piątek, 15 sierpnia 2008

nieoczekiwany koniec lata ?

Pogoda, jakby się diabeł powiesił..

Tak mawiają na Kaszubach, dla opisania tego co się na zewnątrz dziś wyprawia. Już go widzę, czorta jednego, jak się buja na jednej z tych bezlistnych gałęzi, za ogon na przykład, goły i bosy, z mokrym futrem , brr..
Deszcz, wiatr, deszcz, wiatr, na przemian hula to wszystko, wariuje, zacina, wyje , tupie, kapie, jęczy po lasach - jakby lato postanowiło nieoczekiwanie odejść i pospiesznie ustąpiło miejsca jesieni..

Taka pogoda przywołuje mi na myśl czyhające tuż za rogiem mgliste poranki października i przedwczesne zmierzchy listopada. Oby jak najpóźniej, jak najdalej do jesiennej deprechy.. Już widzę te moje trasy po śliskich i mokrych drogach, nieogrzewane wnętrza do nadzorowania na odległych rubieżach, żeliwne kozy opalane śmieciami w ledwo wybetonowanych pokojach, i – zwykle ubłocone na budowach - oficerki na nogach od października do kwietnia..
Wbrew aurze za oknem dzień okazuje się ciepły.
Rozgrzewająco – rozśmieszający od ciepłych rozmów, żubrówki, herbaty z aronią i krewetek w sosie czosnkowym, niekoniecznie w tej kolejności.
Opychamy się, śmiejemy, gadamy, gadamy, i.. wychodzi na to, że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki, a Lojalne Jole - klawe babki.

Nie wspominając o czarnym psie na trzech łapach, który biega wokół nas jak szalony , lepiej niż niejeden jego kolega na czterech, i nazywa się .. S z y b k i.

No i niech mnie diabli, jeśli pogoda ma tu coś do rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz