środa, 18 lutego 2009

Cooltura


Przepychają się i krzyczą, jeden przez drugiego. Jedna przez drugą wrzeszczą. Napierają i pchają, wywierają fizyczny nacisk.
Nie sposób ich ominąć, ani obejść, lepiej stanąć z boku i czekać spokojnie na rozwój wydarzeń. Jakikolwiek by był, będzie lepszy niż walka o kawałek podłogi w duszącym zapachu potu, cudzych perfum, i wyjściowych marynarek. Przestrzeń między nimi wypełniona jest pohukiwaniami, nawoływaniami, tokowaniem, wabieniem i wrzaskiem. To musi być coś bardzo ważnego, bo potok słów wykrzyczany na górnych rejestrach nie przestaje płynąć : kurwamać,japierdole, noweź, alejaja, hej_Miras_tutajtutaj, Wojtas_chodźtujajużmam, walsięwieśniaku ...
Używając terminologii łowieckiej, znanej mi skądinąd słabo, żeby nie powiedzieć wcale, wygląda to na polowanie zbiorowe z nagonką po tropie ( zwierzyny ), gdzie zamiast tradycyjnego wyczha słychać wyrażenia i zwroty bliskojęzyczne uznawane za nieparlamentarne. Nie żebym ich nie znała, jednak wyjątkowo źle dźwięczą w tym miejscu i czasie. Wiek myśliwych raczej wyrównany : szkolno-gimnazjalny, choć nauczycielki w roli naganiaczy tez niczego sobie waleczne. Walka o zwierza, czyli o kurtki jest tak zaciekła i bezkompromisowa, jakby w wyniku krótkiej zwłoki szatniarki miały przywłaszczyć sobie nieodebrane w porę okrycia i paradować w nich jutro po zaśnieżonym Monciaku.
Co robiłam wieczorową porą ? Po udanym spektaklu próbowałam odebrać płaszcz w szatni Teatru, i pojechać białymi ulicami do domu, wypełniona muzyką , światłami i wrażeniami wieczoru.
Odebrałam i pojechałam. Tylko w całym tym zgiełku ustrzelili mi kilka wrażeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz