środa, 22 lipca 2009

Imię róży


Spotkali się starsi o dziewiętnaście lat.
Tych lat, których nie mogli dodawać, odejmować, mnożyć ani dzielić. Fascynujące równanie życia.
Oboje mieli swoje wspomnienia, co jak drogocenny haft, czasem z postrzepioną nitką, złotogłowiem malują obraz minionych dni. Wieloletni, zblakły arras zapomnianych dawno zdarzeń, słów, których już nie słychać i ludzi, którzy odeszli.

Mieli razem dobry czas. Pili wino ze smukłych kieliszków, w drogich restauracjach jedli palcami wykwintne potrawy, włóczyli sie po dziwnie pustych o tej porze roku plażach, patrzyli w to samo morze, co na dwóch brzegach obmywa inne kamienie. Dym z jego papierosów poszarzył zatarty napis na pochylonej płycie nagrobnej w Pucku.
Nie był inny od mężczyzn, którzy mieli zostać na zawsze, a zatrzymali się na kilka lipcowych nocy.
"I`m already disillusioned" - powiedziała.
"Thank you for your hospitality"- powiedział.
I tylko spóźniony zegar na protestanckim kosciele w Sztokholmie wybił godzinę pąsowej róży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz