niedziela, 3 października 2010

Okno z widokiem

Okna w moim salonie i kuchni wychodzą na korony drzew. Mam je na wyciągnięcie dłoni, mogę z balkonu zerwać kilka żołędzi lub kolorowe liście. Czasem wśród konarów buszuje sójka albo wróble. Nocą czarne gałęzie oświetlone światłami latarni falują w kwadracie okna jak dobre duchy. Kiedy kupowałam to mieszkanie, była tu tylko dziura w ziemi, a ja wodząc palcem po makiecie w biurze dewelopera wyobrażałam sobie rozkład moich pokoi, stawiałam w nich meble, siadałam przy stole, chwytałam za klamki nieistniejących drzwi. Nie wiedziałam jeszcze, że kiedy rok później pierwszy raz wejdę do mieszkania za oknem zobaczę piękny obraz jesienniejących drzew w trzech ogromnych przeszkleniach salonu i kuchni. Niespodzianka warta każdych pieniędzy i zbyt wolno topniejącego kredytu. Na co dzień mam za oknem cyfrową ramkę własnych zdjęć wyobraźni, ciągle nowych, innych, zmieniających się z pogodą, porą dnia i roku. Dobrze, że nie mam tu iglastych, tych nudnych, nieruchomych, bez seksu i tajemnicy, ciągle tych samych, obojętnych na pory roku. Liściaste są zmienne, ciekawe, jak ludzie, których po pierwszym poznaniu chcemy jeszcze.
Bo przecież. Bo przecież na pierwszy rzut oka nie zawsze wierzymy że człowiek, który siedzi przed tobą jest jak kalejdoskop. Kiedy byłam dzieckiem bardzo lubiłam tę zabawkę. Patrzysz w czarną dziurę papierowej tuby, mały ruch ręką - i w okrągłym wizjerze pojawia się coś nowego. I nigdy nie pojawia się to samo. Mogłam godzinami potrząsać zabawką i jak bóg stwarzać co rusz nowe światy. Teraz jest jeszcze ciekawiej. Poznajemy kogoś i głowie budujemy sobie makietę, w oczach mamy mapę jego ciała. A potem ? A potem pora dnia, nastrój , kilka słów, dłuższa rozmowa, zasłuchanie i nagle to powolne otwieranie maluje obraz. Codziennie inny. Niepowtarzalny. Fascynujący. Złożony ze znaczeń i wspomnień, z wydarzeń życia, do których, jeśli mamy trochę szczęścia i cierpliwości - w końcu udaje nam się zdobyć klucz. A co z nudnymi ? Ciągle chce mi się wierzyć że takich nie ma. Są tylko niewysłuchani, nieodkryci, niezobaczeni w świetle dnia. Bycie z liściastymi to jak podróż w nieznane. Z iglastymi - jakby jeść popiół widelcem.

4 komentarze:

  1. uśmiecham się do ostatniego zdania :)

    na szczęscie za oknem mam jarzębiny !

    OdpowiedzUsuń
  2. popiół widelcem ...

    cóż :)

    pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A u nas same iglaste i tylko trochę liści pomiędzy nimi teraz w brokatach, żółciach czerwieniach i bordo. Szkoda, że już niedługo wszystkie spadną i odsłonią nieprzyjemna prawdę - klon jest nagi.

    OdpowiedzUsuń