poniedziałek, 15 września 2008

zimne futro


Elizabeth Gilbert w `Jedz, módl się, kochaj` stawia dość ryzykowną i lekko stukniętą , acz bardzo kuszącą tezę, że każde miasto ma swoje s ł o w o :
`(...) każde miasto posiada jakieś jedno słowo, które je określa i które można odnieść do większości jego mieszkańców.
Gdyby się potrafiło czytać myśli ludzi. którzy mijają nas na ulicy w dowolnym mieście, odkryłoby się, że większość ma w głowie tę samą myśl. I to właśnie ona jest słowem miasta (...)". s.156


Oczywiście rozwijając tę przedziwną teorię, łatwo dojść do wniosku, że i m y mamy nasze słowa, które nas określają.
Zanim jednak wymyślę co jest m o i m słowem, wiem bez wątpienia, że

słowem Warszawy jest na pewno Z D Ą Ż Y Ć.

W Warszawie ZDĄŻYĆ próbują bez mała wszyscy. Wszędzie.Po wszystko .

Trzeba zdążyć na spotkanie, na telefon, do pracy, do sklepu, na film i na obiad.
Na taksówkę, do metra, do tramwaju i na samolot.
Zdążyć odebrać telefon i zdążyć telefon wykonać.
Zdążyć zrobić karierę, zakochać się, kupić mieszkanie ( albo penthouse), osiągnąć sukces.
Zdążyć zarobić pierwszy milion, urodzić dziecko lub dzieci trójkę, skończyć szkoły, zacząć studia, rozwieść się, zaręczyć, odwiedzić Galapagos i Karaiby, zatańczyć w Tańcu z Gwiazdami, skoczyć na spadochronie i przez przeszkodę.
Zdążyć, zdążyć, zdążyć...

Z takiej to pospiesznej, zagonionej, wiecznie spóźnionej, ledwo_zdążającej stolicy przywiozłam nieoczekiwanie ładną, rodzinną historyjkę :

W zniszczonej Gdyni 1947, gdzie nie zostało już nic sprzed Wielkiej Wojny, moja babka, Zofia Rohozińska z Wigurów mawiała do 10-letniej wówczas dziewczynki, mojej ciotki :
- Moja droga, pamiętaj : nigdy nie kupuj karakułów.

To takie z i m n e futro.


Słowem babki Zofii musiała być P A M I Ę Ć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz