niedziela, 24 sierpnia 2008

Hotel California czyli: Jedziemy na wycieczkę, ciąg dalszy 2

Z tą myślą chlupnęła do wody ..
I tyle ją widzieli ..


Up ahead in the distance, I saw a shimmering light
My head grew heavy and my sight grew dim
I had to stop for the night
There she stood in the doorway;
I heard the mission bell
And I was thinking to myself,
this could be heaven or this could be hell
Then she lit up a candle and she showed me the way
There were voices down the corridor,
I thought I heard them say...

Płynęła długo. Słońce fioletowo zachodziło nad linią oceanu, była już bardzo zmęczona, upiornie głodna, bolały ją ramiona, słona woda zalewała oczy i zaczynało jej brakować oddechu.
Wreszcie zieleń i błękit. Łagodna kreska wzgórz na horyzoncie. Złoty piasek suchej plaży. Upragniona przystań.
Ta wyspa wydawała sie idealna do odpoczynku, zresztą i tak było to jedyne miejsce gdzie mogła się na razie zatrzymać. Powiedzmy to sobie szczerze : nic i nikt nie czekał gdzieś indziej.
Wyspę Wiecznych Zegarów zostawiła już daleko za sobą, i choćby miała tu zdechnąć z braku słodkiej wody czy zamarznąć na środku oceanu – nie miała i tak dokąd wracać.
Nie chciała zresztą : powroty w takie miejsca to przecież odwieczna kapitulacja. Nierówna walka postu z karnawałem. Przymus. Rejterada.
Wyszła więc nieufna brzeg, otrząsnęła się ze słonej wody jak mokry pies i .. została.
Pierwsze dni, tygodnie nawet – miały ten niezapomniany smak nowości. Tę żarliwość neofity. Apetyt głodnego. Zachłanność dziecka. Zawsze najpierw myślimy , że to właśnie to; potem chcemy wierzyć, że to właśnie to; a potem ... ? Co jest potem ?

Mirrors on the ceiling,
The pink champagne on ice
And she said we are all just prisoners here, of our own device
And in the masters chambers,
They gathered for the feast
The stab it with their steely knives,
But they just cant kill the beast

Została więc. Ta nieufna, niezależna dziwaczka.
Została i grzała się codziennie w cieple południowego słońca na Zielonej Wyspie. Otulała ciepłem tych, których tam spotkała. Zwykle niepewna i pełna rezerwy nagle poczuła się tu chciana, potrzebna, jakoś dziwnie dla niej samej ... na miejscu.
Po latach ( godzinach, dniach.. ? ) samotności na Wyspie Wiecznych Zegarów – ten rwetes, rejwach, uwaga i bliskość innych mieszkańców Zielonej Wyspy dawały jej poczucie bezpieczeństwa.
Nagle przestała czuć sie jak okno bez szyb, jak żołnierz bez karabinu, jak samochód bez migacza, i wieczne pióro bez atramentu..

Zieloną Wyspę zamieszkiwało wiele dziwnych stworzeń..

...cdn ? zapewne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz