poniedziałek, 16 lutego 2009

Same Fusy


Same Fusy
, czwartek, wczesne popołudnie.

Modna i odpowiednio droga herbaciarnia na Starówce, wnętrze jest kosztownie proste , tak miłe, że mam ochotę szkicować je na serwetkach. Cieszę się, że tu jestem.
Zamawiam kawę i grzane wino, dla rozgrzania mojego zziębniętego budowa wnętrza, szkicuję, rozglądam się, a młoda dziewczyna zza baru patrzy na mnie z odrazą. Widzę zza rzęs, jak lustruje moje brudne buciory z budowy, podciągam nogi pod krzesło. Nie jestem tymi, których spotkałam, jestem moimi butami.
Kawiarnia jest miła, ciepła, ja jestem miła, jestem czysta, oprócz butów, i chyba wypłacalna, ciepła tez pewnie jestem, uśmiecham się głupkowato, zagaduję bez sensu, a moje słowa wiszą nad stolikiem, pomiędzy mną a nieuprzejma kelnerką : o, a ja zamawiałam duząkawę_a_taka_mała_ta_filiżanka..
Kawę podajemy w dzbanku, moge pani przynieść inną filiżankę
, jak sobie p a n i życzy - syczy dziewczyna, i kładzie na stoliku wydruk z kasy fiskalnej..
Pani nie życzy sobie już filiżanki, małej ani dużej, żadnej pani sobie nie życzy, wnętrze gasi swoje ciepłe soczyste kolory, a mnie już nie chce się tej kawy, zostały same fusy.

1 komentarz:

  1. Brudne bo brudne bo z budowy, ważne że od Prady, nic się dziewczyna nie poznała.

    OdpowiedzUsuń