Widzę siebie, stojąca w zielonej sukience w anonimowym tłumie.
Podnoszę rękę, opuszczam, znów podnoszę, wykrzywiam wargi w grymasie uśmiechu, marszczę brwi, mrużę oczy.
Otwieram usta i wydobywa się z nich kilka banalnych słow.
I jeszcze kilka . I znów. A teraz słowo wesołe, i inteligentnie i dowcipnie jeszcze żeby było. Podnoszę palce stopy i dotykam marmurowej posadzki, odrywam pietę od podłogi, opieram palce stopy drugiej, i znów wspięcie na palce, pięta, palce, pięta.
Wystudiowanym, pozornie swobodnym gestem podnoszę dłoń i poprawiam fryzurę : odgarniam z czoła kosmyk, potrząsam głową, i włosy opadają mi miękką falą na twarz.
W lustrze w toalecie otwieram moją śliczną , wieczorową torebkę i wyjmuję szminkę.
Maluję usta nie patrząc - jest duszno, gorąco wręcz - szminka topi się od ciepła i łamie się wpół: plamię palce różową lepkością.
Wygładzam tę ładną zieloną sukienkę, wierzchem dłoni wycieram pot z górnej wargi - dlaczego tu jest tak ciepło ?
Powoli wracam na salę , podnosząc stopy jedna za druga, odrywając je od posadzki i kładąc z powrotem, prosto w anonimowy tłum.
Uśmiecham się ładnie, bardzo ładnie, i miło, tak ładnie i tak miło,jak tylko potrafię, marszczę brwi, mrużę oczy, podnoszę palcestopypietęłokiećkolano, i dźwigam całą tę resztę.
Wracam nocą przez opustoszałe Miasto. Na ulicach o drugiej nie ma samochodów, migoczą pomarańczowe światła sygnalizacji, mija mnie polewaczka, wielkie szczotki myją jezdnię.
I słyszę w radiu jak Jan Paweł II zniekształconym przez chorobę głosem śpiewa z młodzieżą Pater Noster..
I nagle z każdą kałużą wody, z każdą frazą Ojcze Nasz wyśpiewaną po łacinie czuję, jak w ciszy uderza, po raz pierwszy dziś, moje serce.
Hello darkness, my old friend, I`ve come to talk with you again..
Słucham Papieża, i odcinam kolejne sznurki mojej marionetce, oddycham głęboko i z ulgą płaczę, płaczę, płaczę.
I nareszcie czuję: że to był trudny dzień, że się bałam, i byłam głodna, że czuję się samotna, że nie zawsze mogę to wszystko tak, i tym wszystkim tak, że chciało mi się pić, że ...
Po policzkach płyną mi łzy, moczą moją zieloną sukienkę, zbieram je do tej ślicznej wieczorowej torebki, na wargach słono rozmazuje mi się szminka.
Łzy, jak brudna woda z polewaczki ulic - myją moją odzyskaną znów duszę.
Pater noster, qui es in caelis,
sanctificetur nomen tuum.
Adveniat regnum tuum.
Fiat voluntas tua, sicut in caelo,
et in terra.
No znaczy że fajna impreza była?
OdpowiedzUsuńsmutno
OdpowiedzUsuń