środa, 3 grudnia 2008

Brunetka wieczorową porą

Zimno dziś, coraz zimniej, wieczorny mróz ściął resztki jesieni.
Bieleją nocnym szronem wyschnięte trawniki, martwe liście nie poruszają się w mroźnym powietrzu. Zimne powietrze jest gęste, ma konsystencję filmu w zwolnionym tempie, pauza, powtórka, stop, akcja.
Zegar na pobliskim kościele wybija jedenastą. Jeszcze kilkaset metrów i będę w domu.
Dobrze jest iść szybko, macham wesoło torbą .
W ciemności posągowo stoją bloki, w studni ich ścian głuchym echem odbija się stukot moich obcasów : raz, dwa, trzy, raz dwa, raz..
Obok cicho przejeżdża pusta taksówka, gdy zrównuje się ze mną - zwalnia na garbie i w ciemności widzę, błyszczące znad kierownicy w czarno-białego tygryska, oczy kierowcy. Taksuje mnie uważnie, przez moment liczy chyba na to, że skinę na niego urękawicznioną dłonią i dosiądę się i dalej pojedziemy już razem, donikąd zapewne, do kasy za ten kurs zapewne.. ?
Ciekawe - jaki jest ? Czy to jeden z tych gadatliwych wesołków, którzy zabawiają cię rozmową, jak tylko rzucisz `do sopotuprosze`, czy inaczej - ma doła , boli go brzuch, miał mało dziś klientów, a zamiast jeździć - stał w korkach przez pól dnia.
Ma kręcone, ciemne włosy, jest nieogolony, na głowie czapka. Wyobrażam sobie , jak duszno musi byc w ciemności jego wozu : na przedniej szybie kołysze się sosenka wunderbaum, z radia zapewne bębnią złote szlagiery, co kilka minut głos dyspozytorki rzężeniem rozrywa nudę.
Raz , dwa, trzy, raz, dwa, raz..
Nocą powietrze pachnie tymi wszystkimi dawnymi zimami, kiedy miałam czas spacerować, kiedy nie umiałam jeździć, a jeśli nawet bym umiała - to dokąd miałabym pojechać, skoro świat był blisko tuż, na wyciągnięcie ręki ?
Dobijam do bramy, wyjmuję klucz, przekręcam go zamku, głębokim wdechem biorę w siebie ostatni łyk mroźnego powietrza, odbijam się od trampoliny, rozkładam szeroko ręce i skaczę - wprost w następny, trudny, pracowity dzień..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz