W sobotnie poranki, kiedy mogę sobie wreszcie dłużej pospać moja Kotka przychodzi do mnie , siada mi na piersi i wpatruje się we mnie przenikliwie tymi swoimi wielkimi, bursztynowymi oczami.
Układa mi się całym ciężarem wprost na sercu, i leży tak przez kilkanaście minut, a ja wiem, że robi to specjalnie, aby zabrać ode mnie moje troski . Mruczy cicho, ugniata mnie łapkami, chwilę drzemie, a w końcu idzie sobie na śniadanie do kuchni, z wyprostowanym dumnie ogonem, zadowolona, jakby znów odwaliła kawał dobrej roboty.
I odwaliła , bo ja wstaję lekka, a moje tygodniowe zmartwienia mieszkają gdzieś w małym ciałku obciągniętym łaciatym futrem, które już wie co z nimi zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz