wtorek, 16 czerwca 2009

Psy naganki


(...)czwarta ranna godzina

jeszcze broczy, ale już ją dopadają
psy naganki
mnie niedługo pierwsze ptaki wygwiżdżą,
ciebie nie ma jak nie ma
i widzę lepiej było
na nockę
do portu tony nosić (..)

Edward S. "Przystępuję do ciebie "


O 3.30 patrzę w blady o świcie prostokąt okna. Na poduszce tuli się senny kot i patrzy na mnie z wyrzutem : dlaczego, no dlaczego tak wcześnie ?
Wyczekuję dźwięku budzika, który i tak nie jest mi już potrzebny. Opuszczam stopy nad podłogę i mówię : ok, no, ok, już czas.
Rozkładam ręce, biorę głęboki wdech i skaczę.
Prosto w ten dzień.

Przez kolejne trzysta kilometrów bezmyślnie zmieniam biegi, mielę słowa, które muszę wypowiedzieć, aby usłyszeć siebie. Lubię dać sobie czas na gniew, na żal, na decyzje.
Mam przed sobą całą zalaną deszczem A1 i kilkadziesiąt tirów do wyprzedzenia, aby nabrać dystansu do spraw, które mną zawładnęły. Myśli kłębią się we mnie jak psy naganki.
Na miejscu nieskończenie długie 8 godzin prezentacji, dwie krótkie przerwy na obchód budowy, i znów do papierów.
Skupienie, rysunki, słowa, jestem już taka zmęczona, że zalewam je kawą - może zmiękną ? Rzygam nimi. Rzygam tą kawą.
I powrót, i przez te same trzysta kilometrów układam sobie, porządkuję, daję sobie czas, na spacer wyprowadzam niesforne psy moich lęków.
Mam przecież przed sobą zalaną słońcem A1, i tiry nie zjechały jeszcze na nockę.

Taki dzień. Jeden z wielu, kiedy przywołuję na pomoc pokłady siły, których resztki trzymam w bagażniku razem z apteczką , trójkątem i kołem zapasowym. Tak na wszelki wypadek.
Będzie lepiej. Kiedyś.Może.

2 komentarze: