Słyszę głośne: koniec,koniec, muszę jeszcze mieć siły na tyle rzeczy, mam tak daleko, i jestem głodna. Na plecach nieprzyjemnie czuję strużki potu. O świcie zmęczona potykam się przez długi, ciemny korytarz. Jak trofeum zdobyte w walce przyciskam do boku złamaną rękę. Lewą ręką podnoszę niezgrabnie czajnik elektryczny, nalewam wodę, wsypuję do kubka kawę.
Boli mnie oko, chyba dostałam, nie widzę wyraźnie, okulary?, gdzieś się zapodziały, nie ma ich. Cały czas jest ciemno, wysiadły chyba wszystkie światła, przypominam sobie nagle, że byłam na wczoraj umówiona z elektrykiem, który się nie pojawił.
Zamiast swojej brudnej od dymu twarzy widzę w wysokim lustrze rozczochraną postać w piżamie, która klęczy na podłodze, i lewą ręką trzyma kubek, a prawą, nienaturalnie podgiętą przyciska do boku.
Jest piąta rano. Za oknem ciemno.
I dlaczego ja wszystko robię lewą ręką ?
Kuleję, wracając do łóżka. Strzały ucichły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz