poniedziałek, 27 kwietnia 2009
Świtem latem
O świcie w lesie za oknem ptaki wyśpiewują jak na Colargolu. Dobrze pamiętam czołówkę tej dobranocki - na gałązkach filcowego lasu siedziały pękate ptaszęta i wyciągały trele.. Sam Colargol tez lubił śpiewać, niestety.
Dziś zza okna budzą mnie trele tak równe i dokończone, że aż nierzeczywiste.
W betonowej studni między blokami szczeka pies. Jego niski głos niesie się echem, wznosi do moich szyb, na moja wieżę ze snu. Rano odgłosy lasu są czyste. Nie mieszają się jeszcze z odgłosami znad miasta, ze stoczni, z ulic, z morza. Tej czystej ciszy będzie mi po przeprowadzce brakowało.
Śniłam dziś wyczekiwane i niespodziewane spotkanie. Wyciągnęłam rękę. Jestem alejadrzew, powiedziałam, i wydało mi się to normalne.
Było ciepło i jasno. Kot łapał obudzoną wiosną osę na lśniącej słońcem szybie.
Trzeba wstawać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz