niedziela, 31 maja 2009

Konsumencka sprawiedliwość Anno Domini 1960

Powieść wspomnieniowa w odcinkach : "Znalezione"
Odcinek 1 pt. "Trzy pięćdziesiątki"

30 lipca 1960 r. Jerzy K.odwiedził swoje rodzinne miasto Puck.
Na miejscu spotkał się ze swoim kolegą Alfonsem A. i poszli na jednego do kawiarni Neptun przy Placu Wolności. Zamówiona wódka ( trzy pięćdziesiątki ) najwyraźniej nie trzymała woltażu . Kelner, Waldemar M. ( "młodzieniec z falowanymi włosami") zamiast "pewnej skruchy" skierował pod adresem gości kilka niegrzecznych słów. Jerzy K. do głębi poruszony arogancją kelnera Waldemara M. oraz - rzecz jasna - złą jakością napitku zdecydował się oddać wódkę do badania. Po otrzymaniu wyników z laboratorium Jerzy K. interweniował ( listem poleconym ) u Dyrekcji M.H.D (Miejski Handel Detaliczny ) "Uzdrowiska".
Reklamacja została przyjęta, a nieuczciwy kelner zwolniony dyscyplinarnie.
Przedmiotowa korespondencja w załączeniu.



[ ps. : Jerzy K. to mój ojciec, zwany tu czasami T.]

Orientuj się

Im dalej rozwijasz swoją tak zwaną karierę - tym bardziej odczuwasz potrzebę dobrego, współpracującego zespołu. Kiedy coś nie pasuje - trzeba to czym prędzej wyeliminować. Najważniejsze to zareagować w porę, zanim będzie za późno. Ja najwyraźniej się zagapiłam.
Zapowiada się rok przeprowadzek.
Z pracowni. Z mieszkania. Z domu rodzinnego.
Znów w drogę. Dokąd ? Nie wiadomo. Na pewno po nowe.

sobota, 30 maja 2009

Lustro

MD* i BB* odwiedzają mieszkanie Starego Przyjaciela.
Stary Przyjaciel po odejściu T. nie spał trzy dni. Na pogrzebie był zagubiony; nie mógł się odnaleźć. Znali się od 1956 - ponad pół wieku, dnia nie przeżyli bez omówienia bieżących wydarzeń politycznych i towarzyskich zależności. Teraz Stary Przyjaciel tęskni za T. i zapewne myśli już o tej drugiej stronie, gdzie znów będą mogli wrócić do niekończących się rozmów i wymiany poglądów. Siła przyjaźni. I nagle pożegnanie. I nagle ten brak lustra, w którym tyle lat można było się przeglądać, widząc w jego mętniejącej powierzchni swoje coraz liczniejsze zmarszczki.
MD* opowiada mi, że mieszkania starych ludzi są niezwykłe. Sama ma dopiero trzynaście lat, a w lot czuje tę niesamowitą ciszę, która spowija tę przestrzeń. Chciałam szybko zjeść ciastko i wypić herbatę, opowiada, ale zrobiło mi się wstyd, że tak pędzę. Codziennie wykonujemy tyle telefonów, słuchawka się grzeje, a tam oni czekają na jeden telefon od nas jak na wielkie wydarzenie. Za drzwiami mieszkań starych ludzi czas się zatrzymuje. Zegary stają na jednej, ważnej godzinie.
Tam mieszkają kolorowe sny wielu długich nocy, i kiedyś wyśnione stają się dziś rzeczywistością.

BB* - Brat Bliźniak
MD* Mała Dziewczynka

czwartek, 28 maja 2009

Wyprawa po złote runo

Wychowanie nie jest rzeczą łatwą.
Co tu dużo mówić : jest rzeczą cholernie trudną. Właściwie powiedzieć można, że jest to niemożliwe, żeby się udało. Próbujesz, próbujesz , i ciągle - z miłości ? ze strachu ? - popełniasz błędy co najmniej takie, jakby ci na tym w ogóle nie zależało.
Ciągle to ustawiczne : zrób, spróbuj, pomogę, dam, nie tak, inaczej, zamiast, za.
Rzucasz to runo i mówisz sobie : skacz !
I skaczesz.

Ot co

" Łowienie jest zamiast. Bo i co ma robić mężczyzna, kiedy już pozna kobietę ? Musi zużyć na coś resztę swojego życia. Kobieta starcza na krótko i pozostawia po sobie uczucie bliskie pogardy. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy jest taka łatwa. Kobieta powinna nauczyć się zachowania od pstrągów, które każą szukać siebie z pewnym trudem".

Hanna Krall " Różowe strusie pióra", s.82 ` o smutku ryb`

wtorek, 26 maja 2009

One night in Hongkong



W jednym z naszych biur w Hongkongu twoja koleżanka po fachu zastała open space, i musiała coś zrobić z ta przestrzenią, aby ją oswoić.. Spojrzała, i za kilka tygodni zastałem już nowe biuro, a było to tylko kilka prostych zabiegów.. - opowiada mi dziś klient z Norwegii na spotkaniu w sprawie aranżacji.

Wikipedia : Hongkong ma jedną z najwyższych średnich gęstości zaludnienia na świecie (6200 osób na km kwadratowy). Gęstość ta miejscami dochodzi do 43 tysięcy osób na km kwadratowy.


John wspomina Hongkong, a ja myślę o tym, jakby mi było tam mieszkać, choć na chwilę tam pracować. Prowadząc prezentację w języku Albionu puszczam na chwilę nitkę fantazji i już jestem na lotnisku, mam w torebce bilet, na podręcznym laptopa, a walizce kilka rzeczy spakowanych od wszystkiego złego.
Gdzie lecisz ? pytają przyjaciele. Do Hongkongu, odpowiadam, taka dumna i szczęśliwa, i w tym jednym słowie jest cudowny smak przygody, egzotyki, nieznanego i samotności.
Widzę siebie, jak wędruję,po zatłoczonych, obcych ulicach, wieczorem siadam gdzieś z laptopem, anonimowa w jakiejś chińskiej knajpce i piszę..
Moja twarz w świetle wieczoru jest biała, prostooka i obca w tłumie o tysiącu skośnookich twarzy.
Nikt mnie nie zna, i ja nie znam nikogo, mój telefon nie dzwoni, żeby nie przynosić mi wiadomości z wielu budów i projektów, bo te budowy biegną już swoim rytmem i to nie moja dłoń kreśli gdzieś w Polsce na świeżo wytynkowanej ścianie zarys zabudowy gipsowej sufitu. Zawór trójstronny do grzejnika nad Bałtykiem nie jest już moim zmartwieniem tam, w dalekim chińskim mieście, gdzie moje nazwisko i doświadczenie warte są kilka hongkońskich dolarów, za które nie wiem, co miałabym kupić.
W dzień pracuję, tak jak zawsze, słucham słów ludzi, potem wyobrażam sobie wnętrza ich mieszkań i biur. Czy i tam za obcą dłoń prowadzę do miejsca, gdzie dziś nieznany mi ktoś będzie dobrze się czuł ? Czy pod każdą szerokością geograficzną ta praca na tym polega ?
Po pracy wracam do pustego, małego mieszkania, gdzieś w odległej od centrum dzielnicy Hongkongu, na moim telefonie z kierunkowym + 852.. nie migocze żadna wiadomość. Do kolan nie łasi się czarny kot, bo tam koty chyba nie są domowymi pupilami.

Moja cienka nitka fantazji pęka, gdy kończę spotkanie, w dwupiętrowym, ciasnym biurowcu na dobrze znanej, wyboistej ulicy Sopotu.
Po pracy wpadam do Bookarni, siadam z laptopem, a moja twarz w świetle popołudnia jest biała, prostooka i znana wśród kilku twarzy przy sąsiednich stolikach. Urocza właścicielka podchodzi do mnie nieoczekiwanie, by powiedzieć mi kilka ciepłych słów.
- Dzień dobry, nazywam się .. - wyciągam rękę.
Ona ujmuję ją, ładnym, jasnym gestem i mówi:
- Wiem, ja znam panią, moja córka regularnie czytuje pani bloga..

Witajcie w ciężkich czasach


Lokaut to masowe zwalnianie pracowników w celu zmuszenia ich do przyjęcia gorszych warunków pracy.

A jeśli cel jest inny ? Jeśli jest to potrzeba serca, kiedy nie można już razem iść tą drogą, bo doszliśmy do ściany wzajemnego porozumienia i wsparcia w ciężkich czasach.? Do niedawna nie wiedziałam nawet, że taka ściana w ogóle istnieje, a i serce coraz cięższe.
Nigdy tak nie pracowałam. Nowe, smutne doświadczenie.
Sobie wzajem ciężary noście.

niedziela, 24 maja 2009

Oglądamy fotografie


"(...)Spytałam go o zdjęcie,
to w ramkach, na biurku.


Byli, minęli.
Brat, kuzyn , bratowa,
żona,
córeczka na kolanach żony,

kot na rekach córeczki,

i kwitnąca czereśnia, a nad tą czereśnią
niezidentyfikowany ptaszek latający - odpowiedział.(...)

`Stary profesor` Wisława Szymborska

piątek, 22 maja 2009

Moje modne


Modne Miasto. Tam się urodziłam. Tam spędziłam niemowlęctwo, jeżdżąc podwójnym, bliźniaczym wózkiem na gumowanych kołach na spacery z mamą lub nianią. Dziecięctwo minęło mi na molo, szczenięctwo na plaży i w parku. Na płaskich butach z tektury wkroczyłam w dorosłe i wyprowadziłam się.
Bardzo lubiłam moje miasto, a w czasach wyżej wspomnianych nie było ono jeszcze modne. Wszędzie było blisko, na mojej ulicy jesienią pękały soczyste, brązowe kasztany, a o świcie w maju w ich koronach darły się gołębie. Samochody były z przydziału , a benzyna do nich na kartki, wiec nikomu się nie spieszyło i pod dachy secesyjnych kamienic z wieżyczkami nie dudnił co dzień łoskot silników. Nikt nie słyszał wtedy o bezołowiowej, na plaży spocony pan w białym kitlu sprzedawał lody Mewa, a po Monciaku chodził brodaty Parasolnik, Czesław Bulczyński, który naprawiał parasole oraz połykał noże i widelce. Stary węglarz przychodził do nas trzy razy w tygodniu wczesnym rankiem, i nosił "panu doktorowi" węgiel z piwnicy.
Na sąsiedniej ulicy straszą dziś pretensjonalne apartamentowce, gdzie metr kwadratowy osiagnął juz cenę długu narodowego średniej wielkości państwa afrykańskiego. Tam, w jednym z malych domków była pralnia ręczna i magiel. Nosiliśmy do niej pościel i obrusy, a pękata pani , pachnąca mydlinami i krochmalem przyjmowała je od nas, by za dwa dni oddać czysty pakunek obwiązany sznurkiem.
Miasto dało się lubić, było bliskie i ogarnialne, rozpoznawalny był każdy płot i sklepik pełen dzierganych na szydełku białych kołnierzyków.
Dziś biegam czasem po moim miieście, pędząc tu i tam : do apteki, do sklepu, na kawę. Samochodu nie trzeba, bo w mieście nadal, mimo upływu lat jest wszędzie blisko.
Na ulicach brudno - co krok leżą psie kupy, wymagają uważnego zerkania pod nogi i refleksu w omijaniu. Świeżo remontowane kamienice i parkany już po dwóch sezonach straszą bylejakością. Wąskie ulice stały się jeszcze węższe od szeregu domów o plastikowych oknach w stylu pseudo belle epoque. Na skwerze obok mojego domu co wieczór wymiotują bezdomni.
Miasto dusi się domami, knajpkami, ludźmi. W kawiarniach przesiadują bywalcy , obok nich turyści, co przyjechali tu po łyk piwa i garść rozrywki. Niektórych z nich, ciagle tych samych, nawet rozpoznaję - przecież to nadal małe, modne miasto.
Rozpoznawalność. To jedno, co się nie zmienia : kiedy kichniesz w dolnym mieście, w górnym pytają , gdzie złapałaś takie fatalne przeziębienie. Spacer Monciakiem to nieustanna kontrola, kto cię zahaczy i pomacha znad stolika. Pogrzeby, śluby i rozwody omawiane są szeroko w kilku kręgach, które rozchodzą się jak po wodzie, zataczając przewidywalne koło.
Miasto stało się dla mnie jednocześnie obce i irytująco kumoterskie.
W koronach kasztanów wciąż rankiem drą się gołębie, lecz sama nie wiem - czy one już przyjezdne, czy jeszcze własne ?

czwartek, 21 maja 2009

Kofan Anan

Australia należy do Unii Europejskiej.
Prezydentem Ukrainy jest Wiktor Jutrzenka.
Polityk, prezydent Polski, przewodniczący Solidarności, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych 1980, laureat Nagrody Nobla to.. Aleksander Kwaśniewski.
Tadeusz zbliżał się do Telimeny z ptakiem w ręku.
Telimena powinna przestać zachowywać się jak kurwa.

To tylko kilka autentycznych cytatów z tegorocznych maturzystów.
Z plotek z magla dowiedziałam się też dziś, że Benedykt XVI założył profil na Facebooku. Hierarchowie Kościoła tłumaczą, ze Pan Jezus, aby być lepiej słyszanym , wchodził do łodzi. Dziś łodzią jest internet, że chwycę to porównanie ?
Zanim dodam go do znajomych, zastanowię się mocno. Nie tylko sacrum miesza się z profanum.

Cała wstecz ?

Nagle zostało mi bardzo dużo czasu. Tak samo pracuję, jeżdżę tyleż. Dziś znów Włocławek, wczoraj trzy budowy - niby na miejscu, a meczące.
A jednak. Jednak czasu jakoś więcej, i wstyd mi i żal, że tak go dawkowałam, tak skąpo wydzielałam jak homeopatyczne kropelki. Już nie cofnę zegara : pędziłam, pracowałam, biegłam popychana przez tyle spraw, które wydawały mi się ważne. dzis nawet nie pamietam, jakie to były sprawy.
Dziś - zatrzymaną w biegu - wita mnie cisza.

(...) najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego (...)
Jan Twardowski

Przeglądamy zdjęcia. Czasu zabrakło jakoś na przedstawienie tych, którze je zaludniają.

wtorek, 19 maja 2009

Autobiografia w trzeciej osobie


Krzysztof K. , reżyser : " Co jest ważne, to żeby stać po stronie tych, którym jest smutno"
Cytat z najnowszej książki Hanny Krall. Właśnie weszła do księgarń.
Już nie mogę się doczekać.

poniedziałek, 18 maja 2009

Normalne życie, tylko spokojniejsze ..

Ania, opiekunka, lat 56. w hospicjum 4 lata.

Jak tatuś dzisiaj ? Oj widzę, widzę, to już nie to, co w zeszłym tygodniu. Lubiłam z nim pożartować, wesoły, fajny facet z pani ojca.. O,panie Jureczku , ale mi pan zrobiłeś numer, tak się nie robi eleganckiej kobiecie, tak leżeć tutaj , mieliśmy sobie jeszcze poflirtować, co ?
Wyjdzie pani ze mną na papieroska ? No, na taras, na chwilkę tylko. Na chwilkę, tatuś poczeka. On na panią czekał cały dzień, ja widziałam, jak przyszłam na zmianę, i dopóki pani nie było trzyma się jakoś, nnoo - niech pani nie płacze, o co płakać ? Papieroska może ? A ja ? co ja ? Jak się czuję ? Ja proszę pani, byłam kiedyś kreślarzem. W biurze projektowym pracowałam. Tyle lat, da pani wiarę - dwadzieścia lat. I oprócz pracy, tylko dzieci. Dzieci dla mnie najważniejsze były.Praca i one. Jak mnie czasem wkurwiały, jak męczyły, a za nimi byłam, tylko one sie liczyły. A teraz wyrosły, a ja sobie miejsca znaleźć nie mogłam. I tu jestem. Ile lat ? W czerwcu będzie cztery.
Nie uwierzy pani, ale strasznie mi brakuje, jak dyżuru nie mam kilka nocy.. Pani ? Pani by rady psychicznie nie dała, widzę, że pani delikatna taka bardziej. Nie ? No może.
Pamiętam,jak u nas był taki Zdzichu pod 18tką, Zdzichu kazał sobie mówić . Jednego mielismy Zdzicha, i jednego Zdzisia, ten to z kolei leżał pod dziesiątką. Ta żona tego Zdzicha, co ona sobie z nim miała. Miał raka nerki, z przerzutami do mózgu. W tej swojej chorobie, on był taki agresywny, ona sobie , biedna z nim rady nie dawała. A ja jak do niego weszłam , mówię : Zdzichu, Ania teraz będzie myła i spokój ma być ! Łagodny był ze mną, jak baranek, a jaki miły, serce mi się krajało jak umierał, spokojniutki taki ..
Jak ja tu do roboty przyszłam, to się aż bałam. Myślałam : gdzie ty się tu, Ania, pchasz ? Tu pewnie tylko modlitwy, gromnice, różańce klepią, i smutno tylko.. Bałam się, uwierzy pani ? Jak tu pochodziłam trochę: nie mogłam uwierzyć. Wszyscy uśmiechnięci, weseli, twarze radosne, żarty, imieniny, urodziny nawet pacjentom robimy.. Normalne życie, tylko spokojniejsze, lepsze jakieś..
Kiedys była tu u nas taka pani Stasia. Co to była za kobieta ! Miała raka kości, jak pani tatuś. Jednego razu, jak moja komórka zagrała, a ja mam takie fajne melodie ustawione, bo ja lubie nawet teraz z moimi dziewczynami na dyskoteki iść, bawić się, no i jak mi ta komórka zagrała w kieszeni, to ta Stasia, z tymi przerzutami, jak ona zaczęła tu na korytarzu tańczyć, jak wywijać, nie uwierzyłaby pani ! Rak kości !
Widzi pani, to czasem trudno wytrzymać, pani by rady nie dała, jakby pani miala cztery zgony w jedną noc. A jednak, czasem, mnie wystarczy jak mnie któryś z nich tak za rękę pogłaszcze, dziękuje, pani Aniu, powie.. Nic więcej, nic nie trzeba.
No idziemy, idziemy, nie możną pozwolić, żeby pan Jerzy tak długo sam był, jakby coś się stało, to uchowaj Bóg, idziemy..

niedziela, 17 maja 2009

Błogosławieni cisi

"Hospicjum to też życie" .Hasło z plakatów, które mają zachęcać podatników do oddania swojego jednego procenta na dobry cel.

Hospicjum to przecież śmierć - myślałam zdenerwowana i spięta, kiedy pierwszy raz wchodziłam po klinkierowych schodkach to tego kolorowego, cichego domu w parku - śmierć jest zła, a to miejsce to umieralnia ..



Dziś wiem, że hospicjum to c i s z a . Cudowna , kojąca zmysły, uspakajająca wielka cisza, w której nawet dźwięk łyżeczki stukającej o kubek jest hałasem. Kiedy tam przychodziłam, wszystko poza tą ciszą wydawało mi się wulgarne,męczące, nie na miejscu. Nie na tym miejscu.

Odruchowo przytrzymywałam drzwi, by nie trzasnęły jak wystrzał. Zmieniałam w aucie buty, bo moje obcasy pukały mnie w głowę.W dzień niechętnie odkręcałam kran, bo woda wydawała jakiś drażniący odgłos.W nocy słyszałam nawet szelest papierów.

Siadałam przy łóżku i świat zastygał za czułą, dźwiękoszczelną szybą. Przez okno widziałam drzewa, za nimi ulicę, która ruchliwym strumieniem samochodów przecina miasto . Widziałam jak tam, na zewnątrz jest głośno. Padają słowa, dzwonią telefony, trąbią samochody, biją dzwony, klikają myszki, szumi klimatyzacja, dźwięczą pieniądze, stukają obcasy, trzaskają drzwi.

W hospicjum zrozumiałam, jak bardzo wszystko wokół wypełnione jest hałasem. Ten hałas wciska się głęboko, świdruje, odbiera nam wzrok i rozum, a przede wszystkim - odbiera spokój.

Jedynym miejscem, gdzie można znaleźć spokój, jest cisza panująca w sercu. Dzięki hospicjum udałam się do mojego serca i choć przez chwilę mogłam tam pobyć.

W ciszy.

sobota, 16 maja 2009

Osobisty

Przez ostatni tydzień prawie zamieszkałam w hospicjum.
Przez ten tydzień, każdej nocy, gdy na oddziale zapadała jeszcze głębsza od zwykłej, tej dziennej, cisza, poprawiałam się na fotelu, owijałam kocem, i zbierałam się do napisania tego osobistego postu.
Układałam w myśli rzędy słów, pod moimi wpółprzymkniętymi powiekami z widzianych w dzień obrazów formowałam zdania. Gdy nad parkiem wstawał świt, widziałam jednak, że znów zabrakło mi sił na ich zapisanie. Zamiast tego, zapadałam w lekki sen, przerywany lękiem o zbyt płytki oddech chorego, zmianą pozycji czy jakąś prostą pielęgniarską posługą, bo na inne nie było już miejsca.
Każdej nocy tam magazynowałam słowa, które piszę dopiero teraz.
Wróciłam do domu, bo w piątek Tata odszedł.
Miałam ten wielki przywilej bycia z Nim do końca.
Teraz mogę już opisać w Magazynie to miejsce, gdzie wiele się nauczyłam, ludzi, których dane mi było tam spotkać, i ciszę, której tam doświadczyłam.
Wiem, że Tata chciałby o tym przeczytać.
Bardzo lubił czytać mojego bloga.

czwartek, 14 maja 2009

UWAGA ! OGŁOSZENIE !

Bardzo proszę : czy ktoś przyjmie kotkę ?
Kotka to 100 % rasowy egzotyk, o rzadkim kolorze SZYLKRETOWY. wygląda jak skrzyżowanie Garfielda z rysiem , i - zapewniam - jest to skrzyżowanie w odpowiednich proporcjach.
Kotka ma na imię Cookie i ma - niestety - już 11 lat.
Jej Pan jest bardzo chory i już nie wyzdrowieje, i Cookie jest samotna. Czeka na Pana w pustym mieszkaniu, i jest jej bardzo, ale to bardzo smutno.
Cookie uwielbia patrzeć przez okno,wygrzewać się pod lampą, leżeć na fotelu , oglądać telewizję ( zwłaszcza niemieckie programy) i spać.
Jest delikatna, czuła i idealna dla starszej osoby.
Czy znacie może dom, może z ogrodem, gdzie jakaś - na przykład - starsza osoba, przyjęłaby kanapowego, spokojnego, starego egzotyka o ślicznej mordce ?

***************

PS. Ja nie mogę jej wziąć, bo mam dwie kotki, a poza tym - Cookie mnie nie lubi , bo - UWAGA - ona lubi tylko mężczyzn . Dla pań ( może tylko dla mnie ) jest dość oschła, to smutny fakt , ale - co ważne - nawet oschła Cookie jest miła, nigdy nie drapie, nie gryzie, nie dokucza.
Proszę o pomoc, inaczej nie wiem, co robić z Cookie ?

Przyjaciółka przyjaciel

Dziwne słowo p r z y j a c i ó ł k a. Niepoważne. Jest takie dziewczyńsko - infantylne, przywodzi na myśl zabawy lalkami, wymianę spinek do włosów i kolorowych gumek, wieczne dąsy. Przyjaciółka usiądzie w jednej ławce, pożyczy kredki, zostanie na noc, jak mama pozwoli. Przyjaciółka pełni wartę przy boku i po drugiej stronie telefonu, pożyczy na bilet do kina, da ściągnąć matmę, obgada chłopaka, czasem go odbije. Przyjaciółek dużo.
P r z y j a c i e l - o, to dopiero jest słowo powszechnie doceniane, pozytywnie wartościujące,ciężkiego kalibru, jak zresztą wiele słów rodzaju męskiego.
Przyjaciel na śmierć i życie, piszą w powieściach dla dorastających panien. Sprawdzony przyjaciel. Przyjaciel w potrzebie, w biedzie nawet. Nikt przecież nie mówi : pies najlepszą przyjaciółką kobiety, tylko pies najlepszym przyjacielem człowieka.
A jednak - jeśli przyjaciel jest kobietą ?

Poznałam ją w niezwykłych okolicznościach.
Czternaście lat temu przywieziono mnie na dwuosobową salę oddziału szpitala. Z sąsiedniego łózka patrzyły na mnie śliczne, brązowe oczy, pełne łez.
Jestem Asia, boisz się ? - wyciągnęła do mnie rękę, o zadbanych długich paznokciach. Pamiętam, że te paznokcie wzbudziły wtedy moją cichą zazdrość - w tych czasach tipsy nie były jeszcze znakiem rozpoznawczym pracownic solarium i fryzjerek.
Tę rękę trzymam do dziś.
Bywa, że nie rozmawiamy tygodniami, miesiącami nawet. Gdy jednak znów nam się uda, jest tak, jakby nie było tych długich dni milczenia. Bywa, że telefon milczy, a wiemy o sobie wszystko.
Pamiętam niedawno, jak zadzwoniłam, a ona mówi : Kochanie, zaraz, tylko dzieci wyjmę z basenu... Oddzwoniła za trzy tygodnie. Martwię się o twoje dzieci, powiedziałam do słuchawki, musiały już całkiem rozpuścić się w tej chlorowanej wodzie.
Nawet jak jej nie ma, jest zawsze. Do wczoraj żartowałam, że gdybym w środku nocy zadzwoniła z Meksyku i powiedziała, przyjedź, potrzebuję cię, kupiłaby bilet na następny lot. Wczoraj przekonałam się, że Meksyk jest blisko.
W nocy wysłałam jej smsa : Tata jest umierający, od poniedziałku siedzę w hospicjum. Dziś zostaję tu znów na nockę. Nie chcę, żeby odszedł sam.
Za godzinę zapiszczał mój telefon : Wyjdź na chwilę do samochodu .
Stała w ciemnościach, w tym pięknym parku i paliła papierosa, miała na sobie dres, pod nim piżamę.
Co miałam ci napisać w banalnym smsie?
- powiedziała. Musiałam cię zobaczyć.
W środku nocy przyjechała do Sopotu z Rumi, przytulić mnie, pobyć na chwilę.
Niezwykła. Przyjaciółka przyjaciel.

poniedziałek, 11 maja 2009

TATARAK

Film wydał mi się jakoś niedokończony, nie opowiedziany do końca. A może taka jest kolej rzeczy, że historia życia zawsze jest pisana w połowie ?
Nostalgiczne są sceny na Wisłą, gdy młodzież tańczy na deskach kawiarni w takt "Tej ostatniej niedzieli " Fogga.

Prospekt

Jestem pastylką na uspokojenie
Działam w mieszkaniu
skutkuję w urzędzie
siadam do egzaminów
staję na rozprawie
starannie sklejam rozbite garnuszki.

Tylko mnie zażyj,
rozpuść pod językiem,
tylko mnie połknij ,
tylko popij wodą.

Wiem, co robić z nieszczęściem
jak znieść złą nowinę,
zmniejszyć niesprawiedliwość,
rozjaśnić brak Boga,
dobrać do twarzy kapelusz żałobny.

Na co czekasz,
zaufaj chemicznej litości
Jesteś jeszcze młody,
powinieneś urządzić się jakoś.

Kto powiedział, że życie ma być odważnie przeżyte ?
oddaj mi swoją przepaść, wymoszczę ją snem,
będziesz mi wdzięczny za cztery łapy spadania
Sprzedaj mi swoją duszę,
Inny kupiec się nie trafi.

Innego diabła już nie ma.

Wisława Szymborska

Karma w misce

Przyszłam tam, późną nocą, i kot czekał na mnie za drzwiami. Otwierałam kilka opornych zamków, a zza nich słyszałam chrobot niecierpliwych pazurków.
Co mam z tobą zrobić ? zapytałam pomarańczowych oczu, które wpatrywały się we mnie z uwagą. Pytanie zawisło na haczyku wyprostowanego ogona. Pozostałaś tu, twoje wąsy jak te rozwiązane sznurowadła na środku pokoju, przy butach, których zapewne nie ogrzeje już ciepło stóp .
Co mam z tobą zrobić ? Czekasz tu, biedaku, a ten , na którego czekasz, się nie pojawi. Telefon milczy, na krześle kołysze się pusta marynarka, i znajoma ręka nie sypie już karmy do miski.
Zamknęłam za sobą ciężkie drzwi i znów serce mi pękło. Słyszałam, jak toczy się za mną po stuletnich, brudnych schodach.

niedziela, 10 maja 2009

Czarny ptak

Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.
Lew Tołstoj " Anna Karenina"

-------------------------------------------------

Mówi, mówi, mówi, i nic nie może jej przed tym mówieniem powstrzymać. Słowa wylewają się z niej, płyną szeroką strugą, odbijają się od powierzchni innych słów, jak szklane kulki, które z grzechotem rozsypuje po podłodze. Nadaje i nadaje, ale nic nie odbiera. Jakby zamieszkała pod szklanym kloszem, gdzie nic nie dociera, gdzie wszystko widzi i bacznie obserwuje, ale tak naprawdę wcale jej to nie dotyczy. Zamyśla się głęboko, bierze oddech i z namaszczeniem wyrzuca z siebie myśl, jakby obwieszczała mi jedyną prawdę, jakby obdarowywała mnie złotym cielcem : Lepiej już nie będzie..
A czy ja spodziewam sie , że będzie lepiej ? Że jutro stanie się cud i Łazarz powstanie, powołany do drugiego życia siłą naszej słabej wiary ?
On cierpi, mówię, bardzo źle dziś, musimy podjąć decyzję, morfina, trzeba porozmawiać z lekarzami.
Ale wczoraj jeszcze siedział - odpowiada mi - i o tak mi tutaj pokazywał, gdzie go ogolić..
Czasem zastanawiam się , czy kiedy nadejdzie ten dzień, i będę musiała to powiedzieć, ona odpowie mi : ale przecież wczoraj jeszcze żył !
Cały czas musi mówić, potwierdzać, przekonywać, jakby zagadywała lęk, obłaskawiała go, oswajała, jakby słowa miały przedziwną moc sprawczą, która uwolni nas od strachu przed nieznanym.
To trochę tak, jakby chodziła po ulicy i zaczepiała ludzi : czy widzi pan, jaki ten ptak jest czarny ? Prosze spojrzeć, jaki ten ptak jest czarny.. Czy on nie jest czarny, czy naprawdę nie jest czarny ? Prosze pani, proszę o tu, tu siedzi czarny ptak !

sobota, 9 maja 2009

P jak piątek. podróż. porażka.

Rozmowy do 24.30. O 3.30 pobudka. O 4.30 wyjazd. Zapałki pod powieki po trzech godzinach spania, ale krzepiący po raz pierwszy od miesięcy jest fakt, że tak rano już jasno i ptaki śpiewają.
Jeszcze tylko kilkanaście godzin, czterysta kilometrów, trzy budowy, dwa spotkania i ten dzień się skończy. Pocieszam się, głupia , nieświadoma, co przyniesie.
O 5.00 BB* zostawiam m na lotnisku i w trasę.
O 6.10 stacja Pasłęk, próbujemy zjeść śniadanie. Bar na stacji czynny od 7.00, szkoda czasu, w drogę.
O 7.15 Młyn po Ostródą - zamknięty, czynny od 8.00, szkoda czasu, w drogę.
O 8.10 Gospoda jakaśtam , pod Glinojeckiem - zamknięta, czynna od 9.00, szkoda czasu, w drogę. Im bliżej Warszawy, tym bardziej zamknięte. Czy to ja za szybko jadę, czy to godziny serwowania śniadań przesuwają się razem z nami ?
O 9.00 desperacko głodna, żądna kawy i toalety, postanawiam wjechać do Płońska. Płońsk, 20-tysięczne miasto, ponoć z 600 - letnią historią nawet - myślę sobie - musi być tam jakiś miły hotelik, gdzie zjemy zaraz, odpalimy laptopa, i nasycone, w przytulnej atmosferze przygotujemy się do spotkania.
Płońsk z samochodu jest gorszy niż Płońsk z najgorszych snów. Starówkę poznać można po kulistych, białych lampach na podstawach ze stali czarnej malowanej proszkowo, ustawionych rzędem wzdłuż brudnej ulicy. Z zakurzonych wystaw straszą niemodne garsonki i suche pączki. Płońsk o dziewiątej rano to market Polo, zamknięta pizzeria i bar, pod barem kilku panów, jakich setki nad Wisłą, na ulicach tęgie panie z siatkami z marketu Polo, i - nie wiadomo dlaczego- wszechobecne spaliny,korki, przekleństwa zza szyby. Wygląda na to, że płońszczanie tłoczą się od rana tak samo jak sopocianie i warszawiacy, a PKB i tak ciągle spada.. Oczywiście nic do jedzenia. Po co ? Wystarczy do picia.
Przed wjazdem do Warszawy nędzny hotdog na stacji i mdła kawa z automatu wreszcie zastępują nam śniadanie. Nie wierzę, ten dzień nie może taki być.
Stolica wita nas korkami, nie kwiatami . Próba uniknięcia stania w rozedrganym spalinami i upałem powietrzu - wybieramy trasę wokół Warszawy. Wólka Węglowa, Błonie, Pruszków, Nadarzyn . Z celem, ale bez sensu, w poczuciu zmarnowanego czasu, mijamy kolejne mazowieckie mieściny, do których nigdy nie chciałabym wrócić.
Na Budowie nr 1 lądujemy koło południa. Nikt na nas nie czeka. Brudni i nieprzyjaźni panowie, którzy we wnętrzach zdążyli zepsuć już wszystko, co było do zepsucia - dłubią teraz w parku, przy mostkach i bramie wejściowej. Wielka łyżka koparki rozgarnia miękką ziemię, w jaskrawozielonych stuletnich dębach drą się ptaki, na żółtej od kwiatów łące pod dworem - stary pies wygrzewa się w słońcu. Nikt nie czeka, więc opuszczam oparcie siedzenia i zasypiam. Śnią mi się wielkie, słoneczne łąki, cisza, spokój i czas, którego nie muszę już dzielić na małe kawałki, ale ten czas kończy mi się za kwadrans, kiedy, obudzona z pięknego snu, zręcznym kopniakiem posyłam kubek z kawą na dywanik hondy.
Po trzech godzinach przyjeżdża inwestor, który zapomniał, po co tu przyjechał . Trudno, słuchaj, poradzimy sobie same na budowie nr 3, do zobaczenia, ok, ok.
Na zalanej słońcem łące zostaje zalany kawą dywanik od hondy.
Znów Pruszków, onegdaj miasto z pierwszych stron gazet, Nadarzyn, miasto znikąd, Błonie, Grodzisk Mazowiecki, Ożarów.
Jeszcze tylko Budowa nr 2, gdzie inwestorzy kłócą się zajadle , prawie nie zauważając naszego przybycia. Jeszcze tylko dwie godziny z miarą w kilkusetmetrowej rezydencji.
Kredą na betonie rysujemy kuchnię w skali 1 : 1, łazienkę w tejże skali, salon o wysokości siedmiu metrów pomagamy im ogarnąć, deskę do prasowania w nieistniejącej pralni trzeba zlokalizować. Jeszcze tylko kilka godzin wysiłku, uśmiechów, siły, cierpliwości. Wyobraźnia karmi się tym parszywym hotdogiem ze stacji paliw w Zakroczymiu. Ciężkie buty do zadań specjalnych grzęzną w piasku budowy.
Jeszcze niech minie czternasta, niech minie i szesnasta godzina tego dnia, co zaczął się wcześnie i toczy się na wstecznym. Jeszcze chwila, ten dzień nie może przecież taki być.
O 21.30 zasypiam nad talerzem pełnymi wreszcie ciepłego jedzenia, w przytulnym wnętrzu ciepłej knajpy. Napijecie się czegoś ? coś jeszcze ? Może pogadamy chwilę o naszej kuchni, bo wiesz, mamy taki kłopot..
Tak, nie, dziękuję, ja.. chciałabym sie już położyć. Dobrze, że chociaż coś udało nam się dziś ustalić.

piątek, 8 maja 2009

daleko, blisko

Dziś Włocławek. Rzepak znów zażółcił pola.
Trasa, trasa , trasa. W poprzednim życiu musiałam być kierowcą tirów albo przynajmniej dorożek. Albo, co bardziej prawdopodobne inkasentem myta na rogatkach - odpowiedniku bramek dzisiejszej a1.Kiedy wracam, moja kotka tuli się do mnie, wskakuje na kolana i pcha się na klawiaturę, jakby mój wyjazd od niej miał być na zwsze, a powrót do niej - nigdy. Kochana.
Zanim złapię oddech,znów mi go brak.
Zanim zasnę, znów wstaję.
Zanim pomyślę, już się dzieje.
Jutro Warszawa. Kiedyś weekend.

Komunikacja

- Widzimisię ? aha, czyli nie widzi projektów, tylko widzi misie. (K. dziś na prezentacji )
- Ok, już mi lepiej : widzę, że nie tylko mnie trudno zrozumieć, jak coś opowiadam ( Klient 1 nic nie pojmujący z opisu projektu sufitu przez telefon)
- Tak, tak pani M., rozumiemy sie bez słów ! Ale ze słowami jakoś nawet lepiej.. ( Klient 2 próbujący wyjasnic detal mocowania policzka schodów do ścianki pod schodami ).
- Nie podoba mi się ta lokalizacja directory. Dlaczego ? Wlasciwie to nie wiem.. ( Inwestor zastępczy na prezentacji oznakowania w centrum handlowym ).

Najważniejsze to dobra komunikacja, miękkie ruchy i nie oddychać pod wodą.

wtorek, 5 maja 2009

Głaskacze


An appeaser is one who feeds a crocodile, hoping it will eat him last.
Winston Churchill

Takoż z nimi żyję. W leku przed nimi żyję. Pochlebcy, zagłaskiwacze, fałszywy pokój niosący. Desperacko szukający wokół karmy dla krokodyli, w nadziei że ostatni zostaną zjedzeni. Specjalisci od zamiatania pod dywan, dyrektorzy kuli ziemskiej w budowie. Wykonaj telefon, zanieś, przeproś, uśmiech, kadr amerykański,całuj w policzek, gdy nadstawisz drugi. Boję się ich bardziej niż aligatorów ludożerców.
A ja ? Ja mam w sobie mordercę, wojownika, chcę zjeść twoje serce.
Serce, lepiej serce mieć na wierzchu, nie pod dywanem.


Formatki

A. rysuje pralnię w domu Klientów. Sprawdzam rysunki i mówię : hej, a pamiętałaś o wannie dla psa ? Przecież muszą gdzieś kąpać psa, prawda ?
Oj, zrobiłam zlew gospodarczy, spiera się ze mną A. Nie zmieści się ? Jakiego psa mają? spaniela ? Ktoś wie, jaki duży jest spaniel ?
Spaniel ? Tak dwa A3, wypalam.
I wtedy się zaczyna. Golden retriever to musi być chyba A2. Chihuahua dobrze jak A4 wyciągnie. A taki sznaucer olbrzym na przykład ? Ten to ma pewnie A0. Liczone od kłęba do podłogi, razem z powierzchnią od brzucha. Jamnik to zwinięte A3, bez wątpienia. No, może dwa A3. Moje koty to A4, ale tylko do brzucha, ogon i łapki w innych jednostkach metrycznych, z tym że u Łucji ogon w metrach, łapki w chudych metrach.
Przyjechał przyjaciel. Załapał formatowanie od razu. Miałem taką rybę kiedyś, opowiada, tak z A5 była, dorodna.

Dlaczego one nie czytają map ?

Wczoraj nasz gość, kolega J. opowiedział nam goprowską historię .
Oto w Bieszczadach zaginęła kobieta. Ot, zeszła ze szlaku, mapy nie miała i zabłądziła. Na poszukiwania wyruszyli ratownicy górscy, bo wiadomo że człowiek w górach - sprawa poważna. "Hop, hop idzie GOPR !" wołają ratownicy.Szukają jej godzinę, drugą, czwartą, ósmą, nawołują, kluczą. Po kilkunastu godzinach poszukiwań, zmęczeni i zniechęceni, porzuciwszy już nadzieję, zaczynają : "Hop, hop, idzie GOPR! Hop, hop idzie GOPR! Wyłaź z lasu stara kurwo !"
Na to kobieta wyszła i pozwała ich do sądu o zniesławienie.

poniedziałek, 4 maja 2009

Bliźniaki

Nie, nie jednojajowy. Jednojajowe muszą byc tej samej płci . [lekcja biologii]
Tak, on jest starszy. O dziesięć minut [ metryka ]
Nie, nie jesteśmy specjalnie podobni. Zwłaszcza w szczegółach. [ wyrafinowany żarcik]
Tak, ubierali nas tak samo. [traumatyczne wspomnienia]
Tak, jesteśmy związani ze sobą. [ wyznanie ]
Tak, tęsknię za nim. [ wyznanie ]
Nie nie wiem, czy bliźniaków nie mozna rozdzielać. Nie zastanawialismy sie nad tym. [refleksja]
Tak, czasami zdarzają się nam podobne sytuacje, ale żeby zaraz identyczne ? [ wprowadzenie sił wyższych ]
Najgorsze ? Najgorsze były wspólne urodziny i jeden tort. [ zaprzeczenie, wyparcie ]

Oto kilka z przykładowych pytań, na które zwyczajowo odpowiadają Bliźniaki.
No i co , jesteśmy podobni ? [ na resztę pytań odpowiedziałam powyżej ]..

niedziela, 3 maja 2009

Niepiśmienni

Znakomity wywiad z Karoliną Korwin - Piotrowską we wczorajszych WO .

" (...) Bo w polskim show-biznesie ludzie są źle wykształceni. Polski aktor zwykle nie ogląda filmów, nie czyta książek, nie interesuje się otaczającym go światem. Aktorzy, z którymi można naprawdę rozmawiać, mają dziś po 40, 50, 60 lat. A młodzi są coraz częściej przedmiotem kpin. Czy są piśmienni? (...) "

I ja się męczę, kiedy kandydat na architekta, deklarujący rzekome zainteresowanie współczesną architektura nie ma pojęcia, kto zaprojektował stadion olimpijski w Pekinie.. Oni nie interesują się dzisiejszym światem, z przerażeniem konstatuję, myślą obrazkami z Windowsa a komunikują się przez gadu-gadu. Banały do zerzygania, coś niedobrego dzieje eis tuz obok, teraz, tu.

"(...)Dziś wszyscy chcą dużo i szybko. Pokora jest słowem zapomnianym. Ale pokora na koniec wygrywa - mogą być plebiscyty na kieckę roku, ale to o Meryl Streep będziemy pamiętać. Tak samo z przygotowaniem do pracy. Przychodzi niunia, mówi, że interesuje się kinem. To pytam ją: 'Jaki jest tytuł ostatniego filmu Wajdy?'. Ona: 'Katyń'. No i o czym mam z nią gadać? Pytam: 'O »Tataraku « nie słyszałaś?'.(... ) Nie wiesz nic o pracy dziennikarza, dopóki się piętnaście razy nie wyrzygasz ze zmęczenia. Wiele razy chciałam to rzucić, wyjechać. Ale zostałam. I wiem, że do trzydziestki nie ma szansy na karierę. To granica. Poza tym trzeba mieć pasję i ją pielęgnować, a nie myśleć o apartamencie.'-

Gorąco polecam czytanie.
Nie zawsze umiem to tak dobrze jak ona nazwać, zawsze jednak próbuję.

sobota, 2 maja 2009

pif paf spatif

Stare lwy niesalonowe z mocno już wyliniałymi grzywami polują na kulawe sarenki.
Wart pac pałaca.