Nie umiem porównać choć jednego dnia, tygodnia, miesiąca, roku wstecz - żeby był taki jak teraz. Czy to moja pamięć jest ulotna, czy rzeczywiście nowe są dla mnie te doświadczenia ?
Życie, ta ustawiczna dreptanina, ta śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową, to najcudowniejsze ze zjawisk - stało się dla mnie jakieś niezrozumiałe.
Niezrozumiałe - bo zbyt proste. Czy naprawdę żyje się po to, aby wtorki szły po niedzielach, środy przed czwartkami, piątki tuż przed sobotą ? Zanim tydzień zacznę , już się kończy, a ja zostaje z ciągle tymi samymi pytaniami : ile jeszcze ?
Ile jeszcze tak będzie, że nie będę czuła, jak czas sypie mi się w mojej własnej, powszedniej klepsydrze ? Potrzebuję szorstkiego piasku plaży pod stopami, słońca, wiatru, ciszy, czasu, zmysłów. Potrzebuję odpocząć i przestać realizować marzenia jednych, z udziałem drugich, na potrzeby trzecich, za pieniądze czwartych.
Tak, jestem szczęśliwa. Tylko na tę chorobę chciałabym przepisać sobie małą tabletkę pocieszenia. Nadzieję, że będzie inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz