niedziela, 7 grudnia 2008

Wróżka

Siedział tu już trzecią godzinę. Zapach dworców zawsze był taki sam : niemytych ciał podróżnych, tanich papierosów, moczu, brudnej podłogi, wydawanych biletów, nudy. Zapach spóźnienia. Zapach czekania.

Radio w jedynym czynnym okienku, obok drzemiącej bileterki smętnie skrzypiało jazzem, gubiąc co chwila stację. Taka pora zawsze w czasie antenowym jest porą jazzu. To trochę tak jakby jazz dawali wtedy za karę, jak dają zimną mleczną zupę wszystkim tym maruderom, którzy spóźnili się na śniadanie w przedszkolu. Niechciane Rytmy. Przyszło mu do głowy, że tak mogłaby się nazywać taka audycja.

Witam państwa, dziś w naszej audycji Niechciane Rytmy usłyszycie wirtuoza trąbki..

Nie lubił jazzu, nigdy go nie rozumiał, jazz go drażnił , nawet w dobrych akustycznie salach koncertowych, cała ta kaskada dźwięków brzmiała dla niego jak hałas.

Wiadomości zero, już newsowy fajrant, nie ten czas, nie ta godzina, wszystko co najważniejsze dawno zdążyło się już wydarzyć : bomby zostały zdetonowane, pociągi wykolejone, huragany przeszły, ustawy nabierają mocy urzędowej w opasłych tekach. W takiej małej godzinie stacje radiowe mają wychodne od newsów , bo cóż można wtedy usłyszeć.. ? Ta półkula i tak przewraca się na drugi boczek, gdy druga wstaje. Rozbiegówka dnia następnego : wybuchy poczekają do rana, mordercy zasnęli snem niewinnych, wysocy urzędnicy zeszli z mównic, a mali podatnicy i tak nigdy nie zajmują czasu antenowego.. Wszystko już było, dzisiejsze gazety wyścielą jutrzejsze kubły, nic do gadania, nic do dodania, dziś już tylko do słuchania.

Gdy wrócił od zepsutego dystrybutora z kawą – on już siedział na ławce.

Był w wieku, o którym zwykło się mówić : nieokreślony. Nie był ani młody, ani stary, ani brzydki , ani przystojny. Ubranie tez miał nijakie, ani nowe, ani zużyte : żadne. Po prostu ubranie.

Siedział i swoją obecnością wypełniał cale wnętrze pustej poczekalni, zajmował nagle każdy centymetr ławki. Jego ławki.

A może to tylko wrażenie niechcianej obecności drugiego człowieka w tym pełnym milczenia wnętrzu, wypełnionym drażniącą muzyką, mdłym światłem i jałowymi monologami, których nie umiał sam skończyć ?

Ogarnęło go zniechęcenie i nieuzasadniona złość na obcego, nie miał ochoty na towarzystwo, już wolał to skrzypienie, już odwracał się, by wyjść na papierosa , gdy nieznajomy odezwał się :

- Jestem twoją wróżką.

Och , kurwa, co za świr..

- Wróżką ? Wróżki są młode, mają niebieskie sukienki i złote włosy, a w ręku trzymają srebrne różdżki..

Palant. A ja drugi.

- To nie ma znaczenia, odrzekł. Ja jestem twoją wróżką, czy ci się to podoba czy nie. Zresztą - każdy ma taka wróżkę , na jaką sobie zasłużył – dodał.

Palant filozof.

- Dobrze – odparł . nie będę się kłócić ze świrem, zresztą.. - jestem zmęczony, uciekł mi pociąg., nudzę się, możemy porozmawiać,

- Masz walizkę. - odezwał się po chwili milczenia nieznajomy. - Wyjeżdżasz gdzieś ?

Spostrzegawczy palant.

I nie czekając na odpowiedź dodał:

- Wyjeżdżasz daleko i na zawsze. Dlaczego ?

- Taa. Wyjeżdżam. Daleko i na zawsze.

Nagle poczuł, że ma ochotę przeczytać temu obcemu wszystkie te swoje bezskuteczne monologi, które prowadził sam ze sobą od tylu dni, opisać te białe noce, te poranki bez sensu i celu, te wszystkie kace, te jałowe gadki do świtu z prawie obcymi ludźmi, te niesmaczne dania w ciągle tych samych knajpach, te służalcze biznesowe rozgrywki , ten ból dupy na niekończących się naradach, te nieodebrane telefony, nieprzeczytane maile, nieudane randki, to całe gówno, ten syf, ten chaos.

Mówił i mówił, jąkał się i zacinał, opowiadał, twierdził, rozwlekał, streszczał, jak jazzowe frazy zaczynał zdania, żeby nie skończyć poprzednich, skakał z myśli na myśl, z żalu w żal, z historii w historię, skakał, nie biorąc oddechu przed następnym wybiciem, słowa wylewały się z niego, tropił wspomnienia, na nowo odnajdywał zapiekłe urazy i złość , roztkliwiał się, wzruszał, rozczulał, jak zepsute radio gubił stacje swoich myśli.. Już wyjeżdżał, już skasował bilet, spakował walizkę, już pożegnał swoje dotychczasowe, już jak Kubuś Fatalista był w tej podróży, a tu ten korek, ten taksówkarz, i w pracy go zatrzymali, i ten pociąg jebany, co odjechał bez niego..

Gdzieś za nimi przyjeżdżały i odjeżdżały pociągi. Radio trzeszczało. Skończyła się kawa. Wreszcie zamilkł. Był wyczerpany. Rozejrzał się, zapiął kurtkę, chwycił walizkę i z pustego miejsca obok siebie usłyszał :

- Widzisz, jestem twoja wróżką, więc powiem ci coś.

Cały ten kłopot z wyjeżdżaniem jest taki, że chcemy znaleźć sobie miejsce na spokój gdzieś poza nami. Numer polega na tym, żeby znaleźć go w sobie. I jeśli dotychczas nie znalazłeś w sobie miejsca na ciszę, to dlaczego sądzisz, że znajdziesz ją w tym brudnym pociągu ?

Ten pociąg nigdzie nie jedzie, wybij to sobie z głowy. Zapomnij .

Cisza zaczyna się w nas. Żeby coś zmienić, nie trzeba koniecznie p o d r ó ż o w a ć. Wystarczy się r u s z y ć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz