czwartek, 13 marca 2008

lotniska

chwila z grudnia. muszę ją sobie przypomnieć. Znów jestem tam , czekam, mam chwilę dla siebie, której tak bardzo mi teraz brak. Kiedy znów skupię myśli, kiedy znów zabrzmi dla mnie `passengers flight number 9655 to Vancouver please proceed to the gate.. ` ?

zawracam :

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

18.12 – 19.12 GDAŃSK –KOPENHAGA - LONDYN – KOPENHAGA-GDAŃSK

Lot Gdańsk – Kopenhaga, wtorkowy wieczór. W hallu odlotów kłębi się tłum Polaków lecących WIZZAIREM na London Luton.

Oglądam twarze nowego pokolenia naszej emigracji zarobkowej... Przyglądam się tłocznej kolejce, z tobołkami , siatami, całym ich dobytkiem, walczę z niechęcią, staram się odnaleźć w sobie miłość bliźniego, kiedy widzę te twarze, te bagaże, ten sznyt , słyszę ten język. Wyobraźnia znów układa mi scenariusze, nastraja na niedobre fale.. Walczę z sobą, otoczona przez bylejakość, tandetne stroje, źle ufarbowane włosy, brudne buty, zepsute zęby, proste, bezpardonowe chamstwo, wszechpolaków, antysemityzm i hucpę… Kto szybciej, kto głośniej, kto dalej, kto mocniej.. ogarnia mnie wstyd nad własnym snobizmem, czuję się jednocześnie niesprawiedliwa, samotna i pełna obrzydzenia..

Na szczęście dla mojego sumienia - po odprawie przysiada się do mnie kobieta w średnim wieku, o zniszczonej twarzy i spracowanych rękach. Wybiera sobie akurat mnie z gromady czekających podróżnych i opowiada z przejęciem krótką historię swojego życia. Że ona jedzie, że na Święta, że oni czekają, że dom pod zastaw, że szczęśliwa, a nie tu samotna, że wreszcie, że z nimi, że nowe, że nadzieja, że jak to będzie, pani, na tych lotniskach, że strach, . Uspakajam ją i słucham tych zwierzeń, widzę , że musi je gdzieś wyrzucić, życzę wesołych świat, z ulgą odkrywam w sobie znów pokłady empatii. Fuj, ty wstrętna snobko – kto ci dał prawo oceniania ? Brzydzę się sobą, bardziej niż brudnymi paznokciami mojej rozmówczyni.

Kolejne lotnisko, kolejne oczekiwanie, bramka, kontrola, znów czekanie. W Kopenhadze jestem późnym wieczorem, nocą prawie, znów czekam na samolot do Londynu. W całym tym zwariowanym dniu pracy zapomniałam zjeść, i czuję powoli narastającą falę mdłości. Nie mam czasu na dłuższe spacery w poszukiwaniu miłego miejsca na posiłek, za chwilę kolejny boarding, więc kupuję w `Seven –Eleven` kawałek letniej pizzy, i wmuszam ją w siebie , świadoma, że w Londynie w hotelu będzie już za późno na kolację. Sama siebie zadziwiam wyborem – biorę nawet jakieś piwo, którego nie lubię i co gorsza – piję je z butelki ! Gdzie moje niezłomne zasady, według których dama nigdy, przenigdy NIE pije z butelki ?! Wydaje się, że jest to chyba jakaś inicjacja tego stylu dla mnie, całkiem mi jednak obca.. Chyba jestem już bardzo zmęczona. Jestem tez jakaś otępiała, nie mogę nawet czytać, wydaje mi się, że zabrałam nudne lektury. Zamiast tego wole obserwować podróżnych, układać w głowie różne historie, wyobrażać sobie , gdzie jadą i co ich prowadzi. Przypomina mi się ` To właśnie miłość`, i znów uśmiecham się na wspomnienie tego cudownego filmu. :))

W kolejce ze mną gromada Nowych Rosjan, oni tez do Londynu. Kobiety poubierane w sposób, rzekłabym – wizualnie niewiarygodny, a może powinnam powiedzieć .. ..poprzebierane ? Na wszystkich możliwych przywieszkach krzyczą nazwy domów mody : Dolce&Gabbana, Versace, Chanel, Dior.. Szacuję ,że ilość złota , które mają na sobie ma wartość długu narodowego średniej wielkości państwa afrykańskiego.. Odwracam głowę, dosyć na dziś. Chcę już do łóżka, czuję się samotna i padam ze zmęczenia.

Hotel przy lotnisku wielki i przypadkowy, w recepcji obsługuje mnie miła dziewczyna, której akcent od razu zdradza bliskie pokrewieństwo z Nadwiślańską Syrenką – Anna. Anna przez solidarność z rodaczką daje mi lepszy pokój, z podwójnym łóżkiem i po remoncie; zapadam po północy w niespokojny sen, zmęczona i spięta, budzona co chwila odgłosami powracających na moje piętro spóźnionych gości.. Szumi klimatyzacja, czuję zapach kurzu, prześcieradła są szorstkie, dzwoni mój telefon, chyba z polski, który ignoruję..

Poranek i przedpołudnie na Heathrow.. Czekam na spóźniony lot z Vancouver, śniadanie jem na terminalu - bezkofeinowa latte i słodkie ciastko rodzynkowe, które zawsze kupuję na wszystkich lotniskach – substytut drożdżówki i synonim podróży.. Czekam, czekam, czekam.

Na sąsiedniej ławce w hali przylotów moją uwagę przyciąga niecodzienne trio : dwie kobiety w średnim wieku, mają ogolone do skóry głowy, ubrane są w.. habity mnichów buddyjskich, jakiś zakon, wyznawcy Kriszny ? ( niee, oni na pomarańczowo..! ), Ciemny, skromny, czekoladowy Kolor habitów, , na nogach sandały, grube wełniane skarpety. Siedzi z nimi zaniedbany mężczyzna, rozmawiają w cockney-English, gestykulują, wartka gwara, staram się nie podsłuchiwać.. .. Mężczyzna, nie przestając mówić wyjmuje z siatki TESCO cały lunch w plastikowym pudełku: ryż, rybę, pomidory, sos, ciastka; ogolone mniszki parzą herbatę.. Jestem zaskoczona, taki obraz konsumpcji poza wyznaczonymi miejscami znam tylko z Europy Środkowej, z naszego poletka.. Jedna z mniszek łapie mój pytający wzrok, uśmiecha się do mnie lekko, piją herbatę z termosu, rozmawiają.. Czy to współczesne „Śniadanie na trawie” ..?

Parę kaw, pól litra wody , lunch z Córką i kilka euro wydanych w bezcłowym sklepie później .. wracamy do Kopenhagi. Tym razem miejsce w klasie biznes, co daje mi szanse na darmowe drinki.. białe wino w nieograniczonych ilościach ułatwia konwersację z przystojnym Norwegiem w średnim wieku obok. Wychylając kolejne szklaneczki rozmawiamy o życiu, Tu i Tam, o Stanach Zjednoczonych , gdzie jego córki, o biznesie paliwowym , o tym, że na Broadwayu ludzie nie chodzą do teatru w smokingach, o względności rzeczy, o upadku obyczajów, i o tym że w Krakowie są klimatyczne knajpki, Polska ma cud gospodarczy a Norwegia rozbudowaną opiekę społeczną .. W porę przypominam sobie, że w Gdańsku zostawiłam samochód na lotnisku i alkoholizowanie się winem nie jest wskazane, jeśli chce się jeszcze dziś prowadzić.. Żegnamy się serdecznie, Merry Xmas, take care, Kopenhaga, szybka zmiana samolotu, drzemka.. jestem w Gdańsku..

Jutro kolejny dzień, praca do piątku, wigilia firmowa, jak mantrę powtarzam : `idąświęta-idąswietai-dąświęta`…

(…)
DZISIAJ = urlop,tego mi trzeba -
daleko_gdziekolwiek_byle_poza_polska_i_zasiegiem_sieci_orange_gsm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz