..czyli jedziemy na wycieczkę odcinek 4
... Zieloną Wyspę zamieszkiwało wiele dziwnych stworzeń.
Niektóre z nich przypominały zwierzęta, inne znów podobne były do niej, wyglądały i mówiły jak ludzie, jednak - jak miało się wkrótce okazać - na Zielonej Wyspie nic nie było takie, jak się wydawało.
Nie mogła o tym wiedzieć, gdyż wiele lat samotności na Wyspie Wiecznych Zegarów sprawiło, iż utraciła umiejętność odróżniania odcieni szarości.
Kiedy dostrzegamy kolory - wszystko jest jasne, określone i pewne. Kolory maja nazwy, kształty, nawet smaki. Kolory są poznane, i nie wymagają większej uwagi.
Gorzej z szarością - odcienie szarości są wymagające.
Szarość jest wczesnym świtem i godziną zbliżającego się zmierzchu, obłokiem mgły nad powierzchnią morza, deszczem zbliżającym się znad dolin. Jest szarość kwartą księżyca nad dachem domu, jest chłodem pustego poranka, zimną gwiazdą, która spada do wody.
Jest szarość wreszcie tęsknotą, smutkiem i ciszą.
Gdyby mogła dostrzec te wszystkie odcienie szarości - jej dotychczasowe życie na Wyspie Wiecznych Zegarów byłoby nie do zniesienia, gdzieś w głębi tkwiło w niej to przeczucie, graniczące z pewnością , że tylko kolory są bezpieczne, bo są przewidywalne.
Przez długie, monotonne dni jej zielone oczy zbłękitniały od wpatrywania się w fale, żółtość morskiego piasku zabarwiła papierowym odcieniem jej skórę, a chmurne niebo nad głową nadało włosom potargany i wzburzony wygląd.
Choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy zawsze wyglądała jakby na nieobecną, chodziła trochę bokiem, rzadko podnosiła głowę, a wzrok jej zwykle ślizgał się gdzieś daleko po horyzoncie, jakby szukała tego, czego i tak nie spodziewała się znaleźć.
Zielona Wyspa zdawała się być idealnym dla niej miejscem - żadne z zamieszkujących ją stworzeń nie mogło zobaczyć jej inności, gdyż inność była tu tym, czym wśród Wiecznych Zegarów - monotonność.
Wszystkim.
cdn ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz