niedziela, 21 listopada 2010

poronne próby pisania

Wychodzę, wchodzę, znajduję wolne miejsce, wyjmuję laptopa i zaczynam. Ciepłe wnętrze, spokojna muzyka, w powietrzu kawa. Dyskretny szmer głosów z sąsiednich stolików.
Wyszłam na miasto poćwiczyć inność.
Nie mogę przecież ciągle pisać w domu. T u, wśród zbyt dobrze znanych przedmiotów, cukiernicy na stole, dżinsów na suszarce, z kotem, co łasi się do kolan. Duszę się w tych didaskaliach, chcę być tą samą gdzie indziej. T a m chcę być wielosłowną, wieloznaczeniową, złotoustą, płodną. A może to próba autooszustwa ? defraudacja nastroju ? odroczenie obowiązku pisania ?
Może.
Podejmuję tę próbę. Wychodzę, wchodzę, rozkładam laptopa i zaczynam. Pójdzie dobrze : miejsce jest mi znane, okoliczności bezpieczne, ludzie wokół rozpoznawalni. Na pewno dziś właśnie tu napiszę tekst, znajdę do niego słowa, zbuduję uniwersalne treści.

Po pierwszym moim zdaniu ktoś przysiada się ze swoim.
A więc jednak zbyt znane, zbyt bezpieczne, oni za bardzo rozpoznawalni ? Podobno tak jest w każdej knajpie - ci za barem od razu czują tych, co w drzwiach. To jakby mieli niewidzialny radar, którego wrażliwa antena wysuwa się na widok znanej twarzy. Tobie ( mnie, wam, im) wydaje się, że jesteś jak przybysz z innej planety w czapce-niewidce na głowie. Że pozostaniesz twarzą w oknie, fiskalnym na kasie, filiżanką po kawie. Odsuniętym krzesłem.
Nic podobnego. Znają cię.
Jesteś miejscem przy stole, które ( zbyt )często zajmujesz.
Jesteś niezmiennym latte i niegazowaną z lodem i cytryną.
Jesteś mężczyzną, z którym cię widzieli . I tym, z którym nie zobaczą cię więcej.
Jesteś twoją cudzą historią.
Biorę oddech i cierpliwość, zamykam laptopa, odkładam notatki. Rozmawiamy.
O wczorajszym Zjednoczeniu Czytelniczym w Warszawie, domniemanej małości reportażu, dwudziestoletniej samotności, co już nie doskwiera, pogodzie, co zawsze nie ta.
O pieniądzach, związkach, podróżach i słowach.
Rozmawiamy, ja nie piszę, i nie czytam nawet , ale już wiem, po co wyszłam i weszłam, dlaczego zamieniłam shiraz w łóżku na niegazowaną przy stoliku. Zadaję pytanie i czasem dostaję odpowiedź, podejmuję próbę zrozumienia innego niż mój świata, dostrzegam, czuję, dotykam. Najmniejsza historia jest lepsza niż własna, bo w tej cudzej przynajmniej nie znam zakończenia.

I jednak udało mi się napisać kilka zdań. Właśnie je czytasz .

3 komentarze:

  1. i nawet, bardzo lubię je czytać. I czuję jak walczysz i jak się nie poddajesz i podziwiam, że jesteś tak otwarta i konsekwentna.
    Że podejmujesz potyczki ze słowami, że zwyciężasz.

    Lubię Cię czytać. Jest o czymś. Jest z sensem. Jesteś wyrazista w pisaniu. Lubie to :)

    OdpowiedzUsuń
  2. .. a tak mało piszę, J. P
    Piszę w plikach niepublikowanych na blogu ( nie wolno ), w notatkach. Godziny wywiadów przepisane na znaki dają kilkadziesiąt stron. Nie żalę się, lubię to, tylko ciągle gdzieś kołacze mi pytanie : po co ? dlaczego to robię ?
    Co dalej ?
    Czy się uda ?
    Ciepło pozdrawiam, dziękuję,j.
    m.

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrze piszesz, to są dobre próby i dobre skutki,
    czytam prawie wszystko w tym blogu, pytanie "po co" jest takie sobie: po to, żeby to robić i dlatego się uda,
    a ja trochę zazdroszczę i chcę mieć dobry dyktafon, chociaż nie wiem jeszcze po co, to się wzięło od Ciebie, z tego bloga,
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń