wtorek, 26 maja 2009

One night in Hongkong



W jednym z naszych biur w Hongkongu twoja koleżanka po fachu zastała open space, i musiała coś zrobić z ta przestrzenią, aby ją oswoić.. Spojrzała, i za kilka tygodni zastałem już nowe biuro, a było to tylko kilka prostych zabiegów.. - opowiada mi dziś klient z Norwegii na spotkaniu w sprawie aranżacji.

Wikipedia : Hongkong ma jedną z najwyższych średnich gęstości zaludnienia na świecie (6200 osób na km kwadratowy). Gęstość ta miejscami dochodzi do 43 tysięcy osób na km kwadratowy.


John wspomina Hongkong, a ja myślę o tym, jakby mi było tam mieszkać, choć na chwilę tam pracować. Prowadząc prezentację w języku Albionu puszczam na chwilę nitkę fantazji i już jestem na lotnisku, mam w torebce bilet, na podręcznym laptopa, a walizce kilka rzeczy spakowanych od wszystkiego złego.
Gdzie lecisz ? pytają przyjaciele. Do Hongkongu, odpowiadam, taka dumna i szczęśliwa, i w tym jednym słowie jest cudowny smak przygody, egzotyki, nieznanego i samotności.
Widzę siebie, jak wędruję,po zatłoczonych, obcych ulicach, wieczorem siadam gdzieś z laptopem, anonimowa w jakiejś chińskiej knajpce i piszę..
Moja twarz w świetle wieczoru jest biała, prostooka i obca w tłumie o tysiącu skośnookich twarzy.
Nikt mnie nie zna, i ja nie znam nikogo, mój telefon nie dzwoni, żeby nie przynosić mi wiadomości z wielu budów i projektów, bo te budowy biegną już swoim rytmem i to nie moja dłoń kreśli gdzieś w Polsce na świeżo wytynkowanej ścianie zarys zabudowy gipsowej sufitu. Zawór trójstronny do grzejnika nad Bałtykiem nie jest już moim zmartwieniem tam, w dalekim chińskim mieście, gdzie moje nazwisko i doświadczenie warte są kilka hongkońskich dolarów, za które nie wiem, co miałabym kupić.
W dzień pracuję, tak jak zawsze, słucham słów ludzi, potem wyobrażam sobie wnętrza ich mieszkań i biur. Czy i tam za obcą dłoń prowadzę do miejsca, gdzie dziś nieznany mi ktoś będzie dobrze się czuł ? Czy pod każdą szerokością geograficzną ta praca na tym polega ?
Po pracy wracam do pustego, małego mieszkania, gdzieś w odległej od centrum dzielnicy Hongkongu, na moim telefonie z kierunkowym + 852.. nie migocze żadna wiadomość. Do kolan nie łasi się czarny kot, bo tam koty chyba nie są domowymi pupilami.

Moja cienka nitka fantazji pęka, gdy kończę spotkanie, w dwupiętrowym, ciasnym biurowcu na dobrze znanej, wyboistej ulicy Sopotu.
Po pracy wpadam do Bookarni, siadam z laptopem, a moja twarz w świetle popołudnia jest biała, prostooka i znana wśród kilku twarzy przy sąsiednich stolikach. Urocza właścicielka podchodzi do mnie nieoczekiwanie, by powiedzieć mi kilka ciepłych słów.
- Dzień dobry, nazywam się .. - wyciągam rękę.
Ona ujmuję ją, ładnym, jasnym gestem i mówi:
- Wiem, ja znam panią, moja córka regularnie czytuje pani bloga..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz