czwartek, 20 listopada 2008

again... here comes the rain again..

Wróciłam wprost z rozświetlonego błękitu nieba Egiptu pod ołowiane chmury deszczu polskiej prowincji w Rulewie. Z rynny pod deszcz zgoła - nie : z deszczu pod rynnę.

Zaczęłam już tęsknić za cotygodniowymi czwartkowymi wypadami na nadzory, bo Autostrada A1 niezmiennie pełna jest niespodzianek .Na blisko stukilometrowym odcinku jedynego w okolicy porządnego duktu kołowego spotyka mnie co i rusz coś zaskakującego.
Dziś szły za mną ( ze mną ? ) wszystkie pory roku roku , prócz upalnego afrykańskiego lata może.
Wyjechałam wczesną wiosną, bo było prawie 10 stopni i słonce nieśmiało przeswitywało zza szarych chmur.
Po drodze spotkałam kolejno : wiosenną nawałnicę, późnoletnią suszę, jesienną mgłę, urwanie chmury , zimowe gradobicie, śliskawą gololedź i teczę.
Tęczę, co prawda, odczytac mogłam jako nachalną symbolikę równouprawnienia odmiennych orientacji, jednakowoż cieszyłam się nią jak dziecię ze swej pierwszej czytanki.
Na miejscu zmarzłam w piwnicach pałacu jak w najgorszy siarczysty mróz : tupałam nogami, dygotałam w kurtce z kapturem i bluzie z liskiem, zacierałam czerwone ręce i nie mogłam utrzymac piora co by spisac mądrą notatkę z nadzoru.
Cztery pory roku w jedną porę dnia.
A było mieć jedna porę przez cały dzień: upalną.

2 komentarze: