niedziela, 5 kwietnia 2009

Jedna pończocha

Kiedy moja mama była małą dziewczynką, nastolatką może , wygrała nagrodę za rozwiązanie do gazety jakiejś krzyżówki. Redakcja gazety w uznaniu wygranej przysłała mamie .. drugi tom powieści. Nie dość, że nie była to powieść cała, co gorsza - był to samiutki, golutki tom d r u g i , tylko drugi, przez co niezrozumiała i nieznana miała pozostać dla mamy treść darowanej książki.
Moja babcia, kobieta wielkiej klasy i bezkompromisowego wyczucia sprawiedliwości w odpowiedzi na tak żenujące zachowanie redakcji napisała do nich list. W liście zawarła babcia kilka retorycznych pytań, potępiając nielogiczne postępowanie, a pytania jej brzmiały mniej więcej tak :
Czy jeśli ktoś wygrywa pończochy, to czy państwo przysyłacie jedną ? A co, jeśli wygraną stałyby się buty, czy cenniejszy dla ofiarowanego jest but prawy, czy lewy, i kto z państwa o wyborze nogi decyduje ?
Redaktorzy owej gazety poszli po rozum do głowy, prawdopodobnie spaliwszy się uprzednio ze wstydu, i przysłali mamie brakujące ogniwo do poznania treści książki.
Minęło kilkadziesiąt lat, nie mam już kogo nawet spytać, o jakie dzieło chodziło, jednak zawsze wspominam tę historię z rozczuleniem, kiedy na tłocznym parkingu znajdę miejsce do parkowania.

Chyba jestem farciarzem.
Kiedy podjeżdżam do galerii - nieważne, naszej czy stołecznej - przy szlabanie stoi ochroniarz i w tłumie pchających się na siebie nawzajem aut puka w moją właśnie szybę i zaprasza na wolną miejscówkę. Przed spektaklem w teatrze ze zdumieniem widzę , że tuż przede mną ktoś wrzuca światła cofania, a mnie pozostaje tylko zgrabnie dać migacz,wyprostować koła i zaciągnąć ręczny. Na tłocznej w godzinach popołudniowych ulicy Świętojańskiej, tuż pod grecką knajpką, gdzie planuję lunch- akurat dla mnie czeka kawałek czystego chodnika.
Jest gorzej : kiedy grzejąc 140 km /h w trasie sięgam prawą ręką do schowka z płytami, myśląc o tym, czego chciałabym posłuchać - ze zdumieniem wyciągam z kilkudziesięciu innych tę właśnie pożądaną płytę.
Przyznam , że sama bym tej prawidłowości nie zauważyła, gdyby nie moja przyjaciółka JB, dla której powyższe jest dowodem, że uda mi się wyjść z życiem na prostą.

Jako dziecko uwielbiałam chodzić z rodzicami na kiermasz książek na molo w Sopocie.
Była tam loteria fantowa, za kupiony los można było dostać książkę. Formuła loterii przewidywała tez nagrody pocieszenia : za pięć pustych losów - jeden fant.
Do dziś na moje półce stoją książki - nagrody pocieszenia w owej loterii. Wtedy nie zdarzało mi się trafić oczka. Pamiętam moje dziecięce rozżalenie i łzy, kiedy musiałam wybierać pocieszenie, fałszywie nazywane nagrodą.

Dziś myślę : może te chybione trafienia są więcej warte ? Może pochopnie ustalamy cenę zdarzeń i odrzucamy proste pocieszenia, gdy tymczasem one są nam prawdziwym darem ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz