wtorek, 27 stycznia 2009

Mydlana bańka



Późnym popołudniem w `Bookarni` jest cisza, z tych wiszących w powietrzu, bibliotecznych prawie, kiedy każdy zatopiony nad swoją książką i swoją kawą, albo nad laptopem patrzy w migające na niebiesko elektroniczne słowa.

Siadają tuż obok, na jasnych sofach - kawę, a ja zieloną herbatę poproszę, bez cukru- roztargniona, drżąca ręka miesza gorący płyn niespokojną łyżeczką.

Siedzę pod ścianą, na kolanach mój mały laptop, zadanie z matematyki mam otwarte, a ten dzień wydaje mi sie już taki nieznośnie długi, styczniowy i zimny, i ta pora co jest już późna, zamazuje mi myśli i bardzo chcę już dziś odpocząć. Wyłączam się, i mieszkam przez chwilę w swojej własnej bańce, zawieszona między nieskończonym zadaniem i kilkoma mailami. Wędruję sobie stąd do marzeń, robi mi się już ciepło i miło.

Gorąca czekolada grzeje mnie i kołysze słodko, słucham muzyki, i powoli coś mi zaczyna świtać z tej matmy.

Nie wiedziałam, o co chodzi, tak nagle to się stało, przez moją lśniącą bańkę puk,puk przedziera się głos, on zmienił się nie do poznania.

Jedna z nich ma krótkie ciemne włosy, tylko zerkam z boku, druga jasne raczej, do ramion, spódnica bez koloru, sweterek, okrągłe guziczki przy szyi, na palcu zimno lśni złota obrączka. Ta druga dżinsy, sweterek też, nerwowa, szczupła ręka zaczesuje za ucho długi kosmyk - on zaczął tak późno wracać, te po nocach smsy, marynarka, ja znalazłam włos kilka razy, to nie moje, długie ciemne, nie, wiesz że nie moje, ja wiedziałam, od razu wiedziałam. Nowa wiadomość migocze mi w dole ekranu, to z facebooka, od Lucy.

Cienka błona mojej bańki naciąga się do granic, jakby ktoś włożył pięść od środka w balon : różaniec kości oglądany od zewnątrz, docierają do mnie ich głosy, jednostajne klik-klik, co rozlewa się w falę smutku - próbowałam z nim rozmawiac, nic nie pomogło, ja znam go przecież lat, nie do poznania się zmienił . Ona płacze, widzę jak płacze - te smsy, po co czytałam?, po co czytałam,mówisz !? a co miałam robić, prosiłam, to nie tak jak myślisz, on mówi, -Już nie chce mi się czytać, gdzieś za moim uchem monotonne staccato jej głosu, słyszę ten płacz, słyszę, i żal mnie ogarnia straszny.

Jacy podli są ludzie, dlaczego tak, jak smutno słuchać.. I dlaczego przyszły tu rozmawiać, dlaczego teraz, dlaczego tu ? Są telefony, są parki, są miejsca, gdzie słowa nie dźwięczą jak cisza katedry nad ołtarzem książek, , gdzie kontury zdań rozlewają się szarą kałużą w gwarze zadymionych wnętrz, gdzie ta biblioteczna cisza nie zamyka mnie w bańce, którą tak łatwo przekłuć. Dlaczego ze wszystkich sopockich miejsc akustycznie ascetyczna Bookarnia ?

Ona płacze. Ta druga kiwa głowa, gładzi ją po reku, ja wiedziałam, że on, że ty, ja wiedziałam, nic dobrego, no już, dobrze, dobrze już. Podły. Wredny cham.

Zamykam laptopa, zaraz przyjdą po mnie M i H i pojedziemy stąd wreszcie.

Czekam.

fotka : wikimedia



Historia opowiedziana mi dziś przez M., lat 13.

Opowiadając M. użyła innych słow, lecz takich samych emocji.

2 komentarze:

  1. Może tu się zaraz piekło rozpęta, ale co się dziwić: "myszowate trochę, jasne raczej, do ramion, spódnica bez koloru, sweterek, okrągłe guziczki przy szyi".

    OdpowiedzUsuń