Ania, opiekunka, lat 56. w hospicjum 4 lata.
Jak tatuś dzisiaj ? Oj widzę, widzę, to już nie to, co w zeszłym tygodniu. Lubiłam z nim pożartować, wesoły, fajny facet z pani ojca.. O,panie Jureczku , ale mi pan zrobiłeś numer, tak się nie robi eleganckiej kobiecie, tak leżeć tutaj , mieliśmy sobie jeszcze poflirtować, co ?
Wyjdzie pani ze mną na papieroska ? No, na taras, na chwilkę tylko. Na chwilkę, tatuś poczeka. On na panią czekał cały dzień, ja widziałam, jak przyszłam na zmianę, i dopóki pani nie było trzyma się jakoś, nnoo - niech pani nie płacze, o co płakać ? Papieroska może ? A ja ? co ja ? Jak się czuję ? Ja proszę pani, byłam kiedyś kreślarzem. W biurze projektowym pracowałam. Tyle lat, da pani wiarę - dwadzieścia lat. I oprócz pracy, tylko dzieci. Dzieci dla mnie najważniejsze były.Praca i one. Jak mnie czasem wkurwiały, jak męczyły, a za nimi byłam, tylko one sie liczyły. A teraz wyrosły, a ja sobie miejsca znaleźć nie mogłam. I tu jestem. Ile lat ? W czerwcu będzie cztery.
Nie uwierzy pani, ale strasznie mi brakuje, jak dyżuru nie mam kilka nocy.. Pani ? Pani by rady psychicznie nie dała, widzę, że pani delikatna taka bardziej. Nie ? No może.
Pamiętam,jak u nas był taki Zdzichu pod 18tką, Zdzichu kazał sobie mówić . Jednego mielismy Zdzicha, i jednego Zdzisia, ten to z kolei leżał pod dziesiątką. Ta żona tego Zdzicha, co ona sobie z nim miała. Miał raka nerki, z przerzutami do mózgu. W tej swojej chorobie, on był taki agresywny, ona sobie , biedna z nim rady nie dawała. A ja jak do niego weszłam , mówię : Zdzichu, Ania teraz będzie myła i spokój ma być ! Łagodny był ze mną, jak baranek, a jaki miły, serce mi się krajało jak umierał, spokojniutki taki ..
Jak ja tu do roboty przyszłam, to się aż bałam. Myślałam : gdzie ty się tu, Ania, pchasz ? Tu pewnie tylko modlitwy, gromnice, różańce klepią, i smutno tylko.. Bałam się, uwierzy pani ? Jak tu pochodziłam trochę: nie mogłam uwierzyć. Wszyscy uśmiechnięci, weseli, twarze radosne, żarty, imieniny, urodziny nawet pacjentom robimy.. Normalne życie, tylko spokojniejsze, lepsze jakieś..
Kiedys była tu u nas taka pani Stasia. Co to była za kobieta ! Miała raka kości, jak pani tatuś. Jednego razu, jak moja komórka zagrała, a ja mam takie fajne melodie ustawione, bo ja lubie nawet teraz z moimi dziewczynami na dyskoteki iść, bawić się, no i jak mi ta komórka zagrała w kieszeni, to ta Stasia, z tymi przerzutami, jak ona zaczęła tu na korytarzu tańczyć, jak wywijać, nie uwierzyłaby pani ! Rak kości !
Widzi pani, to czasem trudno wytrzymać, pani by rady nie dała, jakby pani miala cztery zgony w jedną noc. A jednak, czasem, mnie wystarczy jak mnie któryś z nich tak za rękę pogłaszcze, dziękuje, pani Aniu, powie.. Nic więcej, nic nie trzeba.
No idziemy, idziemy, nie możną pozwolić, żeby pan Jerzy tak długo sam był, jakby coś się stało, to uchowaj Bóg, idziemy..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz