czwartek, 8 stycznia 2009

Spotkana. Zapamiętana.







Spotkałam ją na polnej drodze, wśród zalodzonych, śnieżnych pól, w ostrym słońcu, w szarpiącym wietrze, który wciska się pod szalik i sprawia, że grabieją ci trzymające kierownicę ręce.

Kierownicę roweru, nie samochodu.

Ostry mróz trzyma od kilku dni, wczoraj śnieg zasypał pola, ścieżki, zagajniki, krzaki, drogi pierwszej i drugiej kategorii odśnieżania.

Droga, na której ją spotkałam, wije się swawolnie między szpalerem topoli - jedna z tych nieważnych, bocznych dróg, znaczonych stygmatami drzew, które widać już z głównej trasy - jedziesz gdzieś, z punktu a do punktu b, jakąś krajową A1, A7, czy A14, i z oddali widzisz te drzewa, w równym rzędzie, i już wiesz, z rytmu tych drzew, z ich rysunku na tle bladego nieba, że one gdzieś cię zaprowadzą, że ten szpaler ktoś posadził, aby na jego końcu były domy, obejścia, zachrypnięte psy przy budach i zamknięty wiecznie sklepik.

Gdzieś między Bzowem a Rulewem, boczna od A1, gdziekolwiek to jest, ona tą drogą oblodzoną jechała.

Rowerem.

Miała jakieś siedemdziesiąt lat, sześćdziesiąt pięć najmniej.

W ostrym słońcu, które swoim wyrazistym światłem, wydobywającym ostro kształty i kolory przywodzi na myśl kosztowne narciarskie kurorty w Dolomitach – błyszczały jej okulary, pod nimi załzawione od wiatru oczy patrzyły wesoło na boki.

Na głowie miała beret, miękki, pochopnie wbrew swemu przytulnemu ciepłu wykpiony , wyszydzony, narysowany we wszystkich możliwych karykaturach – moherowy. Moherowy beret trzymała chusta, ciasno związana pod brodą. Rower chwiał się na wybojach, gdy ją minęłam - widziałam, że się uśmiecha.

Jechała w słońcu, zakutana w niezgrabny wełniany płaszcz, w kilkunastostopniowym mrozie na kierownicy roweru łopotała na wietrze torba na zakupy, przy siodełku chwiał się uwiązany koszyk, Podskakiwała na lodowych muldach, drobna sylwetka na tle białego pola, wśród bezlistnych topoli.

W ciepłym wnętrzu mojego auta z kilku głośników ( bocznych, przednich, tylnych )sączyła się Evora, piłam kawę z termicznego kubka, wygodnie rozparta w regulowanym, kubełkowym siedzeniu prowadziłam kolejną nieważną rozmowę przez telefon. Minęłam ją , sunąc powoli, przerażona stanem nawierzchni, uzbrojona po zęby w ABS, EBD, bógwieco, bógwiegdzie, poduszki powietrzne kierowcy, pasażera, boczne, tylne, kurtyny opadające bógwienaco, na szczęście przypięta regulowanymi, inteligentnymi pasami bezpieczeństwa. Zobaczyłam ją w mojej podgrzewanej, brudnej od śniegu szybie. Zwolniłam, wzniecając lodowaty tuman śniegu, przerażona śliskością nawierzchni i nierówną walką hondy 1.8 i z chybotliwym jednośladem na lodzie. Zerknęłam w podgrzewane, elektrycznie nastawiane wsteczne lusterko.

Nie obejrzała się, pewnie zamykali sklepik, trzeba się spieszyć.

Pewnie się uśmiechała.

2 komentarze:

  1. Pamietasz rozmowe o zazdrosci?
    Zazdroscic warto jedynie cudzego odbicia w oczach bliskiej mu osoby. Chyba jedynie tego ....

    OdpowiedzUsuń
  2. ..ładnie napisane. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń