niedziela, 26 lipca 2009

Podróż za jeden francuski uśmiech

Jeden mały krok człowieka , wielki krok ludzkości : to MC zwleka się z łóżka, w stronę prysznica co rano. Wśród chaosu mokrych ręczników i wczorajszych bokserek jego stopy znaczą czystą podłogę stygmatami poranka.
Potem kawa, celebrowana z najmożliwszą z powolnych powolnością : nie wyłączony ekspres na awaryjnych migocze do mnie z kuchni.
Czy sądzisz, że powinienem tam zadzwonić.. ? Pojechać .. ? a może nie podniosą słuchawki .. ? - pyta z nadzieją, jakbym miała odroczyć mu wyrok obowiązku. I wkraczam ja, pełna matczynej uwagi i krzepiącego entuzjazmu , dziś nie ma zawiasów, sąd oddalił apelację w ostatniej instancji : do roboty, no już !
- Nie chcieli mnie, nie ma tej pracy, już sam nie wiem, po co mi te całe wakacje... : to popołudnie w oparach smutku, w pościeli, w szarości.
- Jak znajdziesz łózko, to mi je pokaż, nie widziałam go od kilku tygodni,
robię błyskotliwą uwagę do bałaganu w pokoju, zmęczona jestem pociąganiem za włosy, które ledwo sterczą ze skłębionej pościeli.
Wieczorem kilka esemesów, słowa i obrazy biegną po elektronicznych ścieżkach Skypea, a nadzieja ma kształt trójkolorowej, francuskiej kokardy :
- Czy mogę jechać jutro stopem do
Paryża, Mom ?

I już przed nim tylko jeden wieczór przygotowań, śpiwór, szczoteczka, kilka euro od wszelkiego złego, ten co wlecze się pod prysznic w porze lunchu dziś z szybkością szybkostrzelnego kałacha sprawdza połączenia i noclegi : o świcie elektryczny do Słupska, potem pospieszny do Szczecina, potem już tylko kilka kroków do granicy : dlaczego we mnie nie wierzysz ? popatrz, opracowałem już jedną czwarta trasy .!
Tę łatwiejszą jedną czwartą, myślę, a za oknem deszcz przelewa się przez parapety i oczami wyobraźni widzę go, jak stoi w tych strumieniach wody gdzieś miedzy Monachium a Verdun., i macha do świateł tirów, które nie biorą w podroż za jeden uśmiech..

Na stole rano czytam list : "Trzymaj za mnie kciuki, żebym szybko ( i przyjemnie) dojechał.., całuję, J, i współczesny Don Kichot rusza do swojej Dulcynei , a pudełko z makaronową pastą jest mu w tej podróży jedynym Sancho Pansą.

Już za Hanowerem _stop_ sami mili ludzie_stop_w nocy będę w Dunkierce_ stop_naprawdę dobrze _ stop_ za 30 km Holandia_stop_19 godzin w podróży i jest pięknie_stop_ już od godziny jestem w Paryżu_stop_strasznie głodny_stop_okropnie śpiący_stop_ ale warto było jechać !
Zjedz coś i żyj ! odstukuję i patrzę na podłogę, gdzie dawno wysechł już ślad mokrej stopy mojego syna.
Jeden mały krok człowieka, wielki krok ludzkości.
Krok w stronę miłości o barwie francuskiej kokardy.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Twoje opowieści, każdą sylabę, każdy dobór i wybór słów. I Twoją cierpliwość

    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń