czwartek, 12 marca 2009
Dybuk
`Czy ktoś opluł to mieszkanie?!` mówi przez łzy roztrzęsiona klientka, która szykuje sobie paradny apartament w Wieżach, i nie radzi sobie z traumą budowy.
Trauma budowy to zjawisko nader częste : ileż to razy widziałam klientów na skraju załamania nerwowego, kiedy podłoga przyszła w dwóch odcieniach, dostawa lamp opóźniła się o dwa dni, lub też pan Kazik z panem Heńkiem dali w gaz i położyli płytki ścienne na podłodze.
Jedynym kłopotem Klientki jest dziś geometria umywalek w 10-metrowej łazience, lecz ona już bliska jest obarczenia nadprzyrodzonych sił swoimi zmartwieniami. Uspakajam ją, jak umiem, szkicuje rozwiązanie, pocieszam, i ..myślę o dybuku.
Wspominam Dom, kilka lat temu, nad jeziorem, z pięknym widokiem, dom wielki, pusty i posępny.
Pamiętam, kiedy przyszłam tam na pierwszą wizję lokalną, a w pokoju przy wejściu stała Jego popielniczka, nadal pełna. Pamiętam ogromny salon, wysoki na dwie kondygnacje, przykryty na wysokości drugiej siatką maskującą, by ochronić domowników przed zimnem nieogrzewanego piętra nad nimi. W salonie stał Jego biały fortepian, na nim duże, czarno-białe zdjęcie i świece, a obok - popielniczka szarych,dawno zgasłych petów. Umarł na raka przełyku, palił zapewne do końca. Był Bardem Solidarności, pieśniarzem czasów zniewolenia, głosem antykomunistycznej opozycji . Zapewne był też trudnym człowiekiem, jak zwykle trudni bywają artyści, a ostatnie miesiące ( lub lata) spędził w tym właśnie, ponurym,wielkim Domu.
Dom był na skraju katastrofy budowlanej, jego właścicielka na skutek zmiany stanu cywilnego została sama z domem, w połowie niewykończonym, i Bardem - umierającym tam na raka przełyku.
Nasi Klienci kupili go, niepomni na nasze odradztwo, podpisali akt notarialny, najęli nas i robotników i ... zaczęli z Domem walkę.
Mieli pomysł, entuzjazm i środki, i nic nie było im straszne. Choć Dom nie był skrojony na ich potrzeby - bardzo chcieli co rano patrzeć z okien sypialni jak lekki wietrzyk porusza powierzchnią jeziora.
Budowa nie była łatwa. Wszystkie możliwe siły zaprzęgnięte w remont zdawały sie być nic nie znaczące wobec faktu, że w domu zamieszkał dybuk. Wykładzina raz ułozona przez fachowcow na drugi dzień była pofałdowana. Tapety odklejały się ze ścian jak papier z dziecięcych wyklejanek. Przepiękny drewniany pochwyt klatki schodowej, szkutnicza prawie robota - po odwinięciu z zabezpieczającej folii - okazywał się być pocięty ostrym narzędziem na całej swojej długości. Nieważne jakie furmanki pieniędzy przyniósłby cierpliwy inwestor - niknęły wszystkie w potopie poprawek, przeróbek, napraw i awarii.
Dziś Klienci mieszkają w Domu, co rano z okien sypialni widzą, jak wietrzyk porusza powierzchnią jeziora. Nad Domem odprawiono egzorcyzmy remontu : nową cegłą zamurowano wątplliwości, pod tapetami zaklejono pewnie jakieś wiersze, nuty przybito gwoździami, świeża szpachla i mokra farba zakryły ślady niespokojnego ducha. W tym domu się nie pali, po co więc komu popielniczki pełne zgasłych petów ?
Dybuk odszedł. Gdzie ? Nie wiadomo.
A może wcale go nie było ?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj był był.... co JA się z tym domem miałem, o was nie wspominając ;)
OdpowiedzUsuń.. no K.to dopiero z domem miała ! I z dybukiem..;)
OdpowiedzUsuń