niedziela, 19 grudnia 2010

Kwiatuszek


Po dziesięciu miesiącach Szkoły, siedmiu miesiącach zbierania materiałów, kilkunastu godzinach rozmów, kilkudziesięciu stronach przepisanych wywiadów, niepoliczonych tysiącach znaków.
Po dniach pełnych strachu przed nieznanym, nocach nieprzespanych od wątpliwości, porankach z kacem ciężkich myśli. Po telefonach które wykonałam z lękiem, rozmowach, które przeprowadziłam bez planu, i tych, których przeprowadzić nie mogłam, nie zdołałam, zaniechałam, nie potrafiłam.
Z nadzieją, dumą, niepewnością - prezentuję Wam wreszcie mój debiutancki reportaż "Kwiatuszek"
Wszystkim wspierającym - dziękuję.

10 komentarzy:

  1. Nie,nie,nie - to ja DZIĘKUJĘ.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za to poranne wzruszenie.Wiesz? Gdy czytałam, to chwilami zapominałam oddychać...Może podświadomie czekałam na cud?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. GRATULACJE!

    Ale żyć się z tego raczej nie da prawda?
    Bardzo wyrafinowane hobby?
    No właśnie Alejo - dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani, miłe słowa. :)
    A dlaczego ?
    Żyć się z tego nie da, fakt. Może po to, żeby nie okopywać się w raz ustalonych rolach, błądzić między nimi, szukać, czuć. Żeby codziennie od nowa - tęsknić za kolejnym dniem.
    Serdecznie, z zimowego Trójmiasta
    m

    OdpowiedzUsuń
  5. wstrząsające
    znam tę historię, bo pochodzę spod Słupska

    napisałaś to niesamowicie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję.
    Piękna historia, wieloaspektowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję debiutu.
    ładnie napisane, ale nie mogę oprzec sie wrażeniu, że temat to taki samograj....
    Takich historii jest wokół wiele, niestety bardzo wiele. Ludzie i ich rodziny żyją z niepełnpsprawnością, beznadzieją, poczuciem wykluczenia społecznego.
    Nic tak naprawdę nie wynika z tej opowisci, poza poruszeniem.
    Dla mnie dużo bardziej ciekawe byłoby poczytać o tym anstezjologu, o jego historii, o jego myśleniu, o jego wnioskach, jeśli takie wogóle wyciaga.
    Ale wielki szacun, napisane świetnie, stylem charakterystycznym dla autorki ninejszego bloga:)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. @Anonimowy Gościu.
    Ja sama długo się zastanawiałam, o czym to powinno być, a łatwiej było mi zdecydować, o czym to być NIE powinno.
    Czy z tej historii nic nie wynika ? Nie wiem, każdy wie sam. Dla mnie jako piszącej był to tekst o przekraczaniu granic, pułapce kompleksów i - przede wszystkim - o miłości. Miłości bezkrytycznej, przebaczającej, ślepej, bezradnej. Tutaj - ojca do córki.
    Czy takich tekstów jest dużo ? Nie wiem znów. Ja nie czytałam jeszcze dobrego tekstu o ojcu, który opiekuje się niepełnosprawnym dzieckiem. Zwykle robią to matki, i zwykle robią to też inaczej, z wielkim oddaniem i ...cierpieniem. I ten "almodovarowski" ojciec jest moim bohaterem reportażu.
    Gdybym pisała o anestezjologu, byłby to inny tekst. Każdą historię można opowiedzieć na wiele sposobów, ja wybrałam ten.

    Dziękuję Ci bardzo za komentarz, lubię takie komentarze, dają do myślenia.


    @ wszystkich najserdeczniej pozdrawiam , dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Miłość ojcowska - mimo wszystko... Pięknie ujęte.

    OdpowiedzUsuń