sobota, 20 czerwca 2009

Rowerem w las

W jej poprzednim życiu obowiązywał przymus wyczynowego sportu.
Ponieważ nie był jej bliski duch sportowej rywalizacji oraz zasadniczo brak jej było woli, krzepy, i cierpliwości do spływającego od potu tuszu do rzęs - ta część wieloletniego związku była uwierającą.
Jako dobrze ułożona żona, stawiająca sobie za cel towarzyszenie swemu panu na dobre i na złe,
( nawet na złe wyniki sportowe ) - podążała wraz z nim na rozległe boiska, tartanowe bieżnie, zalodzone stoki i wyboiste dukty , ukradkiem ocierając łezkę i w ustach mieląc słowa powszechnie uznane za nieparlamentarne. Dla upamiętnienia jej wieloletniej sportowej traumy powstał onegdaj nawet zgrabny limeryk:

Pewna kobieta z Gdyni
lubiła lato i mini,
jej mąż zaś uwielbiał biegi,
zwłaszcza gdy spadły sniegi.
Co małżeństwo ich dość
trudnym czyni.

Pewnego lipcowego dnia przelała się jednak przysłowiowa czara goryczy, do tej pory posłusznie napełniana płynami izotonicznymi. Owego dnia w malowniczych Borach Tucholskich panował nieznośny upał. Lasy te znane są z suchego podłoża, na którym wspaniale rosną iglaste, ale słabo się jeździ rowerem. Pedałowała dzielnie, świńskim truchtem, ledwo doganiając peleton, a koła jej czerwonego roweru po osie grzęzły w suchym piasku . Kiedy sto pięćdziesiąty raz spadła na podjeździe, boleśnie łamiąc sobie paznokieć o starannym french manicure, ogarnęła ją złość, o której chyba tylko w bajkach piszą:
Dajcie wy mi wszyscy święty spokój z tym głupim pedałowaniem ! Mowy nie ma, żebym jeszcze raz wsiadła w tym upale na to cholerstwo ! - wrzasnęła, aż echo poniosło po soczyście zielonym lesie. Nie namyślając się wiele podniosła rower oburącz wysoko nad głowę i rzuciła nim z rozmachem w las.
Słowa dotrzymała. Ani w słocie, ani w upale nie wsiadła już na to cholerstwo.
I jest z tego dumna.

9 komentarzy:

  1. dzielna - ale proszę:) do lasu wrzucać tylko smutki i radości - nie rowery:)

    Strażnik leśny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. .. ee, no jasne , rower wrócił jakoś do domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ;-)

    myśli ciepłe zostawiam

    z lasu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Ty o Gdyni, to ja limeryk o tym, jak wynajmuję mieszkanie w Gdańsku :)

    Był pewien pan, co lubił muchy
    łapać do wielkiej, białej pieluchy
    a potem z cienkiej słomki
    budował muchom tym domki
    i czynsz z nich zdzierał bez skruchy.

    OdpowiedzUsuń
  5. ładne :) czyli : co to jest limeryk i w jaki sposób ?

    Aż mnie kusi , żeby Ci jakiś zgrabny limeryk skleić , o tym Gdańsku..
    np :
    Pewien pan z Hanzy miasta
    ma mieszkanie, co go przerasta..

    ..no, może coś lepszego mi wpadnie, :))
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. nooo...to mamy to wspólne
    ja też piżgnęłam rowerem do rowu
    bo przestałam lubić tego. który mi go kupił:)
    a rower fajny był, oj fajny...
    ofiarodawca jak już coś dawał co z najwyższej półki
    tyle, że bardziej chodziło o jego dobre samopoczucie pt."jestem hojny, stać mnie na to" niż o radość z dawania
    no i tez był mooocno usportowiony, zwłaszcza zimą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ..oo, znam tego pana ! To ten sam, on ci jest !

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie, to możliwe że TEN sam :D

    OdpowiedzUsuń