sobota, 28 czerwca 2008

_jak uszczypnie będzie znak_


Rzecz działa się dawno. Kilkadziesiąt lat temu zgoła.

Trzech chłopaków pojechało na Kaszuby, pod namiot. Noce zimne, w sklepach pustki ( bo rzecz działa się dawno), a co gorsza – nie było kasy.
Wiek nastoletni , szesnasto- a nawet siedemnastoletni rządzi się głodem.
Głodem wrażeń i głodem kalorii. Jeść trzeba. Nie tylko cienkie piwo pić. A kasy nie było i rzecz działa się dawno.
Nasi głodni i wolni ( bo wakacje ) bohaterowie zaczęli więc łowić w pobliskim jeziorze. Łowili raki.
Złapało się ich sporo. Całe wiadro, znalezione w zaroślach, choć dziurawe i łatane trawą, wypełniło się tymi prawie prehistorycznymi stworzeniami.. Połyskliwe, brązowe pancerze wysuwały niezdarne szczypce nad powierzchnię mętnej wody w wiadrze. Szumiały cicho. Kaszubskie raki. Nadzieja zaspokojenia głodu. Zdobyczna pociecha.
Z nadejściem nocy nad brzegiem jeziora rozpalili niewielkie ognisko, w żarze piekły się ukradzione z pola ziemniaki. W kociołku bulgotał wrzątek.

Wrzucamy ? Wrzucaj ! Nie, ty wrzucaj ! Ja ? ! W życiu, nie wrzucę, ty wrzucaj !
Raki w wiadrze szumiały cicho.
We trzej stali wkoło, patrzyli jeden na drugiego, patrzyli na niezdarne, grube szczypce na powierzchni wody, na bulgoczący wrzątek, słuchali odgłosów nocy nad jeziorem , słuchali swojego głodu w pustych żołądkach, nieposolone i półsurowe ziemniaki parzyły palce.
Raki wróciły do jeziora. Nikt pierwszy nie wrzucił. Bohaterowie poszli głodni spać.

Tę prawdziwą historię usłyszałam dziś na bankiecie z okazji otwarcia jednego z moich wnętrz. Opowiedział mi ją właściciel jednej z największych firm budowlanych w mieście. Zamożny, szanowany wyżeracz biznesu nie umiał utopić we wrzątku bezbronnych szczypiec.
I jak tu nie lubić tych drętwych bankietów ?

Można na nich usłyszeć takie fajne historie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz