poniedziałek, 6 kwietnia 2009

64

Prawie każdego ranka przychodzę tam, poprawiam poduszki, wietrzę, sprzątam kotu, robię śniadanie. Wyborcza, kawa, herbata na zapas, kilka kanapek pod talerzykiem lub folią. Zamieniamy parę słów : jak się spało, jak się czujesz, a co ty dziś robisz, o której będziesz po południu, czytałaś, że znów afera w sopockim magistracie ?
Czasem jedną nogą jestem na korytarzu, bo gnam do pracy. Wtedy mi wstyd, bo cóż cenniejszego mogłabym dać, jaka gazeta i ile kanapek zastąpi ofiarowany czas , którego sama mam deficyt ?
Pusty kubek po kawie, okruchy kolacji na talerzyku z rana, wstępniak w gazecie czytany zbyt późno jak na pierwsze wydanie.
Samotność to taka straszna trwoga. Samotność to brak dotyku. Wieczna dieta zmysłów, stępiona chorobą. Grający telewizor, gdzie non stop trwają katastrofy i afery, które niewiele nas obchodzą, bo na to pole bitwy już przecież nie wyruszymy.
Całe życie pracujemy na to, żeby któregoś poranka, kiedy pęknie nam już, a może dopiero, te 64 - czyjaś czuła obecność rozświetliła mrok.
Trzeba się trochę natrudzić, bo czas goni, goni.

Will you still need me, will you still feed me, when I`m sixty four ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz