sobota, 4 lipca 2009

Kolory ciemności

Świeci słońce. Miasto jest pełne kolorów.
Kolorowi ludzie idą, stoją, tłoczą się, popychają.
Ludzie niosą czerwone plecaki, czarne walizki, niebieskie torby, białe koła, tęczowe piłki, złote frytki, cytrynowe lody.
Samochody suną sznurem w rozedrganym upałem powietrzu. Parkują wszędzie : jak martwe granatowe żuki powciskane między zielone drzewa, na czerwono - białych znakach zakazu, na szarych krawężnikach, na brudnych poboczach, na spłowiałych żółtych trawnikach.
Ulicą idzie niewidoma dziewczyna.
Wokół niewidomej dziewczyny jest cisza.
W ciemnej ciszy dziewczyna stuka przed sobą białą laską, pochyla się do przodu, chwyta za klamkę drzwi zamkniętego sklepu. Na schodkach sklepu odpoczywa dwóch chłopaków, jeden ma niebieską koszulkę, drugi czerwoną.
Piją piwo, palą, ich nieuważnie rzucony plecak jest jak czarna przeszkoda w sztafecie białej laski. Laska o centymetry mija zieloną butelkę heinekena u stóp siedzących ; chłopak łapie piwo bez słowa i patrzy za odchodzącą.
Znany chodnik dziś jest nieznanym labiryntem, groteskową ciuciubabką, rozpoznawalne od zawsze kształty dziś w tym tłumie są obce. Dziewczyna szuka drogi w korytarzu ciał ,aut, wózków.
Na pustym od zawsze chodniku panoszy się samochód. Samochód jest czarny. Czarna przeszkoda. Dziewczyna chwieje się, maca ręką rozgrzaną maskę, smukłe palce dotykają brudnych reflektorów.
Czy mogę coś dla ciebie zrobić, czy mam cię gdzieś zaprowadzić ? - pytam. Czy chciałabyś się stąd zabrać, zagaduję. Czy mogę ci jakoś pomóc, dokąd idziesz, czy w tym tłumie , czy tu, czy ty .. ? czy tak... ?
Pytam dalej, w niezręczności swojej pytam, w skrępowaniu pytam, pytam, ciągle pytam.
Pytam w dźwiękoszczelnej ciszy mojego samochodu. Pytam i wtedy, gdy niepewna postać z białą laską mija mnie, szukające palce ścierają brud z mojej maski, a ja patrzę za nią, pełna wstydu patrzę, przekręcam kluczyk w stacyjce i odjeżdżam, wprost w sznur samochodów sunący w rozedrganym upałem powietrzu.

Gdynia, ul. Mściwoja.
4 lipca, sobota, godz 15.30

**********

(...) Ale wielka jest uprzejmość niewidomych,
wielka wyrozumiałość i wspaniałomyślność.

Słuchają, uśmiechają się i klaszczą.

Ktoś nawet podchodzi
z książką otwartą na opak
prosząc o niewidzialny dla siebie autograf.

Wisława Szymborska "Uprzejmość niewidomych "

3 komentarze:

  1. Wyciągnięcie ręki, przyjęcie dłoni. Znaki zapytania i odpowiedzi. Wszystko na wadze.
    Znalazłem na siebie sposób i już się nie wstydzę - jestem zły, że pomagam, gubię czas, spóźniam się, tracę okazje. Pomaga, łatwiej niesie się siebie.
    Z przyjęciem pomocy jest dużo trudniej.
    Dlaczego takie proste, powszednie, zdawałoby się gesty nastręczają nam tyle trudności?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewidomy przyjmie pomoc osoby, której zaufa. Każda inna pomoc, ciąganie za rękaw, rozpraszanie rozmową, to pseudopomoc, dezorientuje ich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Wszystkim !
    Trochę sprowokowałam, wiem... :)

    Zgadzam sie z Mustango, tak właśnie jest, trochę pracowałam z niepełnosprawnymi.
    Ta tłoczna, pełna sprawnych ludzi,i ten kontrast między tym , co mamy, a czego nie doceniamy - to budzi refleksje, prawda ?

    Całkiem niedawno, kiedy czas związał mnie z hospicjum
    napisałam tak :
    http://slowem.blogspot.com/2009/04/zmysy.html.

    To ciągle o tym samym..
    Serdecznie Wszystkich pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń