czwartek, 28 sierpnia 2008

Podróze kształcą, czyli jak przejechałam 12 500 km w 2 miesiące


Była sobie raz złoto- kawowa Honda. Właściwie jej kolor trudno określić, bo zależał on wprost proporcjonalnie od wymieszania światła słonecznego z brudem i kurzem na karoserii , można jednak było uznać ten kolor za oryginalny i nawet elegancki.

Honda na co dzień była taką sobie zwykłą Hondą : woziła swoją lekko Znerwicowaną Panią posłusznie tu i tam, bez skargi znosiła korki, i tylko co kilkaset kilometrów żądała paliwa ( to z kolei zależało od temperamentu i nastrojów jej Pani : w dni zmęczone i smutne, Honda rzadziej prosiła Panią o paliwo, zaś w dni nerwowe i szybkie były obie częstszymi gośćmi stacji.. Po prostu : zły stan ducha Pani sprawiał, że Honda robiła się głodna.. ).

Honda prawie nigdy nie zawodziła swojej Pani ( właściwie można to na jednej skrzyni biegów policzyć, kiedy ją zawiodła), dynamicznie wyprzedzała maruderów na drogach, unikała patroli i fotoradarów, trzymała się zakrętów, po śniegu szła jak przecinak, i zgrabnie manewrowała na zatłoczonych ulicach Miasta.
Nie była Honda kłopotliwa, nie była kapryśna, nie była wymagająca, miała jednak swoją mała tajemnicę, której nie mogła nikomu zdradzić, a już na pewno nie mogła dowiedzieć się o niej jej Znerwicowana Pani.

Honda była PODRÓŻOHOLIKIEM.

Kiedy zapadał zmierzch, i w podziemnym garażu spały już na swoich stanowiskach wszystkie Ople, Mazdy, Passaty, Seicento i Skody – czuła nasza Honda wolę bożą ( zwykle czuła ją w podwoziu, jak chodzi o ścisłość..) i … cichutko opuszczała garaż.

Pierwsze takie wypady nie były łatwe, bo choć świerzbiły ją letnie opony ( a z czasem i zimowe, oj tak, zimowe też ! ) – nie miała biedaczka pomysłu , jak podnieść bramę garażową. Była jednak z naszej bohaterki niezła bystrzacha, więc wykorzystała roztargnienie swojej Pani i sama nauczyła się naciskać pedałem gazu pilota od bramy, rzuconego na podłogę nieuważną damską dłonią.


Premierowa wyprawa zawiodła ją nad morze. Powoli sunęła przez ulice Miasta, z włączonymi światłami, szemrząc na niskich obrotach ciche modlitwy do świętego Krzysztofa, patrona kierowców, by nie zahaczył jej jakiś spóźniony patrol drogówki. Biegi wchodziły lekko, silnik mruczał jak kot, wycieraczki bezszelestnie wycierały krople z szyby, radyjko cicho grało nocne szlagiery – czuła się nasza Honda jak nowonarodzona, szczęśliwa, wolna. Powiedzmy sobie szczerze : czuła się wtedy jak mały, szybki, brudnozłoty Bóg w niebie samochodów..

Zrazu nieśmiała i ostrożna – wypuszczała się z biegiem nocy nasza Honda na coraz dalsze eskapady . Wystarczyło, że zapadł zmierzch nad malowniczymi wzgórzami Pustek Cisowskich, że Znerwicowana Pani nalewała sobie w domu kieliszek wina ( Honda znała Panią, i wiedziała, że ta nie ruszy kluczyków na bani .. ) – i już żwawo ruszała na spotkanie z nieznanym.
Nie trzeba było wiele, by Honda rozbisurmaniła się okrutnie i - jak możemy sobie wyobrazić – wypuszczała się coraz dalej i dalej …

Kaszuby, Jastrzębia Góra, czy Żuławy wkrótce przestały jej wystarczać. Każdej nocy czuła zew Podróży gdzieś w chłodnicy: skrzynia biegów grała jak organy w Katedrze Oliwskiej, opony szumiały jak bryza nad Bałtykiem , a sprzęgło rezonowało jak pudło akordeonu u żebraka pod Licheniem.. Letni wiatr owiewał boczne lusterka, nocne owady przyklejały się do reflektorów, biegi wchodziły jak gorący nóż w tort czekoladowy i czuła nasza Honda , że tylko po to warto było opuścić fabrykę gdzieś w dalekiej Japonii, zjechać z promu w Gdyni i… ech, poczuć tę chwile oszałamiającej wolności . !

W ciągu zaledwie kilku tygodni odwiedziła Honda Kraków, Radom, Kluczbork,Pszczynę, Kazimierz Dolny, Sanok, , Dolinę Rospudy, Świnoujście i Opole..Była na Krupówkach i na Rynku we Wrocławiu ; widziała mewy w Kołobrzegu i bociany nad Biebrzą.
Znerwicowana Pani czuła czasami, że coś jest nie tak, jednak natłok codziennych obowiązków i tradycyjnie obojętny stosunek do koniecznych kosztów uzyskania przychodu, sprawiały, iż nie zastanawiała się zbyt długo nad pewnymi faktami.


Fakty jednak ( jak wiadomo, tym gorzej dla faktów.. ) stawały coraz bardziej oczywiste: na posadzce hali garażowej leżał często morski piasek, z popielniczki wystawał buńczucznie papierek od MARSA, w playerze od rana obca płyta wywrzaskiwała ostry hip- hop ( taaak, nasza niepokorna Honda , przyznać trzeba, nie miała wyrobionych gustów muzycznych.. ), zaś zatankowany wczoraj do pełna bak prosił o dolewkę…

Znerwicowana Pani naszej bohaterki jednak długo nie podejrzewałaby nic, gdyby Honda w swojej bezczelności i uzależnieniu nie postanowiła wyjechać... za granicę.
Pewnej sierpniowej nocy brak zielonej karty na przejściu w Bezledach zrobił swoje : stojącą w kolejce tirów Hondę rosyjscy pogranicznicy przejęli od razu : rzuciła im się w oczy swoim brudnozłotym kolorem, bezczelnym uśmiechem halogenów na szerokim ryju , i .. brakiem kierowcy oraz pasażerów.

Poddana szczegółowej kontroli, czterdziestoośmiogodzinnemu zatrzymaniu i przeszukaniu przez psy – została rebeliancka Honda zwrócona na lawecie swojej Znerwicowanej ( i , przyznać trzeba - mocno stęsknionej ) Pani.

Skruszona stała Honda w garażu podziemnym, na malowniczych Pustkach Cisowskich i nerwowo skrzypiała klockami hamulcowymi, co jakiś czas wypuszczając z przejęcia na przednią szybę obłoczek płynu do spryskiwacza. Czekała na Znerwicowaną Panią. Czekała w lęku .

- Może Pani mnie odda na szrot ? – myślała - Może zamiast mnie weźmie sobie to A4, o którym czasem mi mówi, jak zasnę na stacji albo słabo wyprzedzę jakąś łajzę ? A może weźmie mnie MC* i rozbije ze swoimi koleżkami ? Może już nigdy nie pojedziemy z Panią nigdzie razem ? Może.. ?- Ojejku, jejku.. Po co mi to było ? Po co ?! - desperowała.
- Ty moja głupia, głupia, kochana Hondo ! Tyle się na ciebie naczekałam, napłakałam,natęskniłam !! – zawołała na jej widok Znerwicowana Pani- Następnym razem mów – pojedziemy razem !

3 komentarze: