środa, 15 października 2008

the times, they are a changin`



czyli Muzeum Sopockich Figur Woskowych

odcinek I "Judith i Holofernes"



Szła ulicą, taką ulicą, którą zbyt rzadko się chodzi, bo pełno na niej samochodów, mijających niepotrzebnych przechodniów w pędzie, lub – w zależności od pory – wlokących się wzdłuż chodnika w spalinach popołudniowego korka.

Nie było to miejsce na spacery .

Ta ulica była jak pas transmisyjny z miejsca, z którego wyruszasz, do miejsca, gdzie musisz się dostać. Przelotówka miasta, najdłuższa, brudna, zatłoczona ulica potrójnej metropolii.

Tą ulicą szła. Nieobecna i zamyślona, Szła ciężkim, kolebiącym się krokiem, kiwała się na boki, pod fałdami obszernego szala kołysał się jej obfity biust.

Prawie ciągnęła za sobą bezkształtna siatkę, wypchaną jakimiś śmieciami, osobistymi rzeczami, pospiesznymi zakupami w Biedronce.

Na głowie upięte gęste, kasztanowe włosy, poprzetykane pasmami siwizny, dziś pamiętające zbyt dawne farbowanie, związane w zbyt już swobodny kok. Zawsze potrafiła ubrać się z dość niewiarygodną jak na tamte czasy artystowską manierą : powłóczyste szale, głęboka czerń, obfite koronki, fałdy materii udrapowane wokół pasa jak u prerafaelickich madonn.

Kiedyś była piękna. Nadal na jej lekko obrzękłej twarzy widać było ślady dawnej urody.

Blada cera, już prawie siateczka zmarszczek wokół oczu, i ten intensywny , porywający makijaż : usta obrysowane mocną kreską, na porcelanowych policzkach jabłuszka różu, podkreślone ostro, jak u Demarczyk, niewiarygodnie wyraziste oczy.

Dziś szła ta ulicą. Widziałam ją z okna mojego toczącego się w korku auta.

Była ociężała, samotna, ubrana nadal wyzywająco, lecz dziś już - trochę nawet śmiesznie.

Była .. zmęczona.

A przecież pamiętam ten prawie niedawny czas, czas dwadzieścia lat temu, kiedy była seksowną, drapieżną, rozedrganą emocjami, kokieteryjną divą. Władczynią wielu randek, lodołamaczką męskich serc, królową tysiąca i jednej nocy.

Salome i Desdemona, Mata Hari i Meluzyna.

Piękna i wesoła - salowa w szpitalu, w którym pracowałam.

Przedmiot zazdrości trochę młodszych, nieopierzonych jeszcze kobiet.

Kobiet takich jak ja - salowa w szpitalu, w którym pracowała.

Przeglądam się w lustrze mijanych ludzi. Oni odbijają moje minione dni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz