środa, 25 sierpnia 2010

Ewa

W poszukiwaniu tej kobiety poruszyłam ziemię.
Najpierw dostałam imię.
Imię podał mi ojciec jej koleżanki ze szkolnej ławki. Koleżanka leży w śpiączce od czterech lat, więc telefonu nie da. To jasne.
Znalazłam szkołę, w szkole sekretarkę, po niej dyrektorkę, od niej nauczycielkę. Nauczycielka jest na emeryturze ( minęło kilkanaście lat ) i w Lublinie. Dyrektorka nie pamięta, ale pójdzie do archiwum. Do archiwum wysyła asystentkę, która spieszy się na urlop i ma dużo liczenia ( przed urlopem ).
Archiwum przechowuje nazwisko.
Nazwisko jest panieńskie. De domo. Imię ( mam nadzieję )- niezmienione.
Odwiedziłam naszą - klasę , facebooka, twittera i golden-line. Nie ma śladu po panience o tym nazwisku, zwłaszcza że minęło już tyle lat, nauczycielka na emeryturze, koleżanka leży w śpiączce, a asystentka na urlop..
Panieńskie nazwisko widnieje w pożółkłej książce telefonicznej małego miasta powiatowego. Książka jest realna, nie wirtualna. Prawdopodobnie ( nie widziałam jej ) ma zszarzałe, cienkie jak pergamin kartki zapisane drobnym drukiem, którego nie potrafiłabym przeczytać bez okularów. Kartki pachną kurzem, tłuszczem z babki na niedzielę, kremem Nivea i wspomnieniami. Nazwiska w tej książce są jak klepsydry na płocie cmentarza komunalnego : kombinacją liter ledwie przypominają żyjącą osobę, która i tak nie odbierze. Numery telefoniczne są nadal sześciocyfrowe, więc trzeba dodać jeszcze jedną cyfrę w zależności od dzielnicy i prefix, obowiązujący od kilku lat w TPsa.
Mój przyjaciel jedzie do małego miasta powiatowego i odwiedza starych rodziców. Oni mają książkę telefoniczną i nadal z niej korzystają ( przed wybraniem numeru z książki dodają jedną cyfrę i prefix) bo ich znajomi bywają w domu w godzinach przedpołudniowych i odbierają telefon. Przyjaciel przepisuje dla mnie szesnaście sześciocyfrowych numerów zarejestrowanych w pożółkłej książce o cienkich kartkach na nazwisko, którego nie podał mi ojciec, którego córka leży w śpiączce od.. Numery dyktuje mi przez telefon ( komórkowy ). Zapisuję je w czarnym notesie.
Dzwonię.
Z szesnastu numerów pięć nie odpowiada, siedem jest abonentem czasowo nie dostępnym, a cztery nie zna kobiety o imieniu Ewa.
Stukam palcem po klawiaturze telefonu czekając na tych, którzy w końcu odbiorą.
Czekam na głos po drugiej stronie linii, który powie : `Ewa ? Tak, znam Ewę. ` Ja muszę z Ewą porozmawiać.
Podróż reportera jest podrożą w nieznane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz