piątek, 29 sierpnia 2008

po pierwsze DZIECKO ...


W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia pewna ideowa przedszkolanka w Prewentorium Gruźliczym w Sopocie wskazując portret Bolesława Bieruta na ścianie, zapytała siedzące na nocniczkach dzieci :
- ` Dzieci, a co to za pan na tym portrecie ?`
Te odpowiedziały zgodnym chórem :

- ` to nasz Pan Doktor Uszycki.. ! `

...............................................................................

Próbuję spisać historię pewnego Doktora.

Doktora , który jeździł po mieście dorożką na gumowanych kołach, leczył ubogich na warszawskim Powiślu i po wojnie podzielił polskie przychodnie na ` dzieci chore~ dzieci zdrowe`.
Doktora, który we własnym mieszkaniu na Focha szkolił sanitariuszki AK, a w płonącej Powstaniem Warszawie nosił ludzi i pseudonim Dr Przemysław.
Doktora, któremu udało się wyciągnąć z Getta tylko jedną swoją małą pacjentkę i jej matkę.
Doktora, który w1948 zorganizował w głodnym, chorym, powojennym Sopocie - Prewentorium Przeciwgruźlicze dla Dzieci.

Siadam i próbuję. Czytam, piszę, notuję, skreślam.
Znajduję zdjęcia, na których ludzie, którzy już nie żyją i domy, których już nie ma. Rozsypują mi się pod palcami pożółkłe kartki zapisanych maczkiem zeszytów.
Odczytuję niewyraźne już po półwieczu treści : listy z Powstania, oflag, Bergen-Belsen, Ostaszków, Starobielsk, ausweis z Lubeki, poszukiwanie zaginionych, dyplomy uznania, gdańskie pięcioraczki.
Ściga mnie historia.
Ja ścigam pamięć.
Ten Doktor to mój Dziadek.Władysław Uszycki.

Ruszam w drogę. Dokąd mnie zaprowadzi ?


czwartek, 28 sierpnia 2008

ta piosenka jest ?

Napisałam tę piosenkę, już jest dobrze, już jest pięknie,
ale .. moja to chyba napisana jest dla ulżenia duszy sarmackiej.
No i dla jaj.

Podróze kształcą, czyli jak przejechałam 12 500 km w 2 miesiące


Była sobie raz złoto- kawowa Honda. Właściwie jej kolor trudno określić, bo zależał on wprost proporcjonalnie od wymieszania światła słonecznego z brudem i kurzem na karoserii , można jednak było uznać ten kolor za oryginalny i nawet elegancki.

Honda na co dzień była taką sobie zwykłą Hondą : woziła swoją lekko Znerwicowaną Panią posłusznie tu i tam, bez skargi znosiła korki, i tylko co kilkaset kilometrów żądała paliwa ( to z kolei zależało od temperamentu i nastrojów jej Pani : w dni zmęczone i smutne, Honda rzadziej prosiła Panią o paliwo, zaś w dni nerwowe i szybkie były obie częstszymi gośćmi stacji.. Po prostu : zły stan ducha Pani sprawiał, że Honda robiła się głodna.. ).

Honda prawie nigdy nie zawodziła swojej Pani ( właściwie można to na jednej skrzyni biegów policzyć, kiedy ją zawiodła), dynamicznie wyprzedzała maruderów na drogach, unikała patroli i fotoradarów, trzymała się zakrętów, po śniegu szła jak przecinak, i zgrabnie manewrowała na zatłoczonych ulicach Miasta.
Nie była Honda kłopotliwa, nie była kapryśna, nie była wymagająca, miała jednak swoją mała tajemnicę, której nie mogła nikomu zdradzić, a już na pewno nie mogła dowiedzieć się o niej jej Znerwicowana Pani.

Honda była PODRÓŻOHOLIKIEM.

Kiedy zapadał zmierzch, i w podziemnym garażu spały już na swoich stanowiskach wszystkie Ople, Mazdy, Passaty, Seicento i Skody – czuła nasza Honda wolę bożą ( zwykle czuła ją w podwoziu, jak chodzi o ścisłość..) i … cichutko opuszczała garaż.

Pierwsze takie wypady nie były łatwe, bo choć świerzbiły ją letnie opony ( a z czasem i zimowe, oj tak, zimowe też ! ) – nie miała biedaczka pomysłu , jak podnieść bramę garażową. Była jednak z naszej bohaterki niezła bystrzacha, więc wykorzystała roztargnienie swojej Pani i sama nauczyła się naciskać pedałem gazu pilota od bramy, rzuconego na podłogę nieuważną damską dłonią.


Premierowa wyprawa zawiodła ją nad morze. Powoli sunęła przez ulice Miasta, z włączonymi światłami, szemrząc na niskich obrotach ciche modlitwy do świętego Krzysztofa, patrona kierowców, by nie zahaczył jej jakiś spóźniony patrol drogówki. Biegi wchodziły lekko, silnik mruczał jak kot, wycieraczki bezszelestnie wycierały krople z szyby, radyjko cicho grało nocne szlagiery – czuła się nasza Honda jak nowonarodzona, szczęśliwa, wolna. Powiedzmy sobie szczerze : czuła się wtedy jak mały, szybki, brudnozłoty Bóg w niebie samochodów..

Zrazu nieśmiała i ostrożna – wypuszczała się z biegiem nocy nasza Honda na coraz dalsze eskapady . Wystarczyło, że zapadł zmierzch nad malowniczymi wzgórzami Pustek Cisowskich, że Znerwicowana Pani nalewała sobie w domu kieliszek wina ( Honda znała Panią, i wiedziała, że ta nie ruszy kluczyków na bani .. ) – i już żwawo ruszała na spotkanie z nieznanym.
Nie trzeba było wiele, by Honda rozbisurmaniła się okrutnie i - jak możemy sobie wyobrazić – wypuszczała się coraz dalej i dalej …

Kaszuby, Jastrzębia Góra, czy Żuławy wkrótce przestały jej wystarczać. Każdej nocy czuła zew Podróży gdzieś w chłodnicy: skrzynia biegów grała jak organy w Katedrze Oliwskiej, opony szumiały jak bryza nad Bałtykiem , a sprzęgło rezonowało jak pudło akordeonu u żebraka pod Licheniem.. Letni wiatr owiewał boczne lusterka, nocne owady przyklejały się do reflektorów, biegi wchodziły jak gorący nóż w tort czekoladowy i czuła nasza Honda , że tylko po to warto było opuścić fabrykę gdzieś w dalekiej Japonii, zjechać z promu w Gdyni i… ech, poczuć tę chwile oszałamiającej wolności . !

W ciągu zaledwie kilku tygodni odwiedziła Honda Kraków, Radom, Kluczbork,Pszczynę, Kazimierz Dolny, Sanok, , Dolinę Rospudy, Świnoujście i Opole..Była na Krupówkach i na Rynku we Wrocławiu ; widziała mewy w Kołobrzegu i bociany nad Biebrzą.
Znerwicowana Pani czuła czasami, że coś jest nie tak, jednak natłok codziennych obowiązków i tradycyjnie obojętny stosunek do koniecznych kosztów uzyskania przychodu, sprawiały, iż nie zastanawiała się zbyt długo nad pewnymi faktami.


Fakty jednak ( jak wiadomo, tym gorzej dla faktów.. ) stawały coraz bardziej oczywiste: na posadzce hali garażowej leżał często morski piasek, z popielniczki wystawał buńczucznie papierek od MARSA, w playerze od rana obca płyta wywrzaskiwała ostry hip- hop ( taaak, nasza niepokorna Honda , przyznać trzeba, nie miała wyrobionych gustów muzycznych.. ), zaś zatankowany wczoraj do pełna bak prosił o dolewkę…

Znerwicowana Pani naszej bohaterki jednak długo nie podejrzewałaby nic, gdyby Honda w swojej bezczelności i uzależnieniu nie postanowiła wyjechać... za granicę.
Pewnej sierpniowej nocy brak zielonej karty na przejściu w Bezledach zrobił swoje : stojącą w kolejce tirów Hondę rosyjscy pogranicznicy przejęli od razu : rzuciła im się w oczy swoim brudnozłotym kolorem, bezczelnym uśmiechem halogenów na szerokim ryju , i .. brakiem kierowcy oraz pasażerów.

Poddana szczegółowej kontroli, czterdziestoośmiogodzinnemu zatrzymaniu i przeszukaniu przez psy – została rebeliancka Honda zwrócona na lawecie swojej Znerwicowanej ( i , przyznać trzeba - mocno stęsknionej ) Pani.

Skruszona stała Honda w garażu podziemnym, na malowniczych Pustkach Cisowskich i nerwowo skrzypiała klockami hamulcowymi, co jakiś czas wypuszczając z przejęcia na przednią szybę obłoczek płynu do spryskiwacza. Czekała na Znerwicowaną Panią. Czekała w lęku .

- Może Pani mnie odda na szrot ? – myślała - Może zamiast mnie weźmie sobie to A4, o którym czasem mi mówi, jak zasnę na stacji albo słabo wyprzedzę jakąś łajzę ? A może weźmie mnie MC* i rozbije ze swoimi koleżkami ? Może już nigdy nie pojedziemy z Panią nigdzie razem ? Może.. ?- Ojejku, jejku.. Po co mi to było ? Po co ?! - desperowała.
- Ty moja głupia, głupia, kochana Hondo ! Tyle się na ciebie naczekałam, napłakałam,natęskniłam !! – zawołała na jej widok Znerwicowana Pani- Następnym razem mów – pojedziemy razem !

środa, 27 sierpnia 2008

uff, uff.. One down

.. Gotowe, no i niech już się wprowadzają, bo spieszno mi do życia.
Mojego życia. Własnego.
Nie tego, co to ma świecić odbitym światłem. Cudzym.
Zmęczonam.
Więc teraz zajmę sie przez chwile krótką o d p o c z y w a n i e m ..
Odpoczywaniem od Cudzego.
Nie m o j e g o .

Londyn, Londyn !? Nie ma takiego miasta.. Jest Lądek Zdrój..


Poniedziałek późny wieczór. Dworzec PKP Gdynia Główna.


Przy okienkach tłok i brudno. Jedyne wolne okienko – obok grupki bezdomnych . Zajmuję. Smród wytrzymię, ale nie wytrzymię bolących stóp na wysokich obcasach już nie, nie o 21-ej, nie 12tą godzinę...

- Dwa bilety dla dzieci z Krakowa do Gdyni proszę, kuszetka ( z pościelą,), jeden ulgowy, drugi normalny..

Pani szuka, szuka , szuka i…

- nie ma takiego pociągu proszszpani. No nie ma i już. Jest wcześniejszy. .No co mi tu pani, że w Internecie.? Nie ma i nie, a jak pani nie chce, to następny proszę…A bilety jakie ? Jeden szkolny i jeden normalny ? A dzieci ile maja lat ?17 i 12 ? To które bez legitymacji ? aha, aha, a czy ma inny dowód tożsamości potwierdzający wiek ?


Oprócz rozumu i niewielkiego wzrostu Hania nie dysponuje żadnym innym dowodem na swój wiek, więc brnę dalej..


Nie, nie mam, poproszę kuszetki. Tak, na ten wcześniejszy..


Z biletami do domu. Do kompa, do łóżka, do wanny, gdziekolwiek, byle stąd dalej..
Uuups.. Źle kupione. Trzeba wymienić, bo na pociąg nie zdążą.
Jak Scarlett o`Hara : pomyśle o tym jutro. J u t r o.

Wtorek popołudnie . Dworzec PKP Sopot.

Przy okienkach tłok i brudno. Nie ma bezdomnych. Pani nie ma głośnika ,ale ma szybę, kupujący nie mają mikrofonu, ale mają potrzebę. Mówię. Pani nie słyszy. Krzyczę. Łapię kontakt. Wzrokowy ino.


- Dobry wieczór, chciałabym wymienić bilety z Krakowa do Gdyni na bilety z Krakowa do Gdyni, ale na późniejszy..
- Nie, proszę pani. Nie może pani wymienić tutaj. Tutaj może pani tylko k u p i ć.
W y m i e n i ć może Pani tam, gdzie pani kupiła. Poza tym kartą kupione, Tylko gotówka.


Poddaję się. Krzyczę sprawnie dalej. Wszyscy słuchają.

- To poproszę dwa bilety dla dzieci z Krakowa do Gdyni proszę, kuszetka ( z pościelą,), jeden ulgowy, drugi normalny.. Na ten późniejszy..
- Dwa ? Jeden szkolny i jeden normalny ? To dzieci ile maja lat ?17 i 12 ? To które bez legitymacji ? aha, aha, a czy ma inny dowód tożsamości potwierdzający wiek ?


No nie.. Czy wszystkie panie_w_okienkach_pekape chodzą na ten sam kurs trudnych pytań i odpowiedzi ?

- To ja poproszę te dwie kuszetki. Tak, jeden normalny, jeden ulgowy..


Mam już teraz c z t e r y bilety, dla dwójki dzieci, mam nadzieję ze oni jednak wrócą z tego Krakowa..


Wtorek późny wieczór. Dworzec PKP Gdynia.

Przy okienkach pusto i brudno. Bezdomnych nie ma. Pewnie pojechali do Krakowa na moich biletach ( jeden ulgowy, jeden normalny..)


- Dobry wieczór, chciałabym oddać bilety , które kupiłam wczoraj, bo dzieci nie dojadą..
- Dzieci ?! Jakie dzieci ? Przecież jeden normalny, jeden ulgowy pani ma.. To ile mają lat te dzieci ..?
- Ok., ok., nieważne, ja chciałabym jednak oddać..
- Ale to nie u mnie, tylko w okienku nr 4 , bo tam pani kupowała, o, tu jest napisane. - Poza tym karta płatne, a u mnie tylko gotówka..
- Ale tam zamknięte : „Przerwa technologiczna” jest napisane..
- Koleżanka wyszła, za 15 min będzie. Pani poczeka..


Po 25 minutach mam już tylko dwa bilety, prawdopodobny zwrot na karcie i potrzebę napicia się czegoś mocniejszego.
Jak dobrze, że koniec wakacji.. Wszyscy na miejscu, nie trzeba biletów kupować.

wtorek, 26 sierpnia 2008

za dewizy cisnął

Scenka rodzajowa z cyklu Zwyczajne Polaków Rozmowy

One:

- No i jak było wczoraj ?
K* :
- Super poszło.MC* wszystko wiercił, łączył, po drabinie latał , lampy wieszał, pod prądem nawet cisnął.. No mówię wam, nawet specjalnie pomocy naszej nie chciał ..
One ( jedna przez drugą ):
- To MC taki dzielny? Jak dzielnicowy ??
- Rany, a gdzie sie takiego MC* kupuje ?
- I od razu przyuczony..
A* :
- W PEWEXie kupiła, w dawnych czasach. Za dewizy. Albo za bony. Trochę kosztowało wtedy, bo przelicznik był kiepski w latach 90tych, ale się opłaciło.. Teraz ma, jak znalazł.

*MC - Młody Człowiek
*A - Alicja
*K - Kasia
*One - Najlepsze ( oprócz A*, i K* )

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Z rozczarowań i wątpliwości uszyta moja zbroja.
I jeszcze z kilku proszków na ból bańki.
Aha, i mleczna czekolada, na pocieszenie i nadejście jesieni.

takie słowo

Przyfrunęło dzis do mnie , po niewidzialnych łączach sieci gsm s ł o w o .
Słowo znane, modne i wygodne.
Słowo- wytrych.
Słowo - właściwie już klucz, bo w pełni legalne, pożądane, oficjalne. Ten klucz, co otwiera drzwi niezależności, ucieczki, wygody, braku zaangażowania.
Słowo - knebel na niewygodne potrzeby.
Słowo - wymówka od niewczesnych oczekiwań.

Słowo to rozbieram.
I co mi wychodzi ?


A - amen na moje prawa
S - sam się tym zajmę
E - ewentualnie z tobą
R - raczej nie
T - twoja decyzja
Y - yesterday
W - wolałbym
N - nieszczególnie
Y - yyyy…

a może tak? :

A - agresja
S - siła
E - egoizm
R - relatywizm
T - taktyka
Y - yuppie
W - wybór
N - nieobecność
Y - ***

Wiadomo, z Y jest najgorzej., w języku Reja i Rejtana.
I może to Y to jakaś w tym słowie nadzieja?

****
kiedy to napisałam, przyfrunął mi do głowy rój nowych słow. Wiadomo. Komu jeszcze ?

niedziela, 24 sierpnia 2008

Hotel California czyli: Jedziemy na wycieczkę, ciąg dalszy 2

Z tą myślą chlupnęła do wody ..
I tyle ją widzieli ..


Up ahead in the distance, I saw a shimmering light
My head grew heavy and my sight grew dim
I had to stop for the night
There she stood in the doorway;
I heard the mission bell
And I was thinking to myself,
this could be heaven or this could be hell
Then she lit up a candle and she showed me the way
There were voices down the corridor,
I thought I heard them say...

Płynęła długo. Słońce fioletowo zachodziło nad linią oceanu, była już bardzo zmęczona, upiornie głodna, bolały ją ramiona, słona woda zalewała oczy i zaczynało jej brakować oddechu.
Wreszcie zieleń i błękit. Łagodna kreska wzgórz na horyzoncie. Złoty piasek suchej plaży. Upragniona przystań.
Ta wyspa wydawała sie idealna do odpoczynku, zresztą i tak było to jedyne miejsce gdzie mogła się na razie zatrzymać. Powiedzmy to sobie szczerze : nic i nikt nie czekał gdzieś indziej.
Wyspę Wiecznych Zegarów zostawiła już daleko za sobą, i choćby miała tu zdechnąć z braku słodkiej wody czy zamarznąć na środku oceanu – nie miała i tak dokąd wracać.
Nie chciała zresztą : powroty w takie miejsca to przecież odwieczna kapitulacja. Nierówna walka postu z karnawałem. Przymus. Rejterada.
Wyszła więc nieufna brzeg, otrząsnęła się ze słonej wody jak mokry pies i .. została.
Pierwsze dni, tygodnie nawet – miały ten niezapomniany smak nowości. Tę żarliwość neofity. Apetyt głodnego. Zachłanność dziecka. Zawsze najpierw myślimy , że to właśnie to; potem chcemy wierzyć, że to właśnie to; a potem ... ? Co jest potem ?

Mirrors on the ceiling,
The pink champagne on ice
And she said we are all just prisoners here, of our own device
And in the masters chambers,
They gathered for the feast
The stab it with their steely knives,
But they just cant kill the beast

Została więc. Ta nieufna, niezależna dziwaczka.
Została i grzała się codziennie w cieple południowego słońca na Zielonej Wyspie. Otulała ciepłem tych, których tam spotkała. Zwykle niepewna i pełna rezerwy nagle poczuła się tu chciana, potrzebna, jakoś dziwnie dla niej samej ... na miejscu.
Po latach ( godzinach, dniach.. ? ) samotności na Wyspie Wiecznych Zegarów – ten rwetes, rejwach, uwaga i bliskość innych mieszkańców Zielonej Wyspy dawały jej poczucie bezpieczeństwa.
Nagle przestała czuć sie jak okno bez szyb, jak żołnierz bez karabinu, jak samochód bez migacza, i wieczne pióro bez atramentu..

Zieloną Wyspę zamieszkiwało wiele dziwnych stworzeń..

...cdn ? zapewne.

stąd do Tomaszowa

/.. czyli dlaczego tak trudno pożegnać sie z wnętrzami../

Po kilku miesiącach pracy, wyjazdów na miejsce i w miejsce, kupowania, gromadzenia, planowania, pilnowania, dobierania i zestawiania Jednego z Drugim – powstał wreszcie Dom.
Początek Domu właściwie. Podwaliny. Już nie kamień węgielny, już nie strzecha, ale - Dobry Domu Początek.
Wraz z Najlepszymi Moimi dziś powiesiliśmy, przykręciliśmy, ustawiliśmy.
Meble stanęły na swoich miejscach, krzesła zaparkowały przy stole, zasłony otuliły puste okna, kołdry wdziały swoje przytulne ubranka, miękkie poduszki zaległy na łóżkach jak drzemiące koty.
W pustej do tej pory witrynie szklistym chłodem błysnęły kieliszki i szklanki.
Zegar posłusznie ruszył do odmierzania czasu, powołany do nieśmiertelności życiodajną baterią.

Drzemiący Dom za chwile obudzi się wraz z nadejściem Swoich .

W świecznikach chłodne świece czekają na płomień zapałki i ciepło stearyny.
W lśniących nowością łazienkach za chwilę zawisną ręczniki mokre po czyjejś kapieli .
Nietknięta dziś kołdra ogrzeje się ciepłem jakichś ciał.
Na ciemnej podłodze dziecko zostawi ślad stopy brudnej od piasku.
Patelnia zaskrzypi przypaloną jajecznicą.
W pustych pokojach zabrzmi śmiech, ktoś zapłacze, ktoś kogoś mocno przytuli, po deskach podłogi kolorowo rozsypią się literki Scrabble..

Powstał Dom. Kolejny.
Żegnam się dziś z nim i idę do nowego.

`(…)Ten biały dom, ten pokój martwy, do dziś się dziwi, nie rozumie...
Wstawili ludzie cudze meble i wychodzili stąd w
zadumie.

A przecież wszystko tam zostało, nawet ta cisza trwa wrześniowa,

Więc może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień
do Tomaszowa?(…)`

sobota, 23 sierpnia 2008

no logo , no motto


jak znajdę się w niebie
napiszę do ciebie
że jestem niewidzialny
gdzie spojrzysz tam byłem
zniknąłem bo żyłem
jestem niewidzialny
dobrego i złego
nie zrobię niczego
jestem niewidzialny
napiszę ci listy
z nieba o wszystkim
jestem niewidzialny (...)
adam nowak

Chciałabym się znów "uwidzialnić", ale jak na razie słabo mi idzie..
Zamiatam, wymiatam, pomagam, próbuję.
Na szczęście ból głowy odpuścił z lekka ( po tygodniu ) wspomożony osiągnięciami współczesnej farmakologii. Może wreszcie coś mi sie uda złożyć do rzeczy z myśli, słów i skojarzeń.
Bańka nie boli, idziemy dalej..

piątek, 22 sierpnia 2008

słuchając

Poznała go jesienią, wczesną zimą może.
Jeden z.. Spotkanych Po Drodze ?
Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, siedział spięty i niezadowolony przy długim konferencyjnym stole. Nie brał udziału w ożywionej dyskusji, milczał, czekał. Omówili temat, kolejne spotkanie zostało wyznaczone, i gdy powiedziała na zakończenie :
- Proszę się nie martwic, spróbujemy coś z tym zrobić, na pewno się uda,
odpowiedział ze zniecierpliwieniem
- Nie martwię się, ja tylko mam taką twarz.

Taką miał twarz. Ponurą, nieprzystępną, dziwnie staro-młodą , pełną zostawionych gdzieś za sobą doświadczeń, zamkniętą.
Twarz człowieka, który już nie czeka na wiele, bo tak wiele go już go kiedyś oczekiwało.
Na następnym spotkaniu, na jej cienki żart o życiu, powiedział :
- Proszę nie próbować się ze mną licytować, ja zawsze wygram w konkursie na najciekawsze życie i najstraszniejsze wspomnienia.. Gdybym tylko umiał to opisać, żałuję.. i w oczach błysnęła mu pierwsza iskierka uśmiechu.

Rozmawiali niekiedy godzinami. Śmiali się . Od niechcenia i nie na temat opowiadał jej fragmenty swojego życia, wplątywał czasem przyjaciół, odkurzał wyrywki wspomnień.
Nigdy nie było tego dużo : był lakoniczny, dowcipny, zwięzły i szczery. Czasem oschły. Konkretny.
Lubiła te jego smutno-wesołe historie: w głowie nawlekała je sobie jak barwne koraliki na niedokończony jeszcze sznur. Może kiedyś uda się z nich coś złożyć ?
Czasem zadzwonił nie w porę. Kończył wtedy pośpiesznie i na drugi dzień w słuchawce słyszała :
-Czy lepszy dziś u pani nastrój, możemy kontynuować ?

- Ma pan dobre ucho,
odpowiadała - Idziemy dalej. Wpadnę jutro.

Wczoraj nad szklanką soku grapefruitowego powiedział :
Kiedy Ona płacze przeze mnie , serce mi się kraje, niech mi pani wierzy. I nie chcę już nic złego nigdy robić.

Proste, ujmujące słowa. Czasem nie trzeba wiele.





środa, 20 sierpnia 2008

WKKW


Dzień pełen prób. Trzeci już.
Trzeci ?!
Tematy, kłopoty, skargi i wnioski leją się na głowę ( obolałą moją nadal, jak nic.. ) jak dzisiejszy deszcz.
Narady i prezentacje, planowane na chwilę ustaleń, ciągną sie godzinami jak kolorowe wstążki czapraka po mokrym padoku.
Krew stosownie rozrzedziłam kawą i ibuprofenem, czekam na rezultaty, ale nie chcą przyjść.
I nawet urlopu już nie pamięta moja dusza, zwłaszcza, że jego podzwonne takie smutne..
Projektuje,wymyślam, rozwiązuję , lawiruje, uspakajam, negocjuję, roszczę.
Stęp, kłus, galop, drogi i ścieżki, stipl, kross.
Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego.

*********
wikipedia : WKKW (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego)
– jeden z najbardziej widowiskowych sportów konnych należący do dyscyplin olimpijskich. Jest wszechstronnym sprawdzianem konia i jeźdźca. Odbywa się w czasie trzech dni podczas których przebiegają trzy próby.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

`co ona się tych tabletków naje ...`


Słowa nad zimnym, szklanym blatem stolika sprawiają mi trudność, nie mogę za nimi nadążyć : ból głowy zaciemnia widzenie, zacierają się ślady w mojej wyobraźni, jak przysypane śniegiem.
Pusta głowa.
Oko pulsuje bólem, wytężam wzrok : za oknem ulica rozświetlona odbiciami w kałużach.
Światło tam jest jakieś takie świąteczno - zimowe, tylko patrzeć, a wywieszą lampki na drzewach wzdłuż Monciaka. Sierpień ?
Staram się ze wszystkich sił, i .. przegrywam, z bólem oka, karku, głowy.
IBUPROM MAX poproszę raz.



*****************
Ku pokrzepieniu serc po powrocie dostaję od MD* uroczą historyjkę :

` A wiesz, jedna baba przy cmentarzu, Maryla mi dzisiaj mówiła, sprzedawała kwiaty.
I tak ją głowa bolała, tak ją bolała.Non stop. Kark ja bolał, o, tak jak ciebie..Non stop, mówię ci.. Aaa, mówiła ta baba, pewnie mnie przewiało pod tym cmentarzem.. No i poszła do lekarza, i zbadali ją, no i się okazało, że ma guzy takie, a jeden to był wielkości jajka, i nie udało się nic z tym zrobić, i trzy tygodnie i baby nie było.A młoda była `

To tyle jak chodzi o pokrzepienie. I wsparcie, żeby nie było.

IBUPROM MAX poproszę raz.
A, daj dwa.

złote smutne myśli

Od lat niezmiennie wierzę w zasadę, że nie ma takiej rzeczy, której inwestor by nie wytrzymał.
I proszę : nawet jeśli na czas nie przyjdą meble i trza pracować na podłodze, nawet jeśli przytępy wykonawca położy wykładzinę na deszczu z powodu nieznanego zgoła, nawet jeśli tapeta odłazi od ściany to ... cóż ? Poczekamy, odpuścimy, pożyjemy..
Strasznie to demobilizujące.
70 % spraw załatwia się samo, jak powiada Zaprzyjaźniona Lojalna Jola.
I pewnie coś w tym jest, więc po co sie tak szarpać ?
Strasznie to demobilizujące, powtarzam..

A poza tym ?
Rzeczy nie są tym, czym się wydają.
Ludzie nie są tacy, jakimi się wydają.
Odkrywcze to nie jest, ale za to jakie smutne.

niedziela, 17 sierpnia 2008

.. a może to nie jest tak źle mniej spać ?


ABY SPAĆ MNIEJ,  ALE MARZYĆ WIĘCEJ 

[.. to sleep less and dream more.. ] 

Gabriel Garcia Marquez w 2000 roku odsunął się od życia publicznego, ze względu na postępującego raka węzłów chłonnych. Podobno wysłał swój pożegnalny list.
 
Gdyby choć na chwilę Bóg zapomniał, że jestem szmacianą lalką i darował mi kawałek życia , prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, co myślę.
Raczej pomyślałbym o wszystkim, co mówię.
Wartościowałbym rzeczy nie dla ich wartości, ale dla tego, co oznaczają.
Spałbym mniej, ale marzył więcej, rozumiejąc, ze w każdej minucie, kiedy zamykamy oczy tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni stoją, budziłbym się, kiedy inni zasypiają, słuchałbym kiedy inni mówią.
I jak bardzo smakowałyby mi wszystkie czekoladowe lody.
Gdyby dobry Bóg darował mi kawałek życia, ubierałbym się prosto, wystawiając swoją twarz na słonce, ogrzewając nie tylko moje ciało, ale również moją duszę.
Mój Boże, gdybym miał serce, wyryłbym swoja nienawiść na lodzie, czekając aż wyjdzie słonce i ją roztopi.
Na gwiazdach malowałbym Van Gogha, napisałbym wiersz Benedettiego, a pieśń Serrata ofiarowałbym Księżycowi. Podlewałbym róże własnymi łzami, czując na twarzy ból ich kolców i czerwony pocałunek płatków.
Mój Boze, gdybym miał jeszcze kawałek życia..
Nie pozwoliłbym, aby choć jeden dzień minął, bez mówienia ludziom, których kocham, jak bardzo ich kocham.
Zapewniałbym każdą kobietę i każdego mężczyznę, ze są moimi wybrańcami, i żyłbym w miłości, z miłością.
Pokazałbym ludziom, jak bardzo się mylą, myśląc, że przestają kochać, kiedy się starzeją, nie wiedząc – że starzeją się, kiedy przestają kochać…
Dziecku dałbym skrzydła, ale pozwoliłbym mu samemu nauczyć się latać.
Starcom powiedziałbym, ze śmierć nie przychodzi z wiekiem, tylko z zapominaniem..
Tyle się od was nauczyłem…
Zrozumiałem, ze każdy chce żyć na szczycie góry, nie wiedząc ze prawdziwe szczęście to kwestia skali..
Nauczyłem się, ze kiedy noworodek po raz pierwszy ściska piąstką palec swojego ojca – łapie go juz na zawsze.
Zrozumiałem, ze człowiek tylko wtedy ma prawo patrzeć na drugiego z góry, kiedy pomaga mu wstać na nogi..
Od Was nauczyłem się tak wiele rzeczy, ale tak naprawdę nie będą one nic warte, jeśli zatrzymam je zamknięte w skrzyni , umierając nieszczęśliwy.

Gabriel Garcia Marquez, 12.2000
wolne tłumaczenie : alejadrzew

-------------------------------------------------------------

`- Dla mnie to trochę za wcześnie... `- mówię, gdy stawia kryształowe kieliszki na stole.
- Niech pan nigdy nie mówi, że na coś jest za wcześnie. Bo szybko się pan zorientuje, że na wszystko jest już za późno. `

Mariusz Szczygieł , z tekstu : KARTKA

Jurkowi

Przyjeżdżamy spotkać się Nim.
Siedzi na wózku w pokoju, szczupły, chudziuteńki wręcz. Zostało z niego przez te kilka tygodni tylko pół, czy już może mniej ?
Na oparciach fotela bezwładne ręce, które kiedys potrafiły zrobic wszystko, które tyle nam zawsze pomagały.
Nogi leżą nieruchomo, nie mogą Go już nigdzie zaprowadzić, a tak niedawno tańczyliśmy przecież razem na Jego 50tych urodzinach.
Całujemy się serdecznie, po policzkach płyną Mu łzy. Gdy nie można wyrazić, tego co się czuje, gdy nie ma słow, aby to opisać, bo więzną zniekształcone w unieruchomionym gardle - wzruszenie przychodzi łatwo. Zbyt łatwo - potem On jest bardzo zmęczony.
Opowiadamy, co u nas, jak nam się wiedzie, jak mija nasz czas.
Jego czas mija już tylko na czekaniu, na zmaganiach z chorobą, na próbach odwrócenia tego, co Nieuchronne. Codzienne wyzwania. Zmagania godne olimpiady. Małe zwycięstwa. Nieuchronne porażki.
To choroba, na którą nie ma lekarstwa. Choroba, co przychodzi na dobrych ludzi z dopustu Bożego. Czy z może z woli Boskiej ?
Wokół siebie ma kochającą Rodzinę, prawdziwy Dar .
Żona, szczupła jak i On, filigranowa i silna - jest jego rękami, nogami, uszami i głosem. Jest teraz Jego życiem.
Jest blisko, na co dzień, rozumie i tłumaczy nam Jego słowa , abyśmy mogli nawiązać z Nim kontakt. Opowiadamy Mu o naszych kotach i ich ucieczkach ,o naszych wakacjach, o planach, śmiejemy się z dziwactw Dziadka i słabości Babci.. Jest ciasto, przywiezione z Miasta, kawa, proste gesty.
Cieszymy się, że jesteśmy z Nim razem. I już za Nim tęsknimy.

Motyl i Skafander.

sobota, 16 sierpnia 2008

moje miasto

Dziś z deszczu wyżęte jest moje miasto nocą.
Lubię je. Nawet te p*** Pustki, jak ostatnio ktoś powiedział o Moim Domu.
Nocą też.

konwersatorium

dzienne :
- ja mam za sobą już więcej niż pół życia..
- A co ty masz zamiar dożyc tylko osiemdziesiątki ?? no co ty ? Przecież ty co najmniej do setki dociągniesz..

****
nocne :
- no, odwróć się do mnie twarzą
- ale którą ? bo mam wiele twarzy..

spóźniony zapłon ?

Wkurzające - zamieściło sie dziś nocą w moim blogu z tuzin piosenek z youtube, które kiedyś dawno w nim p r ó b o w a ł a m zamieścić, a nie chciały się, dranie, wyświetlić..
No i nagle nocą, podstępnie - zamieściły się w s z y s t k i e..
Oczywiście zupełnie w trąbkę teraz, bo sama nie pamiętałam powodów, dla których wtedy je chciałam u mnie widzieć.
Wysypały mi sie nagle na pulpit muzyczne sentymenty kilku tygodni w s t e c z .
Nie rozumiem. Wkurzające.
"Women and machines don`t mix together", jak powiedział pewien angielski lord na filmie Titanic..

piątek, 15 sierpnia 2008

śmietanka towarzyska nocą

MD* w łóżku częstuje mnie lodami :
Ja:

- Nie, nie chcę, nie można tyle jeść. I to w nocy..
MD:
-No tylko spróbuj, ekstra są.
Ja:
-To te co kupiłyśmy ostatnio ? Daj trochę jeszcze...
MD:
-Nie tak dużo na raz, zostaw. Nie lepiej delektować sie tym smakiem ..?
mlaskanie..
Ja:

- My to jesteśmy takimi prawdziwymi przyjaciółkami, no nie ?
Ale zaraz - przecież przyjaciółki nie zabierają sobie lodów ! Dawaj tę łyżeczkę..
po chwili..
MD:
- Masz tu jeszcze na koniec trochę śmietanki ... Towarzyskiej.

*MD - Mała Dziewczynka

nieoczekiwany koniec lata ?

Pogoda, jakby się diabeł powiesił..

Tak mawiają na Kaszubach, dla opisania tego co się na zewnątrz dziś wyprawia. Już go widzę, czorta jednego, jak się buja na jednej z tych bezlistnych gałęzi, za ogon na przykład, goły i bosy, z mokrym futrem , brr..
Deszcz, wiatr, deszcz, wiatr, na przemian hula to wszystko, wariuje, zacina, wyje , tupie, kapie, jęczy po lasach - jakby lato postanowiło nieoczekiwanie odejść i pospiesznie ustąpiło miejsca jesieni..

Taka pogoda przywołuje mi na myśl czyhające tuż za rogiem mgliste poranki października i przedwczesne zmierzchy listopada. Oby jak najpóźniej, jak najdalej do jesiennej deprechy.. Już widzę te moje trasy po śliskich i mokrych drogach, nieogrzewane wnętrza do nadzorowania na odległych rubieżach, żeliwne kozy opalane śmieciami w ledwo wybetonowanych pokojach, i – zwykle ubłocone na budowach - oficerki na nogach od października do kwietnia..
Wbrew aurze za oknem dzień okazuje się ciepły.
Rozgrzewająco – rozśmieszający od ciepłych rozmów, żubrówki, herbaty z aronią i krewetek w sosie czosnkowym, niekoniecznie w tej kolejności.
Opychamy się, śmiejemy, gadamy, gadamy, i.. wychodzi na to, że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki, a Lojalne Jole - klawe babki.

Nie wspominając o czarnym psie na trzech łapach, który biega wokół nas jak szalony , lepiej niż niejeden jego kolega na czterech, i nazywa się .. S z y b k i.

No i niech mnie diabli, jeśli pogoda ma tu coś do rzeczy.

czwartek, 14 sierpnia 2008

lista potrzeb

.. i prawie sie udało, prawda, Mamo ?

środa, 13 sierpnia 2008

Ucieczka z wesołego miasteczka

[...czyli Czesław śpiewa]

"Uciekła ładna babeczka
z dość wesołego miasteczka.
Lecz jakie były powody
że mimo wielkiej urody
nie miała tam powodzenia
i rzekła `cześć, do widzenia`?
To chyba nie sprawa ceny,
ani wątpliwej higieny
Z pewnością ktoś ją przestraszył,
Peta jej zgasił w kaszy,
albo ją zalał winem,
czy innym jakimś płynem.
Mógł też jej złamać paznokieć,
wsadzić jej w oko łokieć,
pokazać swój interes
lub wyjąć skądś siekierę.
`Chrzanić takie miasteczko` -
rzekła wkurzona deczko,
zwinęła w ciup usteczka
i poszła precz z miasteczka."

Michał Zabłocki, multipoezja

***













JaT na śniadaniu dziś : "Oni zatrudniają tylko nieudaczników i panią..."
hihi

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Perła Bałtyku czyli między morzem a zdrojem..


Na stronie www czytam :

Międzyzdroje to...

...wspaniały nadmorski kurort polożony w sąsiedztwie Wolińskiego Parku Narodowego. To woda, plaża, przyroda...a także liczne przygody i rozrywki, które przyciągają do tej "perły Bałtyku" kilkaset tysięcy turystów rocznie. Oryginalny, klifowy krajobraz, wspaniałe zachody slońca, piaszczysta plaża, morskie powietrze oraz piękne dziewczyny...to właśnie Międzyzdroje !

a co widzę :

Przy plaży pięknego polskiego morza - niezdarna ręka niecierpliwego dziecka z ADHD rozrzuciła wzdłuż brzegu połamane klocki.

Malec z zapałem rzucił się na podniszczone lego w plastikowych kolorach, ale .. : tu go mama zawołała na obiad i nie skończył budowy pokracznego hotelowca, owdzie zabrakło jakichś elementów więc dodał inne, tamże tata pokazał nowe kompozycje i nieudolnie udało się powtórzyć mu tylko część, gdzieś jeszcze koledzy przyszli i swoje dołożyli..

Międzyzdroje – obraz zachłannego szaleństwa urbanistycznego, przyprawiony niestrawnym sosem blichtru i złego gustu , zniszczenie tkanki nadmorskiego krajobrazu, jarmarczna ohyda, taniość architektury i wszechobecny brud.

Wstrząśnięta jestem tym obrazem. Do miasta ( miasta ? !) jedzie się przez piękne, gęste lasy, szosa wije się wzdłuż wybrzeża, na wyspę Wolin. Na miejscu zaś – zastaje się tylko chaos nad którym nie panują na pewno włodarze miasta.

Pomiędzy opasłe gmachy `touristen fabrik` wciśnięte stoją stare domki rybackie z drewnianymi werandami – ostatnie świadectwo , jak urokliwa to była wioska.
Na wielu pensjonatach` znaczki jak z Sopotu lat 70tych : `Pensjonat Kasia II. FWP`, `Pensjonat Ewa.I. FWP`. W oknach nowobogackich willi ze skrawkiem ogrodzonego siatką parkingu-trawniczka kuszą szyldy dla gości zza Odry : `zimmer frei`.

Wszędzie budy z tandetną biżuterią i strojami kąpielowymi jak z najstarszego odcinka `Słonecznego Patrolu`, wciska się w nos zapach frytek i gofrów, brzuchaci panowie w gaciach i spieczone Niemki ortopedycznych butach. Zapytany o żel pod prysznic kioskarz patrzy na mnie jakbym poprosiła o lekarstwo na raka, w hotelu też nie wiedzą, gdzie w ogóle można coś takiego tu kupić. Po co ? Wystarczy przecież olejek do opalania i alka - seltzer..

Smutno mi, gdy widzę dzieło architektonicznego Anioła Śmierci. Już tu nie wrócę. Nie mogę.

zmęczenie


Wróciłam i, po prawie 14 dniach prawie bezsenności ... spałam 13 godzin , non-stop.
Co dalej ? Sama chciałabym wiedzieć.
Chyba sie już obudziłam.
Na pewno zaś obudziłam się z wielu fajnych snów.
Szkoda.

piątek, 8 sierpnia 2008

śpiewac każdy może, ja gorzej..

Po całym dniu za kółkiem w towarzystwie radia i śpiewaniu na głos z MD* aż mnie korci, co by cytatą jakąś zgrabną rzucić..
Bardzo proszę, to mi NAPRAWDĘ ładnie szło [ LADY PANK, `Pada deszcz` - żeby nie było.. ]

.. jeszcze wczoraj mogłem byc daleko stąd.
dzisiaj znowu pada deszcz.
Wołasz mnie - słyszę swoje imię

Płynę wiec - przecież wszystko płynie
Mówisz że nic sie nie zmieniło
Tak już jest - tak już przecież było
Nie chce wiedzieć jak i co
Po co mówić - to nie to (..)

hihi , cuś pięknego, panno Lalu..
A teraz kol.Paschalska Kaja, ostatnio jakby w zapomnienie, ale za co, po co, toż to prawdziwa Artystka jest..

Znam Chinkę Cziku Czikulinke i jej matkę Cziku Czikulatkę
W Polsce żyją - nie jest to przypadkiem
Za chlebem przypłynęły kiedyś statkiem
Albo może samolotem, ale chyba miałem nie o tym
Tak w ogóle to są z Wietnamu

***
A tu nawet więcej znalazłam :

http://www.infomuzyka.pl/Muzyka/1,83570,4744805.html

I jak tu się dobrze nie bawić w podrózy ..?

czwartek, 7 sierpnia 2008

metro






W kampanii reklamowej darmowej gazety na ulicach stolicy czytam hasła :
`żyję , nie udaję`
`tęsknię za walczykiem w mieście `..

`czasami brak mi pokory`.
`każdy dzień wymaga innego podejścia`
`są takie miejsca, do których zawsze wracam`

Fajne, podoba mi się. I oczywiście od razu pchają mi się do głowy inne hasła :
` to mój ulubiony smak`
`jeżdżę, więc jestem`
`są tacy ludzie, których zawsze spotykam`
`może lubię morze`

A jakieś inne ? Dawajcie.. ?

prawo serii potwierdzam ( za lekturą xmas_eve)

Po ostatnich wydarzeniach empirycznie potwierdzam istnienie prawa serii i przypadków losowych rządzonych Wyższą Siłą jakąś.

Jak nic to nic , cisza w eterze, głuchość na łączach, klienty pany nasze jakby do nas bokiem, na nas koso..
A tu nagle : jak wszyscy to wszyscy..

Ledwo co zażegnałam nierówny konflikt z Panami z Jasnego Pałacu Nadmorskiego, przejmując na powrót władanie nad ich włościami przyszłymi, ledwo obiecałam sobie , że do października już nic, oprócz przyjemnej dawki egoizmu..
A tu nagle słuchawka się grzeje, skrzynka mailowa przepełnia i to wcale nie wszyscy nowi, tylko wierni od lat lub powracający.
Energiczny Pan na Włościach z 9 hektarami, stawami i parkiem po lekturze naszej ostatniej publikacji zabiera mnie na spacer aleją drzew ; zapomniana i prawie odżałowana przeze mnie Warszawska Klinika wielkości średniego lotniska krajowego odgrzebuje mnie po dwóch latach ciszy, a Ekscentryczny Ulubieniec Dam z Graubenzu potwierdza wolę cotygodniowych moich z nim spotkań na budowie..
Że nie wspomnę o osobistych i niespodziewanych, nostalgicznych podróżach w przeszłość.
Siły Wyższe wróciły z urlopu, ani chybi..

A może by się tak sklonować ?
Tylko wolałabym ładniejszy ten klon, da radę ? Aha, i mądrzejszy poproszę. I..
No dobra.

niedziela, 3 sierpnia 2008

na pograniczu

.. jak u Poświatowskiej :

(..) mam ręce stopy i całą te resztę
balast który przez chwilę trzyma mnie w okolicy życia
poza tym jest nieskończoność
którą potrafię tylko nazwać (..)

Cholera - JA nie umiem nazwać nieskończoności.
Może i dobrze.
Trza odpocząć.Ani chybi.

jak w niebie

czyli .. Kawowe niebo dla dwojga

Siedzę tu i patrzę,. Pije kawę. Piszę.Obserwuję ludzi .
Nachodzi mnie refleksja jak Toma Hanksa z `Masz wiadomość` :

Atrakcja picia kawy w Coffee Heaven jest atrakcją w y b o r u.
Oto masz wybór i decydujesz : duże latte z syropem karmelowym i lodami, bezkofeinowa orca na chudym mleku, strawberry frostito, średnie macchiato lodowe z podwójnym espresso.. Tu można decydować, jesteś panem swojego menu : mała czy duża ? na chudym czy normalnym ? Zimna jak lody Grenlandii, czy - raczej - jak pierwsza miłość : mocna, słodka i goraca ?

Espresso affogato z lodami i white chocolate mocha, zapraszam !

Wokół pełno ludzi. Lubię na nich patrzeć. Najbardziej lubię pary - przyszli do kina, na ciastko, na niedzielny spacer. Dla singla to nie jest fajny widok : nawet jeśli jest tu z wyboru - uwiera jakoś.

Podwójne espresso i duże latte karmelowe, zapraszam !

Przy witrynie z ciastkami stoja oboje, chłodne światło zza szyby oświetla twarze. ,W niedbałych pozach, luźny strój pt :` wakacje_nad_morzem_ my _się_kochamy_ rano uprawialiśmy_seks`. Ona odchyla do tyłu głowę i śmieje się głośno - w gwarze wokół ledwie słyszalna .On przygarnia ja ramieniem i szepce coś we włosy. Co wypijesz kochanie, bierzesz to, co ostatnio, usiądź, przyniosę ci, co się ta dziewczyna tak grzebie, nie zdążymy na film, nie przejmuj się jeszcze przecież reklamy, zdążymy. Coś jeszcze do kawy, kochanie ? Jest ujmująco miły : zostaw, ja zapłacę, puszcza ją przodem w drzwiach na taras.

Dwa razy cappuccino i zielona herbata zapraszam!

Nie lubie, gdy mężczyźni wchodza pierwsi – on rosły, pod opiętą koszulką piwny brzuch do przodu, ona tuż za nim, drobny krok, chmurny wzrok, wspieta na palcach dotyka lekko jego ramienia, jakby sięgała po uwagę : nie teraz, nie zaraz – zawsze. Po uwagę zawsze. Żółta kartka : on zwrócony do niej prawie tyłem oświadcza : ja lodowe cappuccino z podwójną śmietaną i tiramisu . Niezadane pytanie wisi w powietrzu, ona nie czeka nawet, czy padnie, skwapliwie wybiera: proszę zielona herbatę bez cukru , nerwowo wygładza na spódnicy niewidzialne zmarszczki.. Ciekawe, na jaki film idą ? To pewnie będzie ` Mroczny Rycerz`, albo ` Mów mi Dave`, nie obstawiam romantycznej komedii, ani ckliwego romansu : na `Sex wielkim mieście` ona chodzi z koleżankami...

Średnia Orca na chudym mleku i malinowe frostito , zapraszam !

Przy stoliku obok młoda, ciemnowłosa kobieta, o twarzy Madonny Rafaela w zaawansowanej ciąży, nad lektura Gali i parującym kubkiem. Głęboka, pionowa zmarszczka przecina jej czoło. Zamiast błogiego spokoju na twarzy, płynącego z dzieciątka w niej, w drugim planie – ten stężający jej ładne rysy - brzydki grymas.
U tylu kobiet go widzę.

Czy w tym Rowie Mariańskim na czołach tak wielu kobiet wokół naprawdę mieszkają : Rozczarowanie, Smutek, Żałość, Opuszczenie, Nadmiar Odpowiedzialności ?
Widzę je wszędzie : Kobiety z Marsem na Czole.

Czy naprawdę goszczą tam wszystkie wypite przez starego flaszki, dekolty i piersi innych kobiet, nocne powroty, przebudzenia w kolorze świtu, za słone zupy, zbędne kilogramy wokół bioder, cellulit, ząbkowanie Jasia, trzeci migdał Małgosi ? Czy to tam wsypują się niezapłacone rachunki za gaz, przeczytane niechcący cudze esemesy, święta w kuchni nad garnkami, zakupy w świetle jarzeniówek supermarketu, pełne upokorzenia wywiadówki ? Czy to tylko moja wyobraźnia ?

To przez Ciebie On wraca do domu nad ranem
wierząc w jedno przepraszam za tysiąc swych głupstw
To przez Ciebie jej płacz nocą słyszę zza ściany
gdy mu dłoń ściskasz w pięść, co opada na stół
Oskarżam Cię o łez strumienie, osamotnienie, zdradę i gniew
Oskarżam Cię o to cierpienie, wojen płomienie, przelaną krew
Testosteron...

Dwa razy caramel macciato , raz cahlua caramocha, zapraszam !

Chciałabym mieć czarodziejska różdżkę do wygładzania tego marsa u kobiet.
Wiem, że dermatolodzy estetyczni mają już na to odpowiednio przeliczone dawki toksyny botulinowej, a jednak .. Czy ta toksyna to nie tylko trucizna , ale i o d t r u t k a ? Czy wygładza smutek tam głębiej, gdzie nie sięga cienka igła ?
Chciałabym wziąć jedną ( z drugą.. ) za rękę , zaprowadzić do magicznego lustra, i pokazać: spójrz, kto z tobą mieszka na twojej twarzy ?
Gdyby tak móc dotknąć czule tego magicznego punktu pomiędzy brwiami powiedzieć : wygładź już te smutki, rozjaśnij czoło, uwierz, spójrz, spójrz jaka jesteś bez tego piękna ..

Średnia latte z amaretto i strawberry extreme, , zapraszam !