurze dewelopera wyobrażałam sobie rozkład moich pokoi, stawiałam w nich meble, siadałam przy stole, chwytałam za klamki nieistniejących drzwi. Nie wiedziałam jeszcze, że kiedy rok później pierwszy raz wejdę do mieszkania za oknem zobaczę piękny obraz jesienniejących drzew w trzech ogromnych przeszkleniach salonu i kuchni. Niespodzianka warta każdych pieniędzy i zbyt wolno topniejącego kredytu. Na co dzień mam za oknem cyfrową ramkę własnych zdjęć wyobraźni, ciągle nowych, innych, zmieniających się z pogodą, porą dnia i roku. Dobrze, że nie mam tu iglastych, tych nudnych, nieruchomych, bez seksu i tajemnicy, ciągle tych samych, obojętnych na pory roku. Liściaste są zmienne, ciekawe, jak ludzie, których po pierwszym poznaniu chcemy jeszcze.
Bo przecież. Bo przecież na pierwszy rzut oka nie zawsze wierzymy że człowiek, który siedzi przed tobą jest jak kalejdoskop. Kiedy byłam dzieckiem bardzo lubiłam tę zabawkę. Patrzysz w czarną dziurę papierowej tuby, mały ruch ręką - i w okrągłym wizjerze pojawia się coś nowego. I nigdy nie pojawia się to samo. Mogłam godzinami potrząsać zabawką i jak bóg stwarzać co rusz nowe światy. Teraz jest jeszcze ciekawiej. Poznajemy kogoś i głowie budujemy sobie makietę, w oczach mamy mapę jego ciała. A potem ? A potem pora dnia, nastrój , kilka słów, dłuższa rozmowa, zasłuchanie i nagle to powolne otwieranie maluje obraz. Codziennie inny. Niepowtarzalny. Fascynujący. Złożony ze znaczeń i wspomnień, z wydarzeń życia, do których, jeśli mamy trochę szczęścia i cierpliwości - w końcu udaje nam się zdobyć klucz. A co z nudnymi ? Ciągle chce mi się wierzyć że takich nie ma. Są tylko niewysłuchani, nieodkryci, niezobaczeni w świetle dnia. Bycie z liściastymi to jak podróż w nieznane. Z iglastymi - jakby jeść popiół widelcem.