Codziennie budzę się z głową pełną snów z mojego poprzedniego życia.
Z kawałeczków wspomnień układają mi się całkiem nowe etiudy, opowiadania, nowele, szkice, historyjki, anegdoty, prawie dramaty, z bohaterami, wątkami, z początkiem, rozwinięciem, często...bez zakończenia.
Na szczęście - bez zakończenia.
Nie przypuszczałam nawet, jak bardzo jestem zmęczona, jakbym w tym moim poprzednim zyciu nawet w nocy z wysiłkiem podejmowała próby bycia sobą.
Lub oszustwa, że oto sobą właśnie jestem.
******
Zamilkłam, brakuje mi moich słów. Liz Gilbert napisała kiedyś :
"(...) skąd mi się bierze miejsce w mózgu na magazynowanie tych słówek ?
Mam nadzieję, ze mój umysł postanowił wyrzucić trochę starych, negatywnych mysli i smutnych wspomnień, i wypełnić miejsce po nich nowymi, lśniącymi słowami.."
Ja nie jestem jeszcze w tym miejscu.
Wydaje mi się raczej, że pokaleczyłam mój umysł, i on nie umie jeszcze gromadzić nowych, lśniących słow.
Teraz jestem jakby na leczeniu słów, w sanatorium słów, nawet nie na słów odwyku, bo po co byłoby mi odwykać od tego, co naprawdę kocham ?
Kojąca moc snu wyrzuca ze mnie negatywne myśli i złe wspomnienia, jednak czuję, że słowa przesuwają się tylko w mojej głowie jak twardy, hokejowy krążek na zimnej tafli lodowiska.
Zimny, nieprzyjazny lód, ograniczony bandami moich wspomnień, od nich odbija się kilka nieporadnych słów, ciemnych i niezdarnych na tle białej, zmrożonej powierzchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz